Читать книгу Przekręt - Sandra Brown - Страница 5
Prolog
Оглавление– Do knajpy weszła kobieta – powiedział Mickey Bolden, wrzuciwszy w usta garść popcornu. Do spotkania ze Stwórcą zostały mu dokładnie dwadzieścia dwie minuty.
Obok niego przy barze garbił się Shaw Kinnard. Wpatrzony w swoją tequilę, ze wszelkimi oznakami znudzenia kilka razy zakręcił kieliszkiem.
– Tak? I co?
– I nic.
– To żart?
– Wcale nie i nic w tej popieprzonej sprawie nie jest śmieszne.
Jakby wystrzelono go z gumy, Shaw nagle się ożywił. Gwałtownie odwrócił głowę i spojrzał na Mickeya.
Facet miał oczy nie większe niż rodzynki i do połowy zasłonięte wałkami tłuszczu, ale Shaw bez trudu podążał za ich ruchem po całej piwiarni. Choć kusiło go, żeby popatrzeć samemu, nie odrywał wzroku od pokrytej plamami twarzy partnera.
– Jakaś konkretna kobieta? – zapytał, obawiając się odpowiedzi.
– Bardzo konkretna. Nasza.
– Jest tutaj?
– We własnej osobie, jak ja. – Mickey otrzepał z dłoni sól z popcornu. – Teraz za twoim prawym ramieniem, siada na stołku przy łuku baru, więc się nie odwracaj, bo jest twarzą do nas.
Uśmiech Mickeya sugerował, że prowadzą luźną rozmowę, choć w rzeczywistości nieoczekiwane pojawienie się Jordie Bennett zbiło ich z tropu.
– No to się kurewsko popieprzyło – mruknął Shaw. – Jest sama?
– Na razie. – Jedno z obrzmiałych oczek Mickeya znacząco się przymrużyło. – Ale noc jeszcze młoda. – Uśmieszek wzmocnił jego brzydotę, o ile w ogóle było to możliwe.
Shaw opuścił wzrok na kieliszek Patrón Silver.
– Myślisz, że nas zdemaskowała?
– Nie. No bo jak?
– To co tu robi?
Mickey wzruszył ramionami.
– Może zachciało się jej pić.
– Akurat jak my przyjechaliśmy do miasta?
– Zdarzają się dziwniejsze rzeczy.
– Dziwne rzeczy mnie denerwują.
– Bo nie masz takiego doświadczenia jak ja – oznajmił Mickey.
Shaw obrzucił go pogardliwym spojrzeniem od stóp do głów, myśląc, że teraz to „doświadczenie” sprowadza się do głupiego i niebezpiecznego zadowolenia z siebie.
– Trudno mnie uznać za żółtodzioba w tej branży – powiedział.
– W takim razie powinieneś pamiętać, że trzeba trzymać nerwy na wodzy, jak w planie pojawia się supełek.
– Supełek? To potężny węzeł.
– Może. Ale dopóki nie dowiemy się więcej, będę na to patrzył jak na pieprzony zbieg okoliczności i nie zamierzam wyciągać pochopnych wniosków, które pewnie są błędne. Sprawy się pierdolą. Najlepsze plany idą w diabły. Czasami trzeba poddać się nurtowi i improwizować.
– Tak? A jeśli nurt zaniesie cię do oceanu gówna?
– Wyluzuj, brachu – poradził przeciągle Mickey. – Wszystko gra. Ona się rozgląda po knajpie, ale spokojnie, nic nie wskazuje na to, żeby szukała kogoś w szczególności. Jej błękitne niemowlęce oczy właśnie mnie omiotły i wcale się nie zapaliły.
Shaw parsknął, unosząc kieliszek do ust.
– Bo jesteś paskudny.
– Hej, jest mnóstwo kobitek, którym się podobam.
– Skoro tak twierdzisz. – Shaw wypił resztę tequili. Stawiając pusty kieliszek na blacie, zerknął na obiekt ich zainteresowania. Kobieta dziękowała barmanowi za podane białe wino.
To z jej powodu byli tu z Mickeyem. Tu, czyli na zadupiu gdzieś w południowo-środkowej Luizjanie, a nie w tym wodopoju z pordzewiałego metalu, niepewnie usadowionym na błotnistym brzegu mętnej zatoki. Może knajpa miała nazwę, ale Shawowi nieznaną. Nad drzwiami wisiał neon, czerwone litery składające się na wyraz BAR syczały i trzaskały.
W środku powietrze było gęste od dymu i ostrego odoru robotniczej klienteli. Muzyka zydeco huczała z szafy grającej, która wyglądała, jakby przetrwała ze dwadzieścia huraganów będących próbą generalną przed Katriną.
Shaw i Mickey nie odstawali przesadnie od ogólnej niechlujności, ale w takim lokalu człowiek nie spodziewałby się zobaczyć Jordan Elaine Bennett, wśród krewnych i przyjaciół znaną jako Jordie. A jednak tu była. Piła białe wino, na litość boską. No i rzucała się w oczy w spelunie, gdzie piwo mieli butelkowane, a mocne alkohole lano czyste.
Mickey nabrał kolejną garść popcornu z plastikowej miski i wrzucił w usta. Gniotąc zębami przypieczone ziarna, zapytał:
– Myślisz, że to coś więcej niż zbieg okoliczności, że ona tu jest?
– Diabli wiedzą – mruknął Shaw. – Po prostu coś tu nie gra.
Barman bez słów zaproponował napełnienie kieliszka, co Shaw potwierdził kiwnięciem głowy. Facet był domyślny i od razu otworzył też następną butelkę piwa dla Mickeya.
Ten upił łyk i przymrużył oczy, patrząc na drugi koniec baru, gdzie kontuar tworzył łuk. Przełknął, beknął, uwalniając opary lagera, i od razu powiedział:
– Może być, że się po prostu włóczy.
Shaw z powątpiewaniem uniósł brwi.
– I szuka faceta, o to ci chodzi?
– A czemu nie?
– To nie ten typ.
Mickey zarechotał i łokciem trącił Shawa w ramię.
– Wszystkie są w tym typie.
– Znowu przemawia przez ciebie doświadczenie?
Mickey kiwnął głową niczym mędrzec.
– Trudno to pojąć? Kretyńskie babskie sztuczki, żeby nas zmusić do działania.
Shaw rozważył przemowę Mickeya, podniósł kieliszek i osuszył jednym haustem. Stanowczym gestem odstawił szkło, po czym zsunął się ze stołka, upewniając się, że koszula zakrywa rękojeść pistoletu zatkniętego z tyłu za pasek.
Mickey o mało nie zakrztusił się piwem.
– A ty gdzie...
– Poddać twoją teorię testowi, grubasie.
– Nie możesz... ona...
Shaw zostawił bełkoczącego kumpla.
Kiedy szedł wolno wzdłuż rzędu stołków, przyglądali mu się goście obu płci, kobiety z namysłem albo z otwartym zaproszeniem. Nie interesowało go to, nie próbował więc nawiązać kontaktu, nawet się nie uśmiechał. Mężczyźni obrzucali go twardym, zimnym, wyzywającym spojrzeniem, na które odpowiadał jeszcze twardszym, zimniejszym i bardziej wyzywającym. Wszyscy pierwsi odwracali wzrok.
Shaw miał to w sobie.
Nikt jeszcze nie zebrał się na odwagę, żeby zająć wolny stołek obok Jordie Bennett. Miejscowi prawdopodobnie rozumieli, że dla nich to za wysokie progi. Shaw zapewne musiał też kwalifikować się do tej kategorii, bo kiedy się zbliżył, złapał przelotnie jej wzrok, zaraz potem skierowała swoje wyżej wymienione błękitne jak u niemowlęcia oczy na kieliszek z winem. Żadnej zmiany w wyrazie twarzy i mowie ciała, żadnego drgnięcia długich rzęs.
Niedostępna była ta Jordie Bennett.
Cóż, z tą twarzą i figurą mogła sobie pozwolić na wybredność. Jedna kwestia nie ulegała wątpliwości: na jej widok każdy facet zaczynał się ślinić.
Co właściwie było do dupy.
Ponieważ Shawa wynajęto, żeby ją zabił.