Читать книгу Running. - Simon Hattenstone - Страница 5

Wstęp do polskiego wydania

Оглавление

Przemek Kruk

Każdy, kto śledzi snookera i karierę O’Sullivana, w jego autobiografii znajdzie wiele wątków, których był kiedyś świadkiem – czy to siedząc przed ekranem telewizora, czy przeglądając doniesienia mediów – a które nabiorą teraz całkiem nowego wymiaru. Jak choćby ta nietrafiona czarna w China Open 2010. Dla mnie szokujące było zamieszczone w książce wyznanie O’Sullivana. Wcześniej nie wierzyłem, że mógł spudłować celowo…

Snooker jest jednak tylko kanwą dla historii faceta, w którego życiu nie brakowało chyba niczego oprócz… stabilizacji. Faceta, który harmonię próbował odnaleźć na różne, nierzadko skrajne sposoby. Szukał jej w alkoholu, narkotykach, w grupach wsparcia, w chrześcijaństwie, islamie, buddyzmie, związkach, przeprowadzkach, mieszkaniu na barce, nieodpłatnej pracy na farmie czy tytułowym bieganiu. Kiedy tylko coś zaczynało się układać, coś innego musiało się zawalić – a to wsadzili Ronniemu tatę do więzienia, a to za kratki trafiła jego mama, a to wpadł na kontroli antydopingowej. Innym razem odstawił numer na konferencji prasowej, jeszcze innym – rozpadł mu się związek, oprócz tego latami trwała sądowa batalia o prawo do widywania dzieci. Kiedy indziej zmienił się system rozgrywek w zawodowym snookerze lub O’Sullivan źle zinterpretował zapisy kontraktu. Zawsze coś…

Swoje wspomnienia Ronnie spisuje typowym dla siebie językiem. Nie wygładza, nie koloryzuje, nie stara się samego siebie idealizować. Odmieniane na różne sposoby słowa „pierdolić” i „gówno” pojawiają się w książce chyba równie często co „snooker”. To jednak nie razi – bo przecież to Ronnie: prawdziwy, szczery, normalny. Przerzucając kolejne strony, można chwilami zapomnieć, że czyta się jego autobiografię, i odnieść wrażenie, że koleś siedzi razem z tobą przy kominku i od czasu do czasu uśmiechając się półgębkiem, opowiada ci o wszystkich ważnych wydarzeniach ze swego życia.

Running to również opowieść o dumie. Dumie z bycia tatą i spełnionym sportowcem. Jeden szczególny dzień w życiu O’Sullivana przyniósł kumulację emocji, sprawiając, że oba te rodzaje dumy osiągnęły apogeum.

Właśnie wtedy, 7 maja 2012 roku, Ronnie sięgnął po swój czwarty w karierze tytuł mistrza świata. Tytuł szczególny, bo zdobyty po dwóch latach porażek w pierwszych rundach i przepychanek sądowych o prawa rodzicielskie. Finał skończył się wtedy dosyć wcześnie, chyba koło 21.00 czasu brytyjskiego – na tyle wcześnie, że na trybunach Crucible Theatre wciąż siedział synek nowego-starego mistrza świata – niespełna pięcioletni Ronnie.

Wydarzenia tamtego wieczoru – pomeczową fetę – pamiętam wyjątkowo dobrze, bo były to jedne z najbardziej wzruszających chwil, jakich doświadczyłem „po tamtej stronie mikrofonu” – po której zasiadłem przecież po raz pierwszy całe 15 lat wcześniej.

Scena, która najbardziej utkwiła mi w pamięci, to ta, kiedy duży Ronnie idzie w stronę trybun po małego Ronniego. Szczęśliwie wyłapał ją i uwiecznił któryś z fotoreporterów. O’Sullivan robi małpią minę, wygląda jak ten emocjonalny „szympans”, przed którym kilka lat później przestrzegać go będzie psychiatra sportowy Steve Peters. Mimo że wokół jest tysiąc wiwatujących ludzi, widać, że przynajmniej Ronnie tata ma poczucie, że są tam tylko we dwóch – ojciec i syn.

„Fakt, że mały Ronnie był obok i kibicował mi z całych sił, stał się wisienką na torcie. Jeszcze niedawno nie mogłem go widywać, a teraz siedzi tuż obok i dzieli ten moment razem ze swoim ojcem, który znów stoi na szczycie świata – to uczucie było po prostu doskonałe. (…) Wśród wspomnień z ostatniego dnia pamiętam tylko ich – Damiena, Sylvię, siebie samego i małego Ronniego. Ktoś zszedł z nim na dół i włożył mi go w ramiona, a ja trzymałem go mocno. Mój skarb. Niewiarygodne. Nie interesował mnie puchar, nie miałem potrzeby wznosić się jeszcze wyżej. Liczyliśmy się tylko my dwaj. Nasza chwila. Bezcenna. Chciałem, by trwała wiecznie”.

Połączenie tamtego zdjęcia i tego fragmentu książki to połączenie idealne. Nie jestem typem płaczka, nie porusza mnie każda ckliwa historia, ale ta – jakby to ujął sam O’Sullivan – po prostu totalnie mnie rozpierdala.

Kim jest Ronnie? Celebrytą czy pustelnikiem? Balangowiczem czy przykładnym tatą? Wulgarnym skandalistą czy ambasadorem snookera? Oportunistą czy fighterem? Konformistą czy kowalem własnego losu? Schizofrenikiem czy perfekcjonistą, który próbuje pogodzić w sobie wszystkie te skrajne, niemożliwe do pogodzenia osobowości?

Przemek Kruk,

Eurosport


Running.

Подняться наверх