Читать книгу Ursula de Jesus - Tomasz P. Terlikowski - Страница 5

Wstęp

Оглавление

Niewiele jest prawd wiary, do których podchodzimy tak niechętnie, jak ta o istnieniu piekła i (co akurat może zaskakiwać) czyśćca. Współczesne chrześcijaństwo – w swoim głównym nurcie – wypchnęło prawdę o istnieniu wiecznej otchłani z przestrzeni myślenia, a współczesny katolicyzm niechętnie powraca nawet do myślenia o czyśćcu. Teolodzy prześcigają się w zapewnieniach, że nawet jeśli piekło istnieje (co wcale nie jest dla wielu takie oczywiste), to bez wątpienia jest puste, apokatastaza, choć potępiona przez sobory i synody, powróciła pod teologicznym określeniem „nadziei zbawienia dla wszystkich”, a teolodzy i religijni celebryci przekonują, że mówienie o piekle, a nawet o czyśćcu, to teologiczny przeżytek, niepotrzebne straszenie. Wspomnienie o karze za grzechy, także tej doczesnej, również nie cieszy się obecnie popularnością, a Bóg przekształcił się w sympatycznego dziadziusia, który w istocie nic od nas nie wymaga, niczego od nas nie chce, nie radzi sobie ze złem, ale za to może nas wynagrodzić niebem. To ostatnie jest jedyną (no, może obok śmierci, ale i ta jest wypchnięta z kultury masowej i codziennego życia) z rzeczy ostatecznych, które jeszcze pozostały w zwyczajnym nauczaniu Kościoła, i które akceptujemy. Kłopot polega tylko na tym, że prawda o niebie, bez prawdy o istnieniu wiecznego piekła, bez prawdy o sądzie (także tym ostatecznym) staje się niechrześcijańskim bajaniem, które z Pismem Świętym i Tradycją niewiele ma wspólnego. Niewiele też wspólnego z chrześcijaństwem ma natychmiastowa, kaznodziejska beatyfikacja zmarłych, z których niemal każdy „spogląda już na nas z nieba”, a jeśli ksiądz – nie daj Boże – pozwoli sobie na sugestię, że trzeba się modlić za zmarłego, że trzeba wspierać go w jego możliwych mękach czyśćcowych, od razu podnosi się szum, że kapłan ów głosi jakąś przestarzałą teologię, a do tego wprawia rodzinę zmarłego w rozpacz i niesprawiedliwie ocenia jego życie. Ten, z perspektywy tradycyjnej katolickiej teologii, naiwny i nieprawdziwy optymizm sprawia, że coraz rzadziej modlimy się za naszych zmarłych, coraz mniej chętnie zamawiamy za nich Msze Święte i coraz mniej troszczymy się o swoje własne zbawienie i o pokutę, która może nas wyzwolić nie tylko z piekła, lecz także z mąk czyśćcowych.

Ten fałszywy optymizm związany jest z równie fałszywą wizją miłosierdzia Bożego, które polegać ma na tym, że Panu Bogu w istocie obojętne są nasze grzechy, że wszystkie one doskonale On rozumie, że nie może – jako kochający Ojciec – wymagać od nas poddania się Swojemu Prawu, pokuty, o wyrzeczeniu, i to niekiedy bardzo poważnym, nie wspominając. Nasze emocje, potrzeby, pragnienia wyznaczają wizję Boga, Jego prawa, a każda sugestia, że Bóg może nie chcieć naszej przyjemności, naszej samorealizacji, uznawana jest za dowód, że w istocie nie wierzy się w Boże miłosierdzie. Kłopot polega tylko na tym, że autentyczna (bo objawiona w Biblii, w Tradycji, a także potwierdzona przez wizje św. Faustyny Kowalskiej) doktryna Bożego miłosierdzia nic takiego nie głosi, a nawet mocniej – jest ona nierozłącznie związana z klasycznym, bardzo surowym rozumieniem grzechu, z przekonaniem o istnieniu piekła i czyśćca, a także o Sądzie Bożym. „Dziś byłam w przepaściach piekła, wprowadzona przez anioła. Jest to miejsce wielkiej kaźni, jakiż jest obszar jego strasznie wielki. Rodzaje mąk, które widziałam: pierwszą męką, która stanowi piekło, jest utrata Boga; drugie – ustawiczny wyrzut sumienia; trzecie – nigdy się już ten los nie zmieni; czwarta męka – jest ogień, który będzie przenikał duszę, ale nie zniszczy jej, jest to straszna męka, jest to ogień czysto duchowy, zapalony gniewem Bożym; piąta męka – jest ustawiczna ciemność, straszny zapach duszący, a chociaż jest ciemność, widzą się wzajemnie szatani i potępione dusze, i widzą wszystko zło innych i swoje; szósta męka – jest ustawiczne towarzystwo szatana; siódma męka – jest straszna rozpacz, nienawiść Boga, złorzeczenia, przekleństwa, bluźnierstwa. Są to męki, które wszyscy potępieni cierpią razem, ale to jest nie koniec mąk. Są męki, które wszyscy potępieni cierpią razem, ale to jest nie koniec mąk. Są męki dla dusz poszczególne, które są mękami zmysłów: każda dusza czym grzeszyła, tym jest dręczona w straszny i nie do opisania sposób. Są straszne lochy, otchłanie kaźni, gdzie jedna męka odróżnia się od drugiej; umarłabym na ten widok tych strasznych mąk, gdyby mnie nie utrzymywała wszechmoc Boża. Niech grzesznik wie: jakim zmysłem grzeszy, takim dręczony będzie przez wieczność całą. Piszę o tym z rozkazu Bożego, aby żadna dusza nie wymawiała się, że nie ma piekła, albo tym, że nikt tam nie był i nie wie, jak tam jest. Ja, siostra Faustyna, z rozkazu Bożego byłam w przepaściach piekła na to, aby mówić duszom i świadczyć, że piekło jest. O tym teraz mówić nie mogę, mam rozkaz od Boga, abym to zostawiła na piśmie. Szatani mieli do mnie wielką nienawiść, ale z rozkazu Bożego musieli mi być posłuszni. To, com napisała, jest słabym cieniem rzeczy, które widziałam. Jedno zauważyłam: że tam jest najwięcej dusz, które nie dowierzały, że jest piekło” (Dzienniczek, 741) – wskazuje św. Faustyna w Dzienniczku. O piekle bardzo mocno mówi też Matka Boża w Fatimie. Nie ma wątpliwości, że ono nie tylko istnieje, lecz także że trafia do niego wiele osób. „Pani Nasza pokazała nam morze ognia, które wydawało się znajdować w głębi ziemi; widzieliśmy zanurzone w tym morzu demony i dusze niczym przezroczyste, płonące węgle, czarne lub brunatne, mające ludzką postać, pływające w pożarze, unoszone przez płomienie, które z nich wydobywały się wraz z kłębami dymu, padając na wszystkie strony jak iskry w czasie wielkich pożarów, pozbawione ciężaru i równowagi, wśród bolesnego wycia i jęków rozpaczy, tak że byliśmy przerażeni i drżeliśmy ze strachu”1 – opisują tamte wydarzenia dzieci fatimskie. Nic też nie wskazuje na to, by liczba potępionych miała być niewielka. „Wiele dusz idzie do piekła” – mówiła Matka Boża 19 sierpnia 1917 roku. A wizjonerka fatimska bł. Hiacynta tak się tym przejęła, że swoje życie poświęciła modlitwie za idących na potępienie2.

I Pan Jezus do św. Faustyny, i Matka Boża do dzieci fatimskich bardzo mocno mówią też o czyśćcu. Siostra Łucja wyjaśnia, że po śmierci ci, którzy idą do nieba, będą się musieli oczyścić z każdej nieczystości, zmazy grzechu, z każdej jego pozostałości. Można to zrobić, podejmując pokutę jeszcze po tej stronie, ale jeśli tego nie zrobimy, to będziemy świadomi konieczności takiego oczyszczenia po drugiej stronie3. Św. Faustyna ma nawet wizję czyśćca, która ma nam uświadomić, jak wielkie czeka nas tam cierpienie, jeśli nie oczyścimy się po tej stronie. „W jednej chwili znalazłam się w miejscu mglistym, napełnionym ogniem, a w nim całe mnóstwo dusz cierpiących. Te dusze modlą się bardzo gorąco, ale bez skutku dla siebie, my tylko możemy im przyjść z pomocą. Płomienie, które paliły je, nie dotykały się mnie. Mój Anioł Stróż nie odstępował mnie ani na chwilę. I zapytałam się tych dusz, jakie ich jest największe cierpienie. I odpowiedziały mi jednozgodnie, że największe dla nich cierpienie to jest tęsknota za Bogiem” (Dzienniczek, 20) – wskazuje św. Faustyna. Można oczywiście zastanawiać się, na ile obrazy te są właściwe tylko pewnej epoce, ale nie można odrzucić prawdy o tym, że czyściec istnieje i że mamy w nim osiągnąć absolutną czystość, bo tylko ktoś absolutnie czysty może stanąć wobec absolutnie czystego Boga. „Aby cieszyć się Bogiem przez całą wieczność, trzeba stać się oczyszczonym”4 – wskazuje peruwiańska mistyczka, żyjąca w XVII wieku Urszula od Jezusa.

Jej mistyczny Dziennik zawierający opisy słów kierowanych do niej przez samego Jezusa, Matkę Bożą, ale także św. Franciszka czy liczne dusze czyśćcowe przedstawia niezwykle interesujący i pełny obraz czyśćca, i choć nie jest on wolny od wyraźnych wpływów epoki, w jakiej żyła mistyczka, i jej specyfiki, to wydaje się, że warto sięgać do jej pism, by lepiej zrozumieć, co czeka nas po tamtej stronie, jak sam Bóg będzie nas tam sądził i za co będziemy odpowiadać. Dla chrześcijan, szczególnie tych bardzo zaangażowanych religijnie, znajduje się tam bardzo ważne ostrzeżenie, z którego wynika, że wcale nie będzie im (nam) łatwiej na Sądzie Ostatecznym. „Zakonnicy będą sądzeni bardziej surowo, ponieważ mieli większe zobowiązania”5 – notuje Urszula od Jezusa. A jej słowa znajdują potwierdzenie w Ewangeliach. „Sługa, który zna wolę swego pana, a nic nie przygotował i nie uczynił zgodnie z jego wolą, otrzyma wielką chłostę. Ten zaś, który nie zna jego woli i uczynił coś godnego kary, otrzyma małą chłostę. Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą” (Łk 12,47–48) – mówi Jezus. Urszula jednak nie tylko przypomina tę ważną prawdę, lecz także pokazuje, za jak drobne – z pozoru – przewinienia możemy cierpieć w czyśćcu. Jej rozmowy z duszami czyśćcowymi uświadamiają także, czego trzeba się strzec, jak nie należy traktować Bożego miłosierdzia i wreszcie, jaką drogą zmierzać do nieba.

Jej objawienia i ona sama przez wiele pokoleń były w zasadzie nieznane poza Peru. Ciekawe, że dopiero prawie czterysta pięćdziesiąt lat po tym, jak mistyczka miała te wizje, zaczyna się mówić o Urszuli i tym, co Pan Jezus, Matka Boża i dusze czyśćcowe mieli jej do powiedzenia. W historii zbawienia nie ma, rzecz jasna, przypadków, nic nie dzieje się ot tak, i dlatego nie wydaje się, by przypadkiem było to, że dopiero teraz do rąk zarówno ludzi wierzących, jak i badaczy trafia Dziennik duchowy XVII-wiecznej mistyczki z Peru. Bóg, objawiając jej to, co miał do powiedzenia, już wtedy powiedział, że „to, co ci daję, nie daję ci samej. Chcę, żebyś przyprowadziła do mnie grzeszników”6. I to się zaczyna właśnie dziać. W czasach, gdy współcześni teolodzy niechętnie wspominają o czyśćcu czy piekle, a jeśli nawet, to często po to, by zdemitologizować te dwa stany, by wyleczyć ludzi ze strachu przed nimi, pojawia się kolejna mistyczka, która ma nam przypominać o tej, głęboko zakorzenionej w katolickiej doktrynie, prawdzie.

Z Urszulą od Jezusa warto się jednak zapoznać nie tylko z powodu jej objawień. One są ważne i potrzebne, ale niesamowicie inspirujące w naszych czasach jest również jej życie. Mistyczka ta bowiem, choć żyła w klasztorze klarysek w Limie, nie była „pełnowartościową” siostrą (inne siostry jej to często wypominały), bowiem była nie tylko „czarna”, lecz także przez wiele lat była niewolnicą, którą dopiero po kilku latach w klasztorze wykupiła jedna z sióstr. Jako taka nie mogła być mniszką, choć prowadziła głębokie życie religijne, a musiała pozostać siostrą służebną przeznaczoną do ciężkiej pracy. Nie była w tym zresztą osamotniona, bowiem podobnie mniszkami nie mogły być chrześcijanki Indianki. Jej życie, jej religijność, jej zmagania z rzeczywistością, choć pochodzą z zupełnie innych czasów, są niezmiernie mocnym przykładem wyzwalającej mocy Ewangelii, ale także smutnym przykładem tego, jak chrześcijaństwo niekiedy ulegało złudzeniom swoich czasów. Niewolnictwo, nierówność, kolonializm, także – w Ameryce Łacińskiej nieco łagodniej – rasizm, były wpisane w tamtą rzeczywistość. I choć nie brakowało kapłanów i zakonników, którzy próbowali z tym walczyć (warto o nich przypominać), to – niestety – Kościół był elementem tego układu. A jednak mimo tych problemów, mimo tego uwikłania Ewangelia miała moc wyzwalającą, dawała siłę i poczucie godności tym, którzy byli jej często społecznie pozbawiani, a sama Urszula często słyszała potwierdzenie wartości swojej duszy w czasie objawień prywatnych. Moc chrześcijaństwa to kolejny, obok prawdy doktrynalnej, element jej historii.

Ale ta książka jest także opowieścią o Kościele i świecie, jaki wydał Urszulę od Jezusa. O franciszkanach, którzy nieśli wtedy Jezusa na cały świat, o dominikanach, którzy przynieśli Go do Peru, o innych zakonnikach, którzy ten kraj ewangelizowali, o pierwszych świętych Nowego Świata i wreszcie o tym, jak tamten świat przyjmował Ewangelię. Niewiele wciąż w Polsce wiemy o tamtym chrześcijaństwie, a ma nam ono naprawdę wiele do zaoferowania, skłania do przemyślenia i przemodlenia. W świecie, w którym centrum chrześcijaństwa przesuwa się z Europy w kierunku Afryki, a w Ameryce Łacińskiej rozgrywają się istotne dla całego Kościoła zmiany, warto dowiedzieć się więcej o latynoskim katolicyzmie, jego mistycznym komponencie i o tym, jak kobiety go wówczas kształtowały. Wyprawa, choćby duchowa, do Peru może wzbogacić naszą wiarę i nasze postrzeganie Kościoła. I dlatego na taką właśnie duchową wyprawę zapraszam!

Ursula de Jesus

Подняться наверх