Читать книгу Paryż 885-886 - Robert F. Barkowski - Страница 7
Wikingowie przeciwko Frankom
ОглавлениеNa początek warto pokrótce zaprezentować uzbrojenie i opisać aspekty sztuki wojennej.
W przededniu wybuchu trwających ponad sto lat wojen pomiędzy Frankami a wikingami frankijskie siły zbrojne stały na najwyższym poziomie rozwoju militarnego ówczesnej Europy, zarówno pod względem technicznym, jak i arkanów sztuki wojennej. Po części wynikało to z dziedzictwa przejętego po Rzymianach przez władców dynastii Merowingów, kontynuowanego i rozwijanego przez Karolingów. Karol Wielki stworzył jazdę pancerną, dumę i główną siłę uderzeniową armii frankijskiej. Rozległe imperium pozwalało na mobilizację wielkich armii, zaś rozwój gospodarczy – na zapewnienie uzbrojenia najlepszej jakości. Pod sprawnymi rządami władcy lokalni hrabiowie i biskupi oraz pozostali możnowładcy szybko i skutecznie organizowali wokół siebie liczne oddziały konnicy, lekkiej i ciężkozbrojnej, złożone przeważnie z wasalnych poddanych – rycerzy, zawodowych wojowników, drużyny przybocznej i rycerstwa służebnego (nieposiadającego własnej ziemi). Do tego dochodziły, w zależności od potrzeby i rodzaju planowanej operacji, oddziały milicji, np. w celu obsadzenia murów obronnych. U wikingów organizacja sił zbrojnych była prosta: słynny z poprzednich czynów przywódca, członek bogatego i znaczącego rodu lub wręcz przedstawiciel rodu dynastycznego organizował wokół siebie większe lub mniejsze bandy awanturników i prowadził ich na wyprawę grabieżczą. Broń i uzbrojenie ochronne każdy musiał zapewnić sobie sam. Sukces pierwszych najazdów spowodował lawinowe narastanie dwóch procesów: 1) Dzięki bogatym łupom w wikińskich oddziałach bardzo szybko każdy, najzwyklejszy nawet wojownik, był świetnie uzbrojony w miecz, włócznię, topór, okrągłą tarczę, hełm z nosalem i kolczugę; 2) Powodzenia wypraw zachęcały kolejnych śmiałków, więc niebawem większość męskiej populacji Skandynawii przebywała czasowo lub na stałe na tzw. wikingowaniu, czyli rozboju.
Przewaga Franków nad wikingami, aż do zakończenia epoki najazdów, polegała na posiadaniu naprawdę świetnie wyszkolonej i wyposażonej jazdy pancernej. Po pierwsze, jeźdźcy w kolczugach byli w stanie przełamać każdą, nawet najdokładniej sczepioną ścianę tarcz. Po drugie, lekkozbrojna jazda mogła szybko dopaść plądrujące okolicę i obciążone łupami oddziały wikingów. Lokalny możnowładca był w stanie wystawić do kilkuset opancerzonych jeźdźców, zdyscyplinowanych, odważnych, zaprawionych w boju i manewrach taktycznych. Z taką siłą wikingowie woleli unikać kontaktu. Ci z kolei mogli liczyć na siłę, odwagę i zwinność pojedynczego wojownika, ale początkowo ustępowali Frankom pod względem technicznym, szczególnie jeżeli chodzi o jakość uzbrojenia. Ich topory okazały się wprawdzie świetne, mimo to pożądali frankijskich mieczy. Począwszy od VIII wieku frankijscy kowale byli w stanie, poprzez skomplikowany proces chłodzenia bogatego w fosfor żelaza, stworzyć głownię o jakości zbliżonej do nowoczesnej stali szlachetnej. Miecz całkowitej długości około 90–100 cm (80–90 cm stanowiła głownia, reszta to rękojeść z głowicą), o elastycznej, a zarazem twardej głowni nadawał się doskonale do cięcia i efektywnej walki wręcz. Nic dziwnego, że frankijskie głownie szybko stały się przebojem importowym na wikińskim rynku, zanim jeszcze doszło do otwartych konfliktów zbrojnych. Skandynawscy kupcy masowo sprowadzali do ojczyzny frankijskie uzbrojenie i broń z rynków w Nadrenii, dopóki Karol Łysy nie zabronił ostatecznie procederu wywozu broni do krajów sąsiednich. Ale było już za późno, poza tym przemyt funkcjonował w najlepsze i mnóstwo sprzętu zdobywano na wyprawach wojennych. Skandynawscy zbrojmistrze stworzyli własny, specyficzny dla wikińskiej sztuki rodzaj ozdobnych głowic i rękojeści. Stąd większość wydobytych dzisiaj przez archeologów wikińskich mieczy ma frankijską głownię z rękojeścią i głowicą skandynawskiej produkcji. Obecnie w literaturze fachowej miecze te, produkowane w Nadrenii, nazywa się „mieczami karolińskimi”. Odkrycia archeologiczne lub inne, przypadkowe, wydobyły na światło dzienne dużą liczbę mieczy karolińskich na terenie Skandynawii lub w miejscach stałych obozów, np. we Fryzji, dłuższy czas nazywano je „wikińskimi”. Dopiero badania wykazały, że oprócz sposobu ich oprawiania według lokalnych, wikińskich upodobań nie mają one ze skandynawską produkcją nic wspólnego, więc przestarzała nazwa „miecze wikińskie” okazała się nieadekwatna. Zresztą miecze karolińskie docierały nie tylko do rąk wikingów (różnymi drogami), lecz również do Słowian w Europie środkowo-wschodniej, a nawet na Bliski Wschód. W Nadrenii działało wiele manufaktur kowalskich i płatnerskich, o czym świadczą napisy i znaki producentów na głowniach mieczy. Najbardziej chyba rozpoznawalnym wśród odnajdywanych mieczy jest napis producenta, najwyraźniej słynnego wówczas kowala, +VLFBERH+T (transkrypcja: Ulfberht) – do tej pory znaleziono ich około 40 sztuk[8]; mniej rozpowszechnionymi są INGELRII czy LEUTFRIT. I tak, pośród wielu mieczy karolińskich z okresu IX–X wieku, znalezionych tylko na obszarze dorzeczy Ren – Moza – Skalda, dziewięciu z nich bez wątpienia używali wikingowie, na co wskazują charakterystyczne dla nich sposoby oprawiania. Podsumowując, na polu walki Frankowie i wikingowie masakrowali się nawzajem przy użyciu mieczy tej samej produkcji i jakości. Oprócz opisanego miecza długiego wikingowie byli dodatkowo uzbrojeni w rodzaj długiego, jednosiecznego noża o szerokiej głowni zwanego „saks” (w językach: staro-wysoko-niemieckim – sahs, szwedzkim – sax, norweskim i duńskim – saks, fińskim – sakset). Występowanie tej broni notowano najwcześniej w Skandynawii od IV wieku, skąd rozpowszechniła się kolejno w strefie Bałtyku, nad dolną Łabą i obszarach monarchii Merowingów. O ile na ziemiach Franków wyszła z powszechnego użycia już na początku IX wieku, o tyle w Skandynawii używano jej dalej do końca XI wieku. Zarówno Frankowie, jak i wikingowie używali z powodzeniem oszczepów, włóczni (ok. 2,5 m długości). Specjalnością wikingów stały się topory bojowe jako broń podstawowa, a te najcenniejsze pokryte były nierzadko bogatymi ornamentami ze złota i srebra – zwykły, niemajętny wojownik pozbawiony był być może środków na zaopatrzenie się w miecz, ale zawsze dysponował ciężkim toporem na długim stylisku. Do uzbrojenia ochronnego należała drewniana tarcza, wówczas okrągła, wzmocniona metalowym umbem pośrodku. Oprócz tego w obu wojskach używano z powodzeniem łuku. Standardowym wyposażeniem w obu armiach była kolczuga, która od około 850 roku nie była dla wikingów już żadnym rarytasem, tak jak jeszcze przed końcem VIII wieku. Wśród wikingów i Franków popularny był hełm stożkowy z nosalem, Frankowie oprócz tego używali również, wywodzącego się z epoki antycznej, hełmu otwartego o dzwonie otoczonym szerokim rondem (kapalin).
Jak z powyższego wykazu wynika, z wyjątkiem ciężkich wikińskich toporów bojowych wyposażenie było niemal jednakowe dla obu stron konfliktu. Wikingowie byli zdolnymi uczniami. Ze zdumiewającą szybkością przejmowali od Franków techniki militarne. Jeżeli jeszcze w IX wieku wikingowie nie opanowali walki konnej na sposób i jakość frankijskiej jazdy pancernej, to już pod koniec X wieku konnica normańska należała do czołówki chrześcijańskiego świata, by podczas pierwszej krucjaty w XI wieku stanowić kwiat rycerstwa. Podczas oblężenia Paryża stosowali całe spektrum sprzętu oblężniczego, nieustępującego pod żadnym względem machinom stosowanym przez obrońców na murach miasta. W niektórych militarnych aspektach przewyższali Franków. Godny uwagi jest wikiński system rozpoznania i zwiadu. Najczęściej byli z góry uprzedzeni o frankijskich poczynaniach, szybko reagowali na zachodzące na ziemiach Franków zmiany polityczne i potrafili natychmiast dostosować strategię do danej sytuacji. Doskonale wiedzieli, kiedy i w jakim mieście lub opactwie odbywa się targ lub uroczystość kościelna, gwarantujące przybycie większej liczby ludności i nagromadzenie dobrobytu – wtedy opłacało się dokonywać najazdu. Zgrupowania sił zbrojnych operowały elastycznie, większe armie dzieliły się błyskawicznie na mniejsze, samodzielnie operujące kontyngenty, by w razie potrzeby ponownie złączyć się w jedną armię.
W poprzednim rozdziale wspomniano, że postępowanie wikingów na najeżdżanych przez nich terenach spotkało się ze zdecydowaną krytyką ówczesnych frankijskich autorów, piszących z własnego punktu widzenia: mordy, okrucieństwo, bezwzględność, dzikość, barbarzyństwo – tak widziano nieproszonych przybyszy ze Skandynawii. Z kolei skandynawscy pisarze średniowieczni, gdy zaczęli spisywać dzieje ich narodów, starali się ukazać swoich przodków w jak najbardziej korzystnym świetle. Z drugiej strony, oceniając obiektywnie ze współczesnego punktu widzenia, zachowanie wikingów nie odstępowało zbytnio od poczynań Franków. Karol Wielki również bez zmrużenia oka nakazał egzekucję 4,5 tys. saskich wojowników po zwycięskiej bitwie pod Verdun w 782 roku. Ciekawe światło na wikińskie najazdy rzucają frankijskie roczniki Annales Bertiniani obejmujące lata 830–882. Pośród wielu opisów wikińskich grabieży, bestialstwa i łupiestwa nie ma ani jednej wzmianki o gwałtach na kobietach. Co nie oznacza, że do takich przypadków dochodziło. Tyle że te same roczniki dwukrotnie wspominają o gwałtach na kobietach dokonanych przez frankijskich rycerzy, do tego raz na zakonnicach. Bywało nawet, że frankijskie damy wysokiego urodzenia szukały w wikińskich obozach schronienia przed swoimi zbyt impulsywnymi mężami.
Ujmując rzecz lapidarnie: przez cały okres najazdów na ziemie Franków wikingowie zdobywali łupy, i po to przede wszystkim wyruszali na wyprawy. Majątek Franków, w dużej mierze ruchomy, w postaci np. skarbów kościelnych, kosztowności klasy feudalnej czy nagromadzonych po miastach oszczędnościach kupców i handlarzy, to nie wszystko. Na okrągło zdzierali z Franków złoto, srebro i monety jako okupy, wymuszenia, pieniądze za „ochronę” itd. Sumy te dochodziły niejednokrotnie do kilku, parokrotnie nawet do kilkunastu tysięcy kilogramów (nieufni wikingowie mierzyli okup, przeliczając go wagowo, a nie jego wartość nominalną). Stąd bardzo szybko stać ich było na zakupienie osobistego sprzętu wojennego. W celu zobrazowania tematu w tabeli porównano średnie ceny broni i uzbrojenia z innymi towarami handlowymi w IX wieku na ziemiach Franków. Gwoli przypomnienia: po reformie monetarnej Karola Wielkiego z lat 793/794 z niecałego pół kilograma (dokładnie 406,5 grama) czystego srebra bito 240 monet (fenigi, denary).
Wartość (srebro w gramach) | Broń, uzbrojenie, ekwipunek | Pozostałe towary handlowe |
3 | 1 nóż | 30 kurczaków lub 1 kg zboża |
5 | 1 sprzączka do pasa | |
10 | 1 lejce | |
15 | 1 owca | |
30 | 1 świnia | |
51 | 1 włócznia | |
126 | 1 strzemię lub 1 krótki miecz | 42 kg zboża |
137 | 1 tarcza + 1 włócznia | 1 krowa |
204/306 | 1 niewolnica / 1 niewolnik | |
410 | 1 hełm | 3 woły |
478 | 1 miecz z pochwą | 1 koń |
820 | 1 kolczuga | 1 niewolnica + 2 niewolników lub 28 świń |