Читать книгу Zakochany szpieg - Susan Wiggs - Страница 4

Rozdział pierwszy

Оглавление

Zamek Clonmuir, Connemara, Irlandia

– Wypędził mnie! – Lament Magheen MacBride Rafferty rozniósł się po wielkiej sali. Drzemiące psy podniosły głowy, a domownicy utkwili w niej niespokojne spojrzenia. – To szaleniec i okrutnik! Mój mąż, którego poślubiłam zaledwie dwie niedziele temu, wypędził mnie z domu!

Caitlin MacBride złożyła ręce na blacie stołu.

– Jak to? Logan cię wypędził?

Magheen dramatycznie rozłożyła ramiona.

– A niby skąd się tu wzięłam? – Podniosła rękę do czoła i opadła na ławę naprzeciwko siostry. – Wolałabym paść trupem, niż tu wrócić, ale on mi nie zostawił żadnego wyboru. Musisz mi pomóc. Musisz!

– Dlaczego cię odesłał? – zapytała Caitlin ściszonym tonem, wiedząc, że przysłuchuje im się wiele uszu. Tom Gandy, szafarz i samozwańczy bard, patrzył na nie z zainteresowaniem, jak na koguta, którego obstawił w walce. Zbrojmistrz Rory Breslin odłożył na bok czyszczoną uprząż. Kowal Liam przyłożył palec do ust, uciszając dzieci, które razem z kudłatymi chartami plątały mu się u nóg.

Tylko Seamus MacBride, ojciec Caitlin, nie zwracał uwagi na dramat rozgrywający się przy okrągłym stole.

– Odesłał mnie do domu, bo nie chciałam dzielić z nim łoża – oświadczyła Magheen głośno.

– I ty się dziwisz, że cię odesłał? – zawołał Rory Breslin. Pozostali mężczyźni wybuchnęli śmiechem. Caitlin mocno przycisnęła dłonie do stołu, modląc się w duchu o cierpliwość.

– Dlaczego? Myślałam, że go kochasz.

– Pewnie, że go kocham. Jaka kobieta mogłaby go nie kochać? To przez ciebie. Nie powiedziałaś mi, jakiego posagu zażyczył sobie Logan.

– Nie sądziłam, że cię to interesuje – odrzekła Caitlin spokojnie.

– Wiedziałaś, że poczułabym się urażona – odparowała Magheen. – Dwanaście krów i jeszcze szałas pasterski! Takiego posagu można wymagać, kiedy się bierze za żonę pierwszą lepszą dziewczynę. Logan powinien się cieszyć, że dostaje mnie, bez żadnych dodatków!

– Logan Rafferty jest wielkim panem i dba o swoje interesy, dlatego nawet ciebie nie wziąłby bez posagu.

Magheen zakryła twarz dłońmi. Szal zsunął się z jej głowy, odkrywając jasne włosy splecione w koronę. Była ładna i wymagająca jak królowa.

– Prosiłaś go, żeby zrezygnował z posagu? – zapytała Caitlin z cieniem nadziei. Obiecała Loganowi więcej, niż mogła sobie pozwolić, i nie miała pojęcia, jak uda jej się spłacić ten dług.

– Pewnie, ale on mnie nie chce słuchać. Musisz mu wlać trochę oleju do tej zakutej pały.

– To jest problem twój i Logana.

– W takim razie niech MacBride rozstrzygnie – odrzekła Magheen.

Caitlin zerknęła na Seamusa, który uporczywie wpatrywał się w brewiarz.

– Daida tego nie zrobi.

– Jesteś zimna jak kamień z Connemary – prychnęła Magheen. – Nie masz pojęcia, co to znaczy kochać mężczyznę!

Ależ mam, pomyślała Caitlin, i na chwilę przymknęła oczy. Doskonale wiem, co to znaczy…

– Caitlin MacBride!

Otworzyła oczy i zobaczyła zmierzającą w jej stronę znajomą postać. Światło dobiegające z podwórza otaczało jego szerokie ramiona, wąskie biodra i gęstą strzechę kędzierzawych czarnych włosów. Przy każdym jego kroku ostrogi brzęczały jak dzwoneczki. Długa broda spleciona w warkocz ocierała się o szeroką pierś.

– Uff! – Magheen zerwała się na nogi i podciągnęła spódnicę. – Logan Rafferty! Nie zbliżaj się do mnie!

– Nie chciałbym cię nawet za trzynaście krów i dwa szałasy! – odkrzyknął.

Magheen oparła ręce na biodrach.

– No cóż, skoro tak, to w ogóle nie będziesz mnie miał! – krzyknęła i poszła na drugi koniec sali.

– Zostań tutaj – nakazała Caitlin.

– Nie mam zamiaru słuchać obelg tego zachłannego łajdaka! – Kołysząc biodrami, przeszła przez całą salę. Logan patrzył za nią z tęsknotą i żalem, ale nie ruszył się z miejsca.

Kołowrotki kobiet pracujących w kącie zatrzymały się i powietrze przesycone zapachem palonego torfu znieruchomiało w oczekiwaniu. Logan odsunął na bok ciekawskiego psa i zatrzymał się przy stole. Caitlin lekko pochyliła głowę.

– Logan.

Choć był jej zwierzchnikiem, wciąż zwracała się do niego po imieniu. Wyrosła w jego cieniu, zawsze trafiała w tarczę tuż obok środka, gdy on trafiał w sam środek, przegrywała z nim wyścigi konne, jąkała się przy recytacji wierszy, które on mówił płynnie – robiła wszystko, by nie urazić męskiej dumy lorda Logana Rafferty’ego. Przywykła do ustępowania przed nim, ale nigdy nie wyzbyła się goryczy.

Powoli powiódł wzrokiem za wycofującą się Magheen.

– Ma charakterek – mruknął, zatrzymując wzrok na jej pośladkach.

Caitlin śmiało spojrzała mu w twarz.

– Przyszedłeś tu w sprawie mojej siostry?

– Jak zwykle od razu przechodzisz do rzeczy.

– Wiem, że jestem ci winna posag Magheen. – Zerknęła na ojca zatopionego w brewiarzu, w który wpatrywał się nieustannie od dwóch tygodni, czyli od czasu, gdy ojciec Tully, zamkowy kapelan, zniknął tajemniczo tuż po ślubie Magheen. – Czy to może zaczekać, aż krowy się ocielą?

– Czekam już długo, a Magheen nie chce mi się oddać na kredyt. – Pośród mężczyzn skupionych wokół ognia zapanowała wesołość. – Moi ludzie już od Wielkanocy muszą się odbywać bez mleka i mięsa z Clonmuir. A ja muszę się obywać bez tego, co należy mi się prawem męża.

Caitlin głęboko westchnęła. Wyjątkowa sytuacja wymagała wyjątkowych środków.

– Mam najlepsze kuce w całej Connemarze. Może przyjmiesz klacz i ogierka?

– Kuce z Clonmuir to wielka pokusa, ale nie chcę ich. To tylko kolejne gęby do wykarmienia. – Logan pochylił się w jej stronę, zamiatając stół czarną brodą. – A po co ci właściwie tyle dobrych koni? – zapytał cicho.

Modliła się, by nie przejrzał jej sekretu.

– Stajnie MacBride’ów zawsze były powodem do chluby. Nie mogę ich zlikwidować z powodu paru chudych lat.

Logan ściągnął gęste brwi.

– Ważniejsze są dla ciebie konie niż własna siostra.

Caitlin zacisnęła usta.

– Daj mi tydzień. Przyślę ci byczka na dowód moich dobrych intencji.

– A co z moimi dobrymi intencjami? Przecież zaproponowałem ci rozwiązanie, tylko nie chciałaś go przyjąć.

– Miej odrobinę rozsądku. Ożeniłeś się z moją siostrą.

Patrzyła na niego przez mgiełkę torfowego dymu. W czarnych jak węgiel oczach błysnęła irytacja.

– Na Święty Krzyż Chrystusa, nie jestem jeszcze mężem Magheen.

– Mógłbyś nim zostać, gdybyś nieco obniżył swoje wymagania.

– Nigdy. Lord nie może prosić o mniej.

– A ja nie mogę ci dać więcej, póki krowy się nie ocielą. Jeden zdrowy byczek. Conn ci go przyprowadzi.

Logan z rozmachem uderzył pięścią w stół.

– Ja nie chcę byczka, tylko żonę!

– Obiecuję, że będziesz ją miał, ale ona jest równie nierozumna jak ty.

Płacz dziecka powstrzymał Logana przed odpowiedzią. Do Clonmuir przybyła kolejna głodująca rodzina. Caitlin zapomniała o Loganie i pobiegła ich powitać. Podszedł do niej mężczyzna, mnąc w rękach rondo kapelusza.

– Ty jesteś panią tej siedziby?

– Tak – odrzekła z uśmiechem. – Witajcie w Clonmuir.

– Ludzie mówią, że twój dom jest otwarty dla takich jak my.

Caitlin skinęła głową i usłyszała za plecami szczęk talerzy.

– Ogrzejcie się przy ogniu.

Popatrzyła na ich pozbawione wyrazu, zapadnięte twarze poznaczone śladami cierpienia, rozpaczy i przerażenia. I tak mieli więcej szczęścia niż inni. Ci, którym szczęście nie dopisało, kończyli w rowach, rozszarpywani przez wilki albo, jak chodziły słuchy, wygłodniałych ludzi. Przeklęci Anglicy.

– Wciąż przyjmujesz przybłędy?

Spojrzała na Logana.

– A co twoim zdaniem powinnam zrobić?

– Powinnaś zgodzić się na mają cenę, bo odwołam małżeństwo. – Po tych słowach wyszedł na podwórze, gwizdnął na konia i pojechał do Brocach, dwadzieścia mil na północ.

Caitlin roztarła skronie, żeby złagodzić pulsujący ból głowy, i poszła zająć się gośćmi. Dziesięć minut później młodzieńczy głos zawołał ją z podwórza i usłyszała tętent kopyt na rozmiękłej od deszczu ziemi.

– Curran! – Przytrzymując kraj spódnicy, wybiegła na zewnątrz. Ogorzała twarz Currana Healy’ego jeszcze bardziej pociemniała od silnego wiatru i szybkiej jazdy. Zsunął się z silnego, dużego kuca i lekko skłonił. – Jakie wiadomości przywozisz?

– Byłem w dokach – powiedział z napięciem. Miał tylko czternaście lat i wciąż jeszcze bał się, że głos może mu się załamać.

– Diabelski wyczyn, Curranie Healy. Mówiłam ci przecież, żebyś nie zbliżał się do doków Galway. Gdyby taki zdrowy chłopak wpadł w ręce Anglików, wykastrowaliby cię.

Chłopak wzdrygnął się.

– Daję słowo, nikt mnie nie zauważył. Widziałem kupców…

– Hiszpańskich? – zapytała natychmiast. Już od miesięcy nie miała wiadomości od Alonsa.

– Angielskich. – Sięgnął do sakwy. – Milady, niech mi Bóg wybaczy ten grzech, ukradłem im to.

Wyrwała mu z ręki zapieczętowany pergamin.

– To list przewozowy. – Uderzyła chłopca pergaminem w piersi. – Twoje szczęście, że go zdobyłeś, bo inaczej kazałabym cię wychłostać za to, że naraziłeś się na niebezpieczeństwo.

Curran szarpnął wątłe kosmyki włosów wyrastających na podbródku.

– Ależ, milady, w Clonmuir nigdy nikogo nie wychłostano.

Rozbrojona jego logiką i wiedziona własną ciekawością Caitlin otworzyła list.

– To od kapitana Titusa Hammersmitha do… – Przygryzła usta i wypowiedziała znienawidzone nazwisko: – Do Olivera Cromwella.

– Co tam jest napisane, milady? Nie umiem czytać po angielsku.

Przebiegła list wzrokiem i przeszył ją zimny dreszcz. Okażę wszelkie względy twojemu wysłannikowi, który przybędzie, by rozwiązać tę istotną sprawę… To podłe irlandzkie plemię zawarło pakt ze śmiercią i diabłem! Z łaski Bożej i z pomocą tej tajemnej broni Fianna zostanie starta na proch pod butem prawości…

– Co to jest wysłannik? – zapytał Curran.

Przejęta lękiem Caitlin zmusiła się do uśmiechu.

– To coś podobnego do ropuchy.

– Nie może być. Tom Gandy mówił, że jeśli jakiś statek przywiezie do Irlandii węża albo ropuchę, to stworzenie natychmiast padnie martwe.

– Z całą pewnością z ropuchą Cromwella również się tak stanie.

– A jeśli nie?

Caitlin odrzuciła na plecy ciężką grzywę włosów. Nie miała czasu zapleść ich rankiem w warkocz. Nigdy nie miała czasu, żeby zachowywać się jak dama.

– Wówczas Fianna będzie musiała znowu wyruszyć.

– A co to za tajemna broń?

Zaśmiała się szorstko.

– Nikt ani nic na całym świecie nie może pokonać Fianny. Zobaczymy, co się stanie, kiedy węże przybędą do Irlandii!

Zakochany szpieg

Подняться наверх