Читать книгу Klątwa Parmenidesa - Tadeusz Bartoś - Страница 5
Wprowadzenie
ОглавлениеMnichom i uczonym nie wolno akceptować moich poglądów przez szacunek. Muszą je analizować tak, jak złotnik sprawdza jakość kruszcu. Trąc, skrobiąc, pocierając i topiąc1.
Budda
Filozofia to droga krytyki. Gdy traci zapał podważania, szukania odmiennych perspektyw, myślenia wspak, zastyga w dogmat. Staje się trupem, zwłokami myśli. Można go pokazywać, opisywać, konserwować, ale nie można z nim rozmawiać. Od samego początku filozofia była rozmową – dialektike, rywalizacją na słowa, gdzie kunszt mistrzów ukazywał się w nieodpartej sile argumentów, także pokonywaniu słabszych, którzy przyszli się dopiero uczyć. Konkurs na najpiękniejszą mowę, najbardziej przekonujący pean ku czci cnoty – oto dawny świat filozofii. Czy uda go się przywołać i uobecnić w słowach? Czy ożyć może żywioł bezinteresownej dyskusji, filozofii jako ćwiczenia duchowego? Ta książka chciałaby być próbą.
Będąc onegdaj specjalistą od tekstów i myśli Tomasza z Akwinu, po rezygnacji z funkcji religijnych w Kościele katolickim stałem się filozofem na poły bezrobotnym. Nie da się bowiem przejść obok faktu, że myśl Akwinaty była badana i rozwijana w służbie katolicyzmu. Rozstając się z instytucjami kościelnymi, rozpocząłem niejako wszystko od nowa. Otworzyła się przede mną perspektywa nowych filozoficznych dociekań. Na podstawie doświadczeń innych przyglądałem się losom filozofii.
Książka, którą tu przedstawiam, jest zapisem wykonanej pracy. Filozofia – w starożytności królowa samodzielnie panująca na stolicy wiedzy, w średniowieczu służka, dziewka na potrzeby teologii – ancilla theologiae, w nowożytności zajęta wyjaśnianiem, jak myśleć o przyrodzie i ludzkim świecie w kontekście dynamicznego rozwoju nauk szczegółowych, współcześnie coraz bardziej odczuwa swoją zbędność. Nikt już jej nie kocha. Próbowała jeszcze zastępować religię, kiedy ta podupadła w związku z zanikaniem magicznego obrazu świata, wysługiwała się ideologiom, budowała światopoglądy, samobójczo demaskowała problemy filozoficzne jako chorobę złego użycia słów, chciała stać się literaturą, poezją, tłumaczyła niecne postępki tyranów albo – dla odmiany – szlachetnie ich demaskowała. Robiła, co mogła, by przetrwać. Dziś pozostaje widmem. To jej najlepszy z możliwych stanów – upiorny.
Istnieją żywioły silniejsze niż logika dziejów. Starożytne teksty oddziałują niekiedy poza planem wyznaczonym przez planistów ludzkiego myślenia. Jest w filozofii coś kompulsywnego. Na przestrzeni wieków powracają te same pytania, stawiane w coraz to nowych okolicznościach. Filozoficzne zmaganie jest jakby obsesją, natręctwem. A zarazem to gra, zabawa – dialektyczne ćwiczenie. Tak też jest z oddziaływaniem najstarszych, pośród których jedno z uprzywilejowanych miejsc zajmuje Parmenides z Elei i jego słynna formuła–zaklęcie: istniejące istnieje, nieistniejące nie istnieje, o nieistniejącym nie da się ani mówić, ani myśleć. Potężne oddziaływanie tych słów w historii filozofii każe myśleć o nich jak o klątwie, spod której do dziś trudno się wyzwolić.
Co jest? Co znaczy być? Co znaczy nie być, jak jest to, czego nie ma? Gdzie jest to czego nie ma? A może to, czego nie ma, jest nigdzie, bo go nie ma? Ale gdzie jest owo nigdzie? Plącze nam się język, splątany pokrętnie z tym, o czym mówi. Czy pytamy o istnienie, bo mamy takie słówko „istnieć”? I dlatego wydaje nam się, że istniejące to coś więcej niż słowo? Istnieją rzeczy, ale czy istnieje istnienie? Gąszcz pogmatwań, labirynt niejasności i nie ma nici, która mogłaby nas z niego wyprowadzić. Nie ma Ariadny.
Pytanie o istnienie – jest jedno jedyne, najważniejsze! Łączy starożytnych ze współczesnymi. Od Parmenidesa i Heraklita, przez Platona, Arystotelesa, Anzelma z Canterbury i Tomasza z Akwinu, Leibniza, po Martina Heideggera najdonioślej stawiającego kwestię istnienia w naszej epoce. Powiada się, za pewnym współczesnym dwudziestowiecznym myślicielem, że cała historia filozofii to przypisy do Platona. Że wszystko, czym filozofia się parała na przestrzeni wieków, można znaleźć, choćby zalążkowo, w platońskich dialogach. Gdy jednak przyglądamy się Platonowi, jego metodzie pracy, opartej na rozmowie – dialektike analizującej znaczenie słów, pytającej o to, czy dobrze mówimy, kiedy powiemy tak, czy może należałoby powiedzieć inaczej i co z tego wynika – wtedy nasze myśli kierują się ku Parmenidesowi i jego szkole, by zapytać czy aby filozofia to nie przypisy do Parmenidesa2?
To on i jego sprytny uczeń, przyjaciel i wyznawca Zenon z Elei – wypowiedzieli takie słowa-zagadki, które jak zaklęcia magiczne zaczarowały pokolenia filozofów. Tu są początki logiki. Parmenidejska zagadka to także pytanie o to, jak ma się mówienie do rzeczy, o których się mówi – co z nich jest pierwsze. To rodzaj przekleństwa: im bardziej chcemy uwolnić się od parmenidejskiej pułapki, tym bardziej się w niej pogrążamy. Jak działa ten uwodzący mechanizm?
To mechanizm powtórzenia. Istniejące istnieje, nieistniejące nie istnieje – tautologia, temu nie sposób zaprzeczyć. Rozdzierająca, przygniatająca, podporządkowująca moc tego samego. Jeśli nie mamy dość sił, by walczyć z „tym samym”, trzeba ulec, poddać się. A jeśli wszyscy polegną, padną plackiem przed tautologią bycia – mamy poważny problem. Znaczy to bowiem, że nie istnieje wolność i dowolność opinii w każdej kwestii. Są rzeczy, które wymykają się naszemu władztwu. Powtórzenie tego samego wydaje się być jakimś głupstwem. Jabłko jest jabłkiem, rzecz jest rzeczą, człowiek jest człowiekiem, istnienie jest istnieniem. I z tego głupstwa rodzi się myślenie, dedukcja, ciągi rozumowań.
Ja sam chciałbym, choć to przedsięwzięcie ponad moją miarę, przekonywać, że cała ludzka wiedza jest powtórzeniem, że w naszym myśleniu wnioski, które wyciągamy, są powtórzeniem przesłanek, z których wychodzimy. Obrazy, jakie tworzymy o świecie, także te najnowszej daty, z nauk przyrodniczych, są wytworem aparatu poznawczego, jaki mamy do dyspozycji, nie tworzymy nic więcej poza tym, na co nasz mózg i przyległości nam pozwalają, co już w sobie mają. Cokolwiek jest poznawane, jest poznawane na sposób poznającego, pisał Tomasz z Akwinu3. Złudzeniem perspektywy jest przyrost wiedzy, odkrycie ukrytego nie stwarza nowego, powtarza jedynie, upubliczniając.
Byłoby to jakoś uspokajające. Krążył dookoła tego wątku Platon, suflując czytelnikom swych dialogów ideę anamnezy. Choć nie ma rzeczy bardziej sprzecznej z naszym potocznym doświadczeniem. Wieczny powrót tego samego dla Nietzschego oznaczał, że wszystko, co mogłoby być, już zaistniało. Niczego nowego nie będzie pod słońcem – co jest, jest powrotem tego, co było, co jest zawsze. Jakżeż odmienna perspektywa!
Próba filozoficzna – rzetelna – jest zawsze pójściem pod prąd. Nie tylko dla zabawy, lecz także z pasji dociekania: jest kwestionowaniem tego, co powszechnie przyjęte, myśleniem przeciwko własnym nawykom, które tylko myślenie udają. Jest świętem i mozołem zarazem. A klątwa Parmenidesa nie przestaje oddziaływać niczym wibrująca pięść z czasów archaicznych, do dziś kruszy i burzy.
* * *
Książkę tę przedstawiam nie bez wahania. Noszę w sobie nieodparte wrażenie paraliżującej nadprodukcji wytworów akademickich. Myślenie ekologiczne wymagałoby uwolnienia świata od piśmienniczych globalnych zanieczyszczeń, zwłaszcza że nadmiar informacji niekiedy skutecznie zastępuje dawniejszą cenzurę. Pozostaje mi wyrazić nadzieję, że ten zbiór tekstów przyczyni się tylko nieznacznie do postępującego myślowego paraliżu świata.