Читать книгу Przekręt - Sandra Brown - Страница 7
Rozdział 2
ОглавлениеAgent specjalny FBI Joe Wiley już zasiadał do pieczeni wieprzowej, gdy zadzwoniła komórka.
Jego żona Marsha skrzywiła się. Musiała podgrzać mu danie, bo wrócił do domu za późno, żeby zjeść z nią i dziećmi. Wiedziała jednak, że lepiej nie protestować, gdy oznajmił:
– Przepraszam, ale muszę odebrać. – Nacisnął klawisz. – To ważne, Hick? Siadam do kolacji.
– Przykro mi, że przeszkadzam – odparł agent Greg Hickam ze smutkiem. – Ale owszem, to ważne. Pomyślałem, że będziesz chciał o tym wiedzieć.
Joe posłał Marshy przepraszające spojrzenie i wszedł do pomieszczenia gospodarczego.
– Okay, słucham.
– Kilka godzin temu w gminie Terrebonne znaleziono martwego Mickeya Boldena. Leżał na parkingu zapyziałej piwiarni jakieś piętnaście minut samochodem od Tobias.
I tak oto gorący posiłek przestał być elementem najbliższej przyszłości Joego.
Przeciągnął ręką po ustach i brodzie.
– Nie wydaje mi się, żeby był jakiś inny Mickey Bolden.
– Niewykluczone, że jest, ale to akurat ten, którego znamy i kochamy. Kochaliśmy.
– Uściślij „znaleziono martwego”. Domyślam się, że nie odszedł spokojnie we śnie.
– Strzelono mu w tył głowy. Pocisk rozwalił prawie całą twarz.
– To skąd wiemy, że to on?
– Prawo jazdy w portfelu było fałszywe, ale patolog pobrał trupowi odciski palców. Miejscowe władze bardzo się podnieciły na wieść, że miał związek ze sprawą Billy’ego Panelli, i zgodnie z przepisami powiadomiły najbliższe biuro FBI.
– Szczęściarze z nas. – Joe przez drzwi zajrzał do kuchni, gdzie Marsha siedziała przy stole i z niespokojną miną popijała mrożoną herbatę. Do telefonu powiedział: – Bolden dostaje kulkę niedaleko Tobias w piątek wieczorem, tylko trzy dni po...
– Wtorku. To się musi łączyć.
– Jesteś pewien czy tylko przypuszczasz?
– Prawie pewien. Kiedy zginął Bolden, w knajpie była Jordie Bennett.
– Powtórz?
– Jordie Bennett...
– Nieważne. Usłyszałem za pierwszym razem. Jasny gwint. Zaraz, powiedziałeś „była”?
– Przebywali w knajpie w tym samym czasie.
– Razem?
– Nie. Ale wyszła kilka minut po nim. I tu mamy zagwozdkę, jej lexus nadal jest na parkingu. Mickey stał jakiś metr dalej, kiedy go puknięto.
– Ona?
– Mało prawdopodobne.
– Dlaczego?
– Skoro go zabiła, to czemu zostawiła samochód?
Joe nie miał zielonego pojęcia.
– Brakuje mi informacji. Mów.
– W knajpie jakiś facet podrywał panią Bennett. Uprzejmie kazała mu spadać, a kiedy tego nie zrobił, powiedziała, żeby szedł do diabła, złapała torebkę i sobie poszła. Od tamtego czasu nikt jej nie widział ani nie miał od niej wiadomości.
– Jezu. Proszę, powiedz, że tego nie słyszę.
– Przykro mi, słyszysz – odparł Hick. – Rozpłynęła się w powietrzu.
– Myślałem, że od wtorku obserwują ją miejscowi ludzie.
– Owszem, rotacyjnie dwóch zastępców szeryfa. Ten z nocnej zmiany zanotował, że o dziewiątej trzydzieści dwie wyszła z domu. Bez pośpiechu przeprowadziła go przez miasto, ale jak znaleźli się na zadupiu, przycisnęła gaz do dechy i go zgubiła.
– Pojechała do piwiarni?
– Tam ostatnio ją widziano. W domu i w firmie nikogo nie ma, oba miejsca są zamknięte na cztery spusty. Nikt nie próbował wejść. Alarmy są nastawione. Biuro szeryfa podejrzewa nieczystą grę...
– Bez jaj.
– ...i już wystawili list gończy za nią i tym facetem.
– Podrywacz za nią poszedł?
– Nie tym, tylko tym drugim.
– Jakim drugim?
– Kumplem Mickeya.
– Mickey miał kumpla?
– Wiem, niepojęte. Ale przyszli razem, wypili kilka drinków, wyglądali na zgodnych. Żadnych niemiłych słów ani złych zachowań, nic z tych rzeczy. Nie nawiązali z nikim rozmowy i razem wyszli. Skoro jednak odstrzelił Mickeyowi twarz, to nie mogli być takimi znowu bliskimi przyjaciółmi. – Hick przerwał i nabrał powietrza w płuca. – Tak to wygląda i dlatego przeszkodziłem ci w kolacji. Powiedz Marshy, że przepraszam.
– Miejsce zbrodni zabezpieczono?
Agent pociągnął nosem.
– Powiadomił mnie detektyw z wydziału zabójstw w biurze szeryfa w Tobias. Wydaje się bystry. Przyjechał krótko po funkcjonariuszach, którzy odpowiedzieli na wezwanie, ale i tak było za późno. Mówił, że kiedy odkryto ciało, klientela piwiarni rozpierzchła się na wszystkie strony jak karaluchy po zapaleniu światła. Kilkunastu z nich ma pewnie wystawione nakazy aresztowania, bo pogwałcili warunki zwolnienia warunkowego, bo po wyjściu za kaucją zwiali, bo handlują na małą skalę prochami. To tego rodzaju knajpa. Razem z zastępcami szeryfa złapali kilku nie dość szybkich. Niewielu. I niezbyt się palili do rozmowy z władzą.
– To przeciwne ich naturze.
– Owszem, ale też marudzili, że ich zatrzymano z powodu Josha Bennetta. Podobno jeden splunął na podłogę, wymieniając jego nazwisko.
– Nie przypuszczam, żeby widziano tam Bennetta albo Billy’ego Panellę.
– Tylko w zastępstwie.
– Jordie, siostra Bennetta.
– I Mickey Bolden. Wiemy, że był człowiekiem Panelli do mokrej roboty.
– Wiemy, ale nigdy tego nie udowodniliśmy – uściślił Joe.
Wyobrażając sobie niechętnych do współpracy świadków i miejsce zbrodni tak zanieczyszczone, że badanie go przestało mieć sens, Joe westchnął i przesunął dłonią po rzednących włosach.
– Powiedz chłopakom z biura szeryfa, żeby zatrzymali świadków, dopóki nie puszczą farby. Nie obchodzi mnie, jak głośno będą płakali. Zatankuj helikopter. Spotkam się z tobą na lotnisku.
– O której?
– Już wychodzę. Poślij na miejsce zbrodni naszą ekipę techników.
– Zrobiłem to, zanim do ciebie zadzwoniłem. Pewnie będą tam przed nami.
– Świetnie. Do zobaczenia.
Rozłączył się i wrócił do kuchni. Z grymasem rezygnacji na ustach Marsha szykowała kanapkę z serem i szynką. Joe założył na ramię pas od kabury i z haczyka na drzwiach zdjął kurtkę.
– Gdyby to nie była sprawa Panelli i Bennetta, zostałbym na kolacji. Pieczeń pachnie wyśmienicie. To rozmaryn?
Marsha gwałtownie wepchnęła mu w rękę kanapkę owiniętą w folię.
– Nie cierpię, kiedy po ciemku latasz tym cholernym helikopterem.
– Wiem, ale...
– A poza tym ile ty masz lat?
– Jestem stary, ale można na mnie polegać. – Pocałował ją w usta, choć w rewanżu dostał coś na kształt wydętych warg. – Powiedz dzieciom, że przepraszam, że się z nimi nie zobaczyłem. Zadzwonię.
– Mogę nie odebrać. Będę oglądała Top Gun.
Przystanął w drodze do drzwi.
– To mój ulubiony film.
– Wiem. Dam podwójną porcję masła do popcornu i zrobię poważną szkodę butelce wina. – Uśmiechnęła się złośliwie. – Baw się dobrze!
Wrócił do niej, nachylił się i szepnął:
– Wiesz, która jest moja ulubiona scena w tym filmie? – Ścisnął ją za pierś. – Kiedy Maverick i ta laska zabierają się do rzeczy.
Machnęła ręką.
– Idź! – powiedziała surowo, choć się uśmiechała.
*
Gdy Shaw uznał, że odjechał na tyle daleko, że może bezpiecznie się zatrzymać, skręcił z autostrady na wyboistą ścieżkę, która prowadziła w gęsty las. Wyłączył silnik i reflektory. Do tego, co zamierzał zrobić, wystarczy latarka w nowej komórce. Tylko on znał numer.
Poświecił na Jordie Bennett. O ile potrafił stwierdzić, nadal była nieprzytomna i nie poruszyła się, odkąd umieścił ją na tylnym siedzeniu. W końcu jednak się ocknie, więc musiał się przygotować na nieuniknione.
Wysiadł, wyjął z bagażnika potrzebne rzeczy, następnie otworzył tylne drzwi i umieścił telefon na podłodze.
Była bezwładna jak ścierka do naczyń, co ułatwiło mu ułożenie na nowo jej rąk i nóg. Raz mruknęła niezrozumiale, przerwał więc swoje poczynania, aż zyskał pewność, że Jordie nie oprzytomnieje. Im dłużej była wyłączona, tym lepiej dla niego.
Dla niej też.
Ale nie oprzytomniała. Pośpiesznie zdjął jej sandałki, przeklinając wymyślne klamerki, i sprawnie związał nogi i ręce. Prostując się, odgarnął pasmo włosów z policzka Jordie. Wtedy też zauważył, że na twarzy ma plamki krwi.
– Cholera. – Ona zeświruje. Przeprowadził w duchu debatę i zdecydował, że kilka dodatkowych minut nie będzie miało znaczenia.
Ukończywszy niezbędne czynności, cicho zamknął tylne drzwi i bagażnik, po czym usiadł za kierownicą. Komórki Jordie i Mickeya leżały na fotelu pasażera, gdzie je rzucił, kiedy zwijał się z parkingu.
Zaczął od jej telefonu. Z ulgą stwierdził, że ma zasięg. Wywołał rejestr ostatnich połączeń i pośpiesznie go przejrzał, sprawdzając rozmowy z dzisiaj i kilku ostatnich dni. Wszystkie nazwiska znajdowały się w kontaktach. Nic nie było warte uwagi.
Nic z wyjątkiem ostatniego połączenia.
Ktoś zadzwonił do niej parę minut po dziewiątej dzisiaj wieczorem. Numer kierunkowy z okolicy, niezapisany w kontaktach. Jordie dwukrotnie oddzwoniła. Po zastanowieniu Shaw także to zrobił. Odczekał kilka sygnałów, ale nikt nie odebrał. Rozłączył się.
Odwrócił głowę i chwilę rozmyślał. Wyjął z komórki Jordie baterię i oba przedmioty włożył do schowka.
Podniósł telefon Mickeya, wywołał rejestr i od razu wiedział, że nieznany numer należy do Panelli. Na pewno czekał na raport Mickeya z wykonanej misji.
– Fatalnie, dupku – szepnął. – Teraz masz do czynienia ze mną. – Jak poprzednio usunął baterię i razem z komórką zamknął w schowku. Czując presję czasu, zapalił silnik.
Gdy wyjeżdżał na mroczną i pustą autostradę, myślał o wypadkach wieczoru. Nie potoczyły się tak, jak oczekiwał, lecz o wiele lepiej. Wyszedł z nich ze zdobyczą prima sort. Leżała nieprzytomna na tylnym siedzeniu.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.