Читать книгу Złote żniwa - Tessa Afshar - Страница 9

ROZDZIAŁ 1

Оглавление

Dwudziesty rok panowania króla Artakserksesa[1], Persepolis, zima

Sara podniosla głowę, gdy drzwi jej komnaty otworzyły się gwałtownie. Jej przyjaciółka i służąca Pari wbiegła w rozwianej tunice. Jej zwykle idealnie ułożone brązowe włosy były splątane wokół twarzy.

– Urodziło się! – krzyknęła wysokim głosem, machając długą ręką dla podkreślenia swoich słów.

Sara zerwała się na nogi.

– A Apama? Jak się czuje?

Apama, żona młodszego pomocnika ogrodnika, zaczęła rodzić pierwsze dziecko trzy dni temu. Maluszkowi nie spieszyło się na ten świat. Pod koniec drugiego dnia wszyscy zaczęli się obawiać najgorszego.

Pari zacisnęła usta.

– Bardija mówi, że jest zbyt słaba. Pozwolili mi na nią spojrzeć. Jest bielsza od jogurtu i trzęsie się, choć leży tuż przy piecyku.

Sara zadrżała. Bardija, główny ogrodnik i niemal członek rodziny Dariusza, nie miał zwyczaju bezpodstawnie panikować.

– Nie brzmi to dobrze. Może zdołamy jakoś pomoc?

Podeszła do półek, wbudowanych w niszę w kącie komnaty. Spoczywały na nich schludne stosiki miękkich prześcieradeł, wełnianych koców i kołder wypełnionych bawełną Sara wybrała jedną z nich, przepiękną, lnianą, w wielu odcieniach błękitu i zieleni, haftowaną srebrną nicią.

– Ta powinna ją ogrzać.

Brwi Pari uniosły się wysoko.

– Czy to nie kołdra od królowej?

– Najjaśniejsza pani ma wspaniały gust, prawda?

– W rzeczy samej. A czy nie będzie ci mieć za złe, że rozdajesz jej podarunki na prawo i lewo?

– Nie, jeśli się o tym nie dowie – odparła Sara z mimowolnym uśmiechem. – Poza tym sama przeżyła trudny poród, więc pewnie by to zrozumiała. Poślemy też parę ubranek dla dziecka. Chłopiec czy dziewczynka?

Pari zasłoniła usta ręką.

– W tym całym zamieszaniu zapomniałam spytać. Wiem tylko, że jest zdrowe.

Sara założyła za ucho niesforny lok włosów.

– To ważne. Widziałam w magazynie parę rzeczy, które przydadzą się noworodkowi. Chodźmy po nie.

– Pan już posłał jagnię – odezwała się Pari, gdy wracały z magazynu do apartamentu Sary. – Polecił Bardiji przyprowadzić je, gdy Apama urodziła.

Gest Dariusza nie zdziwił Sary. Persowie bardzo cenili sobie dzieci. Cały dom cieszył się z ich narodzin, nawet jeśli był to potomek służących.

Na myśl o Dariuszu Sara spochmurniała. Od czasu, gdy ostatnio po nią posłał, minęło pięć długich dni. Jego brak zainteresowania szarpał jej nerwy, odbierał sen w nocy i spokój za dnia. Czy mąż już się nią znudził? Na tę myśl chciało jej się płakać.

Nie zawsze była stęskniona jego towarzystwa. Gdy królowa zdecydowała o jej zamążpójściu, Sara rozpaczała, jakby nastąpił kres jej życia. Nie chciała ani męża, ani małżeństwa. Wszyscy zakładali, że prosta Żydówka będzie szaleć ze szczęścia na myśl o ślubie z królewskim kuzynem, jednak Sara niczego bardziej nie pragnęła, niż nadal pełnić funkcję głównego skryby królowej, jako jedyna kobieta w imperium, która została zaszczycona takim stanowiskiem. Pierwsze cztery miesiące małżeństwa były koszmarem. Jednak z czasem oboje nauczyli się akceptować siebie nawzajem i zaczęli się cieszyć swoim towarzystwem.

Sara usiadła na kanapie krytej fioletowym płótnem i uśmiechnęła się gorzko. Jej uczucia do Dariusza wykraczały daleko poza radość z jego towarzystwa. Problem polegał na tym, że go kochała.

Kochała go.

A on nie odwzajemniał jej uczuć. Wiedziała, że nie jest mu obojętna. Zwolnił swoje konkubiny, podarował im własne majątki i uczynił Sarę jedyną kobietą swego życia. Przyznawał, że lubi jej towarzystwo i że ją szanuje. Ale nigdy nie powiedział, że ją kocha.

Jej szczeniak Anusja, któremu znudziło się bycie zaniedbywanym przez panią, wyrwał ją z zamyślenia, kładąc głowę na kolanach i spoglądając na nią z uwielbieniem. W szóstym miesiącu życia stał się już całkiem spory, a jego sylwetka zaczęła zapowiadać masywną budowę, która charakteryzowała jego kuzyna Kaspiana, ulubionego psa Dariusza. Sara nadal za nim tęskniła. Nigdy nie znała bardziej wyjątkowego psa.

Pochyliła się i podrapała Anusję za uszami, czerpiąc pociechę z ciepła jego mocnego ciała. Szczeniak patrzył na nią błogo, rozchylając pysk jakby w uśmiechu.

Dał go jej Dariusz. Na wspomnienie wieczora, gdy go dostała, uśmiechnęła się mimowolnie. Najpierw zaproponowała, żeby nazwali go Jedwab – bo był tak miękki.

– Jedwab! – zawołał Dariusz z urazą, nie kryjąc dezaprobaty. – To nie jest jakiś piesek dla małej dziewczynki. To zwierzę o szlachetnym rodowodzie, godne królów i książąt.

Sara wygładziła obfitą spódnicę.

– To może Słonko? Jest taki radosny, to idealne imię.

Ciemne brwi Dariusza nasrożyły się jeszcze bardziej.

– Słonko też ci się nie podoba? – Udała naburmuszoną. – Powiedziałeś, że mogę go nazwać, jak chcę.

– No tak. Tak powiedziałem. Bardzo przepraszam. Słonko… zatem niech będzie Słonko. – Rzucił to imię z tak kwaśną miną, jakby zjadł garść solonych wiśni.

– Dziękuję, panie! Cudownie. Już widzę tę scenę: przyjęcie dla twoich znakomitych przyjaciół, a ty wołasz: „Słonko, do mnie! Słonko, aport!”. O, cóż to będzie za widowisko.

– Kobieto! – Bruzdy na policzkach Dariusza stały się głębsze. – Gdybym tak wołał, patrzyłbym na ciebie. Słonko, do mnie – dodał, klepiąc się po kolanie.

Parsknęła śmiechem i rzuciła mu się w ramiona.

– Mam lepszy pomysł. A gdybyśmy nazwali go Anusja? – zaproponowała, wiedząc, że jej mężowi spodoba się aluzja do elitarnego oddziału królewskiej gwardii przybocznej, znanego lepiej jako Nieśmiertelni.

– A to całkiem odpowiednie imię – przyznał Dariusz. – Godne psa wojownika.

Sara dotknęła go palcem w miejsce, w którym miał łaskotki.

– To będzie pies towarzysz – oznajmiła, przypominając mu pierwotne znaczenie tego perskiego słowa.

Westchnęła, wspominając tę chwilę. Nie rozumiała swojego męża. Czasem wydawało jej się, że walczy z własnym sercem, którego część jej pragnie, a część odtrąca. No, ale jeszcze nigdy, odkąd zaczęli żyć jak prawdziwe małżeństwo, nie ignorował jej przez pięć dni.

– Apama i jej mąż będą zachwyceni twoimi darami, pani – odezwała się Pari, wyrywając ją z zamyślenia. Dziewczyna uniosła ręce, w których trzymała rzeczy z magazynu, z chwiejącą się na ich wierzchu kołdrą od królowej. – Chcesz ze mną pójść?

– Raczej nie. Zawsze są zmieszani moją obecnością, choć tak się staram ich uspokoić. Teraz potrzeba im tylko spokoju i ciszy. Zanieś to im i przekaż moje pozdrowienia. Będę się modlić za Apamę.

Pari wkrótce wróciła z tacą pełną jedzenia.

– Szuszan przysyła ci gęstą ziołową zupę z pszennymi kluskami i chlebem prosto z pieca – powiedziała.

– Czy ta kobieta czyta w moich myślach? – zawołała Sara. W pokoju rozszedł się zapach mięty i smażonej cebuli. – Przez cały dzień chodziła za mną jej pożywna zupa. – Pochyliła się nad czarką, z przyjemnością chłonąc aromat ziół i przypraw. Jednooka, chuda kucharka potrafiła ze zwykłych warzyw i mięsa stworzyć niezapomnianą ucztę dla zmysłów.

– Bardija mówi, że Apama czuje się lepiej. Uśmiechnęła się, gdy przykryłam ją twoją kołdrą. Jest za słaba, żeby mówić, ale w oczach stanęły jej łzy, gdy powiedziałam jej, że ta kołdra należała kiedyś do królowej. Za to jej mąż aż nadto powetował mi jej milczenie. Tyle razy powtórzył, że mam podziękować tobie i panu, iż w końcu uciekłam, nie czekając, aż skończy. Kiedy spotka cię osobiście, pewnie padnie ci do stóp lub zrobi coś równie krępującego. – Służąca wzięła tacę, ale zatrzymała się w pół drogi do drzwi. – Prawie zapomniałam! Z Suzy właśnie przybył posłaniec. Ma dla ciebie wiadomość od najjaśniejszej pani.

Damaspia, władczyni Persji, w swojej łaskawości uważała Sarę za przyjaciółkę – przywilej, który czasem okazywał się bardzo kłopotliwy. Królowa nabrała zwyczaju pisać do Sary listy o najnowszych wydarzeniach, ponieważ Dariusz od sześciu miesięcy mieszkał z małżonką w swojej wspaniałej posiadłości pod Persepolis, podczas gdy dwór przez miesiące zimowe rezydował w Suzie.

Sara podniosła głowę znad parującej czarki i spojrzała na zwój papirusu w dłoni Pari. Cicho odmówiła nad zupą modlitwę dziękczynną. Skończyła i wyciągnęła rękę po list, drugą chwytając łyżkę. Była zbyt głodna, żeby zwlekać z jedzeniem i zbyt zaciekawiona, żeby zwlekać z czytaniem. Służąca spojrzała ze zgorszeniem, ale oddała papirus. Sara wiedziała, że jej manierom można wiele zarzucić. Czytanie podczas jedzenia groziło katastrofą albo tapicerce, albo jej wykwintnemu strojowi. A najprawdopodobniej obu. Dlatego rzuciła Pari przepraszające spojrzenie, po czym złamała pieczęć Damaspii.

Umiała czytać szybko i dokładnie, ale ten list przeczytała dwukrotnie, by się upewnić, że dobrze zrozumiała rozkaz królowej. Spojrzała niespokojnie na datę. Napisano go dwa miesiące temu. Wstała gwałtownie, niemal przewracając miskę.

– Artakserkses i Damaspia zaprosili nas do Suzy, ale chcą, żebyśmy dotarli do niej za osiemnaście dni!

– W trzy tygodnie? Musielibyście mieć skrzydła! – rzuciła Pari z przerażeniem.

– Wiem. Mogłabyś sprowadzić tu kuriera, który przywiózł ten list? Natychmiast.

Po paru chwilach przed jej drzwiami stanął młodzieniec, nadal w stroju do konnej jazdy. Sara podziękowała mu za szybkie przyjście.

– Czy potrafisz stwierdzić, kiedy ten list został wręczony królewskim kurierom?

Młodzieniec pogrzebał w skórzanej sakwie i wydobył z niej zwój. Po paru chwilach skinął głową.

– Jest. To część większego pakietu z biura królowej. Dostarczono go nam trzy tygodnie temu.

Sara podziękowała i pozwoliła mu odejść. Tą odpowiedzią potwierdził jej przypuszczenia: skryba Damaspii musiał przeoczyć fakt, że wiadomość była pilna i zwlekał z jej wysłaniem, dopóki nie nazbierało się ich więcej. Opóźnienia listów zdarzały się często, co było spowodowane oszczędnością. Ale skryba powinien wiedzieć, które listy nie mogą czekać. Sara zdusiła niepochlebną myśl o swoim następcy.

– Czy pan jest w domu? – spytała Pari.

– Tak, pani.

– Więc zanieś mu ten list. Powiedz, że to pilna wiadomość od królowej.

Nie wiedziała, czy Dariusz przyjdzie do niej, czy też zaaranżuje podróż, nie pytając jej o zdanie. Przez ostatnie miesiące mówił z nią o większości swoich interesów. Ale teraz, skoro jej unika, może postanowi zadbać o wszystko bez jej udziału.


Dariusz wrócił z pałacu w Persepolis z zaczątkami dokuczliwego bólu głowy. Wielogodzinne rozmowy z jednym z zagranicznych urzędników Artakserksesa były wyjątkowo męczące. W połowie spotkania pomyślał o Sarze. Ogarnęła go dojmująca tęsknota za jej towarzystwem, kusząca, by skrócić posiedzenie.

Opanował się nie z obawy przed urażeniem urzędnika, ale ponieważ dokładnie z tym niepokojącym pragnieniem usiłował walczyć od tygodni. Czuł się, jakby tracił nad sobą panowanie, a to mu się nie podobało. Stronienie od Sary wydawało się najbezpieczniejszym postępowaniem.

Ale rozstanie nie pomogło mu o niej zapomnieć. Przez całą godzinę od powrotu z Persepolis wpatrywał się w nowe mapy od kartografa, widząc tylko zarys jej sylwetki.

Kiedy ostatni raz odwiedziła jego apartamenty, zostawiła przejrzysty szal. Nie oddał go jej; ułożył jego turkusowe fałdy na oparciu sofy. Teraz oparł się o niego i musnął rożkiem jedwabiu wargi. Materiał nadal lekko pachniał różami. Dariusz głęboko odetchnął tym aromatem, po czym odrzucił śliskie zwoje.

Tej nocy, gdy Sara zostawiła szal w apartamencie, doprowadziła Dariusza do konwulsyjnego śmiechu. Nasunąwszy materiał nisko na czoło i ściągnąwszy usta, z zadziwiającą wiernością odtworzyła głos budzącej przerażenie matki Artakserksesa, Amestris:

– Zjedz szpinak, bo wtrącę cię do lochu, mój synu. Odetnę ci nos i nie myśl, że tego nie zrobię. Na mnie twoja uroda nie robi wrażenia.

– Rób tak dalej, a to ty trafisz do lochu. Amestris ma szpiegów wszędzie. Mogę być jednym z nich.

Sara nonszalancko wzruszyła ramionami

– A może to ja jestem jej szpiegiem i zastawiam pułapkę na ciebie?

– Nie udało ci się.

– Ale nie zjadłeś szpinaku, prawda? Czyli okazujesz nieposłuszeństwo. Nawet nieudana podróbka królowej matki powinna cię zmotywować do uległości.

Dariusz parsknął śmiechem.

– Uległość nie leży w mojej naturze. Chyba już to wiesz.

Sara pochyliła się nad nim. Przez jedną pełną napięcia chwilę wydawało mu się, że go pocałuje. Ale ona wyciągnęła rękę i zdjęła mu z włosów jakiś pyłek. Dmuchnęła na niego i odprowadziła wzrokiem, gdy uniósł się w powietrze.

– Ale można pomarzyć.

Dariusz usłyszał w jej głosie nutkę prowokacji. Obudziło się w nim coś pradawnego i na wskroś męskiego, pełnego podniecenia na myśl o wyzwaniu.

Na tym polegał problem z tą kobietą. Na tysiące sposobów podsycała jego zainteresowanie. Dawała jednocześnie spokój i rozrywkę, i to nieświadomie. Jej inteligencja mu imponowała, a niełatwo było zaimponować komuś, kto otaczał się najwybitniejszymi umysłami tego świata. A jednak zamiast się wywyższać, Sara uklękła i wyszorowała podłogę ogrodnika, którego chatę toczył grzyb.

Gdy Pari zjawiła się z wieścią o nagłej wiadomości od królowej, Dariusz poderwał się na równe nogi ze zwinnością głodnego lwa. Nie musiał już walczyć z własnymi potrzebami. Idąc do apartamentu Sary z ulgą zdał sobie sprawę, że ból głowy go opuścił.


Krótkie pukanie do drzwi zapowiedziało gościa. Było uprzejmą formalnością, bo Dariusz wszedł, zanim Sara zdążyła go zaprosić. Dziś prezentował się jak dworzaninowi przystało, ubrany w tunikę z miękkiej, granatowej wełny, która opinała jego strzelistą sylwetkę, podkreślając smukłe, twarde mięśnie. Tak, jakby potrzebował dodawać sobie urody. Dariusz przyciągał spojrzenia nawet w znoszonym ubraniu myśliwskim.

Teraz, gdy Sara skłoniła się przed nim, podejrzliwie zmrużył ciemnozielone oczy.

– Jak oficjalnie – powiedział.

– Wydawało mi się, że tak należy. – Wskazała jego elegancki strój. Tego ranka wyszła na spacer z Anusją i znalazła na ziemi parę piór z ogona bezcennego pawia, który przechadzał się po ogrodach. Wybrała to najbardziej kolorowe i zatknęła je za pas Dariusza. – Proszę. Zdaje się, że je zgubiłeś.

Wyjął pióro i chciał połaskotać nim policzek Sary, ale uchyliła się przed pieszczotą. Dariusz zmarszczył brwi.

– Cóż za bezczelność – rzucił z udawanym oburzeniem. – Sugerujesz, że jestem pawiem? Przez cały ranek rozmawiałem z królewskimi urzędnikami. Musiałem się stosownie prezentować. O co tu chodzi? – dodał, unosząc list. – Po co ten pośpiech? Musimy za dwa dni ruszać w drogę i jechać dniem i nocą, by dotrzeć na czas.

– Nie wiem, dlaczego Damaspia i król zażyczyli sobie naszej obecności w Suzie. Może to tylko kurtuazyjne zaproszenie?

Dariusz uniósł ciemną brew, co wystarczyło za tysiąc słów. Artakserskes i jego małżonka rzadko marnowali czas na kurtuazję. Fakt, że wezwali Dariusza i Sarę oznaczał, że mieli dla nich zadanie.

Sara uniosła głowę.

– Niestety, nie potrafię zgadnąć, co się za tym kryje. Ale mogę wyjaśnić, skąd taki pośpiech. To prawdopodobnie błąd nowego głównego skryby Damaspii. Jeśli spojrzysz na datę przekonasz się, że królowa podyktowała to wezwanie dwa miesiące temu, co dałoby nam dość czasu, by wygodnie dojechać do Suzy. Dlatego przyczyna, dla której nas wzywają, nie może być pilna. Niestety, nowy skryba najwyraźniej nie zwrócił uwagi na datę, którą królowa podała w liście. Spytałam kuriera. List został wysłany dopiero trzy tygodnie temu, co stawia nas w niezręcznej sytuacji.

– Rozumiem. – Dariusz zbliżył się o parę kroków. – Zatem nie mogę narzekać, bo to przeze mnie królowa straciła swoją genialną pomocnicę i musi się zadowalać kimś gorszym.

Stanął tak blisko, że poczuła na twarzy jego oddech, ale jej nie dotknął.

Pragnienie, zagubienie, frustracja i ból kłębiły się w niej tak bardzo, że poczuła się jak splątany kłębek wełny. O co chodzi temu człowiekowi? Dlaczego wysyła jej tak sprzeczne sygnały? Cofnęła się.

– Mogę napisać do Damaspii list z wyjaśnieniem. W tych okolicznościach królowa zrozumie przyczyny naszego późniejszego przyjazdu.

– Nie. Moim zdaniem najlepiej będzie przybyć o wyznaczonej porze. Może król nas potrzebuje. Fakt, że Damaspia ma niekompetentnych służących, nie zmienia faktu, że wezwali nas z jakiegoś powodu. Żadne z nich nie zgłasza pochopnie takich żądań.

Sara skinęła głową.

– Czy mam wraz z Pari przystąpić do pakowania rzeczy? Jeśli chcesz wyruszyć za dwa dni, jest wiele do zrobienia.

Dariusz zrobił kolejny krok, znowu za bardzo się do niej zbliżając. Tym razem wyciągnął rękę i ujął gruby lok, leżący na jej ramieniu. Wczoraj Pari poświęciła całą godzinę na kręcenie prostych włosów Sary. Ta zmiana najwyraźniej go zafascynowała.

– Pari będzie musiała przyjechać później wraz z bagażami. Pojedzie królewskim gościńcem, bardziej wygodnym. Nie będzie musiała dotrzymywać nam kroku na górskich przełęczach. Dla ciebie nie będzie to przyjemna jazda. Wątpię, żebyśmy mieli czas na rozbijanie namiotów, jeśli mamy pokonać tę trasę szybciej niż królewski kurier. Ale znakomicie opanowałaś jazdę konną. Nikt by się nie domyślił, że nie spędziłaś dzieciństwa w siodle. – Pociągnął ją za lok, by skłonić ją do zrobienia kroku w jego stronę, ale w tym ruchu było coś niechętnego, jakby robił to wbrew własnej woli.

Ogarnęło ją zniecierpliwienie. Najpierw jej unika, teraz przychodzi do niej jak pod przymusem… Urażona, wyplątała włosy z jego palców i odeszła na drugą stronę pokoju. Zatrzymała się dopiero pod ścianą, o którą się oparła.

– Dopilnuję wszystkiego – oznajmiła z kamienną miną.

Dariusz nalał sobie soku jabłkowego z flaszy na stoliku. Napił się niespiesznie. Dlaczego zwlekał z odejściem? Sara, zirytowana jego zmiennymi nastrojami, wolałaby, żeby już wrócił do swojego prywatnego świata, skoro wydał jej rozkaz.

Dariusz w zamyśleniu obrócił srebrny kubek w palcach. Odstawił go na stolik. Podszedł do niej bezgłośnie jak kot. Oczy jej się rozszerzyły, gdy uniósł rękę i oparł ją na ścianie obok niej, tak blisko jej talii, że przez wełnianą suknię i lnianą koszulę czułą bijące od niej ciepło. Obróciła się, chcąc się odsunąć. Dariusz nagłym ruchem położył drugą dłoń przy jej głowie, odcinając jej drogę ucieczki.

– Dlaczego przede mną uciekasz? – spytał, obejmując ją wpół i przyciągając do siebie.

Zesztywniała.

– A ty przede mną?

Dźwięk, który mu się wyrwał, brzmiał jak śmiech i jęk jednocześnie.

– Nie mogę bez ciebie wytrzymać. – Potem ją pocałował i to, co kazało mu się przed nią bronić, a nawet ją odtrącać, ustąpiło. Sara poczuła, że padają jakieś mury. Jej opór także stopniał, bo zrozumiała, że przynajmniej na chwilę Dariusz będzie należeć do niej.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

1 457 r. p.n.e

Złote żniwa

Подняться наверх