Читать книгу Garść żwiru - Ruth Wariner - Страница 6
Prolog
ОглавлениеW pokoju jest tłoczno, panuje wielkie podniecenie. Wokół mnie uwijają się kobiety w sukienkach koloru czekolady z szarozielonymi akcentami. Zapinają mi pokryte atłasem guziki sukni, poprawiają kremowy kwiat we włosach. Kiedy wreszcie kończą swoje zabiegi, patrzę w lustro i układam welon tak, żeby był na czubku głowy. Przez ramię widzę moje siostry: siedzą na brzegu łóżka za mną.
– Jesteście gotowe? – pytam.
– Gotowe. – Wszystkie trzy patrzą na mnie; wstają i obciągają sukienki, zakrywając kolana.
Może one i są gotowe – myślę – ale wcale nie mam pewności, czy ja jestem gotowa. Przez cały okres dorastania marzyłam o tym dniu. Wyobrażałam sobie przystojnego księcia, który przyjeżdża na białym koniu, zabiera mnie ze sobą i znikamy w promieniach zachodzącego słońca. No i jestem – w koronkowej sukni i pantofelkach koloru kości słoniowej wyglądam naprawdę po królewsku. Przed oknem mojej garderoby, dokładnie tak jak być powinno, rośnie obsypany różowym kwieciem dereń, w którym śpiewają ptaki. Słyszę ten śpiew, kiedy po raz ostatni spoglądam w lustro.
Jest to dzień ślubu, o jakim marzy każda przyszła panna młoda, a przynajmniej jest taki do chwili, kiedy wchodzę po schodkach wiodących do pokoju, gdzie oczekuje mnie niecierpliwie moja duża hałaśliwa rodzina.
Serce wali mi młotem, puls przyspiesza. Krew uderza mi do twarzy; dostaję rumieńców. Tłumaczę sobie, że to nerwy. Wiem jednak, że to coś więcej. Wiem, co zobaczę, kiedy przekręcę gałkę w drzwiach i wejdę do tego pokoju.