Читать книгу Futbonomia - Simon Kuper - Страница 4
Futbolowi Einsteini
Michał Okoński
Оглавление21 września 2016 roku, po wymęczonym, co tu kryć (do 68. minuty utrzymywał się remis, co najmniej dwie bramki dla faworytów padły po błędach bramkarza), zwycięstwie w Pucharze Ligi nad występującym w League One Northampton Town, menedżer Manchesteru United José Mourinho udzielił wywiadu klubowej telewizji. W bezpiecznej dla siebie przestrzeni, nienarażony na żadne podchwytliwe pytania, kontrolował przekaz w sposób absolutny. „Mieliśmy jeden kiepski tydzień – powiedział. – Wiem, że świat jest pełen Einsteinów i wiem, że próbują oni wymazać szesnaście lat mojej kariery, tak samo jak próbują wymazać niebywałą historię Manchesteru United, skupiając się na jednym kiepskim tygodniu z trzema kiepskimi wynikami. Ale na tym polega dziś futbol – jest pełen Einsteinów”.
Mourinho nawiązywał do tego, co działo się z jego drużyną między 10 a 18 września: najpierw podopieczni Portugalczyka przegrali u siebie w derbach, a on sam musiał kolejny raz uznać wyższość Pepa Guardioli, później dali się ograć Feyenoordowi w Lidze Europy, a w końcu zostali pokonani przez Watford. Wśród piłkarzy Manchesteru United wciąż rozczarowywał ten najdroższy, Paul Pogba, Zlatan Ibrahimović zdobył bramkę jedynie w meczu z Manchesterem City, Mourinho nie potrafił też znaleźć miejsca w składzie dla swojego kapitana, Wayne’a Rooneya. W prasie roiło się od krytycznych komentarzy na temat menedżera, który zaledwie dziesięć miesięcy wcześniej został zwolniony z pracy w Chelsea i do końca maja pozostawał bezrobotny. Moment był szczególnie interesujący: wcześniej wyniki same przemawiały za Mourinho, nie musiał ich przywoływać w swojej obronie. Zresztą co do tych wyników – jak zauważył niemal natychmiast jeden z krytykowanych przezeń „Einsteinów”, największe sukcesy nowy trener Manchesteru United odnosił między sezonem 2002/2003 a 2009/2010 (siedem mistrzostw kraju, dwie wygrane w Lidze Mistrzów); sześć kolejnych lat to już tylko dwa mistrzostwa i ani jednego triumfu w Champions League. Wygadany jak zwykle, jak zwykle prowokujący awantury z trenerami rywali, władzami ligi czy sędziami, nabierał jednak na swoje sztuczki coraz mniejszą liczbę widzów, na boisku zaś preferowany przez niego reaktywny styl gry wydawał się w odwrocie – ci, którzy zostawiali go w pobitym polu, od dawna już grali pressingiem.
Co ważniejsze jednak, Mourinho przestał być władcą serc i dusz dziennikarzy. Zamiast powtarzać z zachwytem jego bon moty, coraz częściej powtarzali twarde meczowe dane – statystyki posiadania piłki, przebiegniętych kilometrów, wślizgów, przechwytów czy odbiorów. Zamiast opisywać kolejną awanturę przy linii bocznej, opisywali zmiany w ustawieniu. W pierwszych dniach 2017 roku, gdy piszę te słowa, najważniejsze dla toczącego się właśnie sezonu Premier League wydawało się przejście Chelsea – prowadzonego teraz przez Antonio Contego – na grę trójką obrońców, a nie na przykład pobicie przez Manchester United przy okazji sprowadzania Pogby z Juventusu transferowego rekordu świata czy któraś tam z rzędu wycieczka Mourinho pod adresem Arsène’a Wengera. Trudno się dziwić, że w mediach głównego nurtu (nie tylko w prasie, ale także w telewizji) coraz częściej pojawiali się niszowi wcześniej publicyści; autor poświęconego taktyce bloga Zonal Marking Michael Cox był regularnym gościem „Guardiana”, portalu ESPN FC czy nawet stron bukmacherskich. Osobnym fenomenem stała się kariera pisarska pioniera gatunku, Jonathana Wilsona, autora pierwszej w dziejach historii taktyki piłkarskiej – Odwróconej piramidy. Innym – zmierzch popularności przez lata najbardziej opiniotwórczego, nadawanego przez BBC w weekendowe wieczory programu Match of the Day na rzecz emitowanego w Sky Sports Monday Night Football, którego gospodarzy – Gary’ego Neville’a i Jamiego Carraghera – od uczestników tamtego, również byłych piłkarzy, odróżnia przecież właśnie skupienie na taktyce i danych. Wyobrażacie to sobie: godzinną rozmowę dwóch stojących przy multimedialnym stole facetów, rysujących na nim jakieś kolorowe strzałki i spierających się, dajmy na to, o nadmiar wolnej przestrzeni za plecami cofniętych skrzydłowych Tottenhamu?
Wspomniany Jonathan Wilson mówił kiedyś o różnych typach kibica albo różnych podejściach do kibicowania – i zdumiewał się, że traktuje się je jako wykluczające. Jedni, powiadał, pragną przede wszystkim zwycięstwa swojej drużyny. Inni, oglądając mecz, chcą się po prostu dobrze bawić: patrzeć na piękne gole, ofiarne wślizgi, czasem niestety także na faule i awantury między piłkarzami. Są jednak i tacy, którzy chcą zrozumieć, dlaczego ktoś wygrał lub przegrał – z czego utkano porażkę lub sukces albo skąd wzięła się nieoczekiwana zmiana logiki boiskowych wydarzeń.
Co ciekawe, i co sprowadza nas znów do kwestii „futbolowych Einsteinów”, zjawisko to można wiązać również ze zmianą społecznego profilu kibica. Od lat 90. XX wieku, od czasu wywołanych raportem Taylora i wejściem na futbolowy rynek kodowanej telewizji Sky Sports reform angielskiej piłki („Kluby piłkarskie stały się de facto producentami treści telewizyjnych” – przeczytacie w posłowiu Futbonomii), nie tylko angielska piłka nożna stała się w dużej mierze przedmiotem zainteresowania klasy średniej. Konsument zrobił się, innymi słowy, bardziej wymagający i wyrafinowany; oglądając plebejski w gruncie rzeczy sport, chciał myśleć, że przeżywa coś intelektualnego, a w każdym razie gotów był rozmawiać o tym sporcie także językiem intelektualnym. Równocześnie konsument ten został wyposażony w zdobycze współczesnej technologii: oglądając mecz, może w jego trakcie, na bieżąco, analizować powiązane z nim statystyki na ekranie smartfona i dzielić się swoimi odkryciami na portalach społecznościowych.
Ciesząc się z polskiej premiery Futbonomii, nie mogę nie zauważyć, że ćwierć wieku temu taka książka nie mogłaby powstać. Nie tylko ze względu na to, że dane, z których w trakcie pisania korzystali autorzy, były wówczas niedostępne lub trudno dostępne. Także ze względu na brak odbiorcy przygotowanego do jej lektury. W końcu zaś – ćwierć wieku temu nie było zbyt wielu takich autorów.
Simon Kuper i Stefan Szymański są przecież futbolowymi Einsteinami w sensie ścisłym. Ten pierwszy, znakomicie wykształcony na uniwersytetach w Lejdzie, Oksfordzie i na Harvardzie, jest synem wybitnego antropologa, Adama Kupera – trudno się dziwić, że pisze o piłce nożnej, wykorzystując narzędzia antropologiczne – a jego najznakomitsze dzieła, Football Against the Enemy i wydany już po polsku Futbol w cieniu Holokaustu traktują w gruncie rzeczy o naszej historii najnowszej i naszej współczesności, wykorzystując piłkę nożną jako pars pro toto. Ten drugi, absolwent Oksfordu i University of London, jest profesorem Uniwersytetu Michigan, gdzie zajmuje się ekonomią i zarządzaniem sportem. Obaj postanowili spojrzeć na futbol od strony analizy danych, ale przy okazji pokazali go jako świat pełen przesądów, mitów i ludzi karmiących nas komunałami, świat zamknięty i z trudem się reformujący, świat, w którym obdarzone ogromną władzą, nie zawsze wybitne jednostki marnują mnóstwo nie swoich pieniędzy przez co narażają powierzone im kluby, a zwłaszcza ich Bogu ducha winnych fanów na lata cierpień.
Może trudno się dziwić, że jeden z najbardziej znanych reprezentantów tego świata odpłaca im teraz pięknym za nadobne, rozwijając swoją myśl w kolejnym wywiadzie, że oto „Einsteini potrzebują pieniędzy, by żyć. Nie mogą nikogo trenować ani siedzieć na ławce, ale mogą mówić, pisać i krytykować pracę innych”. To oczywiście znów słowa José Mourinho, zastrzegającego łaskawie, że jest człowiekiem dobrym i pełnym dobrej woli, dlaczego więc miałby nie dać pożywić się Einsteinom.
Musicie koniecznie przeczytać tę książkę, bo otwiera oczy na wstrząsająco wiele spraw (nawet gdy mowa o marnowaniu pieniędzy na transfery: ile z nich idzie w diabły, bo klub, który zapłacił fortunę za piłkarza, nie zadbał o taki „drobiazg” jak aklimatyzacja jego rodziny w nowym miejscu?). Musicie ją przeczytać, ale potem zróbcie, jak uważacie. Na szczęście bowiem wciąż jest tak, że za pomocą liczb i danych wszystkiego nie da się wyjaśnić, a czucie i wiara potrafi mówić silniej niż mędrca szkiełko i oko. Niejeden dyrektor sportowy zaczytany w Moneyball Billy’ego Beane’a (czytali ją też – i cytują – Szymanski z Kuperem) tracił pracę w klubie doprowadzonym na skraj katastrofy, żeby ratował go trener, którego stojące w szatni tablice do rysowania taktyki na zawsze pozostały dziewiczo białe (przypadki Damiena Comollego i Harry’ego Redknappa w Tottenhamie; ten pierwszy oczywiście upierać się będzie, że to jemu klub zawdzięcza zakup Garetha Bale’a, na którym potem zarobił krocie). Niejeden znakomicie czytający grę ekspert telewizyjny postawiony przy linii bocznej tracił cały rezon – trenerska klęska Gary’ego Neville’a w Valencii jest tu niezwykle pouczająca.
Wiedza ekonomiczna nie pomoże zrozumieć, dlaczego w sezonie 2015/2016 mistrzostwo Anglii zdobył Leicester (choć przyjrzenie się liczbom faktycznie pozwoli zauważyć, że piłkarze tej drużyny, niegrający w europejskich pucharach i po szybkim odpadnięciu z pucharów krajowych, wystąpili w o wiele mniejszej liczbie spotkań niż ich najważniejsi rywale – zachowali więc większą świeżość). Nie wyjaśni tego również wyrafinowana analiza taktyczna gry drużyny Claudio Ranieriego: wszystko, co w futbolu ostatnich lat wydawało się najmodniejsze – precyzja podań i jak najwyższy procent czasu przy piłce – w Leicester nikogo nie obchodziło. Jak to się więc stało, że dziwna zbieranina outsiderów, będących murowanymi kandydatami do spadku z Premier League, nagle uwierzyła w siebie? Może to sama wiara wystarczyła, by zasypać przepaść dzielącą ich od największych gwiazd współczesnego futbolu? A może miał z tym jakiś związek fakt, że niewielkie miasto, które reprezentowali, przykuło nagle uwagę całego kraju w związku z powtórnym pogrzebem nieszczęsnego – także dzięki fatalnej opinii Szekspira – Ryszarda III, co pozwoliło obudzić lokalny patriotyzm i dumę?
To jeszcze jeden z powodów, dla których kochamy piłkę nożną – i dla których możemy o niej czytać do woli: jest grą opinii. Dobrze mieć dane, pozwalające te opinie uzasadnić, ale warto też pamiętać, że Albertowi Einsteinowi zawdzięczamy teorię względności.
Michał Okoński jest dziennikarzem „Tygodnika Powszechnego”, autorem książki Futbol jest okrutny i bloga pod tą nazwą.