Читать книгу Bzyczące - Thor Hanson - Страница 8
Przedmowa
Lepsza pszczoła w garści
ОглавлениеZ wesołym bzykiem muska wonne zioła,
Dopóki żądło, póki miód ma pszczoła[1].
William Szekspir, Trojlus i Kresyda, ok. 1602
Kusza wystrzeliła z głuchym stuknięciem, a bełt zniknął wśród gałęzi nad naszymi głowami, ciągnąc za sobą żyłkę połyskującą w świetle słońca przenikającym przez listowie. Mój pomocnik uniósł wzrok znad celownika i z satysfakcją skinął głową, popuszczając żyłkę z kołowrotka przyczepionego taśmą do kolby. Dla niego było to zwykłe zajęcie, codzienna praca polegająca na pomaganiu biologom w rozmieszczaniu lin i ekwipunku wysoko w baldachimach drzew lasu deszczowego w Kostaryce. Dla mnie był to punkt zwrotny. Po chwili wciągnęliśmy na miejsce pułapkę na owady i po raz pierwszy w mojej karierze zawodowej oficjalnie rozpocząłem badania nad pszczołami. A przynajmniej usiłowałem.
Niestety, przedsięwzięcie nie szło zgodnie z planem. Całymi dniami strzelaliśmy z kuszy i umieszczaliśmy w koronach drzew różne wynalazki, lecz udało nam się złapać raptem garstkę okazów, głównie podczas jednego ekscytującego popołudnia, kiedy to rozkołysana pułapka uderzyła w gniazdo i cały rój ruszył do ataku. Narastała we mnie frustracja – nie tylko ze względu na stracony czas i wysiłek, lecz głównie dlatego, że wiedziałem, iż pszczoły gdzieś tam są. Dowodziły tego całe masy materiału genetycznego zebranego dokładnie z tych drzew, na których zastawialiśmy pułapki. Porównanie DNA dorosłych drzew oraz ich nasion ujawniało, że pyłek jest roznoszony po całej okolicy, nie tylko w obrębie sąsiadujących okazów, lecz także drzew odległych od siebie o ponad dwa kilometry. Ponieważ drzewa te należały do rodziny bobowatych, ich fioletowe kwiaty zebrane w pęki były zbudowane tak, by mogły zapylać je pszczoły – podobnie jak kwiaty wyki, koniczyny, groszku pachnącego oraz innych gatunków powszechnych w moim kraju. W końcu musiałem się pogodzić z porażką, ale to przeżycie rozpaliło we mnie ogień fascynacji, który nie chciał przygasnąć. Po powrocie do domu natychmiast zająłem się wyszukiwaniem kursów na temat taksonomii oraz zwyczajów pszczół. Od tamtej pory niestrudzenie gonię za pszczołami – zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym. A czasami nawet udaje mi się kilka złapać.
Jak każdy człowiek interesujący się pszczołami z narastającym niepokojem obserwuję ich sytuację. Po raz pierwszy odnotowano masowe ginięcie pszczół (zjawisko powszechnie znane jako CCD, czyli Colony Collapse Disorder) w roku 2006, kiedy to miliony uli udomowionych pszczół miodnych wymarły niemal w mgnieniu oka. Badacze wskazali różne przyczyny, od pestycydów po pasożyty, a także odkryli gwałtowny spadek liczebności wielu dzikich gatunków. Doniesienia medialne, filmy dokumentalne oraz działania prezydenckiej grupy roboczej, która bije na alarm, spowodowały wzrost świadomości społecznej. Lecz co my tak naprawdę wiemy o pszczołach? Nawet specjaliści często gubią się w szczegółach. Pewnego razu podczas jazdy samochodem usłyszałem w radiu, jak szanowany przyrodnik opowiada o tym, że pierwsi osadnicy przybywający do Jamestown i Plymouth przywieźli ze sobą pszczoły z Europy. Gdyby tego nie zrobili, wyjaśnił, nie byłoby owadów, które zapylałyby uprawy. Niemalże wjechałem do rowu! A co z czterema tysiącami rodzimych gatunków wesoło bzyczących w całej Ameryce Północnej? Jednak nie była to najgorsza wpadka. Na półce w gabinecie trzymam tom Pszczół świata w twardej oprawie. Został opracowany przez uznanych entomologów i opublikowany przez renomowane wydawnictwo naukowe, tymczasem na okładce znajduje się urocze zbliżenie… muchy.
Często słyszy się stwierdzenie, że co trzeci kęs w diecie zawdzięczamy pszczołom. Niestety, podobnie jak na wiele cudów przyrody, od których jesteśmy zależni, prawie w ogóle nie zwracamy na nie uwagi. W roku 1912 brytyjski entomolog Frederick William Lambert Sladen stwierdził: „Wszyscy znają okrągłego, dobrodusznego trzmiela”. Być może tak było na wsi za czasów Sladena, lecz sto lat później więcej wiemy o ciężkim losie pszczół niż o nich samych. Prowadziłem kiedyś badania na nadmorskich nieużytkach rozciągających się przy drodze niedaleko mojego domu, gdyż otrzymałem niewielki grant na znalezienie odpowiedzi na jedno z najbardziej podstawowych pytań w biologii: co tam żyje? Mimo że mieszkam w odległości jednego dnia podróży od sześciu uczelni przyrodniczych w dwóch krajach, nadal nikt nie opracował pełnego katalogu miejscowych pszczół. Czterdzieści pięć okazów, które zebrałem w tamtym sezonie, to ledwie początek. Na szczęście dla nas wszystkich, aby spotkać pszczoły, wystarczy po prostu wyjść przed dom w słoneczny dzień, niezależnie od tego, gdzie mieszkamy. Gdyby wyciszyć hałas współczesnego życia, można by nadal usłyszeć ich bzyczenie – to wszędobylscy, choć niezauważani goście na każdym skrawku otwartego terenu, od sadów, farm i lasów po miejskie parki, niezabudowane działki, podwórka i zieleń w pasach drogowych. Na szczęście to, co już wiemy o pszczołach, składa się na fascynującą historię. Zaczyna się ona od prehistorycznych okazów zatopionych w bursztynie, następnie opowiada o ptakach uwielbiających miód, o pochodzeniu kwiatów, mimikrze, kukułkach, chmurach zapachowych, nieprawdopodobnej aerodynamice i, co całkiem możliwe, o ważnym kroku w ewolucji człowieka.
W obecnych czasach pszczoły niewątpliwie potrzebują naszej pomocy, ale co ważniejsze, potrzebują też naszego zainteresowania. Zgłębianie historii, budowy i zwyczajów tych niezwykle ważnych owadów może z każdego uczynić ich entuzjastę, i taki właśnie jest cel tej książki. Mam nadzieję, że nie tylko ją przeczytacie. Liczę na to, że następnego słonecznego dnia wyjdziecie z domu, znajdziecie pszczołę na kwiatku i usiądziecie, żeby się jej przyjrzeć. Może wtedy zdobędziecie się na odwagę, by złapać ją tak, jak mój synek łapie pszczoły od trzeciego roku życia – gołą ręką. Spróbujcie, a wy też poczujecie łaskotanie maleńkich nóżek i szeleszczący trzepot skrzydełek w dłoni, zanim powoli rozsuniecie palce, uniesiecie rękę i wypuścicie pszczołę na wolność.
1 Przeł. Leon Ulrich, Warszawa 1980.