Читать книгу Książę Jeremi Wiśniowiecki - Romuald Romański - Страница 5
Zamiast wstępu
ОглавлениеKsiążę Jeremi Michał Korybut Wiśniowiecki zmarł w niedzielę 20 sierpnia 1651 r. o 11.00 rano po krótkiej, gwałtownej, tajemniczej i do dziś właściwie niezdiagnozowanej chorobie. Stało się to w Pawołoczy na Ukrainie, w obozie wojsk koronnych, podczas pościgu za pokonanym pod Beresteczkiem hetmanem kozackim Bohdanem Chmielnickim. W chwili śmierci Jeremi był człowiekiem stosunkowo młodym – nawet jak na XVII-wieczne standardy – miał bowiem dopiero 39 lat (prawdopodobnie, gdyż sprawa nie jest do końca pewna, ale o tym później).
Nic też nie wskazywało na tak szybki i tragiczny koniec jego bujnego, pełnego przygód życia. Książę zaliczał się raczej do ludzi zdrowych, oczywiście jak na kogoś żyjącego w XVII w. (na ogół jego rówieśnicy nie cieszyli się wówczas bardzo dobrym zdrowiem). Był też w doskonałym stanie psychicznym, pełen nadziei na rychłą realizację dwóch największych marzeń, jakie miał w ostatnich latach swego życia: na ostateczne pokonanie „buntowników”, czyli Kozaków i chłopów ukraińskich pod wodzą Bohdana Chmielnickiego, oraz na powrót do swego ukochanego „państwa zadnieprzańskiego”. Łatwo zgadnąć, że marzenia te ściśle się ze sobą wiązały, bo jednego bez drugiego zrealizować się po prostu nie dało. Ale też wówczas, w sierpniu 1651 r., nie były to bynajmniej marzenia nierealne. Druzgocąca klęska poniesiona w bitwie pod Beresteczkiem przez hetmana zaporoskiego Bohdana Chmielnickiego i ucieczka z Ukrainy jedynego wartościowego sprzymierzeńca Kozaków, chana Tatarów Krymskich Islam Gereja III, pozwalała żywić nadzieję na ostateczne spacyfikowanie Ukrainy, a tym samym na powrót szlachty i magnatów do dawnych włości.
Nieoczekiwana i dramatyczna śmierć księcia Jeremiego zaskoczyła wszystkich – zarówno żołnierzy w armii, z którą Wiśniowiecki maszerował, aby ostatecznie rozprawić się z Chmielnickim, jak i rzesze szlachty w całym kraju. Snuto oczywiście domysły na temat jej przyczyn. A wszystko sprowadzało się do pytania, czy ktoś aby nie spowodował jej świadomie i celowo, dokonując udanego zamachu na życie księcia. Ludzi mających takie podejrzenia było wówczas wielu, toteż Rzeczpospolita zatrzęsła się od plotek, a kronikarz żydowski Natan Hannower napisał wprost, że: „w owym czasie zazdrościli panowie bardzo ks. Wiśniowieckiemu coraz to większych godności i zaszczytów, i dali mu do picia truciznę. I umarł książę Wiśniowiecki”.
Czy tak było naprawdę? Z problemem przyczyn śmierci księcia, a konkretnie z odpowiedzią na to pytanie, przyjdzie nam się oczywiście jeszcze zmagać, ale na razie nie uprzedzajmy faktów i zajmijmy się raczej jego życiem. Zwłaszcza, że sporo było w nim momentów dramatycznych, a czasem wręcz tragicznych, czemu nie należy się dziwić, gdyż księciu przyszło żyć w czasach, gdy na Rzeczpospolitą zwaliła się burza kozacko-ukraińska. Zapoczątkowała ona erę wojen i klęsk, w wyniku których państwo spadło z piedestału mocarstwa (przynajmniej lokalnego), aby powoli zacząć staczać się na samo dno. A w takiej epoce trudno o zwyczajne, nudne życiorysy. Nie brak też pytań, na które nie ma łatwych odpowiedzi.
Ale czy dramatyczne życie i tragiczna śmierć wystarczająco uzasadniają trwające do dziś zainteresowanie postacią Wiśniowieckiego? Co było w tym człowieku takiego, że już za życia stał się niekwestionowanym bożyszczem „narodu szlacheckiego”? Zresztą nie tylko szlachty, ale również i Żydów, którzy głosili chwałę księcia w całej Rzeczpospolitej, ba, w całej Europie, nazywając go bez mała Mesjaszem i zbawcą „narodu wybranego”? A przecież Żydzi na ogół nie ulegali nieuzasadnionym fascynacjom niczym naiwne pensjonareczki. Wręcz przeciwnie, na ogół patrzyli trzeźwym i chłodnym okiem na świat i ludzi, a zwłaszcza na gojów, do czego przyzwyczaiła ich tysiącletnia historia, w której przeżyli niejedno i z niejednego pieca chleb jedli.
Dlaczego wreszcie do dziś postać ta wzbudza tak wiele emocji, również i w zawodowych historykach, do których na ogół silniej przemawiają „szkiełko i oko” mędrca niż „czucie i wiara”? Dlaczego Jeremi wciąż ma tak wielu wielbicieli, dla których jest wzorem wszelkich cnót rycerskich i równie wielu, a kto wie nawet, czy nie więcej, zdeklarowanych wrogów, którzy uważają go za zwykłego watażkę i warchoła? Czy o popularności księcia zadecydowały głównie walory pióra Henryka Sienkiewicza, autora „Ogniem i mieczem? A może odwrotnie, o karierze bohatera powieści zadecydowało wciąż żywe zainteresowanie tą postacią wśród ludzi interesujących się naszą historią (a nie zapominajmy, że w XIX w. i w początkach XX w. było ono znacznie żywsze i bardziej powszechne niż jest dzisiaj)?
Z życiem i śmiercią Jeremiego wiążą się pytania, tajemnice i zagadki, a jak wiadomo, zagadki kuszą, a pytania zmuszają do szukania odpowiedzi i w tym celu powstała ta książka. Nie będzie to, broń Boże, praca naukowa, włożona w twardy gorset udokumentowanych i uzbrojonych w przypisy oraz odnośniki prawd. Będzie to po prostu esej (a może nawet raczej gawęda?) o moich własnych poszukiwaniach odpowiedzi na pytania związane z tą postacią i z tamtymi czasami. Dlatego też nie dziwcie się drodzy czytelnicy, że czasami – na dłuższą lub krótszą chwilę – zniknie nam z oczu sam główny bohater, bo zajmiemy się tym, co działo się w jego czasach, a także ludźmi, którzy go otaczali. Stanie się tak nie z powodu widzimisię autora, a dlatego, że: po pierwsze, człowieka można poznać tylko, kiedy przedstawiony jest na tle swoich czasów oraz epoki, w której żył, a po drugie, powiedzenie „pokaż mi swoich przyjaciół, a powiem ci, kim jesteś”, było prawdziwe i prawdziwe pozostanie. A zresztą – czy tylko to, jakich mamy przyjaciół, świadczy o tym, jacy jesteśmy? A jakich mamy wrogów – nie?
Poznajmy więc przyjaciół i wrogów, a przede wszystkim czasy, w jakich przypadło żyć księciu. Ale zacznijmy od jego korzeni…