Читать книгу Brytania 55-54 p.n.e. - Tomasz Romanowski - Страница 6

25 sierpnia 55 roku p.n.e.[1] Południowo-wschodnie wybrzeże Brytanii. Okolice dzisiejszego Walmer i Deal

Оглавление

Rzymianie byli zmęczeni morską podróżą. Nienawykli do kołysania okrętów odczuwali dolegliwości morskiej choroby. Żygali, przewieszeni przez burty i tam, gdzie akurat stali, gdyż nie mogli wypróżnić zawartości swoich żołądków w sposób mniej spektakularny. Kilka godzin rejsu dało się im we znaki. Typowe szczury lądowe, jakimi bez wątpienia byli legioniści Cezara, niejednokrotnie mieli możliwość przeklinać w duchu i na głos swojego wodza, łysego gacha, który co prawda wiódł ich w Galii od zwycięstwa do zwycięstwa, lecz teraz rzucił ich w szaleńczy rejs przez nieznane morze ku równie tajemniczej wyspie. Dla wielu była to przerażająca myśl; niepokój wyczuwało się w powietrzu. Wielu zbytnio o tym nie rozmyślało, a w szczególności ci, którzy cierpieli na chorobę morską. Mdłości, dziwne uczucie zmętnienia w głowie, niedogodności związane ze ściskiem stłoczonych na pokładach okrętów ludzi, strach przed nieznanym – bo tylko głupiec się nie boi – opowieści o potworach morskich, snute przez niektórych żołnierzy z bardziej wybujałą wyobraźnią, którzy kreowali się na „twardzieli” i napędzali stracha naiwnym towarzyszom broni, a także brak twardego gruntu pod stopami – to wszystko wpływało na ich morale i samopoczucie. A były one, po kilku godzinach przebywania na morzu, nie najlepsze. Do tego dochodziło zwyczajne znużenie długą podróżą w kiepskich warunkach.

Dzięki bogom ich „odyseja” kończyła się, a mimo to finał rejsu wcale nie cieszył. Do tej pory znajdowali się w przedsionku Hadesu, a teraz dopływali do jego brzegu. Tutaj miała się zacząć naprawdę „zabójcza zabawa”. Plaża i brzeg nieznanej wyspy aż roiły się od niezliczonych zastępów dzikich barbarzyńców, których niebieskie ciała dodatkowo pokrywały dziwne i tajemniczo wyglądające wzory i rysunki. Widok ten napełniał ich strachem. To był ten sam lęk, jaki odczuwali przed kilku laty, gdy mieli ruszyć przeciwko germańskim wojownikom, którym przewodził Ariowist. Teraz ponownie, pomimo tylu zwycięstw, ich męstwem zachwiał widok licznych szeregów barbarzyńców, którzy czynili wielki zgiełk, który nieco przytłumiony, chociaż nadal złowieszczy, dochodził do ich uszu i działał na wyobraźnię. Zmęczeni morską podróżą i przerażeni, doskonale zdający sobie sprawę, w jakże niedogodnych warunkach przyjdzie im lądować na brzegu, legioniści legionów X i VII nie rwali się do walki. Jednakże wiedzieli, że nie mają innej opcji, jak tylko mieczem wywalczyć sobie dostęp do suchego lądu. Stłoczeni na okrętach, które nieubłaganie zbliżały się do niebezpiecznego brzegu, czekali na sygnał do desantu. Od strony plaży coraz wyraźniej dochodziły do nich mrożące krew dźwięki, wydawane przez wymalowanych wyspiarzy. Były to pełne grozy bojowe krzyki i chropowate dźwięki z długich trąb bojowych zakończonych paszczami potworów, jakie były im znane z Galii. Z każdym ruchem wioseł barbarzyńcy stojący na brzegu stawali się coraz lepiej widoczni i bardziej przerażający.

Legioniści Cezara widzieli nie tylko pieszych wojowników, stojących w pewnej odległości od brzegu, lecz także wiele przedziwnych, niewielkich wozów ciągniętych przez równie niewielkie koniki; a na każdym z nich dwie sylwetki, wojownika i woźnicy. Znaczna liczba tych śmiesznych wozów przypominających rydwany stała spokojnie w głębi plaży, część jeździła jednak wzdłuż wybrzeża, rozgarniała kołami piasek i rozbryzgiwała morską wodę. Stojący na nich wojownicy buńczucznie wymachiwali w ich stronę orężem.

Rzymskie statki zatrzymały się w pewnej odległości od brzegu, jeszcze na głębinach, aby nie utknąć na mieliznach przy nieznanym i nieprzyjaznym brzegu. Cezar stojący na pokładzie statku flagowego, nad którym powiewała czerwona flaga wodza, przez chwilę przyglądał się brzegowi, po czym wydał rozkaz do rozpoczęcia lądowania. Zatrąbiły rogi i oboje, które dały sygnał do rozpoczęcia desantu.

Żołnierze, usłyszawszy dźwięk trąb, nie palili się do wykonania rozkazu prokonsula. Wciąż się wahali. Nie czuli się zbyt pewni, gdy zsuwali się ze statków do wody, zanurzeni po pas lub szyję. Musieli trzymać cały swój ekwipunek nad głowami i w tak niedogodnej pozycji pokonać opór wody i swój strach. Z brzegu leciały na nich pociski miotane przez przerażających wojowników. Na legionistów sypały się oszczepy, strzały i kamienie. Posuwający się powoli w wodzie legioniści starali się osłaniać tarczami, które nieśli wraz z bronią nad swoimi głowami. Z każdym metrem zbliżali się do brzegu. Padali pierwsi zabici i ranni. Niejeden zraniony osunął się do wody i już nie zdołał uchronić się przed utonięciem. Rzymianie nie zważali na to i szli – pod gradem pocisków, cali mokrzy, zanurzeni w wodzie, skupieni na utrzymaniu równowagi – ku brzegowi.

Tych, którym udało się dotrzeć do brzegu, atakowały wozy bojowe i konni wojownicy. Dopadano ich jeszcze w wodzie, nieprzygotowanych do walki. Wozy zaprzęgnięte w koniki i jeźdźcy najeżdżali gwałtownie na wdzierających się na plażę legionistów. Wielu z nich padło ofiarą wojowników, którzy zeskoczywszy ze swoich bojowych wozów, zadawali śmiertelne ciosy długimi mieczami. Wielu powalano samym impetem szarży, a następnie bez większych trudności dobijano. Ciała Rzymian zaległy plażę i brzeg. Atakowani przez wroga starali się, z braku możliwości utworzenia szyku, zbijać się w niewielkie grupy, aby móc osłaniać się wzajemnie przed nacierającymi na nich ze wszystkich stron wojownikami. Pomimo tych starań, po krótkiej i nierównej walce, pojedynczy żołnierze padali martwi lub ciężko ranni.

Desant nie przebiegał po myśli Cezara. Osaczeni żołnierze walczyli na plaży, a ci, którzy szli w wodzie, robili to opieszale i bez przekonania. Ten widok skłonił chorążego legionu X do powzięcia śmiałej myśli. Krzyknął gromkim głosem:

– Skaczcie, towarzysze broni, jeśli nie chcecie oddać wrogom legionowego orła; niech chociaż ja wypełnię swój obowiązek wobec Rzeczpospolitej i naczelnego wodza!

Po tych słowach zwrócił się do bogów o pomoc i zeskoczył z okrętu do wody. Ruszył z orłem legionowym ku wrogowi najszybciej, jak potrafił. Żołnierze legionu X z większą werwą i zapałem poczęli zeskakiwać z okrętów do wody. Nie zważali już na jej głębokość ani na pociski barbarzyńców. Ogarnięci szałem bojowym, jak najszybciej zmierzali ku plaży. Nie mogli dopuścić do utraty orła. To okryłoby ich wszystkich hańbą i wystawiło na pośmiewisko, tym boleśniejsze, że byli przecież elitarną jednostką Cezara!

Przeklinając i napominając się nawzajem, nacierali zaciekle na nieprzyjazną plażę. Coraz więcej Rzymian docierało do brzegu, gdzie toczyła się zażarta walka. Bój był chaotyczny i nikt go nie kontrolował. Cezar nie był w stanie sprawić, aby jego legioniści sformowali szyk. Mógł ich jednak wesprzeć i ostrzelać nieprzyjaciela z machin miotających, ustawionych na okrętach, oraz z łuków i proc. W tym celu do walki rzucił swoje okręty wojenne oraz łodzie obsadzone przez łuczników i procarzy. Na Brytów spadł deszcz strzał, kamieni miotanych z łódek i pocisków wystrzeliwanych z machin.

Ostrzał nieco zmiękczył postawę wyspiarzy. Pod gradem pocisków część Brytów ustąpiła nieco do tyłu. To pozwoliło w końcu oddziałom desantowym, pomimo zamieszania i strat, uformować szyk i przystąpić do zdecydowanego uderzenia. Dopiero wówczas legioniści zdołali wyprzeć obrońców z plaży, a następnie zmusić ich do ucieczki.

Synowie wilczycy, po ciężkim i zażartym boju, zostali panami plaży. Operacja desantowa zakończyła się sukcesem. Rzymianie uchwycili przyczółek. Ze względu na straty, nieznajomość terenu, a także z powodu braku jazdy Cezar zrezygnował z pościgu za uchodzącym przeciwnikiem. Był zadowolony z pomyślnego zakończenia desantu i dobrej myśli co do dalszych wydarzeń.

Szczęśliwa gwiazda Cezara jeszcze raz zabłysła.

Opanowawszy plażę i zmusiwszy przeciwnika do odwrotu, Cezar nakazał wyładunek reszty wojsk i wyposażenia oraz budowę obozu.

1 Większość dat zamieszczonych w książce odnosi się do czasów sprzed naszej ery, dlatego skrót będzie pomijany. Jeśli zdarzy się inaczej, zostanie to odpowiednio zasygnalizowane w tekście, chyba że będzie oczywiste, iż podana data dotyczy naszej ery.

Brytania 55-54 p.n.e.

Подняться наверх