Читать книгу Moskwa nie boi się krwi - Tomasz Turowski - Страница 8

Prolog

Оглавление

Nadchodził czas przeobrażeń. Nie tylko dla Pawła, który po latach pracy w terenie wracał do kraju jako nielegał wywiadu polskiego. Pod koniec 1985 roku każdy, kto posiadał wyostrzony słuch polityczny, łowił już odgłosy pierwszych kroków nadchodzących zmian. Konfrontacja między Związkiem Radzieckim i Stanami Zjednoczonymi w skali strategicznej i globalnej zmierzała ku końcowi, wskazując zdecydowanie na zwycięzcę. Był nim Ronald Reagan ze swą futurystyczną koncepcją „wojen gwiezdnych” i z prozaicznym wyścigiem zbrojeń, któremu gospodarka moskiewskiego imperium, zwanego przezeń „Imperium Zła”, nie była już w stanie podołać.

Zresztą i wewnątrz struktur politycznych radzieckiego kolosa dojrzewała świadomość, że bez korekt istniejącego systemu, choćby ewolucyjnych nie da się wyjść z wszechobejmującego stanu stagnacji. Ostatni z gerontokracji dożywali swych dni – Jurij Andropow i Konstatin Czernienko byli już tylko pasywnymi strażnikami masy upadłościowej. Ten pierwszy usiłował wycisnąć większą wydajność z nieefektywnej gospodarki państwa, ale nie mógł tego dokonać bez naruszenia status quo potężnego aparatu partyjnej biurokracji. Zresztą nie zdążył, bo zmarł w 1984 roku.

Wraz z przyjściem do władzy Michaiła Gorbaczowa w marcu 1985 roku i jego polityki jawności – głasnosti – w wymiarze politycznym gmach Związku Radzieckiego zaczął trzeszczeć w posadach. Gorbaczow po objęciu stanowiska sekretarza generalnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego chciał wprawdzie doprowadzić do renesansu ZSRR, ale uruchomił proces, którego wkrótce nie był już w stanie kontrolować. Zrozumiał to za czasów swej prezydentury podczas apogeum pierestrojki zmieniającej częściowo struktury administracyjne kraju. Stanowisko objął 15 marca 1990 roku i wtedy było już za późno na zahamowanie biegu wydarzeń.

Wszystko to odbijało się głośnym echem w krajach radzieckiej strefy wpływów będących zarówno członkami Układu Warszawskiego, przeciwstawiającego się NATO, jak i członkami Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej (RWPG), usiłującej naśladować przynajmniej w części działania Wspólnoty Europejskiej. Aparaty władzy tak zwanych Demokracji Ludowych, stanowiących razem ZSRR, czyli „obóz socjalistyczny”, nie mogły pozostać obojętne na symptomy odwilży u suwerena.

U jednych wywoływało to strach i chęć przeciwstawiania się ewolucji systemu, u innych otwierało drogę nadziei i dążenie do pogłębiania tendencji odnowicielskich oraz niezależnościowych. Polska była największym i najswobodniejszym barakiem w obozie, w którym dojrzewała poważna opozycja polityczna, mimo że ciągle obowiązywały tam ograniczenia wynikające ze stanu wojennego. Po przerwanym 13 grudnia 1981 roku festiwalu wolnościowym Solidarności przez wprowadzenie stanu wojennego nastał dla opozycji czas ciężkiej próby, ale i autorefleksji.

Stan wojenny, zdaniem niektórych, był niepotrzebny, bo słabnący olbrzym radziecki nie mógł już interweniować, nawet gdyby opozycja przejęła gwałtownie władzę w Polsce. Zdaniem innych (a do nich należał i Paweł, orientujący się doskonale w nastrojach na szczytach władzy i Armii Radzieckiej) stan wojenny uratował Polskę przed krwawą łaźnią „bratniej pomocy”, do której szykowali się też Czesi, pamiętający udział Polski w interwencji u nich w 1968 roku, i Niemcy z NRD, twarda ostoja realnego socjalizmu. Zresztą ten spór historyczny, który nigdy się nie zakończy, chyba że nagle otworzą się naprawdę tajne archiwa rosyjskie, nie był dla Pawła najważniejszy.

Rozumiał, że dla dobra Polski konieczny jest prowadzący do głębokich przeobrażeń dialog władzy z jej oponentami. Ta świadomość, podzielana przez dużą część obozu rządzącego w Polsce, dojrzewała też w kręgach najbardziej odpowiedzialnych przywódców opozycji. Powoli obie strony zmieniały kurs z kolizyjnego na wymuszone okolicznościami porozumienie, prowadzące później do ustaleń Okrągłego Stołu i pierwszych, w znacznej mierze demokratycznych wyborów z 4 i 18 czerwca 1989 roku. W efekcie nastąpiło przekazanie realnej władzy ówczesnej opozycji. Tak to wyglądało z perspektywy lotu ptaka nad historią.

Ale Paweł musiał teraz podjąć wiele decyzji, radykalnie zmieniających jego sytuację osobistą. To była taka rewolucja w wymiarze jednostkowym. Epokowe przemeblowanie sceny politycznej doprowadziło do tego, że utracił miejsce pracy, które zdobył z trudem pięć lat wcześniej w prasie jednego z tak zwanych stronnictw sojuszniczych ówczesnego hegemona PZPR. Po prostu wraz z faktycznym zanikiem struktur organizacyjnych stronnictwa upadło też jego zaplecze medialne. Nie mógł liczyć na pomoc wywiadu, w którym pozytywnie przeszedł weryfikację. Właśnie ten pozytywny wynik ograniczał jego możliwości wyboru innej profesji, bowiem nadal pozostawał oficerem służb specjalnych. Na dodatek nie zmienił się jego status nielegała. Istniała niepisana zasada, że Centrala nie pomaga nielegałom w ich sprawach bytowych, aby ingerencjami nie spowodować niebezpieczeństwa dekonspiracji.

Na początku próbował szczęścia w sferze gospodarczej, ale operacje import-eksport na kierunku byłych republik ZSRR nie przyniosły spodziewanych wyników. Zaczął się rozglądać za czymś poważniejszym. Wtedy w krajobrazie gospodarczym Polski pojawił się Fundusz Polsko-Amerykański wspierający rozwój biznesu. Analizując tendencje rosnącego spontanicznie rynku polskiego, Paweł doszedł do wniosku, że warto zająć się poligrafią. A że był przyzwyczajony do precyzji działania, zaczął od biznesplanu, firmowanego za solidną opłatą w dewizach przez panią Bochenek z Izby Gospodarczej. Plan dotyczył zakładu poligraficznego o pełnym profilu, w technice druku offsetowego. Sercem projektu była najlepsza wówczas maszyna offsetowa heidelberg do druku kolorowego w sześciu barwach podstawowych. Wstępne przymiarki do ceny całości projektu wyniosły, bagatela, pół miliona dolarów, co dzisiaj jest dużą kwotą, a wtedy była zawrotną.

Nie posiadając takich pieniędzy, Paweł zastanawiał się, jak je pozyskać. Wówczas wpadła mu w oko informacja o amerykańskim funduszu. Pół miliona było maksymalną kwotą przyznawaną kredytobiorcom przez tę instytucję. I tu właśnie zaczyna się nasza historia.

Moskwa nie boi się krwi

Подняться наверх