Читать книгу Potrójny. Historia brytyjskiego agenta w okupowanej Warszawie - Ron Jeffery - Страница 6

WSTĘP

Оглавление

Chociaż bardzo bym chciał, nie mógłbym podnieść prawej ręki i przysiąc, że ta relacja o II wojnie światowej to prawda i tylko prawda. Wiele okoliczności dotyczących opisywanych zdarzeń nigdy nie ujrzy już światła dziennego. Leżą pogrzebane i rozrzucone w niezliczonych grobach i w świadomości ludzi na całym świecie, niemożliwe do scalenia w jeden pełen i jasny obraz.

Moją własną drogę przez ten wielki konflikt mam w pamięci zachowaną wiernie, pamiętam też wiele doświadczeń i zdarzeń, których los uczynił mnie uczestnikiem lub świadkiem. Przyznaję jednak, i proszę o wyrozumiałość w tym względzie, że znajduje się tu wiele niezamierzonych i nie do ominięcia niedokładności spowodowanych kruchością pamięci i czasem, jaki upłynął od tych wypadków. Prowadzenie notatek na terytorium wroga nie jest wskazane, a po czterdziestu latach nawet najlepsza pamięć może zawodzić co do godzin zdarzeń, dni, tygodni, a czasem nawet miesięcy. Sama istota pracy w podziemiu w czasie wojny ogranicza precyzję zdawania relacji z przebiegu wypadków. Poszczególne osoby prowadziły możliwie skąpe notatki, a najbardziej bezpiecznym sposobem porozumiewania się były rozmowy. Przekazywanie fałszywych informacji, zarówno przyjaciołom, jak i wrogom, było powszechne. Wspólnicy, którzy wpadli w ręce wroga, nie mogli więc zdradzić niczego o doniosłym znaczeniu, ponieważ to, co wiedzieli i co mogłoby zostać z nich wydarte przemocą, nie było prawdą. I to jest kolejna przyczyna ograniczeń autentyczności moich wypowiedzi.

Ze swej strony, kiedy to tylko było możliwe, zniekształcałem informacje o sobie, i tak, kiedy mieszkałem w jednej dzielnicy okupowanej Warszawy, starałem się robić wrażenie, że mieszkam w zupełnie innej. Kiedy wyjeżdżałem do Berlina, mówiłem, że udaję się do Wiednia, a kiedy jechałem w rzeczywistości do Hamburga, Praga była kodem miejsca docelowego. W ostatniej podróży do Anglii w 1944 roku dla wszystkich trasa moja wiodła przez Austrię i Szwajcarię. Tylko jedna osoba, architekt całej tej wyprawy, wiedziała, że naprawdę miałem jechać przez Niemcy, Danię, Norwegię i Szwecję, i tak też było.

Mówię dosyć dobrze po francusku. Większość moich wspólników i przyjaciół, gdyby ich złapano i wymuszono zeznania, podałaby, że podróżuję po Europie, udając Francuza pracującego dla Niemców. W czasie wojny podróżowałem jednak, udając od czasu do czasu Niemca, Polaka, Litwina, a nawet Rosjanina, zwolennika białych. Nigdy nie używałem francuskich dokumentów.

Wiele z tego, co zostało opublikowane o świecie szpiegowskim, powstało pod wpływem takich praktyk i trzeba o tym pamiętać, kiedy czyta się publikacje autorów, którzy nie wiedzieli, jak licznym zniekształceniom ulegały wiadomości, które do nich dotarły. Nie mam złudzeń, że tego rodzaju wpływom ulegałem też ja.

Niezależnie od tego, że wiele nazwisk i miejsc po prostu zapomniałem lub improwizowałem, co nie zmienia istoty rzeczy, niektóre z nich zmieniam z rozmysłem. Akcja rozgrywa się niekiedy również tam, gdzie nie ma jeszcze prawdziwego pokoju, i dla wielu osób bezpieczniej jest, by nie podawać ich prawdziwych nazwisk.

Opisy tu zawarte okrucieństw i cierpień, humoru i radości pochodzą z moich własnych obserwacji. Czas stępił mocno surowość ocen. Mało kto potrafi zrozumieć wojenne namiętności i pasje, które w czasie pokoju podlegają najostrzejszym ograniczeniom. Uwaga ta może wydawać się płytka tym, którzy nigdy nie znaleźli się pod presją uczucia skrajnej nienawiści, miłości ojczyzny, chęci zemsty czy wreszcie szalonego podniecenia w danym momencie, powodujących działania zarówno przerażające, jak i wspaniałe. Jeśli zaoszczędzone im było przeżycie tak skomplikowanych doznań związanych z życiem i śmiercią, niech będą wdzięczni za swój dobry los, którego historia poskąpiła wielu innym.

Mniej więcej w połowie wojny przejrzałem, jakie cele i metody stosuje rosyjski komunizm. Do tego czasu, począwszy od lat studenckich, zauroczony byłem na tyle, by wierzyć nieco mgliście, że nowa ideologia może przynieść ogólny pożytek ludzkości. Natura ludzka już taka jest, że wypacza takie ideologie i wcześniej czy później dostają się one pod wpływy osób, które nie mają nic wspólnego ze szlachetnymi zamierzeniami twórców.

Ujarzmienie i komunizacja Polski były sprawą podstawową spośród wielu innych celów agresji sowieckiej. Walka Polaków i ich podziemnej Armii Krajowej przeciwko Niemcom jest tematem dominującym tej książki, Rosjanie jednak muszą także zajmować tu miejsce, jako że stali z boku, podczas gdy ich potencjalni wrogowie osłabiali i wybijali się wzajemnie.

Stosunek moich rodaków do mnie po powrocie w 1944 roku był wtedy dla mnie zupełnie niezrozumiały. Rany spowodowane tą niesprawiedliwością zagoiły się, ale od czasu do czasu powodują jednak ból. Takie potraktowanie mnie to wynik wpływów, jakie mieli wysoko postawieni i dobrze okopani komuniści w szeregach brytyjskiej wojskowości i służby cywilnej. Z wielu przyczyn nie mogłem być zaakceptowany przez tych zdradzieckich panów. Nie dbam o to, że moje niezbyt uprzejme uwagi o Sowietach mogą pociągnąć za sobą dalszą krytykę i narobić mi wrogów, wprost przeciwnie, każde takie ich działanie będę uważał za komplement.

Relacja o moich losach po powrocie z kontynentu dotyczy wywiadu brytyjskiego, jak i Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Nieprzyjemnie jest o tym mówić patriocie. Wiele z tych spraw udokumentowanych zostało w tej książce, inne wcześniej zostały już podane do publicznej wiadomości. Jeśli spojrzy się z pewnej perspektywy, stopień sowieckiej penetracji przez agentów działających w Wielkiej Brytanii osiągnął stopień plagi. Teraz, kiedy wojenne przymierza należą do przeszłości, w mniej przychylnych warunkach, termity drążą głębiej struktury demokratyczne, mnożą się i wzmacniają zdradzieckie wpływy. Kompetentni dziennikarze ujawnili nazwiska zdrajców, którym darowano winy po ich zdemaskowaniu. Procesy o zdradę i związany z tym rozgłos, który mógłby obnażyć więcej zrakowacenia, zostały zaniechane w wyniku tego dość niezwykłego, ale dobrze obliczonego precedensu. Duże znaczenie miała prawdopodobnie chęć zachowania obrazu brytyjskiej integralności, tak utrwalonego w światowej opinii. Cała ta strategia ukrywania wywołała niepokojący efekt – prawie każdy, kto był związany w jakiś sposób ze światem dyplomatycznym lub szpiegowskim, to osoba podejrzana. Kto zgadnie, ile nazwisk ukrywa się i znajduje ochronę w wyniku takiej polityki? Niektórym udało się uciec od wszelkich podejrzeń i są teraz na emeryturze lub zmarli, ale ilu dobrze zakamuflowanych i protegowanych ich następców służy sierpowi i młotowi w demokratycznym społeczeństwie?

Zamieściłem w tej książce szereg dokumentów i ilustracji, które podnoszą, mam nadzieję, wiarygodność narracji.

Kiedy zabrałem się za pisanie tych wspomnień, zainteresowałem się bardziej różnymi opowiadaniami wojennymi. Autorzy literatury dokumentalnej i beletrystycznej z fascynującymi szczegółami opisują często stosowane w wywiadzie metody, które mają na celu przechytrzenie wroga. Roztropność, do której przywiązywałem dużą wagę, wymaga, by najbardziej skuteczne operacje nieco zamaskować lub nawet ich opis pominąć, dopóki nie pojawią się w podręcznikach szpiegostwa. Tę procedurę stosuję w całej książce. Moim zdaniem powinno to być obowiązkowe.

Osoby, które czytały tę książkę przed opublikowaniem, bardzo pomocne maszynistki i inni, którym jestem niezmiernie zobowiązany, komentowały często mój styl pisania po angielsku. Wielu wyczuwało czy wykrywało pewną obcość w moim stylu pisania. Zaznaczam, że moim językiem macierzystym jest język angielski. Kiedy miałem jedenaście lat i zacząłem chodzić do szkoły średniej, uczyłem się dwóch języków obcych – francuskiego i niemieckiego. Później moje kontakty z tymi językami, a także innymi, pogłębiły się. Bez biegłości w posługiwaniu się polskim i niemieckim ta autobiografia nie zostałaby napisana. Mówienie obcymi językami zawsze było dla mnie źródłem przyjemności i sprawiało mi satysfakcję. Na terytorium wroga nie należało do przyjemności być uważanym za swojego, ale opłacało się to nawet bardziej niż w czasie pokoju. W spokojnych czasach błędy językowe są wybaczalne i często zabawne. W czasie wojny można było zapłacić gardłem za omyłkę w użyciu czasownika nieregularnego lub za wadliwą wymowę. Była to silna zachęta, aczkolwiek niepolecana w celu doprowadzenia wymowy do doskonałości. Wygląda więc na to, że długotrwałe używanie na co dzień w mowie i piśmie obcych języków wpłynęło na mój angielski.

Ten nieco poważny wstęp nie oddaje stylu całości. Miłość i śmiech to także części tej książki, i jeśli zainteresowałem czytelnika do tego miejsca, jest szansa, że zainteresowaniem będzie darzył tę książkę do końca. Na koniec, tym razem bez żadnych zastrzeżeń, słowo do polskich kobiet, w ich własnym, pięknym i bohaterskim kraju i tych rozrzuconych po krajach za siedmioma morzami: pamięć o waszej dzielności, lojalności, umiejętności współczucia, wreszcie waszej piękności nigdy nie umrze. Wszystkim wam i każdej z osobna dedykuję tę książkę. Niech wam sprawi przyjemność taką, jaką mnie sprawiło jej pisanie.

RON JEFFERY

Nowa Zelandia, 1984

W poprzednim wstępie pisanym rok temu podkreślałem konieczność ukrycia prawdziwych danych osobowych wielu polskich towarzyszy walki. Niektórzy z nich jeszcze żyją w Warszawie. Biorąc pod uwagę, że Polacy znów otwarcie walczą o wolność, jest rzeczą podwójnie konieczną, by nie naprowadzić tajnej policji komunistów na ich ślad czy na ślad ich rodzin. Z tego względu wprowadziłem kolejne zmiany niektórych nazwisk, miejsc i dat. Sama opowieść, mimo podjętych środków ostrożności, jest prawdziwą informacją o zdarzeniach, które naprawdę miały miejsce.

RON JEFFERY

Nowa Zelandia, 1985

Potrójny. Historia brytyjskiego agenta w okupowanej Warszawie

Подняться наверх