Читать книгу (Nie)zwyczajna - Samantha Young - Страница 6

1

Оглавление

W życiu jest tylko zerem, Obserwowanym. Osądzanym. Szybko wymazywanym. Tutaj jest bohaterem, Rozumianym. Szanowanym. Akceptowanym.

– CC

Edynburg, Szkocja

Nazywam się Comet Caldwell.

I nienawidzę swojego imienia.

Po dziewczynie o imieniu Comet ludzie spodziewają się kogoś wyjątkowego. Kogoś z natury fajnego i magnetycznego. Kogoś, kto rozświetla pomieszczenie i przyciąga uwagę. Jak kometa, która emanuje światłem i ogniem, przecinając niebo.

Ale jeśli się tę kometę rozłupie, okazuje się być czymś zupełnie innym.

To lodowe ciało niebieskie, które emituje materię i gazy

Komety to tak naprawdę duże brudne kule śnieżne. Albo jak nazwaliby je naukowcy: „śnieżne kule pyłowe”.

Tak. Śnieżna kula pyłowa. To ma większy sens.

Ja nie jestem kulą płonącą od światła i ognia, która przecina niebo. Jestem tylko zwyczajną szesnastolatką uczęszczającą do liceum. Przeciętną szesnastolatką, która ostatni dzień wakacji spędza na wstawianiu swoich poetyckich wypocin na anonimowego bloga. Komentarze na blogu są wyłączone, żeby nikt mnie publicznie nie oceniał i żebym nie zrobiła z siebie pośmiewiska. Gdy pracowałam, z mojego laptopa leciała na cały regulator The Day We Caught the Train zespołu Ocean Colour Scene. Miałam słabość do zespołów indie z lat dziewięćdziesiątych i pierwszej dekady dwudziestego wieku.

Mój telefon zawibrował. Zignorowałam go, bo chciałam skupić się na tym, by mój ostatni post był odpowiednio złożony. Bo właśnie na tym mi najbardziej zależało: na składzie tekstu. Nie na wierszu ani na tym, że ludzie, którzy natkną się na mój blog, pogardzą słowami wyrwanymi prosto z mojego bijącego serca.

Znowu wibracje. Westchnęłam zirytowana.

Vicki.

Nie zasługiwała na to, by ją ignorować, była jedną z moich najlepszych przyjaciółek. Ściszyłam muzykę i odebrałam.

– Wiedz, że przerywasz mnie i Liamowi, ale zachowaj to dla siebie. Miley nie wie o naszej skrywanej miłości.

Vicky wybuchnęła śmiechem.

– Skarbie, zabiorę to ze sobą do grobu!

– A więc co tam?

– To, że ja i Steph od dziesięciu minut stoimy przed twoim domem i dzwonimy do drzwi. Słyszymy tę twoją muzykę, którą chyba wyjęłaś z kapsuły czasu, a Kyle już dwa razy wyglądał przez okno i nas przeganiał.

Kyle to mój tata. W głowie nazywam go tatą, ale nigdy się tak do niego nie zwracam. Rodzice kazali mi mówić do siebie po imieniu – Carrie i Kyle – od chwili, gdy nauczyłam się wymawiać samogłoski.

Oczywiście nic dziwnego, że tata przeganiał dziewczyny. Bo otwarcie drzwi komuś, kto nie przyszedł do niego, wymagałoby ogromnego wysiłku.

Zeskoczyłam z łóżka, wypadłam z pokoju i pobiegłam korytarzem.

Gdy otworzyłam drzwi, uderzył mnie znajomy zapach słonego morza, rozciągającego się za naszą bramą, a także powiew zimnego wiatru.

Przerwałam połączenie.

Vicky przyjrzała się uważnie mojemu strojowi, a potem rzuciła:

– Nieźle.

Stwierdzenie, że mam osobliwy gust co do ubrań, jest niedopowiedzeniem. W tej chwili miałam na sobie białą bluzkę z kołnierzykiem w stylu Piotrusia Pana, a na nią narzucony elegancki liliowy kardigan. Bardzo w stylu lat pięćdziesiątych. Połączyłam to z turkusową wielowarstwową jedwabną spódnicą i botkami do kostki marki Irregular Choice. Były liliowe i zamiast sznurówek miały turkusowe satynowe wstążki zawiązane w duże kokardy.

Steph popatrzyła na Vicky, jakby chciała powiedzieć: „Czy ty jesteś poważna?”. A potem uśmiechnęła się do mnie z udręką na twarzy.

– Laska, w takim stroju Carrie na pewno cię zauważa, co?

Uznałam, że nie będę się obrażać.

Steph była drobna i nosiła godny pozazdroszczenia rozmiar miseczki stanika, a jej tyłek idealnie wypełniał dżinsy z River Island. Miała długie włosy w kolorze miodowego blondu, zawsze starannie ułożone w luźne fale, a makijaż nieskazitelny. Znała się na modzie i wkładała głównie najmodniejsze ubrania z droższych sklepów, ale kiedy jej tatuś prawnik miał ochotę ją porozpieszczać, kupował jej ubrania od dizajnerów.

Teraz miała na sobie obcisłe dżinsy z modnymi rozdarciami, kozaki z brązowej skóry na niskim obcasie, sięgające kolan, i kurtkę od Ralpha Laurena.

W przeciwieństwie do Steph, Vicki, pragnąca zostać w przyszłości projektantką mody, doceniała moje próby wyróżniania się. Chociaż, gdybym miała być szczera, wcale się nie starałam. Ani nie próbowałam strojem zwrócić na siebie uwagi Carrie. Po prostu każdego dnia wkładałam to, co akurat wypadło z mojej szafy.

Poza tym przez sto dziewięćdziesiąt pięć dni w roku musiałam nosić szkolny mundurek. Więc gdy tego nie robiłam, wolałam zaszaleć ze strojem.

Vicki, mająca na sobie cienki kremowy sweter oversize z asymetrycznym dołem, a do tego jasnozielone legginsy w czachy, była bardziej odważna. Tak jak ja. Ale ona była z natury fajna. To dziewczyna, której pasowałoby imię Comet. Dziś włożyła motocyklowe czarne buty, luźno zawiązane, w uszach miała duże złote koła, a przez ramię przewiesiła zamszową jasnozieloną torebkę. Jej opalona skóra była bez skazy, więc Vicky nie musiała nosić tyle makijażu co Steph, której porcelanowa cera miała tendencję do rumieńców. Jak zwykle nałożyła na rzęsy kilka warstw tuszu, który podkreślał jej piwne oczy, a usta musnęła błyszczykiem. Gdy odwróciła się, by spojrzeć na Steph z uniesioną brwią, ciemnobrązowe afro zatańczyło ponad jej ramionami na wietrze,.

– No co? – Steph wzruszyła ramionami.

– Filtruj myśli – poradziła jej Vicki.

– Nic się nie stało. – Machnęłam ręką na komentarz Steph.

Wszystkie wiedziałyśmy, że Carrie nie zwróciłaby na mnie uwagi, nawet gdybym przebiegła przez dom w płonącej spódnicy.

– Nie przyszłyśmy tutaj, by oceniać twój cholernie odlotowy strój – podkreśliła Vicki, tak żeby Steph to zrozumiała. Ale nasza przyjaciółka tylko przewróciła oczami. – To ostatni dzień wakacji, Comet. Wybieramy się na imprezę, a ty idziesz z nami.

– Na imprezę? – zapytałam.

Na myśl, że miałabym pójść na imprezę, by spędzić czas z grupą ludzi z klasy, którzy albo będą mnie ignorować, albo się ze mnie nabijać, miałam ochotę zamknąć im drzwi przed nosem. I udawać, że nigdy nie odebrałam od nich telefonu. Wolałam dokończyć wpis na blogu, a potem zwinąć się na łóżku z książką, którą przeczytałam dopiero do połowy.

Steph pokręciła głową, jakby zobaczyła moje myśli wypisane na twarzy.

– O nie. Stara, musisz iść na tę imprezę!

– Przestań mówić „stara”. Nie jesteśmy Amerykankami. I to nie są lata dziewięćdziesiąte.

Zastanawiałam się, czy nie żyłoby mi się lepiej właśnie w latach dziewięćdziesiątych. Wtedy grano supermuzykę. Jak Oasis! Czy muszę wymieniać dalej? A poza tym nie było social mediów, chociaż wydaje mi się, że wtedy ludzie pisali ze sobą na czatach. Ale podczas gdy czat jest małym szkolnym boiskiem, to social media przypominają raczej całe skupisko takich boisk. Tak, w tamtych czasach była masa śmiechu, zabawy i wygłupów… Ale były też ciemne zaułki, do których dręczyciele zaganiali cichego dzieciaka.

– Skoro już mowa o Amerykanach…. Właśnie dlatego musisz iść na tę imprezę. Będzie tam słodki Amerykanin.

– Kto taki?

– Najwyraźniej musimy cię wtajemniczyć. – Steph cmoknęła i postukała w wyświetlacz, nawiązując do faktu, że unikałam większości social mediów.

Kilka ruchów palcem po ekranie i uniosła telefon w moją stronę.

Niewyraźne zdjęcie przedstawiało jakąś dziewczynę, która otaczała ramieniem chłopaka.

– Na co mam patrzeć?

– Na słodkiego Amerykanina – odparła Steph głosem, jakby to było oczywiste.

Prychnęłam.

– Potrafisz stwierdzić, że jest słodki, patrząc tylko na jego zdjęcie?

– Och, nie. Niczego nie czaisz. Wszyscy, którzy go spotkali, mówią na WhatsAppie o tym, jaki jest słodki. Kiedy w końcu pobierzesz tę apkę?

Nieco zmartwiona wzruszyłam ramionami.

– Kiedyś w końcu to zrobię.

– Zawsze tak mówisz.

Prawda była taka, że nie chciałam pobierać tej aplikacji i dołączać do grupy, w której skład wchodziła cała nasza klasa. Na myśl, że mój telefon miałby pikać co sekundę z każdym nowym powiadomieniem, palce u stóp podkurczały mi się z irytacji.

Tak. Byłam świadoma tego, że wśród swoich uchodziłam za anomalię.

– W każdym razie… – odezwała się Vicki, której najwyraźniej zrobiło się mnie żal. – Idziesz, prawda?

Naprawdę (naprawdę!) chciałam po prostu powrócić do czytania mojej książki. Bohaterka zabujała się w chłopaku z nowej szkoły z internatem, do której została wysłana, a ja zatrzymałam się w chwili, w której mogło się okazać, że chłopak odwzajemnia jej uczucia.

– A czyja to impreza?

Przyjaciółki wymieniły spojrzenia.

– No więc?

Steph westchnęła dramatycznie.

– Heather McAlister. Ale to, co ona zrobiła, zdarzyło się dawno temu! Naprawdę, musisz już odpuścić.

– To jej słowa. – Vicki wskazała na Steph. – Nie moje.

Poczułam się zraniona. Heather już mi nie dokuczała – dawno temu postanowiła udawać, że nie istnieję – ale kiedyś była moim śmiertelnym wrogiem. Z niewyjaśnionej przyczyny uwzięła się na mnie w pierwszej klasie liceum i przez rok znęcała się nade mną. Po zajęciach wuefu schowała mój mundurek, więc nie mając wyboru, musiałam wytrwać do końca dnia w stroju sportowym. Powiedziała Steviemu Macdonaldowi, że się w nim podkochuję, nakłoniła go, żeby podszedł do mnie na korytarzu i dał mi kosza.

Oznajmił mi, że mu to schlebia, ale nie jestem w jego typie, choć tak naprawdę chciał powiedzieć, że jestem geekiem, a on bzyka się z dziewczynami starszymi od siebie.

Tyle że wcale się nie podkochiwałam w Steviem.

A, i nie zapominajmy, że na pytanie nauczyciela angielskiego o ulubioną książkę Heather stwierdziła przy wszystkich, że moją ulubioną musi być Matylda. Bo odnalazłam w niej siebie, ponieważ rodzice też mnie nienawidzą.

Wtedy podejrzewałam, że Steph wymsknęło się coś na temat mojej relacji z rodzicami, gdy została zaproszona na urodzinowe piżama party do Heather. Vicki zachowała się jak prawdziwa przyjaciółka i odrzuciła zaproszenie, ale Steph powiedziała, że według niej odmowa byłaby nieuprzejma.

Wcale tak nie myślała. Po prostu bała się, że nie będzie popularna.

Byłam na nią wściekła, ale nie komentowałam. Vicki wypowiedziała się za nas obie. Steph obraziła się na kilka tygodni, ale po jakimś czasie znowu stałyśmy się przyjaciółkami.

Było tak, jakby nic się nie wydarzyło.

Tyle że zachowanie Steph teraz przypomniało mi o wszystkim.

– Gdyby w twarz powiedziała ci, że masz jakąś chorobę weneryczną, i powtarzała to wszystkim przez rok, to czy byś jej teraz wybaczyła?

Moja przyjaciółka wytrzeszczyła swoje chabrowe oczy.

– A tak powiedziała?

– Możliwe – wymamrotała Vicki.

– Tylko daję ci przykład. Ta dziewczyna codziennie przez kilka tygodni śpiewała: „Comet, Comet, głupia jak taboret”.

Steph westchnęła.

– Posłuchaj, Com. Nie chciałam wyjść na nieczułą. Wiem, że ona była wobec ciebie wredna. Ale od lat cię nie dręczyła. Przyjdź na imprezę.

Skoro to impreza Heather, oznacza to tyle, że gośćmi będą dzieciaki ze szkoły, które nie mają pojęcia, kim jestem. Czyli te, które biorą udział w zajęciach dodatkowych, takich jak… sport. Ich zdolność do adaptacji w społeczeństwie, ich umiejętność wchodzenia ot tak do pokoju, prowadzenia rozmowy i śmiania się z zupełnie obcymi ludźmi była mi obca. Ja nie potrafiłam odnaleźć się w towarzystwie. I byłam pewna, że nikt nie zechce słuchać tego, co mam do powiedzenia.

Dlaczego miałabym zatem stawiać się w niekomfortowej sytuacji, iść na imprezę, na której będę czuć się źle i niepewnie, skoro mogę czytać książkę, dzięki której drżę z ekscytacji?

– Nie mogę. – Wzruszyłam ramionami, cofając się w głąb domu. – Muszę wziąć prysznic i przygotować się na jutro do szkoły.

Vicki posłała mi niezadowolone spojrzenie, Steph wyrzuciła ręce w powietrze.

– To po co w ogóle się starałyśmy?

Skrzywiłam się, ale wzruszyłam ramionami w przepraszającym geście.

– Chodź. – Steph złapała Vicki za rękę. – Jest piekielnie zimno. Idziemy.

Vicki pomachała mi mało entuzjastycznie i posłała ostatnie spojrzenie, którego nie potrafiłam rozszyfrować. Miałam nadzieję, że to nie irytacja.

Patrzyłam, jak przyjaciółki opuszczają mój ogród. Zatrzymały się za ogrodzeniem, zamknęły bramę i ruszyły esplanadą.

Nasz dom znajdował się tuż przy Portobello Beach. Aby znaleźć się na plaży, wystarczyło, że opuszczałam ogród i przechodziłam przez bulwar. Moja sypialnia, sypialnia gościnna, kuchnia, salon i łazienka znajdowały się na parterze budynku z bielonej cegły, wzniesionego w połowie poprzedniego wieku, który nazywaliśmy domem. Na górze były gabinet taty i pracownia malarska Carrie, z których rozciągał się piękny widok na morze.

Moja matka była znana wśród ludzi sztuki jako odnosząca sukcesy i hojnie opłacana artystka zajmująca się technikami mieszanymi. Tata był pisarzem. Wygrał kilka literackich nagród za swoją drugą powieść The Street; odniosła komercyjny sukces i na jej podstawie nakręcono miniserial, który puszczano w brytyjskiej telewizji. Pieniądze pozwoliły opłacić dom w tej rozchwytywanej okolicy. Mimo że mój ojciec dobrze radził sobie dzięki książkom, jego kolejne powieści nigdy już nie wyniosły go na wyżyny. Ale myślę, że poniekąd podobało mu się odgrywanie roli sfrustrowanego artysty.

Większość ludzi uważa, że rodzice dość znani artyści są spoko.

Ale to nieprawda.

A przynajmniej moi nie byli spoko.

Najwięcej uwagi poświęcili mi, gdy wybierali dla mnie imię. Przez dwa tygodnie nazywali mnie Małą Caldwell, jednocześnie próbując znaleźć coś wyjątkowego, co spodobałoby się im obojgu. A potem nadali mi imię, które zupełnie do mnie nie pasowało, i powrócili do traktowania mnie z wymuszoną uprzejmością i brakiem zainteresowania. A czasem nawet otwarcie mnie ignorowali. Byłam wpadką, i to taką, z której wcale się nie cieszyli. Moi rodzice byli za bardzo zakochani w swojej sztuce i w sobie nawzajem, by mieć choć trochę miłości dla mnie.

Dlatego przyjaciółki były dla mnie takie ważne. Tak samo jak instynkt samozachowawczy.

Zamknęłam frontowe drzwi i przekręciłam zamek. Oparłam się o nie plecami i nagle za oczami poczułam ból głowy. Nie pierwszy raz, gdy odmówiłam wyjścia gdzieś z Vicki i Steph.

Jako dzieci wszystkie byłyśmy ciche, lubiłyśmy czytać i uchodziłyśmy za geeków, ale gdy poszłyśmy do liceum, one zaczęły się zmieniać. Steph postanowiła, że zostanie aktorką, i nawet wygrała casting do roli w lokalnej reklamie napojów. Wyszła ze swojej skorupy, brała udział w szkolnych przedstawianiach i z czasem zmieniła się z przeciętnej blondynki w zachwycającą nastolatkę. Chłopaki cały czas zwracały na nią uwagę, aż jej na tym punkcie odbiło.

Vicki również rozwinęła się pod względem towarzyskim, i chyba jej to pasowało. Steph zawsze była wyszczekana, dzięki czemu dostawała to, czego chciała, a do trochę spokojniejszej i sprawiającej wrażenie zwyczajnie fajnej Vicki ludzie po prostu lgnęli. Była typem dziewczyny, z którą każdy chciał się przyjaźnić. Uważałam ją za swoją najlepszą przyjaciółkę, ale patrzenie, jak jej krąg przyjaciół się poszerza, trochę mnie bolało.

Musiałam przyznać, że jestem trochę zazdrosna.

A teraz dodatkowo zaczęłam się martwić.

Jeśli ciągle będę odmawiać przyjaciółkom i nigdzie z nimi nie chodzić, czy Vicki i Steph któregoś dnia ze mnie zrezygnują?

Ta myśl sprawiła, że poczułam gniew ściskający mnie w żołądku, a łzy zapiekły pod powiekami. Czasami marzyłam, by być bardziej jak moje przyjaciółki. Ale jeżeli to miałoby oznaczać udawanie kogoś, kim nie jestem, męczenie się, by zadowolić ludzi, którzy nawet nie chcą poznać prawdziwej mnie, to wolałam samotność. Wolałam książki.

Zatrzasnęłam drzwi od mojej sypialni, mając gdzieś to, że hałas może rozproszyć ojca, który właśnie skupiał się boleśnie długo na jakimś zdaniu. Rzuciłam się na łóżko, na brzuch, i popatrzyłam na półki po drugiej stronie mojego dużego pokoju, które zajmowały całe dwie ściany. Książki, książki i jeszcze więcej książek. Na sam ich widok – o różnych kształtach, rozmiarach, kolorach i powierzchniach, które ciągnęły się aż po sufit – czułam się szczęśliwa. Niezależnie od tego, co działo się w moim życiu, w pokoju miałam ponad osiem tysięcy różnych światów, w których mogłabym zniknąć. I ponad tysiąc na czytniku, który leżał na szafce nocnej. Te światy były lepsze od mojego. Tam żyli ludzie, których rozumiałam i wiedziałam, że oni zrozumieliby mnie. W tych światach chłopcy byli zupełnie inni niż w tym tutaj. Tym fikcyjnym naprawdę zależało. Byli odważni, lojalni, a na ich widok można było zemdleć. Nie bekali ci twojego imienia do ucha, mijając cię na korytarzu, i nie wpadali na ciebie milion razy dziennie, bo „cię nie zauważyli”.

Rozciągnęłam się na łóżku, wzięłam książkę, którą aktualnie czytałam, i otworzyłam.

Żadna okropna impreza u Heather McAlister nie była lepsza od świata, który trzymałam w rękach.

(Nie)zwyczajna

Подняться наверх