Читать книгу W poświacie księżyca - Samantha Young - Страница 7
2
ОглавлениеNie potrafiłam ukryć niesmaku – zresztą nawet nie chciałam – gdy Chloe stwierdziła:
– Sądząc z opisu, jest seksowny.
Mówiła o Loganie MacLeodzie. Przez dziesięć minut uskarżałam się na jego seksualne wybryki i referowałam jej, Aidanowi i jego narzeczonej Juno, co mi powiedział dzisiejszego ranka. Jakim cudem Chloe doszła do tej konkluzji, nie miałam pojęcia.
– Proszę cię! – fuknęła na widok mojej miny. – W głębi duszy też tak uważasz.
– Nie. Uważam, że jest okropny – zaprzeczyłam.
– Jestem z ciebie dumny, że potrafisz mu się postawić – odezwał się Aidan, a siedząca obok na kanapie Juno przytuliła się mocniej do niego.
Poznałam Aidana jedenaście lat temu, gdy zaczęliśmy studia na uniwersytecie w Edynburgu. Nikt lepiej od niego nie wiedział, jak trudno jest mi przeciwstawić się innym i dlaczego. Z Chloe przez pierwszy rok nauki dzieliłam pokój w akademiku. Przez cztery lata bardzo się zaprzyjaźniliśmy we troje. Chloe, może nieco rozgadana, zalotna, tryskająca energią, różniła się ode mnie i Aidana, a jednak rozumieliśmy się świetnie. Gdyby nie ona, Aidan nigdy nie nawiązałby znajomości z Juno.
Juno ukończyła studia w Kanadzie, a w Edynburgu zgłębiała jakąś dziedzinę inżynierii – dla mnie czarna magia. Chloe poznała tę młodzieńczo nieśmiałą i piekielnie inteligentną Kanadyjkę podczas wieczoru, który spędzaliśmy w mieście, i w przypływie niezwykłej przenikliwości natychmiast doszła do wniosku, że jest dziewczyną dla Aidana. Przedstawiła ich sobie i była to miłość od pierwszego wejrzenia. Teraz, po pięciu latach znajomości, planowali ślub, gdy Juno skończy studia podyplomowe. Mieszkali w eleganckim apartamencie w Stockbridge, na który Aidan mógł sobie pozwolić, będąc profesjonalnym zawodnikiem rugby.
Chloe również była zaręczona. Jej narzeczony Ed zajmował się projektami badawczymi mającymi ułatwić oszczędność energii i od pół roku przebywał w Szwecji, gdzie pracował nad jakąś nową technologią zapewniającą redukcję kosztów ogrzewania domów. Czuła się bez niego bardzo samotna, postanowiła więc zostać swatką. Moją swatką. Nie przeszkadzało mi to, w końcu nie miałam nikogo.
Poza tym… to była Chloe. Dla niej, Aidana i Juno zrobiłabym wszystko. Popatrzyłam na moich przyjaciół, gdy tak siedzieliśmy w przyjemnie urządzonym mieszkaniu Aidana, i po raz kolejny pomyślałam: to moja rodzina. Znali mnie lepiej niż moi krewni, z którymi nie kontaktowałam się od siedmiu lat.
– Dzięki – zwróciłam się do Aidana. – Też się cieszę, że mu się postawiłam.
– Jeśli będzie ci sprawiał problemy, zwróć się do Aidana – doradziła mi Juno. – Już on sobie z nim poradzi.
Aidan milczał, bo nie musiał potwierdzać tego, co było oczywiste. Był spokojnym człowiekiem, ale nie pozwoliłby żadnemu mężczyźnie znieważyć siebie ani nas. No i był duży, większy nawet od Logana. Nikt – wyjąwszy prawdziwych idiotów – nie chciałby z nim zadrzeć. Pomijając jedną, mocno zakrapianą alkoholem noc na studiach, traktowałam go jak nadopiekuńczego starszego brata. Mój rodzony, Sebastian, nigdy nie zachowywał się wobec mnie opiekuńczo, wprost przeciwnie. Wyrzuciłam z głowy myśl o Sebastianie i uśmiechnęłam się do swoich przyjaciół.
– Wszystko w porządku. Jestem tylko trochę zmęczona i podminowana. Jutro mam randkę, dobrze byłoby się wyspać, żeby nie przypominać zombi.
– Randkę? – spytał Aidan.
– Poznałam go na jodze.
Chloe parsknęła z dezaprobatą.
– Nie rozumiem, jak mogłaś zdecydować się na randkę z facetem, który przyszedł podglądać kobiety na zajęciach jogi.
– Nie przyszedł podglądać, zastanawiał się, czy się zapisać.
– Jasne – rzucił z uśmiechem Aidan.
– Zawsze wszystkim przypisujecie najgorsze intencje. – Popatrzyłam na nich z oburzeniem.
– A ty jak najlepsze, nawet jeśli trudno się tego doszukać – odcięła się Chloe.
– Nie zawsze – mruknęłam, myśląc o swoim sąsiedzie.
– A dokąd cię zabiera ten zboczeniec z jogi? – spytała Juno.
Postanowiłam zignorować ich zaczepki.
– Ma na imię Bryan, idziemy na kolację.
– Nie wyglądasz na zachwyconą – zauważyła sarkastycznie Chloe.
– Nie mogę się doczekać. Bryan sprawia wrażenie bardzo miłego. – I do tego jest bardzo przystojny, dodałam w myślach.
– Miłego? – Juno uśmiechnęła się do mnie przepraszająco. – Nie, kochanie, to nie to. Powinnaś raczej pomyśleć na jego widok „łał!”. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam Aidana, właśnie tak zareagowałam.
– Ja podobnie – odwzajemnił jej się Aidan.
– Dosyć tego. – Chloe zamachała rękami. – Żadnych czułostek i gruchania. Od pięciu tygodni nie uprawiałam seksu, a obecna tu panna Farquhar od trzech miesięcy.
– Miło, że o tym głośno informujesz. – Zaczerwieniłam się.
– To, że akurat z nikim nie sypiasz, nie znaczy, że masz się decydować na tego faceta – orzekła Juno.
– Kto mówi o decydowaniu się? – Popatrzyłam na nich z niedowierzaniem. – Poza tym żadne z was go jeszcze nie widziało.
– Nie ma takiej potrzeby. Tych pięciu facetów, z którymi ostatnio się spotykałaś, było rozczarowująco podobnych do siebie, brakowało im wyrazistej osobowości. Stale mierzysz poniżej swojej wartości. Dlatego nie wiń nas za to, że i tym razem jesteśmy sceptyczni.
– A mówiąc „rozczarowująco podobnych”, Aidan ma na myśli, że oni zdecydowanie mierzą za wysoko, umawiając się z tobą – uściśliła Chloe.
– Wcale nie. Poza tym wygląd to nie wszystko. Zresztą ja też nie przypominam Angeliny Jolie.
Aidan prychnął i sięgnął po kubek, jakby uznał, że łyk kawy powstrzyma go przed powiedzeniem mi czegoś przykrego. Natomiast Chloe przeklęła pod nosem i rzuciła:
– Chętnie zabiłabym twoją cholerną matkę!
– To ustawmy się w kolejce – mruknęłam, popijając kawę. Unikałam jej wzroku. Nie miałam ochoty rozpoczynać rozmowy na ten temat.
– Joe, brat mojej przyjaciółki, zobaczył twoje zdjęcie na moim koncie na Facebooku. Uważa, że jesteś piękna – powiedziała Juno, uśmiechając się do mnie promiennie.
– Niemożliwe. – Zaczerwieniłam się i poprawiłam niespokojnie na fotelu.
– Ależ możliwe. Naprawdę tak powiedział. Poprosiłam Ally, by go wzięła ze sobą następnym razem, gdy przyjedzie do Szkocji, żeby mnie odwiedzić.
– Nie wygłupiaj się! – żachnęłam się na ten pomysł.
– Jest seksowny, ten Joe? – spytała natychmiast Chloe.
– Oj tak…
– Doceniam komplement, ale jeśli pozwolicie, nie zamierzam rezygnować z randki z Bryanem. Mogę iść na kompromis w wielu sprawach, ale nie zgodzę się na chłopaka, z którym dzieli mnie ocean.
– A podest na klatce schodowej? – drażniła się ze mną Chloe.
Skrzywiłam się na jej upór.
– Logan MacLeod jest ostatnim mężczyzną na świecie, o którym myślałabym w tych kategoriach!
Uniosła ironicznie brwi, spoglądając na mnie wymownie, a ja znowu się zaczerwieniłam, ponieważ zdałam sobie sprawę z tego, że prawie wykrzyczałam tę kwestię.
– To się nazywa mieć ostatnie słowo.
– Nie chodzi o żadne ostatnie słowo – upierałam się, a krew zaczęła mi szybciej krążyć w żyłach na samą myśl o moim sąsiedzie. – Logan MacLeod jest ordynarnym prostakiem, najprawdopodobniej zarażonym całą masą chorób wenerycznych. Poza tym nie jest w moim typie. Ani ja w jego. Powinniście widzieć te kobiety, które sprowadza. Epatujące seksem opalone blondynki z wielkimi biustami. Uważa mnie za sztywną snobkę, pewnie dlatego, że noszę spódnice zakrywające pośladki i nie rozpinam bluzek do pępka.
Oczy Chloe robiły się coraz większe. Gdy skończyłam mówić, spojrzała na Aidana i Juno z udawanym zdziwieniem.
– Powinnam zobaczyć tego faceta.
– A to dlaczego? – warknęłam.
– Bo musi być w nim coś intrygującego, skoro zdołał wzniecić w tobie takie coś. – Wykonała ostrożny gest ręką w moją stronę.
– To znaczy co?
– To. – Ponowiła gest.
– Czyli co? – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
– Jeszcze nie wiem. W każdym razie to jest… coś – dokończyła z naciskiem.
*
Czasami ludzie, którzy nie znali mnie dobrze, sugerowali, że mam nierealistyczne oczekiwania wobec mężczyzn, ponieważ redaguję powieści romantyczne. Ci, którzy mnie znali – naprawdę znali – wiedzieli, że to nieprawda. Owszem, rozglądałam się usilnie za kimś, z kim mogłabym spędzić resztę życia, ale nie czekałam na księcia z bajki. Chciałam tylko, aby był to ktoś wyrozumiały, opiekuńczy, z poczuciem humoru. Niepozbawiony wad, ale miły i dający się lubić.
Bryan nie był ani zabawny, ani miły.
– No więc ta dziwka dostała rybkę, chociaż jej nie kupiła – dokończył, a nozdrza drżały mu z gniewu.
Zamrugałam oczami, zastanawiając się, jakim cudem moja uwaga, że morszczuk, którego jadłam, jest przepyszny, sprowokowała go do mówienia o byłej dziewczynie. Po raz drugi zresztą. Do tej pory nasza konwersacja ograniczała się do jego wynurzeń na temat rozczarowujących randek, które odbył z dwiema dziewczynami.
Miałam przed sobą drażliwego, małostkowego faceta.
Znudzona, dolałam oliwy do ognia:
– Przecież sam powiedziałeś, że wygrałeś ją dla niej w wesołym miasteczku.
– Nie o to chodzi – odpowiedział i nachmurzył się.
– Przecież nie odbiera się prezentów.
– Przedziwny babski punkt widzenia.
Przywołałam gestem dłoni przechodzącego kelnera.
– Poproszę o rachunek.
*
Zniesmaczona nieudaną randką, chciałam czym prędzej zaszyć się w domu i obejrzeć końcówkę ulubionego konkursu śpiewaczego, który nagrałam w weekend.
Wchodziłam szybko po schodach, gdy, ku mojemu przerażeniu, otworzyły się drzwi mieszkania mojego sąsiada.
Pojawił się w nich i aż mnie zatkało na jego widok. Miał na sobie piękny czarny garnitur i czarną koszulę. Nie nosił krawata i ostatni guzik koszuli zostawił rozpięty, mimo to wyglądał bardzo elegancko. Do tej pory nie zauważyłam, że może wyglądać jak człowiek z klasą. Przyszło mi do głowy, że pracuje nocami, i zastanawiałam się, co robi.
Zatrzymałam się na szczycie schodów, on również znieruchomiał, gdy mnie dostrzegł. Otworzył lekko usta, jakby go zdumiał mój widok. Podobnie jak on byłam ubrana na czarno. W sukienkę od Alexandra McQueena z układaną w fałdy spódnicą sięgającą kolan i głębokim, ale w granicach przyzwoitości, dekoltem w kształcie litery V. Sukienka pochodziła z dawnych czasów i cechowała ją wyrafinowana prostota. Uwielbiałam ją. Nieprzerwanie od jakichś dziesięciu lat. Tym razem moje miodowobrązowe włosy spływały na ramiona, lekki makijaż w przydymionych odcieniach różu ładnie podkreślał moją jasną cerę.
Zaczerwieniłam się, gdy niezwykłe fiołkowe oczy spotkały się z moimi.
– Wraca pani z randki? – spytał, jakby go to dziwiło.
– Uhm – burknęłam niegrzecznie.
– Jak widzę, niezbyt udanej.
– Skąd to przypuszczenie?
– Bo wraca pani do domu sama.
Dziwnie łatwo czerwieniłam się w jego obecności. Wyminęłam go i zaczęłam grzebać w torebce w poszukiwaniu klucza.
– Pewnie to pana zaszokuje, panie MacLeod, ale nie wszyscy idą do łóżka na pierwszej randce.
– Jakie to smutne…
Odwróciłam się gwałtownie, sprowokowana sarkazmem w jego słowach, i zobaczyłam, że wpatruje się we mnie błyszczącymi oczami.
– To się nazywa okazywanie szacunku kobiecie.
– To się nazywa nie iść na całość. – Postawił nogę na schodach. – Może zrelaksowałaby się pani trochę, gdyby się z kimś przespała.
Parsknęłam pogardliwie, starając się nie dopuścić do siebie myśli, że dopiekł mi tą uwagą.
– Jestem całkowicie zrelaksowana.
– Aha, właśnie takie sprawia pani wrażenie! – powiedział głośno z dołu.
Jego doprowadzający do furii chichot rozbrzmiewał jeszcze, gdy jego głowa znikła mi z pola widzenia. Wepchnęłam klucz do zamka, otworzyłam drzwi i zatrzasnęłam je za sobą. Klucz poszybował przez hol.
– Niech go cholera!
Następnym razem do mnie będzie należało ostatnie słowo.