Читать книгу Sekret matki - Shalini Boland - Страница 9

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Оглавление

Punktualna co do minuty, przygładzam nową spódnicę i otwieram drzwi baru tapas, w którym mam się spotkać ze Scottem. Gdy wchodzę do środka, ogarnia mnie fala ciepła, blasku i gwaru. Drugi wieczór z rzędu wychodzę po pracy do miasta. Zupełnie jak nie ja.

Przebiegam wzrokiem zatłoczone stoliki, ale go nie widzę.

Podchodzi do mnie dwudziestoparoletni kelner w czarnym T-shircie i ciemnych dżinsach.

– Życzy sobie pani stolik? W tej chwili czas oczekiwania wynosi godzinę. Chyba że chce pani usiąść przy barze…

– Jestem z kimś umówiona – wyjaśniam. – Zdaje się, że zarezerwował stolik na nazwisko Markham.

Chłopak sprawdza na podkładce, którą trzyma w ręce.

– Na godzinę dziewiętnastą?

– Tak.

– Proszę tędy.

Prowadzi mnie do boksu w głębi. Wstrzymuję oddech. Scott już jest, siedzi nad butelką piwa, zwrócony do mnie plecami.

– Ma pani ochotę na coś do picia? – pyta kelner.

– Proszę wodę gazowaną z limonką.

Z rozkoszą powitałabym porządnego drinka, ale pragnę zachować jasny umysł. Ten wieczór jest dla mnie zbyt ważny, nie chcę go schrzanić. Wypuszczam i wdycham powietrze. Potrafię tego dokonać: umiem odzyskać swojego męża, wiem, że tak. Wizja nas dwojga trzymających się za ręce. Scotta odprowadzającego mnie do domu, zapominającego o flamie. Nas dwojga padających na łóżko. Ze śmiechem. Z płaczem. Bezbrzeżnie szczęśliwych, że znów jesteśmy ze sobą, tam gdzie nasze miejsce.

– Tess. – Scott wstaje i patrzy na mnie uważnie. – Wyglądasz fantastycznie.

Staram się nie okazać, jak obłąkańczo uszczęśliwia mnie to, że zauważył moją przemianę.

– Mówię szczerze, Tess. Jesteś taka piękna.

Nachyla się, żeby mnie cmoknąć w policzek. Odwzajemniam pocałunek, rozkoszując się chwilą, a potem siadamy naprzeciw siebie.

– Nie byłam tu od wieków – mówię. – Wciąż podają tu grzyby z czosnkiem?

– I drobne ziemniaczki na ostro, twoje ulubione.

– Mniam. Zdecydowanie zamierzam je zamówić.

Nie chcę zapeszyć, ale już mam wrażenie, jakby wróciły dawne czasy. Kelner wraca z moją wodą mineralną.

– Właściwie czy mogłabym prosić jeszcze o kieliszek wytrawnego białego wina?

Nagle mam ochotę świętować.

– Jasne – potwierdza młodzieniec, stawiając przede mną szklankę.

Scott wie już, na co mam ochotę, więc zamawia dla nas jedzenie i kelner znika, zostawiając nas samych. Jeszcze w domu przygotowałam sobie dokładnie, co powiedzieć. Nie zamierzałam wspominać o Harrym ani o posterunku policji, ten wieczór miał należeć wyłącznie do nas dwojga. Teraz jednak, gdy tu jestem, ogarnia mnie lekkie onieśmielenie. Nie bardzo wiem, jak napomknąć o  n a s.

– Co słychać w pracy? – pyta Scott. – Dobrze sobie radzisz?

– Nieźle. Prawdę mówiąc, szef zaproponował mi awans.

– To znakomicie, Tess. – Uśmiecha się. – Muszę przyznać, że denerwowałem się przed naszym dzisiejszym spotkaniem – dodaje.

– Denerwowałeś się?

Moje serce wywija fikołka. Czyżby wyczekiwał dzisiejszego wieczoru równie mocno jak ja?

– Nie wiedziałem, w jakim będziesz nastroju – wyjaśnia. – Ale widzę, że od niedzieli rzeczywiście zaczęłaś nowy etap. Mam wrażenie, jakbyś znowu stała się dawną Tess. Ogromnie się cieszę.

Ogarnia mnie wzruszenie. Kelner przyniósł wino, więc pociągam długi łyk, rozkoszując się żarem spływającym do gardła i falą uderzającą do głowy.

– Zamierzasz przyjąć awans? – pyta Scott.

– Jeszcze nie zdecydowałam.

Biorę oliwkę z terakotowej miseczki pośrodku stołu i wrzucam sobie do ust.

– Co będzie oznaczał w praktyce? Pewnie większe pieniądze? – Szczerzy zęby.

– Ben chce, żebym zarządzała Villą Moretti, podczas gdy sam skoncentruje się na rozwijaniu biznesu. Plus poprosił mnie o konsultację w sprawie projektu nowego ogrodu.

– Niesamowite. – Kręci głową. – Rozumiem, że decyzja jest oczywista? Musisz się zgodzić.

– Tak sądzisz? To spora odpowiedzialność. Trochę się obawiam ją przyjąć, boję się, że zawalę.

– Nie zawalisz, potrafiłabyś to robić z zamkniętymi oczami. A zresztą nie dowiesz się, póki nie spróbujesz. Słuchaj, Tesso, zasługujesz na sukces po tym wszystkim, co przeszłaś.

– Ty też – zauważam. – Ty też zasługujesz na wszystko, co najlepsze.

– Dzięki. – Uśmiecha się do mnie. – Szczerze mówiąc, trochę z tego powodu zaprosiłem cię tu dziś wieczorem.

Wstrzymuję oddech, nie umiejąc opanować nadziei. Próbując nie szczerzyć się do niego jak zakochana idiotka.

– Ellie wspomniała mi, że z tobą rozmawiała – ciągnie. – Mówi, że zadzwoniłaś wczoraj, kiedy brałem prysznic. – Kręci głową. – Nie chciałem, byś się o niej dowiedziała w taki sposób. Przepraszam. Wyjaśniłem jej, że nie powinna z tobą dyskutować. Wcale nie byłem zachwycony, że cię tak zaszokowała.

A więc flama ma na imię Ellie.

– Nie martw się – rzucam, bardzo chcąc go przekonać, że nie zamierzam żywić urazy. – Nic się nie stało. Nie obchodzi mnie przeszłość i to, czy się z kimś spotykałeś. Byliśmy w separacji. Nie umiałam się pozbierać; nie byłam zdolna poświęcić naszej relacji tyle uwagi, na ile zasługiwała. Możemy zostawić to wszystko za sobą i zacząć od nowa. Naprawdę nie musisz się tłumaczyć.

– Nawet nie wiesz, jak mnie to cieszy – odpowiada Scott, odchylając się na krześle; jego ramiona się rozluźniają. – Przyznam szczerze, że trochę się obawiałem dzisiejszego wieczoru. Zastanawiałem się, jak ci powiedzieć o Ellie, o tym, co do siebie czujemy. Naprawdę się cieszę, że rozumiesz. I szczerze mam nadzieję, że możemy zostać przyjaciółmi.

– Przyjaciółmi? – powtarzam; to słowo ciąży mi na języku, gdy szokująca prawda rozlewa się po moim ciele. – Mówisz o nas?

– Tak, oczywiście. – Potwierdza ze zdziwionym uśmiechem. – Byłoby szkoda, gdyby nasze drogi się rozeszły po tym wszystkim, co razem przeżyliśmy. Polubisz Ellie, zaręczam. Pewnie zostaniecie bliskimi przyjaciółkami.

Jego głos na przemian cichnie i przybiera na sile, kiedy próbuję przyswoić to, co do mnie mówi. Że Ellie nie jest przelotną znajomością, tylko kimś więcej. Że to ja mam zostać relegowana do jego przeszłości. Zostać jego eks. I że chce, abyśmy wszyscy potraktowali to sympatycznie i miło. Myśli, że przyszłam mu udzielić błogosławieństwa, przyjąć ofertę przyjaźni.

– Ty i ona? – szepczę. – Naprawdę jesteście ze sobą? Na poważnie?

Krzywię się w uśmiechu pełnym niedowierzania, które bardzo łatwo może się przerodzić w drwinę.

Scott zagryza wargę i poprawia się na krześle. Gestem prosi przechodzącą kelnerkę o kolejną butelkę piwa.

– Tak. Sądziłem, że się domyśliłaś; myślałem, że dobrze mi życzysz.

Jestem zdumiona, w klatce piersiowej ściska mnie rozczarowanie tak wielkie, że ledwie mogę złapać oddech.

– Nie chciałem ci mówić wcześniej – ciągnie Scott – by cię nie ranić. Ale kiedy Ellie odebrała wczoraj wieczorem moją komórkę… Cóż, poczułem, że muszę przyjść i ci to wyjaśnić. A ty sprawiałaś wrażenie takiej opanowanej i spokojnej… Uznałem, że nie będziesz się temu sprzeciwiać.

Jestem zbyt oszołomiona, by odpowiedzieć; mój umysł i ciało ogarnia odrętwienie, jakby mi wstrzyknięto środek paraliżujący.

– Poznaliśmy się ponad rok temu na przyjęciu bożonarodzeniowym w mojej firmie – wyjaśnia Scott z wahaniem. – Z początku nic sobie nie obiecywaliśmy, ale teraz… Tesso, przykro mi, to jest naprawdę poważne. Kochamy się.

Chyba uznaje moje milczenie za zachętę, by tłumaczyć się dalej. Lecz ja marzę jedynie o tym, by zamilkł. Żeby się zamknął. Nie chcę słuchać o nim i o Ellie. O ich cudownym związku ani o tym, jak bardzo się kochają. Wypijam wielki haust wina, ciesząc się z niszczącego wpływu, jaki wywiera na moje splątane uczucia.

– Przyszłam tu z nadzieją, że się zejdziemy – wykrztuszam z trudem, ale mój głos brzmi tak cicho, że Scott musi się nachylić w moją stronę, by dosłyszeć. – Zamierzałam cię prosić, żebyśmy dali naszemu małżeństwu jeszcze jedną szansę. Ciągle cię kocham, Scott. Nie rozumiesz?

On jednak kręci głową, jakby chciał z siebie strząsnąć moje słowa. Słowa, których nie chce słyszeć.

– Jest jeszcze coś – dodaje, próbując wytrzymać moje spojrzenie, ale zaraz zaczyna się gapić na pustą butelkę po piwie. – Ellie jest w ciąży.

Robi mi się słabo, a jednocześnie czuję, jakby dźgnięto mnie nożem.

– Przykro mi. – Teraz patrzy na mnie. – Tak bardzo, bardzo mi przykro. To nie było zaplanowane.

Być może nie przez c i e b i e, myślę jadowicie. Jak można mi powiedzieć coś takiego? Siedzi zaledwie kilkadziesiąt centymetrów ode mnie, ale coraz mniej przypomina mężczyznę, którego znam. Mężczyznę, którego z n a ł a m.

– Dobrze się czujesz, Tess?

– Nie – odpowiadam. – Nie, Scott. Zdecydowanie, cholera, daleko mi do dobrego samopoczucia, nie widzisz tego?

Otwiera usta, zaskoczony.

Jego twarz wydaje mi się obca. Pełne usta, wydatny nos, jasnobrązowe oczy, dawniej tak serdeczne, pełne miłości i pożądania. Teraz jego łagodność zarezerwowana jest dla kogoś innego. Wobec mnie zaś czuje – co? Litość? Irytację? Stałam się przeszkodą, niezałatwioną kwestią. Dostrzegam to w jego spojrzeniu: nie może się doczekać, by stąd wyjść. Mieć tę sprawę za sobą. Załatwioną. Zamkniętą.

Próbowaliśmy; staraliśmy się o następne dziecko. Jemu na tym zależało, ale mnie wydawało się to zdradą. Jakbym wymazywała wspomnienia o naszych zmarłych maluchach, chciała je zastąpić. Scott twierdził, że to nas uzdrowi; będziemy mogli przelać miłość na nową rodzinę. Stworzyć kolejne wspomnienia i w ten sposób zaleczyć rany z przeszłości. Tak czy siak, z jakiegoś powodu nic z tego nie wyszło, a on nie został wystarczająco długo, by się o tym przekonać.

Nie mogę oddychać. Nie mogę zostać w tym miejscu, które nagle wydaje mi się zbyt głośne i radosne. Hałaśliwy rechot i szczerzące się twarze dokoła. I najgorsze ze wszystkiego: niewzruszone współczucie Scotta. Zrywam się gwałtownie i rozglądam za wyjściem, zagubiona, na moment tracąc orientację. Scott będzie miał kolejne dziecko. Kocha kogoś innego. Zostawia mnie.

Teraz widzę, że wcale nie jest ze mną dobrze. Śmiechu warte: sądziłam, że nowa fryzura i seksowna spódnica wystarczą, by go odzyskać. Jestem wybrakowana. Bezużyteczna. To nie użalanie się nad sobą, tylko fakt. Prawda. Jak miałabym go winić? Wyrywa mi się głośny szloch, odwracam się i uciekam.

– Tesso, zaczekaj! Musimy porozmawiać!

Ale nie zniosę dłużej jego towarzystwa, muszę się stąd wydostać. Szarpię golf pod szyją. Dusi mnie. Grzeje. Swędzi. Mój mózg zalewają wizje Scotta i kobiety, z którą zamieniłam kilka zdań przez telefon. Nie wiem, jak wygląda, ale założę się, że jest śliczna. Ellie. Już jej nie znoszę. Za życie, jakie będzie miała. Życie, które powinno być moje.

Zataczając się, wypadam z budynku. Scott nie pobiegnie za mną, póki nie zapłaci rachunku; jest na to zbyt sumienny. W tej chwili ta jego cecha budzi we mnie taką wściekłość, że chce mi się krzyczeć. Cóż, nie będę tu sterczeć, żeby dać mu szansę na kolejne przeprosiny. Nie będę krążyć po okolicy, by mógł ulżyć swojemu sumieniu. Biegnę ulicą, rozglądając się za taksówką. Już po kilku sekundach zauważam przed sobą pomarańczowe światełko. Wyciągam rękę i spoglądam błagalnie. Samochód podjeżdża, a mnie udaje się opanować na tyle, by podać adres:

– Weybridge Road jedenaście.

Kierowca kiwa głową, a ja siadam na tylnej kanapie.

– Tessa! – woła gdzieś z tyłu Scott.

Nie oglądam się.

– Niech pan rusza! Natychmiast, proszę. On zaraz tu będzie. Nie chcę, żeby…

Kierowca wciska pedał gazu. Mam nadzieję, że nie uzna za konieczne, by ze mną rozmawiać.

– Wszystko w porządku, skarbie?! – woła z przedniego siedzenia.

Chwytam jego spojrzenie we wstecznym lusterku, kiwam głową i odwracam wzrok. Mężczyzna milknie.

Scott i Ellie. Ellie i Scott. Scott i Ellie Markhamowie. Bo wezmą ślub, prawda? Naturalnie, że tak. Scott się ze mną rozwiedzie. Będę musiała wrócić do dawnego nazwiska. Stanie się tak, jakby nas czworga nigdy nie było. Wymazani z jego życia. Weźmie ślub z Ellie, stworzą uroczą rodzinę i wszyscy będą powtarzać, jakie to cudowne dla Scotta. Że po wszystkim, co przeszedł, zyskał drugą szansę na szczęście. A potem dodadzą szeptem: szkoda tylko jego eks – jak ona miała na imię? Tessa, tak, właśnie. Jaka szkoda. Nadal żyje samotnie, nigdy się po tym nie pozbierała. Czegoś takiego nie da się zapomnieć…

Nie mogę się rozkleić. Jeszcze nie, nie w taksówce z obcym facetem. Przyciskam pięść do ust. Muszę zdusić to wszystko w sobie, póki nie dotrę do domu. Wyglądam przez okno. Patrzę na witryny sklepów, na bary i restauracje, na tych wszystkich szczęśliwych ludzi. Nie myśl. Nie myśl o Scotcie. O Scotcie, o Ellie i ich uroczym nowym dziecku.

Podróż trwa dwadzieścia minut. Nie stać mnie na nią – szczególnie po niedorzecznych wydatkach na spódnicę i fryzjera – ale nie zniosłabym jazdy autobusem wśród innych ludzi, a powrót pieszo zająłby mi co najmniej dwie godziny.

Próbuję zmusić umysł, by się wyłączył. Stłumić przygniatające rozczarowanie, poczucie, że zostałam zdradzona i upokorzona. Lecz moje myśli szaleją. Nie potrafię ich okiełznać. Racjonalna część mózgu przypomina, że rozstaliśmy się ponad rok temu. Scott nie ma obowiązku się ze mną liczyć. Ale dlaczego tak długo ukrywał nowinę o Ellie? Przez ten czas – kiedy do niego dzwoniłam i z nim rozmawiałam, sądząc, że wciąż tkwimy w tym razem – już się ode mnie odsuwał, ustępując mi dla świętego spokoju. Biedna, głupia, irytująca Tessa.

– Jesteśmy prawie na miejscu, skarbie. Weybridge Road, tak?

– Tak, proszę! – wołam, a głos, który się ze mnie wydobywa, nie brzmi jak mój.

Taksówkarz skręca z głównej arterii w przecznicę i serce – jeśli to możliwe – ściska mi się jeszcze bardziej. Pragnę uciec – nie chcę tu być. Nie chcę zmagać się samotnie ze swoimi myślami.

– A to co znowu? – pyta kierowca. Zwalnia, choć znajdujemy się kilka domów od mojego.

– To kawałek dalej.

– Wiem, skarbie. Ale proszę spojrzeć na ten tłum. One Direction dają dzisiaj u pani koncert? Czy może Jej Królewska Mość zapowiedziała się z wizytą?

Nachylam się i przez przednią szybę widzę tłum ludzi wylewający się z chodnika na jezdnię.

Sekret matki

Подняться наверх