Читать книгу Tezeida - Stanisław Stabryła - Страница 7

Rozdział 1

Оглавление

Ajtra wracała z wybrzeża późnym popołudniem, kiedy słońce nie prażyło już tak mocno jak kilka godzin wcześniej, jednak powietrze wciąż było jeszcze bardzo nagrzane i upał dawał się we znaki nie tylko ludziom, ale i zwierzętom. Konie, które ciągnęły jej powóz, szły wprawdzie dość szybko, lecz sprawiał to bat, którym woźnica od czasu do czasu wywijał nad ich głowami. Tylna część powozu, gdzie siedziała Ajtra, była osłonięta gęstą tkaniną rozpiętą na pionowo sterczących drewnianych drążkach i chroniła królewnę przed słońcem.

W miarę jak powóz zbliżał się do miasta, droga stawała się coraz mniej wyboista i Ajtra nie odczuwała już tak gwałtownych wstrząsów jak na początku jazdy. Spoglądała na domy stojące wzdłuż gościńca i wracała myślą do czasu, kiedy przybyła tu z rodzicami i stryjem Trojzenem z ojczystej Pisy w Elidzie, gdzie mieszkali w pałacu dziadka Ojnomaosa. Kilkanaście lat temu w tym miejscu, gdzie dzisiaj rozciąga się Trojzena, były dwa niewielkie miasteczka: Hyperea i Antea, założone niegdyś przez Hyperesa i Antasa, synów Posejdona, przypominające wyglądem raczej wioski. Gdy ojciec i stryj Ajtry osiedlili się tutaj, władcą obu miast był syn Antasa, stary król Aetios, który przyjął ich bardzo życzliwie, podzielił się z nimi władzą i odtąd wspólnie i zgodnie rządzili całą krainą. Po śmierci Aetiosa, który nie zostawił spadkobiercy, królestwo przeszło w ręce obu braci, Pitteusa i Trojzena. Wkrótce jednak Trojzen zginął w czasie polowania, a jego synowie, kuzyni Ajtry, Anaflystos i Sfettos, przenieśli się do Attyki, gdzie utworzyli nowe gminy. Pitteus, ojciec Ajtry, któremu przypadło teraz całe królestwo, połączył Hypereję i Anteję w jedno miasto, które na cześć zmarłego brata nazwał Trojzeną. Teraz, po kilkunastu latach Trojzena była dużym, dobrze rozwijającym się miastem portowym, które śmiało mogło konkurować bogactwem i liczbą mieszkańców z sąsiednim Epidauros, słynnym dzięki wspaniałej świątyni Asklepiosa i odwiedzanym każdego roku przez tysiące pielgrzymów.

Ajtra wracała do pałacu znad morza, gdzie razem z kilkoma przyjaciółkami spędziła cały dzień na plaży. Wesołe, swobodne rozmowy, gra w piłkę, pływanie w rozkosznie ciepłym morzu, wspólny posiłek pozwoliły jej chwilowo zapomnieć o zmartwieniu, jakie spadło na nią w ostatnich miesiącach. Oto jej jedyny syn, ukochany nad życie Tezeusz, zamierzał opuścić Trojzenę i wyprawić się do dalekich Aten. Niedawno skończył osiemnaście lat i uznał, że czas mu rozpocząć samodzielne dorosłe życie. Nie pomagały ani perswazje, ani łzy Ajtry, która nie potrafiła się pogodzić z myślą, że Tezeusz wkrótce wyruszy samotnie w długą i niebezpieczną drogę. To prawda, że był już dorosłym mężczyzną i miał prawo decydować o swoim losie, tym bardziej że wybierał się na spotkanie ojca. Ona, jego matka, mogła mu najwyżej służyć radą lub udzielać wskazówek, które, miała nadzieję, przydadzą mu się w dorosłym życiu.

Ajtra przez cały czas w tym obdarzonym niemal nadludzką siłą młodym olbrzymie widziała małego chłopczyka o wielkich błękitnych oczach, w których malowała się ciekawość świata i nieugięta odwaga. Dla niej Tezeusz pozostawał wciąż tym samym radosnym, ślicznym dzieckiem, które się całymi godzinami spokojnie bawiło drewnianymi klockami w swoim pokoju. Teraz to wszystko, ten słodki czas dzieciństwa miał się stać tylko odległym, mglistym wspomnieniem, którego nawet bogowie nie mogli już przywołać z powrotem do życia.

W pałacu panował przyjemny chłód dzięki szczelnie zamkniętym okiennicom, które nie przepuszczały gorących promieni słonecznych. Ajtra weszła do swojej komnaty i uważnym spojrzeniem objęła swoje odbicie w lustrze umieszczonym na tylnej ścianie. Widziała przed sobą młodą jeszcze kobietę, postawną, dobrze zbudowaną. Pod obcisłą, przylegającą do ciała szatą wyraźnie rysowały się jej duże, pięknie uformowane piersi. Bujne, jasne włosy spięte na plecach złotą klamrą okalały jej twarz o regularnych, łagodnych rysach. W błękitnych oczach o ciemnej oprawie malował się spokój i taka sama niezachwiana odwaga jak w oczach jej syna. Była urodziwą, ponętną kobietą, która wciąż jeszcze mogła się podobać mężczyznom.

Pierwszą osobą, którą spotkała w pałacu, był jej ojciec Pitteus.

– Witaj, Ajtro! Jak ci się udała wycieczka z przyjaciółkami! – zapytał, całując ją w oba policzki.

– Było wspaniale, ojcze! Pływałyśmy, jadłyśmy, grałyśmy w piłkę i śpiewałyśmy! Jeden z najprzyjemniejszych dni tego lata! Szkoda, że tak szybko musiałam wracać!

Pitteus skinął poważnie głową, ujął Ajtrę pod ramię i powoli wszedł razem z nią do megaronu.

– Wiem, Ajtro, że martwisz się wyjazdem Tezeusza i trudno ci nawet na chwilę o tym zapomnieć. To prawda, że dla matki chwila rozstania z synem jest zawsze ciężkim przeżyciem. Tezeusz jest twoim jedynym synem i domyślam się, że bardzo cierpisz od chwili, kiedy się zdecydował opuścić dom i wyruszyć do Aten.

– Tak, ojcze, nie będę ukrywała przed tobą, że lękam się jutrzejszego dnia, kiedy będę musiała pożegnać Tezeusza, może na zawsze…!

Ajtra gwałtownie odwróciła twarz, aby Pitteus nie spostrzegł, że płacze. Od dziecka nie lubiła okazywać wzruszenia, nawet wobec najbliższych.

Pitteus długo milczał, wreszcie, jakby przebudzony z głębokiego snu, powiedział, podnosząc głowę:

– Przypominałem sobie chwilę, kiedy razem z moim ukochanym bratem Trojzenem żegnałem się z rodzeństwem i rodzicami. I muszę ci powiedzieć, Ajtro, że ani my obaj, ani nasi rodzice nie byliśmy tym szczególnie przejęci. Wydawało nam się zupełnie naturalne, że kiedy doszliśmy do męskiego wieku, powinniśmy opuścić dom rodzinny i szukać dla siebie miejsca w szerokim świecie.

– Tak, ojcze, ale nie mogę znieść myśli, że Tezeusz, samotnie wędrując, narazi się na wielkie niebezpieczeństwa.

– Zamierzałem mu dać powóz i kilku żołnierzy do ochrony, ale Tezeusz nawet nie chce o tym słyszeć. Powiedział, że wystarczy mu jego koń i miecz, który ma przy boku.

– To właśnie cały Tezeusz! Nikogo ani niczego się nie boi, zawsze jest pewny, że poradzi sobie w każdej sytuacji, od nikogo nie chce przyjąć pomocy! Przypomnij sobie, ojcze, dzień, gdy odwiedził nas wielki Herakles i zaproszony przez ciebie do megaronu położył obok siebie lwią skórę, którą zazwyczaj przerzucał sobie przez plecy. Służba pałacowa i gromadka dzieci, które akurat wtedy u nas gościły, przeraziły się widokiem lwiej skóry i sądząc, że to prawdziwy lew wdarł się do pałacu, uciekły z krzykiem do ogrodu. Jeden tylko Tezeusz, który był wtedy jeszcze małym chłopcem, nie okazując najmniejszego strachu, został w megaronie i chwyciwszy miecz jednego ze sług, natychmiast ruszył do walki z domniemanym drapieżnikiem. Gdy Herakles ujrzał malca z impetem atakującego olbrzymim mieczem lwią skórę, wybuchnął gromkim śmiechem, a potem podniósł chłopca wysoko w górę i zawołał:

– Brawo, Tezeuszu! Wyrośniesz na wielkiego herosa i dokonasz nie mniejszych czynów niż ja, twój kuzyn!

Ajtra umilkła, wracając myślą do tamtego szczęśliwego dnia, kiedy Tezeusz był dzieckiem, a jej matczyne serce jeszcze nie przeczuwało, że nadejdzie czas, gdy będą się musieli rozstać.

Tezeusz wrócił do pałacu dopiero w porze wieczornego posiłku i po chwili zasiadł do stołu z Ajtrą i Pitteusem.

– Jak spędziłeś dzień? – zapytała Ajtra, nakładając mu na półmisek mięso i jarzyny i podsuwając kielich wina.

– Żegnałem się z przyjaciółmi i składałem ofiarę w świątyni Apollona Teariosa.

Świątynia Apollona, którą wybudował Pitteus na samym początku swego panowania w Trojzenie, uchodziła za najwspanialszy przybytek tego boga w całej Helladzie, a ofiary tam składane uważano za najskuteczniejsze. Ajtra domyśliła się, że Tezeusz złożył Apollonowi ofiarę za pomyślność swojej wyprawy, którą miał rozpocząć nazajutrz. Wolała jednak nie zadawać synowi żadnych pytań na ten temat, gdyż wiedziała, że Tezeusz uważał swoje postanowienie za ostateczne i nie chciał dyskutować z matką, która wiele razy próbowała go odwieść od tego zamiaru.

– To już jutro wyruszasz w drogę? – zapytał Pitteus, kiedy wstawali od stołu.

– Tak, dziadku – odparł Tezeusz. – Jutro z samego rana.

– I naprawdę nie chcesz wziąć jednego z moich powozów i kilku ludzi, którzy mogą ci przyjść z pomocą w razie niebezpieczeństwa?!

– Nie, dziadku. Mówiłem ci już, że nie potrzebuję ani powozu, ani eskorty. Wystarczy mi mój koń i miecz, z którym się nie rozstaję.

– Twój wybór, mój ukochany wnuku. Powiedz jednak, dokąd się na początku skierujesz?

– Do Epidauros, bo tamtędy wiedzie najkrótsza droga do Aten.

– A czy nie lepiej i bezpieczniej byłoby ci przeprawić się do Epidauros statkiem? – zapytała Ajtra, która dotąd w milczeniu przysłuchiwała się rozmowie mężczyzn.

– Nie, matko – odrzekł Tezeusz. – Wolę jechać konno niż zdać się na łaskę i niełaskę morza.

Pitteus i Ajtra uznali, że dalsze przekonywanie Tezeusza do ich propozycji jest daremne, i wrócili do swoich komnat. Tezeusz zaś poszedł do gospodarczej części pałacu, aby dopilnować ostatnich przygotowań do wyprawy.

Tezeida

Подняться наверх