Читать книгу W poświacie księżyca - Samantha Young - Страница 8
3
Оглавление– Szlag by to trafił – mruknęłam pod nosem, usiłując wyjąć klucze z torebki i nie upuścić trzech toreb z zakupami.
Czyjaś duża dłoń wyszarpnęła mi jedną z toreb; przestraszona gwałtownie odkręciłam głowę i natknęłam się na spojrzenie fiołkowych oczu.
– Co to…
Dwie pozostałe torby znalazły się w jego drugiej ręce. Jego poważna mina rozbawiła mnie.
– Nie słyszałam, kiedy pan podszedł. – Jak na takiego postawnego mężczyznę poruszał się naprawdę cicho.
Zamiast odpowiedzieć, wskazał gestem frontowe drzwi budynku. Dłonie mi lekko drżały, gdy wyjmowałam klucze i wybierałam właściwy.
– Dalej poradzę sobie już sama. Dziękuję – powiedziałam, gdy weszliśmy do holu.
Ponieważ ciągle milczał, patrząc na mnie z niewzruszonym wyrazem twarzy, i nie zamierzał oddać mi toreb, podeszłam do mieszkania znajdującego się na parterze i zapukałam do drzwi. Logan stanął za mną, wyraźnie zdezorientowany. Zanim zdążyłam wyjaśnić, drzwi się otworzyły i stanął w nich mój ulubiony sąsiad, pan Jenner, jak zwykle radosny i ożywiony.
– Grace, jesteś. – Na twarzy starszego pana pojawił się uśmiech, który zblakł, gdy zerknął on ponad moim ramieniem. – Och, nie sama.
– Panie Jenner, to pan Logan MacLeod. Dopiero się wprowadził. Uprzejmie zaoferował mi pomoc w niesieniu pańskich zakupów.
Usłyszałam ciche chrząknięcie i nie wiedziałam, czy był to komentarz do moich dyplomatycznych wyjaśnień, czy do faktu, że zakupy nie były moje.
– Och, to bardzo miłe. – Pan Jenner uśmiechnął się do Logana. – Proszę wejść, bardzo proszę.
Logan spojrzał na mnie pytająco.
– Robię panu Jennerowi zakupy co tydzień. Dalej już mogę je wnieść sama. – Wyciągnęłam ręce, chcąc odebrać od niego torby.
– Ja to zrobię – oświadczył stanowczo, wyminął mnie i wszedł do mieszkania, a ja podążyłam za nim.
Starszy pan owdowiał kilka lat temu, kilka miesięcy po moim wprowadzeniu się tutaj. Syn wynajął panią do sprzątania, ale za robienie zakupów zażądała więcej pieniędzy, więc zaproponowałam, że ja się tym zajmę. Zrobiłam to tym chętniej, że pan Jenner od początku był dla mnie bardzo miły.
Obserwowałam Logana, jak idąc za gospodarzem do kuchni, rozgląda się po niewielkim, dobrze utrzymanym mieszkaniu. Zastanawiałam się, czy w ogóle poświęca uwagę temu, co do niego mówi pan Jenner. Tak się na tym skoncentrowałam, że nie słuchałam gawędzenia pana Jennera i kompletnie zaskoczyło mnie, gdy Logan powiedział:
– Zaraz się tym zajmę.
– Czym? – spytałam, przystępując do rozpakowywania toreb postawionych na kuchennym blacie. Zaczęłam wkładać łatwo psujące się produkty do lodówki.
– Zmywarka pana Jennera nie pracuje jak należy. Zerknę na nią.
– Zna się pan na tym? – spytałam, znowu zaciekawiona, gdzie on pracuje.
– Doktoryzowałem się z budowy zmywarek.
W odpowiedzi przewróciłam tylko oczami.
– To bardzo uprzejmie z pana strony – powiedział pan Jenner, najwyraźniej nieświadomy ukrytych podtekstów w relacji między mną a Loganem.
– Jeśli nie ma pan nic przeciwko temu, zajmę się tym od razu – zaproponował Logan i zdjął kurtkę, gdy pan Jenner z wdzięcznością skinął głową.
Nie zamierzałam siedzieć tam i patrzeć, jak mój sąsiad spełnia dobry uczynek. Jeszcze by to złagodziło moje rozdrażnienie. A tego bym nie chciała. To zaledwie jeden dobry uczynek przeciwko całej, wciąż wydłużającej się liście zastrzeżeń, jakie do niego miałam.
– W takim razie ja już sobie pójdę.
– Jeszcze raz bardzo ci dziękuję, Grace – starszy pan pożegnał się ze mną z uśmiechem. – Jesteś aniołem.
Odwzajemniłam uśmiech, chociaż czułam się niepewnie pod zaciekawionym, przenikliwym spojrzeniem Logana. Pomachałam im obu dłonią i nie patrząc na nich, wyszłam z mieszkania pana Jennera.
*
Wszystkie te chwile zatracą się w czasie… jak łzy w deszczu.
Wpatrywałam się w te słowa piętnasty raz, nie rozumiejąc, co mnie w nich niepokoi i dlaczego dźwięczą znajomo, ale nie mogłam się skoncentrować.
Jak mogłam w ogóle myśleć, skoro U2 od dwóch godzin produkowało się na cały regulator w mieszkaniu mojego sąsiada. W przerwach między utworami rozbrzmiewały donośne śmiechy.
Logan MacLeod zrobił imprezę.
– Wszystkie te chwile zatracą się w czasie jak łzy w deszczu – powiedziałam na głos, postukując palcem w myszkę. – Wszystkie te chwile… wszystkie te chwile… wszystkie… Uch…! – Zazgrzytałam zębami, odsuwając się od komputera.
Popatrzyłam gniewnie na ścianę łączącą nasze mieszkania. I pomyśleć, że zaczęłam mieć o nim trochę lepszą opinię, gdy zaoferował pomoc panu Jennerowi, jakby to było coś zupełnie naturalnego.
Niedoczekanie.
Niereformowalny prostak.
*
Zaczęłam się zastanawiać, czy nie powinnam znowu odwiedzić psychoterapeuty, żeby pomógł mi się uporać z narastającą niechęcią do mojego sąsiada. Doszłam jednak do wniosku, że taniej wyjdzie zmiana godzin pracy. Będę redagować popołudniami i tyle.
Łatwiej powiedzieć, niż wykonać. Zdawałam sobie sprawę, że zmiana rytmu dnia i pory spania zajmie mi wiele dni, jeśli nie tygodni, ale nie widziałam innego rozwiązania, skoro miałam sąsiada z piekła rodem.
Następnego dnia po podjęciu tej decyzji wstałam rano, by pozałatwiać swoje sprawy, wrócić wczesnym popołudniem i zasiąść nad maszynopisem, który zobowiązałam się przekazać autorce wieczorem. Była sobota, wolałabym spędzić ten dzień z Chloe i Juno, które wybrały się do St. Andrews, ale musiałam dokończyć pracę.
Zmęczona i niewyspana, nie byłam w nastroju do rozmów z denerwującymi sąsiadami. Nie okazałam więc zachwytu na widok Janice, która pojawiła się na schodach, gdy zamykałam drzwi. Weszła na podest i, oszczędzając sobie powitalnych grzeczności, zapytała:
– Słyszałaś już?
Uzbroiłam się w cierpliwość, jakbym narzucała na siebie ciepłą pelerynę, by osłonić się przed lodem, którym od niej wiało.
Janice mieszkała nade mną ze swoim narzeczonym Lukashem. Rzadko go widywałam i z nią na szczęście też niewiele miałam do czynienia. Pracowała w kancelarii adwokackiej, była humorzasta i… Cóż, nie ma lepszego określenia, ale niezła z niej była wiedźma.
– O czym?
– O twoim najbliższym sąsiedzie. – Pokazała na drzwi Logana, a jej oczy ziały furią.
Czyli nie tylko mnie wkurzył. Dlaczego mnie to nie zdziwiło?
– O tym, że siedział.
– Słucham? – spytałam zaskoczona.
Janice zbliżyła się do mnie, a ja powstrzymałam odruch, by się cofnąć.
– Pan Jenner powiedział mi, że ten MacLeod wspomniał mu o tym, gdy naprawiał zmywarkę. Najwyraźniej ten kretyn założył, że i tak wszyscy wiemy. A ten drugi stary kretyn nie widzi w tym problemu. Wręcz się rozpływał nad tym, jak ten oprych mu pomógł.
– Pan Jenner nie jest starym kretynem – powiedziałam, zaciskając pięści.
– Nie to jest tutaj ważne – zbyła mnie Janice. – Nie przeraża cię, że mieszkasz drzwi w drzwi z kryminalistą? Natychmiast zadzwoniłam w tej sprawie do pana Carmichaela, ale zaczął mnie przekonywać, że to jego dobry znajomy i że mając go w pobliżu, możemy tylko czuć się bezpieczniej. Wyobrażasz sobie?
Pan Carmichael był właścicielem kamienicy. Nigdy go nie spotkałam, ale umiejętnie zarządzał swoją własnością. Wszelkie usterki w budynku i naszych mieszkaniach były naprawiane szybko i sprawnie.
– Może dobrze zdać się na jego osąd i rzeczywiście z kimś takim możemy czuć się bezpieczniej.
Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że będę bronić Logana MacLeoda. Delikatnie mówiąc, był sąsiadem trudnym do zniesienia, i musiałam przyznać, że kilka razy czułam się w jego obecności onieśmielona, ale żeby mnie przerażał? Co to, to nie.
– Wszyscy jesteście idiotami – parsknęła Janice. – Zapominasz, że ja bronię takich jak on. Wiem dobrze, co to za rodzaj ludzi. Zacznę się rozglądać za innym mieszkaniem do wynajęcia.
Wreszcie jakaś dobra wiadomość, pomyślałam i omal się nie uśmiechnęłam.
– W porządku. Miłego dnia. – Wyminęłam Janice i zbiegłam po schodach, pozbawiając ją szansy na dalszą ocenę naszych zdolności umysłowych.
*
Ledwie weszłam do supermarketu, gdy zadzwonił Aidan z pytaniem, czy miałabym ochotę na filiżankę kawy. Wiedziałam, że jeśli się zgodzę, odłożę na później wprowadzanie zmian w moim życiu, ale znalazłam usprawiedliwienie. Kawa dobrze mi zrobi, rozbudzi mnie i doda energii do pracy nad tekstem.
Promienie nisko stojącego na niebie wiosennego słońca przyjemnie oświetlały kawiarniany ogródek. Przymknęłam powieki i dostrzegłam Aidana siedzącego przy jednym z małych metalowych stolików. Zamówił kawę i dla mnie.
– Jesteś wielki. – Uśmiechnęłam się do niego, siadając naprzeciwko. Ujęłam w dłonie ciepłą filiżankę i upiłam łyk.
– Wyglądasz na wykończoną – zauważył, przyglądając mi się zmrużonymi od słońca oczami.
– Dzięki – burknęłam.
– Znowu przez sąsiada?
Pomyślałam o rewelacji, którą mi przekazała Janice, i zdecydowałam się nie wspominać o tym Aidanowi. Zaniepokoiłoby go to i mógłby zbyt pochopnie wyciągnąć wnioski. Ja sama… cóż, być może to właśnie ja, wiedząc, że mój sąsiad został skazany i osadzony w więzieniu, wyciągnęłam pochopnie wnioski wyłącznie na podstawie informacji, że pan Carmichael jest go całkowicie pewien. Ale przekonałam się, że z osądami lepiej się wstrzymać, dopóki nie pozna się faktów. Dotychczas byłam pewna tylko tego, że Logan MacLeod jest arogancki, hałaśliwy i irytujący. Na razie więc mogłam go osądzać tylko za to.
– Chyba chce żyć na pełny regulator.
– Co masz na myśli?
– Że jest potwornie hałaśliwy.
– Może nie zdaje sobie sprawy z tego jak bardzo – odparł Aidan, wzruszając ramionami. – Po prostu mu powiedz.
– Co będzie miało tylko taki skutek, że uzna mnie za trudną osobę.
– Ciebie? Nie umiałabyś być trudną osobą.
– Nie chcę o nim rozmawiać. Dlaczego tak was interesuje mój cholerny sąsiad?
– Z powodu tego, jak na niego reagujesz. – Aidan roześmiał się.
– No nie, tylko nie to. Odkąd Chloe przedstawiła cię Juno, uważasz ją za uosobienie spostrzegawczości. Zapewniam cię, że ona w wielu sprawach się myli. Właściwie zawsze. – Upiłam łyk kawy i zmieniłam temat: – Co u Calluma?
Callum grał z Aidanem w jednej drużynie. Kilka lat temu spotykałam się z nim, dopóki oboje nie doszliśmy zgodnie do wniosku, że niewiele nas łączy i nie ma nudniejszej od nas pary. Zdecydowanie lepiej dla nas było zostać przyjaciółmi. Kilka miesięcy po naszym rozstaniu Callum zaczął się spotykać z Annie, dziennikarką relacjonującą głównie sporty uprawiane na świeżym powietrzu, bardzo towarzyską. Wciąż byli ze sobą i zaczęli planować ślub.
Twarz Aidana wydłużyła się.
– Callum i Annie zerwali ze sobą.
– Nie… – zaprotestowałam z niedowierzaniem. – Ale dlaczego…?
– Może trudno będzie ci w to uwierzyć, ale w pewnym sensie Annie ma podobną do ciebie sytuację rodzinną. Tylko że ona wciąż w tym tkwi. Jej rodzice są dominujący i krytyczni, przejęli zupełnie kontrolę nad przygotowaniami do ślubu. Zaczęli też wywierać presję w sprawie dzieci, wcale nie tak łagodną, jak to robią inni rodzice. Okazało się, że są właścicielami domu, który zajmuje Annie, o czym Callum nie wiedział. Zagrozili, że jej go zabiorą, jeśli nie zajdzie w ciążę w pierwszym roku małżeństwa. Jakby posiadanie dzieci miało im udowodnić, że Callum myśli o Annie na serio, sam ślub to za mało.
– O rany…! – szepnęłam przerażona. Większość ludzi uznałaby podobne postępowanie rodziców za niedorzeczne, być może powątpiewałaby, czy tacy rodzice w ogóle istnieją. Ja wiedziałam, że tak, bo miałam podobne doświadczenia.
– Callum oczekiwał, że Annie się im postawi, ponieważ dyskutowali nad kwestią posiadania dzieci i zgodnie uznali, że chcą przez pierwszy rok małżeństwa nacieszyć się sobą. Nic go nie obchodziło, czy zabiorą dom, nie na nim mu zależało. Był gotowy rozpocząć samodzielne życie, ale Annie nie. Złościła się na niego, gdy wspominał, że powinna się przeciwstawić rodzinie. Miał już dość kłótni. Czuł się zapędzony do narożnika przez jej rodziców i zrozumiał, że będą się wtrącać do końca życia.
– Okropność – powiedziałam cicho, współczując Callumowi. – Toksyczne rodziny.
– Nie wszystkie rodziny są złe.
– Nie – zgodziłam się z nim. – Zwłaszcza te, które sam stworzysz.
– Słyszałem coś tym – zaśmiał się Aidan. – Podobno budowanie swojej rodziny to niegłupia sprawa.
– Jeśli się wybierze odpowiedniej jakości materiał, może się udać.
– Rozumiem, że w tej metaforze to ja jestem materiałem odpowiedniej jakości?
Uśmiechnęłam się. Nie musiałam odpowiadać, dobrze wiedział, że tak jest.
Pomyślałam o Annie. Żałowałam, że nie mogę pójść do niej i przekonać ją, o ile lepsze stałoby się jej życie, gdyby dała szansę Callumowi i uznała raczej jego za swoją rodzinę.
Ulżyłoby jej.
Naprawdę by jej ulżyło.
*
Dopiero około drugiej po południu weszłam na schody prowadzące do mojego mieszkania. Niosłam niewielką torbę z zakupami i byłam tak pochłonięta redagowaniem tekstu w myślach, że wzdrygnęłam się, gdy dobiegł mnie śmiech z na wpół otwartych drzwi Logana.
Zatrzymałam się na widok wychodzącej razem z nim rudowłosej kobiety o drobnej, zapierającej dech w piersiach urodzie. Zupełnie nie była w jego typie. Przede wszystkim miała na sobie za dużo ubrania. Ona też przystanęła i rzuciła mi:
– Cześć.
Niegrzecznie byłoby nie odwzajemnić jej uśmiechu.
– Cześć. – Ruszyłam do drzwi, ale znowu się zatrzymałam, bo dziewczyna powiedziała:
– Jestem Shannon, młodsza siostra Logana. – Fiołkowe oczy patrzyły na mnie z życzliwym rozbawieniem. Wyciągnęła rękę.
– Grace – przedstawiłam się, ściskając jej dłoń. – Miło mi.
– To ty jesteś najbliższą sąsiadką Logana…
– Aha – potwierdził burknięciem, stając za nią.
Przeniosłam wzrok na jego twarz i gdy zobaczyłam kwaśną minę, poczułam przypływ satysfakcji. Irytowałam go tak jak on mnie. Jedyne pocieszenie przy poziomie decybeli, które produkował.
– Wcale nie jesteś taka, jak cię opisywał. – Shannon odwróciła głowę i uśmiechnęła się do brata, po czym znów spojrzała na mnie.
Ciekawe, co też mógł o mnie nagadać, pomyślałam, widząc psotne iskierki w jej zadziwiająco pięknych oczach.
– Spodziewam się, że nie – zgodziłam się.
– Czym się zajmujesz, Grace? Logan jest menedżerem w Fire, nocnym klubie na Victoria Street.
Znałam ten klub. Chloe kilka razy zaciągnęła mnie tam na tańce. Tylko dlaczego Shannon uznała, że warto mnie poinformować, gdzie Logan pracuje? W każdym razie wyjaśniło się, dlaczego był na nogach do późna.
– Redaguję książki. Jestem wolnym strzelcem i… – Spojrzałam Loganowi prosto w oczy i dokończyłam z naciskiem: – Pracuję w domu.
– Och, to wspaniale – rzuciła z entuzjazmem Shannon.
Dlaczego, och, dlaczego, ta urocza, cudowna istota nie wprowadziła się naprzeciwko mnie zamiast jej gburowatego brata?
– Mogłoby być. – Wzięłam głęboki oddech, nagle czując się znacznie odważniejsza w jej obecności, jakby miała mi służyć za bufor między mną a Loganem. – Zwykle pracuję do późna w nocy. Ale nie wczoraj. – Mój sąsiad zrobił władczą minę mającą mnie onieśmielić, ale nie dałam się zbić z pantałyku. – Było bardzo głośno, poza tym U2 o trzeciej nad ranem raczej nie zachwyca.
Shannon zacisnęła usta i spojrzała na brata. Wytrzymał jej spojrzenie, nie odpowiadając ani słowem na moje oskarżenie. Shannon pokręciła głową, jakby go napominała.
– Spróbuj uwzględniać potrzeby innych.
– Weź na to grubą poprawkę – powiedział, krzyżując ramiona na piersi. – Ta oto pani Farquhar bez przerwy narzeka.
– Logan! – rzuciła z wyraźnym wyrzutem.
Nic dziwnego, że nabrałam więcej odwagi.
– Narzekałam, owszem, na widok stringów tanga jednej z pańskich zdobyczy, suszących się na poręczy podestu i gdy inna pańska partnerka na jedną noc zwymiotowała przed moimi drzwiami. Jeszcze nie uskarżałam się na te niezliczone noce, podczas których nie mogłam pracować z powodu dochodzących z pańskiego mieszkania donośnych odgłosów uprawiania seksu.
Shannon patrzyła na brata z niedowierzaniem.
– Logan?
Spojrzał na nią gniewnie, ale nie odezwał się. Nie musiał. Miał wypisane na twarzy: nikomu nie muszę się tłumaczyć.
Niezręczną ciszę przerwał odgłos kroków na schodach i po chwili na podeście pojawiła się Janice. Przygotowałam się na to, co miało nastąpić.
– Cześć, Grace. – Pozdrowiła mnie kiwnięciem głowy, po czym zadarła podbródek z miną tak wyniosłą, że aż komiczną, i przeszła obok Logana i jego siostry, traktując ich jak powietrze.
– Co to było? – spytała półgłosem Shannon, gdy kroki adwokatki ucichły.
Przestąpiłam z nogi na nogę, bo nie wiedziałam, jak mam to powiedzieć. Nie lubię przekazywać ludziom nieprzyjemnych wiadomości. Nawet komuś takiemu jak mój uciążliwy sąsiad.
– Boję się, że pan Jenner popełnił błąd, wspominając Janice o pobycie twojego brata w więzieniu. Pan Jennner jest uprzejmym, życzliwym człowiekiem i nie zdaje sobie sprawy z faktu, że ludzie tacy jak Janice… no cóż, nie są serdeczni.
Logan zesztywniał, rysy twarzy mu się wyostrzyły, a Shannon pobladła.
– Myśleliśmy, że wszyscy tutaj o tym wiedzą, a ty mówisz, że… dowiedzieli się dopiero teraz?
Nie wiadomo dlaczego poczułam nieprzyjemny ucisk w żołądku. Z zupełnie niezrozumiałego dla mnie powodu zrobiło mi się przykro z powodu Logana.
Kto by pomyślał…?
– Ale to nie ma znaczenia – zapewniłam ich pospiesznie. – Wszyscy tutaj wiemy, jak nieprzyjemna potrafi być Janice. Nie martwiłabym się tym. Z resztą lokatorów nie powinno być kłopotu. – Wzruszyłam ramionami, nie wiedząc, co jeszcze mogłabym dodać. – Bardzo miło było cię poznać, Shannon.
Odwróciłam się i podeszłam do drzwi. Przystanęłam przy nich i obejrzałam się przez ramię na Logana. Patrzył na mnie tak, że wstrzymałam oddech. Wyglądał na kogoś kompletnie rozbrojonego. Zdusiłam uczucie, które mnie ogarnęło pod wpływem jego reakcji, i rzuciłam, taką miałam nadzieję, dyplomatycznie:
– Będę bardzo wdzięczna, jeśli spróbuje pan zachowywać się odrobinę ciszej.
Kiwnął energicznie głową.
– Hałas na imprezach mogę opanować. Natomiast to, jak głośno reaguje kobieta, będąc ze mną w łóżku, jest poza moją kontrolą.
– Logan… – Shannon zareagowała na tę arogancką odpowiedź przesadnie zdegustowaną miną, za co jej brat obdarzył ją promiennym uśmiechem.
Patrząc na niego, po raz drugi wstrzymałam oddech. Nigdy dotąd nie widziałam twarzy Logana MacLeoda rozjaśnionej szczerym, niezabarwionym ironią uśmiechem.
Widok wart podziwiania.
Nieoczekiwanie spojrzał na mnie i nasze oczy się spotkały.
W popłochu spróbowałam odwrócić wzrok.
Oddychaj, Grace, oddychaj!
Wypuściłam powietrze ustami i zmusiłam się do skierowania spojrzenia w bok. Otworzyłam drzwi mieszkania i weszłam do środka.
– Jak zwykle jestem panem oczarowana, panie MacLeod. – Żałowałam, że nie umiem się zdobyć na większą dozę sarkazmu.
Zamknęłam szybko drzwi, nie dając mu okazji do powiedzenia czegoś, co znowu wytrąciłoby mnie z równowagi.