Читать книгу Ekonomia dla każdego - czyli o czym każdy szanujący się obywatel, wyborca i podatnik wiedzieć powinni - Thomas Sowell - Страница 6
CZĘŚĆ I CENY
Rozdział 2
Rola cen
ОглавлениеWgospodarce rynkowej ceny pełnią rolę podstawowego mechanizmu określającego ilość angażowanych do działalności zasobów. Niestety, bardzo rzadko rola ta jest przez społeczeństwo należycie rozumiana. Co gorsza, kompletnie lekceważą ją politycy.
Dla wielu ludzi ceny są przeszkodą na drodze do zdobycia tej czy innej rzeczy. Osoby marzące o posiadaniu domu na plaży, z chwilą odkrycia jak drogie są takie posiadłości, rezygnują zwykle z ich zakupu. Ale przecież wysoka cena nie jest powodem, dla którego każdy, kto chciałby mieszkać na plaży, mógłby posiadać na niej swój dom. Przeciwnie, brutalną prawdą jest to, że ze względu na stosunkowo niewielką ilość domów zlokalizowanych na plaży, ich ceny muszą być sygnałem informującym o tym fakcie. Jeśli wielu chętnych składa oferty zakupu niewielu posiadłości, stają się one bardzo drogie, co wynika z relacji podaży i popytu. Ale to nie cena doprowadziła do niedostatku domów na plaży. Istniałby on niezależnie od systemu ich „akwizycji", nawet pod nieobecność regulatora cenowego.
Załóżmy, że rząd podjął decyzję o realizacji „planu" gwarantującego każdemu obywatelowi „dostęp do własnego domu na plaży", nakładając w związku z tym ograniczenie cenowe na tego typu nieruchomości. Nie zmieni to relacji liczby ludzi chcących mieszkać w domu na plaży do ilości takich domów. Pod nieobecność regulującego (ograniczającego) mechanizmu cenowego, racjonowaniem takich domów będą musieli się zająć urzędnicy rządowi, nie obej dzie się przy tym bez protekcji, a w najlepszym razie o posiadaniu zdecyduje ślepy los. Rzeczywistość jest bowiem taka, że tego typu domów brakuje. Nie zmieniłaby tego nawet decyzja Kongresu czy Sądu Najwyższego uznająca prawo do posiadania domu na plaży za „fundamentalne prawo obywatelskie".
Ceny pełnią rolę posłańca, który dostarcza wiadomość – raz jest to wiadomość zła, jak w przypadku rezydencji zlokalizowanych na plaży, których ilość nie pokrywa zapotrzebowania społecznego, innym razem jest to wiadomość dobra. Znakomitym przykładem może być rynek komputerowy; wskutek gwałtownego rozwoju technologii komputery stają się nie tylko coraz tańsze, lecz także coraz lepsze i szybsze. Chociaż większość użytkowników komputerów korzystających z postępu techniki czy odkryć naukowych nie ma bladego pojęcia, na czym one polegają, to jednak ceny przekazują im końcowy rezultat zachodzących procesów. To właśnie on decyduje, że podejmują decyzję zakupu, która podnosi wydajność ich pracy, a tym samym przyczynia się do ich dobrobytu materialnego.
Podobnie jest w przypadku wiadomości o odkryciu nowych, wyjątkowo zasobnych złóż rudy żelaza. Faktem tym zainteresuje się w najlepszym przypadku nie więcej niż jeden procent populacji, jednakże dzięki potanieniu wyrobów produkowanych ze stali, „odkryje" go znacznie więcej ludzi. Przykładowo, osoby zamierzające kupić biurko stwierdzą, że ceny biurek stalowych są znacznie niższe niż ceny biurek drewnianych. Część z nich, pod wpływem takiego spostrzeżenia, podejmie decyzję kupienia biurka stalowego zamiast drewnianego. W podobny sposób decydować będą nabywcy innych wyrobów stalowych, którzy zrezygnują z kupna konkurencyjnych produktów wytwarzanych z drewna, aluminium, plastyku czy innych materiałów.
Innymi słowy, zmiana cen pozwoli całemu społeczeństwu dostosować się automatycznie do zwiększonej podaży rudy żelaza, mimo iż 99 proc. ludzi o odkryciu tych nowych złóż rudy nawet nie słyszało.
Ceny są nie tylko wskazówką dla konsumentów, dla producentów są nią także. Żaden producent nie jest w stanie dowiedzieć się, czego pragną miliony konsumentów. Wszystko, o czym wie, dajmy na to producent samochodów, to to że produkując pewien rodzaj pojazdów wyposażonych w określone urządzenia techniczne, jest w stanie uzyskać cenę, która pokryje koszty produkcji i zagwarantuje określony zysk. Produkując natomiast inne samochody, z inną kombinacją parametrów, takiej gwarancji nie ma. W celu pozbycia się niesprzedanych samochodów będzie musiał obniżyć ceny do poziomu gwarantującego opróżnienie magazynów i parkingów, nawet jeśli oznaczałoby to konieczność poniesienia straty. Alternatywą jest bowiem poniesienie jeszcze większej straty poprzez niesprzedanie żadnego z tych aut.
Gospodarka rynkowa nazywana jest niekiedy „systemem zysków", w rzeczywistości jest to raczej system „zysków i strat", przy czym straty mają – dla skutecznego działania – równie ważne znaczenie, informują bowiem producenta, kiedy i co powinien przestać produkować, nawet jeśli nie wie on, dlaczego konsumenci wolą to czy owo. Producent nie musi wiedzieć, dlaczego konsumenci preferują ten czy inny model samochodu, żeby produkować więcej pojazdów, na których osiąga profit, a mniej takich, które prowadzą do strat. Sprowadza się to do produkowania tego, czego konsumenci poszukują i powstrzymania się od produkcji tego, czego kupować nie chcą. Mimo iż w swoich decyzjach kieruje się on wyłącznie własnym interesem, z punktu widzenia gospodarki jako całości, podejmując decyzje w oparciu o ruch cen, optymalizuje wykorzystanie zasobów znajdujących się w niedoborze.
CENY A KOSZTY
Opisana sytuacja, czyli „odkrycie" przyczyny, dla której konsumenci chcą produktu A, a nie chcą produktu B, jest najprostszym przykładem wykorzystania ruchu cen do efektywnego kierowania zasobami występującymi w niedoborze. Ceny są również wskazówką w sytuacji, gdy konsumenci chcą zarówno produktu A, jak i produktu B, a także innych wyrobów, których wytworzenie wy maga takich samych surowców. Przykładowo, ludzie równie chętnie jak sery, kupują także lody, jogurty czy inne wyroby produkowane z mleka. W jaki sposób ceny pomagają gospodarce w ustaleniu, ile mleka należy przeznaczyć na wyprodukowanie każdego z tych wyrobów?
Konsumenci „licytując" się o ser, lody czy jogurt, w rzeczywistości licytują mleko, które służy do ich produkcji. Pieniądze pochodzące ze sprzedaży produktów mlecznych umożliwiają ich producentom kupno mleka niezbędnego do utrzymywania ciągłości produkcji. Jeśli zwiększy się popyt na ser, zmuszeni do zakupu większej ilości mleka serowarzy przelicytują innych producentów, wykupując tę ilość mleka, która przedtem służyła do produkcji lodów czy jogurtu. Jeśli by tego nie uczynili, nie byliby w stanie wyprodukować większej ilości sera. Innymi słowy, zwiększony popyt na mleko ze strony serowarów doprowadzi do podniesienia jego ceny, w rezultacie czego producenci innych produktów nabiałowych zmuszeni będą ograniczyć ilość zakupywanego mleka. Wzrastająca cena mleka doprowadzi w konsekwencji do wzrostu ceny jogurtu czy lodów, co najprawdopodobniej spowoduje spadek popytu na te wyroby.
Skąd poszczególni producenci wiedzą, ile mleka mają kupić? Oni kupują tylko tyle mleka, ile wymagać będzie opłacenie wyższych jego cen przy pomocy droższych lodów czy jogurtu. Jeśli wyższa cena lodów zniechęci konsumentów do ich kupowania w mniejszym stopniu, niż wyższa cena jogurtu zniechęci konsumentów jogurtu, dodatkowa produkcja sera odbędzie się kosztem niewielkiej ilości mleka przeznaczanego poprzednio na lody, a kosztem większej ilości mleka, z którego produkowano przedtem jogurt.
Wszystko to sprowadza się do ogólnej zasady, mianowicie że cena, jaką jeden producent pragnie zapłacić za mleko (czy jakiś inny surowiec), jest ceną, jaką inny producent za ten sam surowiec jest zmuszony zapłacić. Ponieważ zasoby znajdujące się w niedoborze mogą być wykorzystane alternatywnie, wartość przypisana im przez jednego producenta staje się kosztem, który zapłacić muszą producenci gotowi „licytować" dany surowiec, kupując go do własnego użytku.
Z punktu widzenia gospodarki jako całości oznacza to, że zasoby zmierzają zwykle do miejsc, w których osiągają najwyższą wartość.
Nie oznacza to wcale, że jedno ich przeznaczenie wyklucza wszystkie inne. Przeciwnie, to dostrajanie się do nowych warunków jest stopniowe. Do produkcji lodów czy jogurtu skierowana zostanie tylko ta ilość mleka, która dla konsumentów lodów czy jogurtu jest równie cenna, co dla amatorów sera. Bez względu na to, czy odnosimy się do konsumentów sera, lodów czy jogurtu niektórym z nich zależeć będzie na zdobyciu określonej ilości mleka, mniej na zdobyciu większej jego ilości, aż wreszcie – po przekroczeniu pewnego poziomu – obojętne im będzie to, by zdobyć większą ilość mleka. Po osiągnięciu poziomu nasycenia wręcz nie będą chcieli tego mleka konsumować.
Cenowa koordynacja wykorzystania surowców polega na tym, że ilość surowca użyta do produkcji jednego wyrobu posiada wartość identyczną z tą, jaka przypisywana jest temu surowcowi wykorzystanemu do innej produkcji. Dzięki temu – w gospodarce regulowanej wolną grą cenową – nie dochodzi do zalania rynku górami sera, przy równoczesnym pozbawieniu ludzi możliwości konsumowania lodów czy jogurtu. Do takich absurdalnych przypadków dochodzi jednak w gospodarkach, w których o przeznaczeniu zasobów czy surowców nie decyduje wolna gra cen.
W gospodarce sowieckiej, na przykład, dochodziło niekiedy do tworzenia się w magazynach stert produktów, których nikt kupować nie chciał, podczas gdy w tym samym czasie ludzie wystawali w kilometrowych kolejkach, pragnąc kupić towary, na których im zależało. Efektywne wykorzystanie zasobów znajdujących się w niedoborze, a mających alternatywne użycie, nie jest abstrakcyjnym wymysłem ekonomistów. Od niego zależy poziom życia, dobrobyt lub nędza milionów ludzi.
Wracając do przykładu z posiadłościami zlokalizowanymi na plaży, ich ceny są odzwierciedleniem odpowiadającej im rzeczywistości.
Z punktu widzenia społeczeństwa jako całości koszt jakiejś rzeczy (produktu, usługi) odpowiada wartości, jaką osiąga ona z chwilą alternatywnego jej wykorzystania. Ten koszt ma swoje odbicie na rynku, gdzie cena, jaką jedno indywiduum jest gotowe za coś zapłacić, staje się dla innych indywiduów kosztem, jaki za tę samą ilość zasobów znajdujących się w niedoborze, lub produktów z nich wytworzonych, zmuszeni są zapłacić. Bez względu na system panujący w danym społeczeństwie, czy to będzie kapitalizm, gospodarka socjalistyczna, feudalna czy jakaś inna, prawdziwym kosztem jakiejś rzeczy jest jej wartość osiągana z chwilą alternatywnego jej zastosowania. Prawdziwym kosztem budowy mostu jest wartość rzeczy i przedmiotów, które można by wybudować, stosując tę samą (co do budowy mostu) ilość materiału i pracy. Ta prawidłowość istnieje na poziomie indywidualnym nawet wtedy, gdy w grę nie wchodzą pieniądze. Kosztem oglądania telenoweli czy komedii sytuacyjnej jest wartość innych spraw, które można by w tym czasie zrobić.
Różne systemy ekonomiczne radzą sobie z rzeczywistością w różny sposób, z różną skutecznością, choć rzeczywistość ta istnieje niezależnie od systemu ekonomicznego użytego do radzenia sobie z nią. Z chwilą zrozumienia tej zasady jesteśmy w stanie porównać, jak systemy gospodarcze stosujące do rozdziału zasobów znajdujących się w niedoborze mechanizm cenowy różnią się od systemów, które do tego celu wykorzystują królów, polityków czy biurokratów wydających rozkaz, komu co się należy i w jakiej ilości.
W okresie tzw. glasnosti i perestrojki, mających miejsce w ostatnich latach istnienia Związku Sowieckiego, dwóch sowieckich ekonomistów, Nikolaj Szmelew i Wladimir Popow wydało książkę, która bardzo szczerze, bez owijania w bawełnę, ujawnia sposób funkcjonowania tamtejszej gospodarki. Książka została potem przełożona na język angielski. Szmelew i Popow piszą m.in. że sowieckie przedsiębiorstwa „ciągle chciały wszystkiego więcej, niż potrzebowały", chodziło o surowce, urządzenia i inne materiały potrzebne do produkcji. „Bez względu na realne potrzeby, przedsiębiorstwa kładły rękę na wszystkim, nie zwracając uwagi na jakikolwiek sens ekonomiczny tego kroku" – pisali Szmelew i Popow. Ponieważ równocześnie nikt znajdujący się „na górze" nie wiedział dokładnie, ile czego naprawdę potrzeba, chomikowanie miało swój sens.
W konsekwencji do wyprodukowania jakiegoś dobra wykorzystywano w gospodarce sowieckiej znacznie więcej zasobów, niż zużywano ich w systemach gospodarczych posługujących się mechanizmami cenowymi, jak na przykład w Stanach Zjednoczonych – narzekali sowieccy ekonomiści:
Z danych Sowieckiego Instytutu Gospodarki Światowej i Stosunków Międzynarodowych wynika, że w porównaniu do Stanów Zjednoczonych zużywaliśmy na jednostkę dochodu narodowego 1,5 raza więcej surowców i 2,1 raza więcej energii… Zużywaliśmy na jednostkę dochodu narodowego 2,4 raza więcej metali niż Stany Zjednoczone… Bez jakichś szczególnych wyliczeń widać, że produkując i konsumując od 1,5 do 2 razy więcej stali i cementu, pozostawaliśmy, jak chodzi o ilość wyrobów wytwarzanych z tych surowców, daleko w tyle za Stanami Zjednoczonymi… Ostatnio, na przykład, ilość energii zużywanej przez przemysł sowiecki przekroczyła ilości zużywane przez Amerykanów, a mimo to wielkość produkcji przemysłowej ZSRS – licząc bardzo hojnie – stanowi zaledwie 80 proc. tego, co wytworzono w USA.
Związkowi Sowieckiemu nie brakowało surowców. Jak chodzi o ścisłość, jest to jeden z najzasobniejszych pod tym względem krajów na Ziemi. Brakowało tam jednak systemu ekonomicznego, który pozwalałby na efektywne wykorzystanie tych, występujących w niedoborze, zasobów. Ponieważ przedsiębiorstwa sowieckie nie podlegały takim samym ograniczeniom finansowym, jakim podlegają przedsiębiorstwa kapitalistyczne, pochłaniały one więcej maszyn i urządzeń, niż potrzebowały, by służyły one potem „jako magazyn kurzu" lub „rdzewiały na placach" – jak to obrazowo ujmują sowieccy ekonomiści. Innymi słowy, przedsiębiorstwa nie były zmuszone do traktowania tych zasobów zarówno jak zasobów występujących w niedoborze, jak i mających alternatywne wykorzystanie.
Takiego marnotrawstwa by nie było, gdyby przedsiębiorstwa, o których piszą autorzy wspomnianej książki, musiały za te surowce, maszyny i urządzenia zapłacić, co więcej, gdyby „być albo nie być" tych przedsiębiorstw zależało od utrzymywania kosztów produkcji poniżej dochodu otrzymywanego z jej sprzedaży. W takiej, opartej na mechanizmie cenowym gospodarce kapitalistycznej, ilość surowców i materiałów na wejściu szacowana jest na podstawie bardzo skrupulatnej analizy tego, co dla przedsiębiorstwa jest naprawdę niezbędne, a nie co trzeba zrobić, aby menedżerowie takiej firmy wyglądali atrakcyjnie w oczach swoich przełożonych, którzy przecież nie byli w stanie właściwie ocenić, jak naprawdę działają podległe im branże i przedsiębiorstwa.
Kontrast między gospodarką amerykańską a sowiecką odpowiada różnicy między systemem wykorzystującym do alokacji zasobów mechanizm cenowy, a systemem polegającym na regulacjach państwowych. Z podobnymi kontrastami mamy do czynienia w innych rejonach świata, czy w innych systemach politycznych – w jednym miejscu do racjonowania dóbr i dysponowania zasobami korzysta się z mechanizmu cenowego, w innym zaś polega się na regułach dziedziczenia, wybieralnych politykach czy mianowanych komisarzach ds. planowania.
Na początku lat 1960., tuż po otrzymaniu przez kraje Afryki Zachodniej niepodległości, słynna była sprawa zakładu, o jaki poszli między sobą prezydenci Ghany i sąsiedniego Wybrzeża Kości Słoniowej. Chodziło o to, który z tych krajów osiągnie w przyszłości większą prosperity. W momencie owego zakładu, Ghana nie tylko stała ekonomicznie lepiej niż Wybrzeże Kości Słoniowej, ale miała ponadto więcej surowców naturalnych, wydawało się więc, że prezydent Wybrzeża Kości Słoniowej stoi na pozycji przegranej. Tak jednak nie było. Prezydent wiedział bowiem, że Ghana zdecydowała się na model gospodarki ręcznie sterowanej przez państwo, Wybrzeże Kości Słoniowej zaś na wolny rynek. Do 1982 roku Wy brzeże Kości Słoniowej przegoniło Ghanę do tego stopnia, że 20 proc. najuboższych mieszkańców tego kraju miało wyższy dochód niż większość Ghańczyków.
Nie było to zasługą jakiejś wyższości ludności Wybrzeża Kości Słoniowej. Jak chodzi o ścisłość, później, kiedy politycy Wybrzeża Kości Słoniowej dali się ponieść pokusie wprowadzenia do gospodarki kontroli państwa, a Ghańczycy doświadczeni swoimi dotychczasowymi niepowodzeniami gospodarczymi postanowili kontrolę państwa nieco poluzować, role się odwróciły – teraz gospodarka Ghany zaczęła kwitnąć, a Wybrzeże Kości Słoniowej podupadać.
Do podobnej konfrontacji doszło pomiędzy Birmą a Tajlandią. Zanim w Birmie wprowadzono socjalizm, poziom życia był tam wyższy niż w Tajlandii. Później role się odwróciły. Z chwilą gdy takie kraje, jak Niemcy, Korea Pd., Sri Lanka, Nowa Zelandia zaczęły uwalniać swoje gospodarki spod kontroli rządu i polegać przy alokacji zasobów na mechanizmie cenowym, doświadczyły silnego wzrostu ekonomicznego.
Wystarczyło, że w czasie reform w latach 1980. poluzowano w niektórych regionach Chin kontrolę gospodarczą nad pewnymi sektorami gospodarki, by zaczął się tam bezprecedensowy wzrost gospodarczy, jakże wyraźnie kontrastujący z resztą kraju. W 1978 roku na wolnym rynku sprzedawano w Chinach niespełna 10 proc. płodów rolnych, w 1990 roku procent ten sięgał 80. Rezultatem tej zmiany była większa podaż żywności, większa jej różnorodność i większa dostępność, zwłaszcza dla mieszkańców chińskich miast, co w konsekwencji doprowadziło w ciągu paru lat do wzrostu dochodów ludności zajmującej się rolnictwem o ponad 50 proc. Jakże silny był to kontrast w porównaniu z problemami doświadczanymi przez Chiny w epoce autokratycznych rządów, zmarłego w 1976 roku, Mao. Wystarczyło dokonać uwolnienia cen, by już w latach 1978 – 1995 gospodarka rozwijała się w tempie 9 proc. rocznie.
O ile historia mówi nam, że takie rzeczy miały miejsce, ekonomia objaśnia, dlaczego to miejsce miały – co też takiego tkwi w cenach, że są one w stanie uczynić to, czemu polityczna kontrola gospodarki rzadko kiedy może sprostać. Ekonomia to nie tylko ceny, jednakże zrozumienie mechanizmu ich funkcjonowania jest fundamentem zrozumienia całej ekonomii.
W społeczeństwie składającym się z milionów konsumentów nikt – czy to pojedynczy przedstawiciel rządu czy grupa decydentów – nie jest w stanie wiedzieć, jakie są preferencje tych milionów ludzi w kwestii przedkładania jednego produktu nad drugim, nie mówiąc już o tysiącach jednych produktów przedkładanych nad tysiącami innych produktów. W gospodarce sterowanej mechanizmem cenowym nikt takiej wiedzy posiadać nie musi. Każdy producent kieruje się po prostu ceną, za jaką dany produkt może sprzedać i kosztem, jaki musi ponieść, aby produkt ten wytworzyć.
Wiedza jest jednym z tych zasobów, których niedobór odczuwamy najboleśniej, stąd właśnie ceny są czynnikiem ekonomizującym jej użycie. Odbywa się to poprzez wymuszenie na tych, którzy posiadają największą wiedzę na temat własnej sytuacji, by w swoich decyzjach odnośnie kupna danego dobra czy surowca starali się bazować na własnej wiedzy, a nie na umiejętności oddziaływania na innych ludzi. Mówiąc prostszymi słowami, chodzi o to, by „wkładać" własne pieniądze tam, gdzie jest ich miejsce.
Ludzie jednakże są tylko ludźmi, stąd popełniają błędy i to we wszystkich systemach gospodarczych. Producent, który w systemie ekonomicznym opierającym się na mechanizmie cenowym skorzysta ze składników, które w innych branżach są kosztowniejsze, odkryje najprawdopodobniej, że z pieniędzy, jakie konsumenci gotowi są mu za jego produkt zapłacić, nie będzie w stanie kosztu tych składników odzyskać. Mimo wszystko, kupując dany składnik musiał za niego zapłacić więcej, niż płacili ci, którzy wykorzystywali go do celów alternatywnych. Jeśli producent odkryje, że składnik ten zastosowany do produkcji jego wyrobów wart jest mniej, niż on za niego zapłacił, wówczas straci pieniądze. Nie będzie miał innego wyjścia, jak produkcję wykorzystującą ów składnik wstrzymać. Producenci, którzy z powodu czy to uporu, czy wskutek własnej ślepoty tego nie zrobią, zostaną w końcu zmuszeni do ogłoszenia upadłości. W ten sposób społeczeństwo zostanie uchronione przed kontynuowaniem marnotrawstwa swoich zasobów.
W gospodarce opartej na mechanizmie cenowym zarówno pracownicy, jak i wierzyciele naciskają na to, by otrzymać swoje pieniądze bez względu na to, czy menedżerowie popełnili błąd, czy nie. Znaczy to, że biznes może robić pomyłki, dopóki sam się nie zatrzyma, albo nie zatrzymają go inni – czy to wskutek odmowy pracy na jego rzecz, odmowy dostawy nieodzownych do produkcji materiałów albo poprzez upadłość. W gospodarce feudalnej i socjalistycznej kierownictwo może popełniać te same błędy w nieskończoność. Ich konsekwencje płacone są bowiem przez innych w formie niższego standardu życia w stosunku do tego, w jakim żyliby w warunkach lepszej efektywności wykorzystania zasobów.
Pisaliśmy już, że wraz z występowaniem drastycznych niedoborów w jednych dziedzinach w sowieckich sklepach i magazynach zalegały góry towarów. W gospodarce kierowanej przez mechanizm cenowy praca, system zarządzania, a także surowce zużyte do wyprodukowania czegoś, czego konsumenci nie chcą, zużyte zostałyby na wytworzenie produktów chętniej poszukiwanych przez konsumentów, niż te, które produkowano dotychczas. Pod nieobecność wyraźnych sygnałów cenowych, a także zagrożenia stratą finansową, producenci nie są w stanie swoich błędów skorygować, dlatego nieefektywność, marnotrawstwo ciągnie się w nieskończoność albo do chwili aż swoimi rozmiarami wzbudzi uwagę, zajętych tysiącem innych decyzji, centralnych planistów w Moskwie.
Jak na ironię, problemy wywołane tendencją do kierowania gospodarką przy pomocy dekretów lub poprzez ceny narzucane arbitralnie przez państwo przewidziane zostały już dawno i to przez Karola Marksa i Fryderyka Engelsa, na których ideach oparto rzekomo Związek Sowiecki. Engels wskazywał, że fluktuacje cenowe zmuszą producentów towarów, „by produkowali tylko to, czego społeczeństwo od nich wymaga, w ilościach, jakich wymaga". Bez takiego mechanizmu nie mamy gwarancji, że „wyprodukujemy odpowiednią, a nie nadmierną ilość danego produktu". Skoro tak, pisał Engels, „może dojść do tego, że będzie nam zagrażał głód z powodu braku kukurydzy czy mięsa, podczas gdy będziemy się dusić od nadmiaru buraków cukrowych czy utoniemy w spirytusie ziemniaczanym; że będzie nam brakować spodni, podczas gdy zaleją nas miliony guzików do spodni". Widać więc, że Marks i Engels byli znacznie lepszymi ekonomistami niż ich późniejsi wyznawcy czy naśladowcy.
CENY W DZIAŁANIU
Nie ma chyba bardziej fundamentalnej czy bardziej oczywistej zasady ekonomii niż ta, że ludzie chętniej kupują, gdy coś jest tańsze, a mniej chętnie, gdy to coś jest droższe. Idąc tym samym tropem, ludzie, którzy wytwarzają produkty lub dostarczają usługi mają tendencję do wytwarzania mniejszej ich ilości, gdy cena jest niższa, i większej, gdy jest wyższa. Implikacje tych dwóch zasad tak pojedynczo, jak i w kombinacji obejmują ogromny zasięg działalności gospodarczej i spraw z nią związanych – są też przedmiotem równie ogromnej liczby mitów, sofizmatów i błędnych przekonań.
Starając się określić „potrzeby" danego kraju w zakresie tego czy innego produktu, często ignorujemy fakt, że nie ma czegoś takiego, jak określona czy obiektywna „potrzeba". Wprawdzie pamiętamy o tym, że popyt rośnie wraz ze spadkiem ceny, i spada wraz z jej wzrostem, ale równie łatwo o tym zapominamy. Rzadko bowiem, a może nigdy, popyt jest stały.
Podobnie, nie ma stałej podaży. Statystki odnoszące się do ilości ropy naftowej, rudy żelaza czy innych surowców naturalnych zdają się wskazywać, że ich ilość występująca w ziemi jest wyłącznie kwestią ich obecności fizycznej. W rzeczywistości jednak, w odniesieniu do większości surowców naturalnych, ilości, w jakich są one dostępne, zależą od kosztów poszukiwań, kosztów wydobycia i przeróbki. Pewne ilości ropy naftowej dostępne są w cenie 10 dol. za baryłkę, dla innych nawet cena 20 dol. za baryłkę nie uzasadnia poniesienia kosztów wydobycia. Opłacalność ta pojawia się dopiero przy cenie 30 dol. za baryłkę. Podaż zmienia się wraz z ceną, podobnie jak zmienia się wraz z nią (tyle, że w odwrotnym kierunku) popyt.
Z chwilą gdy cena ropy naftowej spada, pewne mało wydajne szyby zostają zamknięte, gdyż koszt eksploatacji i przeróbki ropy przekracza cenę, jaką można za nią uzyskać na rynku. Jeśli później ceny wzrosną, albo jeśli dzięki postępowi technologicznemu koszty eksploatacji i przeróbki zostaną obniżone, szyb ten zostanie powtórnie uruchomiony. Nie ma jakiejś na stałe określonej podaży ropy naftowej, tak jak nie ma jej w stosunku do innych produktów.
Mówiąc o czekających nas niedoborach inżynierów czy nauczycieli, ludzie albo ignorują ceny, albo w sposób pośredni zakładają, że niedobór będzie miał miejsce przy cenach obowiązujących dzisiaj. Jednakże niedobory są właśnie tym mechanizmem, który sprawia, że ceny rosną. Przy wyższej cenie być może nie będzie problemu z zaspokojeniem zapotrzebowania na inżynierów czy nauczycieli, tak jak nie będzie problemu ze znalezieniem mieszkania, gdyż rosnące ceny czynszów zachęcą do budowy nowych domów i budynków czynszowych. Fluktuacja cen jest sposobem przemieszczania się niewielkich porcji ludzkiej wiedzy. Zmiany cen wpływają na ludzkie decyzje na zasadzie dostosowywania ich, metodą „prób i błędów", do tego, co inni ludzie gotowi są za jakieś rzeczy zapłacić jako konsumenci, jak też dostosowywania się do tego, co mogą i czego chcą dostarczać producenci.
Producent, którego produkt posiada kombinację cech najbardziej poszukiwanych przez konsumentów, nie musi wcale być mądrzejszy od konkurentów. O ile jednak on staje się coraz bogatszy, ci, którzy nie odgadli preferencji konsumentów zmuszeni zostaną do bankructwa.
Jednakże najważniejszym efektem jest to, że dzięki skierowaniu zasobów do produkcji, która cieszy się zainteresowaniem milionów ludzi, a nie marnowaniu ich na wytwarzanie bubli, społeczeństwo jako całość zapobiega marnotrawstwu swego ograniczonego majątku.
Racjonowanie cenowe
Istnieją różne rodzaje cen. Ceny dóbr konsumpcyjnych są najbardziej oczywistym przykładem, jednakże cenę ma także ludzka praca, nazywana jest ona pensją, stawką czy zarobkiem. Cenę mają także pożyczane pieniądze, są nią odsetki. Prócz ceny odnoszącej się do tzw. dóbr namacalnych, ceny odnoszą się do strzyżenia włosów, operacji mózgu, porad astrologicznych, a także doradztwa w dziedzinie spekulacji złotem czy ziarnem sojowym.
Tak długo, jak ceny są skutkiem działania zasady popytu i podaży na wolnym rynku, tak długo służą jako wskazówka, przy pomocy której dochodzi do alokacji zasobów znajdujących się w niedoborze i mających alternatywne wykorzystanie. Tak długo, jak ludzie mogą wydawać swoje pieniądze w sposób wolny na to, co im akurat odpowiada, zmiana cen w reakcji na zamianę relacji popytu i podaży kieruje zasoby do tych miejsc, w których podaż na nie jest najwyższa, ludzi zaś do miejsc, w których ich pragnienia i potrzeby mogą być zaspokojone w sposób najlepszy z możliwych, przy obecnej podaży.
Mimo iż to, co przed chwilą napisaliśmy, wydaje się tak oczywiste, nie zawsze tak oczywistym jest. Przykładowo, winą za wysokie ceny obarcza się często ludzką „chciwość". Kiedy indziej mówi się, że coś jest sprzedawane za więcej niż jest „naprawdę" warte.
Traktowanie cen jako produktu czyjejś chciwości implikuje, że sprzedający może ustalać ceny na dowolnym poziomie, a nie tak, jak dyktuje mu to relacja podaży i popytu. To prawda, że niektórzy (albo i wszyscy) sprzedawcy woleliby za swoje produkty dostawać więcej, prawdą jest też, że konsumenci, czyli kupujący chcą za te wyroby płacić cenę jak najniższą. Co więcej, konkurencja ze strony wielu innych producentów, jak i wielu innych konsumentów sprawia, że margines cenowy jest niewielki. Każda transakcja zależy od wyrażenia woli dwóch stron, które tym samym godzą się na jej warunki. Każdy, kto oferuje warunki mniej korzystne od tych, jakie proponują konkurenci przekona się, że nikt z nim nie zechce wejść w układ.
Z faktu, że ceny podlegają fluktuacji w czasie, że niekiedy zdarzają się silne wzrosty czy głębokie spadki ludzie wyciągają mylne wnioski prowadzące do konkluzji, że ceny odstają od swego „rzeczywistego" poziomu. Jednakże ich poziom w aktualnych warunkach nie jest wcale ani bardziej, ani mniej „rzeczywisty" od poziomu odpowiadającego innym warunkom.
Jeśli zdarzy się, że duży pracodawca lokalny ogłasza upadłość albo wyprowadza się do innego miasta czy stanu, wielu jego dotychczasowych pracowników postanawia przenieść się razem z nim. Duża ilość domów wystawionych – w wyniku takiej decyzji – na sprzedaż w tym samym czasie, w tym samym miejscu spowoduje, że ich ceny spadną. Nie oznacza to wcale, że sprzedaje się je poniżej ich „rzeczywistej" wartości. Wartość mieszkania w danej okolicy, w związku ze spadkiem jej atrakcyjności wywołanym zmniejszeniem się ilości miejsc pracy, znajduje swoje odbicie w cenie domów. Nowe, niższe ceny odpowiadają nowym warunkom, podobnie jak dotychczasowe ceny odpowiadały dotychczasowym warunkom. Z analizy ruchu cen nieruchomości na terenie miast północnej części stanu Nowy Jork, gdzie w latach 1990. liczba mieszkańców spadała, wynikało, że w miastach tych doszło równocześnie do spadku cen nieruchomości, które w innych częściach stanu czy kraju rosły. Jest to spostrzeżenie, do którego prowadzi analiza najbardziej elementarnych zasad ekonomii.
I odwrotnie, jeśli w wyniku jakiejś klęski żywiołowej, takiej jak huragan czy powódź dojdzie do zniszczenia w danej okolicy wielu domów, ceny noclegów w okolicznych hotelach gwałtownie wzrosną, ponieważ o ograniczoną liczbę pokoi hotelowych bić się będzie duża ilość chętnych, którym nie uśmiecha się nocleg pod gołym niebem, spanie w kilka osób na jednym łóżku, korzystanie z gościnności krewnych czy wręcz wyjazd poza teren dotknięty żywiołem.
Ludzie, którzy w obliczu żywiołu podnoszą ceny pokoi hotelowych czy innych towarów, których zaczyna brakować bywają dość często traktowani jak „chciwcy", podczas gdy w rzeczywistości doszło tylko do zmiany relacji między popytem i podażą. Ceny wykonują jedną z najważniejszych swoich funkcji – racjonują zasoby znajdujące się w niedoborze. Gdy z powodu jakiejś klęski żywiołowej poziom tych zasobów gwałtownie zmaleje, ceny muszą odzwierciedlać tę nową sytuację, doprowadzając – w związku z niższą podażą – do ograniczenia popytu.
Bez względu na to, ile właściciele hoteli liczą za pokój, nagłe zmniejszenie się zasobów mieszkaniowych na danym obszarze wywołane ich zniszczeniem oznacza, że liczba pokoi hotelowych, będących w stanie pomieścić wszystkie osoby pozbawione dachu nad głową i zapewnić im godziwe warunki zakwaterowania, będzie niewystarczająca. Gdyby ceny po przejściu huraganu utrzymały się na niezmienionym poziomie, rodzina czteroosobowa mogłaby z powodzeniem wynająć dwa pokoje – jeden dla rodziców, drugi dla dzieci. Kiedy jednak ceny hoteli wzrosną znacznie powyżej zwykłego poziomu, cała czwórka ze względów oszczędnościowych może się ścisnąć w jednym pokoju, dzięki czemu drugi pokój zostanie do dyspozycji innych ofiar huraganu, równie pilnie potrzebujących zakwaterowania. Silny deficyt substancji mieszkaniowej wywołany żywiołem jest nieunikniony, ceny są w tym wypadku jedynie odbiciem istniejącej sytuacji. Gdyby w takich warunkach rząd wprowadził kontrolę cen, ci, którzy dotarli do hotelu jako pierwsi, zajęliby więcej miejsca, pozostawiając spóźnialskim alternatywę w postaci noclegu pod gołym niebem.
Podobnie, gdyby sieci energetyczne pozbawione zostały przez kilka dni z rzędu energii, doszłoby z pewnością do lokalnego nasilenia się popytu na latarki ręczne, w wyniku czego ich ceny uległyby gwałtownemu wzrostowi – przynajmniej do czasu nowej dostawy. Gdyby ceny latarek pozostały na niezmienionym poziomie, ludzie mogliby kupować po kilka ich sztuk, tak aby wyposażyć w nie każdego członka rodziny. Jednakże, wskutek znacznego wzrostu cen, stać ich tylko na kupno jednej lub dwóch latarek, dzięki czemu wystarcza ich dla innych, równie potrzebujących ofiar huraganu.
Jednym słowem, ceny zmuszają ludzi do dzielenia się z innymi, mimo iż ludzie ci nie zdają sobie nawet z tego sprawy. Ceny pełnią więc swoją rolę zarówno w czasach normalnych, jak i w sytuacjach ekstremalnych. O ile gwałtowny wzrost cen, zwłaszcza w okresach kryzysu, wywołuje u ludzi gniew, o tyle właśnie w takich sytuacjach rola cen wydaje się być szczególnie ważna.
Ceny a podaż
Ceny nie tylko racjonują istniejącą podaż, ich rola polega również na tworzeniu zachęty do znacznego wzrostu podaży lub do wpływania na spadek popytu. Jeśli wskutek klęski nieurodzaju dojdzie do gwałtownego zapotrzebowania na żywność importowaną, dostawcy żywności spoza regionu dotkniętego niedoborami pospieszą tam z towarem, aby skorzystać z wysokich cen, jakie utrzymają się przynajmniej do chwili nowych dostaw żywności. Z punktu widzenia ludzi, którym głód zagląda w oczy oznacza to, że „chciwi" dostawcy, a wraz z nimi żywność, pojawią się tam natychmiast. A jeśli nie natychmiast, to najprawdopodobniej znacznie szybciej niż gdyby zaopatrzeniem w żywność mieli się zająć urzędnicy na etatach agencji rządowych posłanych tam z misją humanitarną.
O ile tych, których do działania zachęca chciwość, nie odstrasza ani jazda nocą, ani jazda na skróty przez pola czy wertepy, o tyle przedstawiciele „instytucji o charakterze publicznym" będą starali się poruszać jak przystało na oficjeli, czyli bezpiecznie i wygodnie. Innymi słowy, ludzie mają większą skłonność do działania na swoją korzyść niż na korzyść innych ludzi. Swobodnie fluktuujące ceny mogą się tu okazać prawdziwym błogosławieństwem. W przypadku dostaw żywności, im wcześniejsza jej dostawa, tym większa szansa uniknięcia śmierci głodowej.
Nierzadko zdarza się, że przedstawiciele agencji międzynarodowych, ratujących ofiary głodu w krajach Trzeciego Świata, czekają sobie spokojnie na rozładunek żywności w porcie, gdy w tym samym czasie ludzie, których ta pomoc ma ratować, umierają z głodu. Bez względu na to, jak odrażająca wydaje nam się prywatna ludzka chciwość, dzięki niej dostawy żywności odbywają się szybciej, a tym samym ratuje ona dużo więcej istnień ludzkich.
W innych sytuacjach, konsumenci mogą nie chcieć czegoś w większych ilościach, lecz w mniejszych. Ceny są w stanie zrealizować to ich pragnienie. Gdy w początkach XX wieku samochody zaczęły wypierać konie pociągowe i powozy, popyt na siodła, podkowy, dorożki konne i inne tego typu urządzenia obniżył się. W miarę jak producenci tego typu urządzeń, zamiast osiągania zysków, zaczęli tracić pieniądze, wielu z nich zaczęło się z branży wycofywać na rzecz linii produkcyjnych, które przy takim samym wysiłku, ryzyku i inwestycji dawały szansę wyższego zarobku.
Z pewnego punktu widzenia to nie fair, że jacyś ludzie nie są w stanie zarobić tyle, ile zarabiają ich, równie uzdolnieni, równie pilni czy posiadający takie same cnoty konkurenci. Jednakże ta niesprawiedliwość indywidualnego losu sprawia, że gospodarka jako całość operuje w sposób bardziej efektywny z korzyścią dla znacznie większej liczby ludzi.