Читать книгу Powrót na Paros - Vanessa Greene - Страница 6

Prolog

Оглавление

Lipiec 2003, Ateny

To Rosa wpadła na pomysł, żeby tu przyjechać. Ale gdy już dotarły we trzy do portu w Atenach i uderzyła je fala gorącego, ciężkiego od smogu powietrza, Bee zaczęła się zastanawiać, czy dobrze zrobiły z Ioną, że jej posłuchały. Miała osiemnaście lat i pierwszy raz wyruszyła w tak daleką podróż. Drażnił ją obcy język, nieznane zapachy i dźwięki. Rosa rozumiała kilka słów po grecku i sprawiała wrażenie odprężonej. Dzięki ciemnym oczom i włosom oraz oliwkowej cerze można ją było wziąć za miejscową. Za to Bee do tej pory prawie nie wyściubiała nosa z ich rodzinnego Penzance. Klify i piaski kornwalijskiego wybrzeża były jedynymi krajobrazami, które dotąd oglądała na własne oczy. Wszystkie inne znała wyłącznie z książek, telewizji, zdjęć w internecie. I teraz wcale nie była pewna, czy lubi podróże.

– Najbliższy prom odpływa o… – zaczęła Rosa, wodząc palcem po rozkładzie – …trzynastej. – Wsunęła okulary przeciwsłoneczne z powrotem na oczy. – Została nam godzina czekania. Macie karty?

Bee wyjęła z torby talię. Usiadły na plecakach, rozbijając miniobóz tuż przy budynku terminalu. Promienie lipcowego słońca grzały Bee w kark. Nie zdążyła się jeszcze przyzwyczaić do tego uczucia, gdyż dopiero na początku lata ostrzygła swoje blond włosy na pazia.

Iona miała na sobie jeansy i bluzkę z odkrytymi plecami, a włosy – ufarbowane na czarno, z jednym tlenionym pasemkiem – spadały jej luźno na ramiona. W ich niewielkiej, trzyosobowej paczce to ona mogła się poszczycić olśniewającą urodą. Wszystkie właśnie zdały maturę i miały przed sobą długie, cudowne lato z dala od domu, lecz na nią czekało coś jeszcze wspanialszego. Tej wiosny, kiedy reszta zakuwała do egzaminów, Iona występowała w miejscowych pubach, śpiewając piosenki, które sama napisała; tylko ona i jej gitara. Pewnego wieczoru wypatrzyła ją łowczyni talentów, która akurat spędzała wakacje w Kornwalii, i teraz Iona była o krok od podpisania kontraktu z poważną wytwórnią. Gdy tak siedziały w porcie, grając w blackjacka, Bee rozkoszowała się chwilą; miała mglistą świadomość, że po powrocie do domu czekają je zmiany – i to nie tylko Ionę, lecz każdą z nich.

Na razie jednak były na wakacjach z portfelami wypchanymi euro i przewodnikiem o greckich wyspach w kieszeni. Nie zabukowały sobie noclegów, nie miały żadnych planów, co przyprawiało Bee o lekkie zawroty głowy.

Rosa najwyraźniej to zauważyła.

– Wszystko będzie okej, Bee – powiedziała pogodnie. – Jesteśmy na wakacjach, każdego dnia ktoś się na nie wybiera. Powinnyśmy się dobrze bawić.

– Wiem o tym – odparła szybko Bee. – Wcale się nie martwię. Po prostu… dziwnie jest się znaleźć w nowym miejscu. Rozmawiałam ze Stuartem; podobno trzeba bardzo uważać na…

– Znowu to samo. – Rosa przewróciła oczami. – Ten koleś od lat łazi za tobą jak zbity pies i nagle zaczęłaś słuchać jego rad?

– Wcale nie. Po prostu rozmawialiśmy i… – urwała.

Próbowała bronić Stuarta, ale Rosa miała po części rację. Szczerze mówiąc, Stuart rzadko podróżował, jednak przez ostatnich kilka miesięcy Bee nauczyła się bardziej cenić jego opinie. Siedział z nią w świetlicy, przeglądali razem przewodnik i robili notatki, przygotowując Bee do wyjazdu. Dzień przed wylotem podrzucił jej latarkę, tak na wszelki wypadek, i sfatygowany egzemplarz Buszującego w zbożu. Stuart wyglądał dużo lepiej, odkąd zgolił brodę, która jakoś nigdy nie chciała porządnie urosnąć, i od wielu miesięcy nie zaprosił Bee na randkę. Kiedy wreszcie dał jej nieco więcej przestrzeni, zaczęła się do niego przekonywać.

– Macie ochotę na cytrynową fantę? – spytała Iona, by rozładować napiętą atmosferę.

– Poproszę.

– Ja też.

– Za minutę będę z powrotem.

Iona odeszła w kierunku kawiarni, a Bee patrzyła z zazdrością, jak dwóch stojących nieopodal facetów odprowadza ją wzrokiem.

– Wybieracie się na Paros?

Bee wychwyciła w głosie chłopaka ślad australijskiego akcentu. Był chyba koło dwudziestki, nosił wojskowe szorty i biały podkoszulek. Jego włosy miały piaskowy kolor, a orzechowe oczy, przenikliwe i jasne na tle opalenizny, mieniły się zielonkawo. Dwaj stojący za nim koledzy układali bagaże pod ścianą budynku, tuż obok torby i futerału na gitarę Iony.

– Owszem – odparła Bee.

– Fajnie, my też. Tak w ogóle mam na imię Ethan – powiedział miękko. – A to Ali i Sam. – Wskazał na kolegów.

Iona wróciła z napojami. Ethan jednak wcale się nią nie zainteresował, tylko skinął głową na powitanie i ponownie zwrócił się do Bee:

– Możemy się do was przyłączyć? – zapytał.

Zawahała się; nie była pewna, czy to dobry pomysł.

– Zapraszamy – odezwała się po chwili Iona. – Dlaczego nie? Pomożecie nam się rozkręcić.

Powrót na Paros

Подняться наверх