Читать книгу 303. Mój dywizjon - Tadeusz Kotz - Страница 7

Przedmowa

Оглавление

Główna część prezentowanych w tej książce wspomnień dotyczy czasu, gdy gwiaździste niebo wcale nie było czyste. O czystość nieba trzeba było walczyć, nosząc w sobie niezhańbione prawo moralne i ceniąc sobie wolność i honor. Właśnie dzięki temu prawu i spójnikowi między wolnością i honorem Polska pierwsza stawiła realny opór hitlerowskiemu barbarzyństwu.

O różne przewiny można oskarżać przedwojenną Rzeczpospolitą, ale jednego nie można jej zarzucić: że źle wychowała młodzież. Pokolenie młodych z września 1939 roku, bitwy o Anglię, Powstania Warszawskiego, Monte Cassino i Falaise zdało chyba jedyny w dziejach Polski egzamin z patriotyzmu celująco z wyróżnieniem.

„Tak czy owak przedwojenną kulturę polską – pisze historyk brytyjski – cechowały spontaniczna błyskotliwość, dobry smak, wyczucie stylu i autentyczne zaangażowanie, czyli wszystko to, o co tak trudno było w czasach późniejszych”. Obserwacje historyka dobitnie potwierdzają wspomnienia pułkownika Tadeusza Kotza.

Zapiski autobiograficzne, wspomnienia czy pamiętniki obok części opisującej: co robiłem, co widziałem, zawierają zwykle jeszcze opowieść o tym, kogo znałem i co robili inni. Bywa, że ta druga część jest obszerniejsza od pierwszej. Dzieje się tak wtedy, gdy autor wspomnień usiłuje dodać ważności własnemu udziałowi w wydarzeniach, podkreślając znajomości ze znakomitościami lub, co gorsza, przywołując niezbyt chwalebne zachowanie innych.

Wspomnienia pułkownika Kotza pokazują, że jest on wprost nieskazitelnie skromny. Ze znanych osób wymienia z nazwiska jedynie Janusza Żurakowskiego. Czasami rodzi się w czytelniku coś w rodzaju żalu do autora, że swoje bohaterstwo ukrywa za szczęśliwym trafem – jak sugeruje – błędem przeciwnika, łatwością zadania… Mówię o bohaterstwie, nie boję się tego wielkiego słowa, często zresztą nadużywanego, bo chcę nazwać rzecz po imieniu. Jakież bowiem inne określenie można przywołać, żeby opisać niezachwiany spokój w najgroźniejszych opałach bojowych, szukanie ratunku do ostatniej chwili, wykorzystanie każdej szansy, pewność decyzji, jakąś trudną do opisania krnąbrność wobec losu, nieustraszoność wobec śmierci. O śmierci zestrzelonego przyjaciela i podwładnego wpadającego razem z samolotem do oceanu powie krótko: zginął śmiercią lotnika. I ta pozorna oschłość nie jest stylizacją na tzw. silnego człowieka. Te słowa ze szczerego kruszcu prawdy oddają najbardziej intymny hołd przyjacielowi. Wypowiada je bowiem człowiek, który codziennie był na „szerokość kuli” od podobnej śmierci. Możliwość, że każdy lot może być ostatni, była dla naszego autora czymś tak zwykłym jak dzisiejsze śniadanie. Jednakże jej sens moralny był zgoła odmienny, daleki od zwyczajności: była to przecież śmierć za Ojczyznę. Oczywiście dowódca Dywizjonu 303 w ten sposób nie pisze. Słowo „Ojczyzna” w ogóle we wspomnieniach nie występuje. Jego opowieść o różnych życia „przypadkach” jest pisana jak raport wojskowy – chętnie zamiast pełnych zdań używa równoważników. Jedynie gdy pisze o nielojalności aliantów wobec najbardziej wiernego sprzymierzeńca, opowieść wilgotnieje od wzruszenia i dlatego jest tak bardzo dojmująca.

I więcej mówi o rzetelnym patriotyzmie niż szkolne patriotyczne czytanki.

Jedną jeszcze cechę autora wspomnień należy koniecznie podkreślić: jego poczucie obowiązku. Po zestrzeleniu ani mu przez myśl nie przeszło, że może nie wrócić do dywizjonu. Powrót był jego obowiązkiem i starał się go jak najszybciej wypełnić, nie skarżąc się na żadne przeciwności losu. Jedyna skarga na los, jaka wyrwała się naszemu lotnikowi, to ciasne buty na drodze z Paryża do Gibraltaru. Mimo ciasnych butów zameldował się dowódcy po dziewięciu dniach od momentu zestrzelenia.

„Ktoś gdzieś kiedyś być może napisze uczciwą, dokładną i pełną historię II wojny światowej” – wzdycha historyk Norman Davies. Wspomnienia takie jak Tadeusza Kotza, legitymujące się walorem osobistego świadectwa, przybliżają jej powstanie. Uczciwą i dokładną panoramę historii buduje się bowiem z pojedynczych losów uczestniczących w niej aktorów. A pułkownik Kotz należy do tych aktorów, którzy nie schodzili z desek sceny nawet w czasie antraktów. Amerykański historyk Dywizjonu 303 tak podsumowuje wojenny dorobek Polaków: „Polskie wojsko było jedynym, które brało udział w wojnie z hitleryzmem od pierwszego do ostatniego dnia tamtej strasznej wojny. Nikt poza Polakami nie może tego o sobie powiedzieć. Dlatego ja chylę przed Polakami czoło”.

Panie Tadeuszu! Ten ukłon uznania późnego wnuka pokolenia prezydenta Roosevelta jest skierowany także, a może przede wszystkim, w stronę Pana. Zasłużył Pan na ten hołd – przyznajmy: mocno spóźniony – jak mało kto.

Stefan Król

303. Mój dywizjon

Подняться наверх