Читать книгу Innowatorzy - Walter Isaacson - Страница 5
ОглавлениеWprowadzenie
Jak powstała ta książka
Choć komputery i internet to jedne z najważniejszych wynalazków naszych czasów, większość ludzi nie wie, kto je stworzył. Nie wyczarowali ich ślęczący po garażach i strychach samotni wynalazcy, którzy nadawaliby się na okładki czasopism i mogliby dołączyć do panteonu racjonalizatorów obok Edisona, Bella i Morse’a. Nie, większość innowacyjnych rozwiązań ery cyfrowej jest owocem współpracy. Powstały przy udziale wielu fascynujących postaci, zarówno tych po prostu bardzo pomysłowych, jak i kilku prawdziwych geniuszy. Książka, którą czytasz, opowiada właśnie o tych pionierach, hakerach, wynalazcach i przedsiębiorcach. Opisuje, kim byli, jak działały ich umysły i co sprawiło, że byli tak twórczy. Jednocześnie ma za zadanie pokazać, jak wyglądała współpraca między tymi ludźmi i dlaczego umiejętność pracy zespołowej pozwoliła im osiągnąć kreatywność jeszcze większą od tej, którą dysponowali z natury.
Warto mówić o tym aspekcie innowacji, bo choć współpraca jest jednym z najważniejszych motorów postępu, rzadko poświęca się jej należytą uwagę. My, biografowie, napisaliśmy już tysiące książek, w których przedstawiamy, a czasem wręcz mitologizujemy naszych bohaterów w roli samotnych wynalazców. Sam mam na koncie kilka takich tytułów. Wynik wyszukiwania hasła „człowiek, który wynalazł” w Amazonie to 1860 pozycji. O wiele mniej mamy za to opowieści o twórczej współpracy, choć to ona tak naprawdę odegrała większą rolę w kształtowaniu dzisiejszej rewolucji technologicznej. Bywa też bardziej interesująca.
Dziś tyle mówi się o innowacji, że stała się modnym hasłem pozbawionym konkretnego znaczenia. Chciałem więc pokazać, jak naprawdę powstają innowacyjne rozwiązania i w jaki sposób najbardziej pomysłowi przedstawiciele naszych czasów przekuli swoje rewolucyjne koncepcje w rzeczywistość. Skupiłem się na kilkunastu najważniejszych przełomach ery cyfrowej i osobach, które ich dokonały. Zależało mi, by podkreślić, jakie kombinacje czynników towarzyszyły ich zrywom kreatywności, jakie umiejętności najbardziej im pomogły i jak przewodziły swoim zespołom oraz współpracowały z innymi. Spróbowałem też odpowiedzieć na pytanie, dlaczego udało się tylko niektórym.
Poświęciłem trochę miejsca na analizę zjawisk społecznych i kulturowych pod kątem tego, które z nich sprzyjają innowacyjności. W narodzinach ery cyfrowej ważną rolę odegrał ekosystem badawczy, którego finansowaniem zajmował się rząd, a zarządzaniem – sojusz przedstawicieli świata wojskowego, przemysłowego i akademickiego. Struktura ta zazębiała się z drugą, na którą składały się poczynania luźno zrzeszonych działaczy społecznych, wspólnotowo zorientowanych hipisów oraz domorosłych majsterkowiczów i hakerów, którzy w większości odnosili się nieufnie do scentralizowanej władzy.
Historię każdego zjawiska można opisać tak, by podkreślała aspekty, na których zależy autorowi. Doskonałym przykładem są dwie konkurencyjne opowieści o powstawaniu pierwszego dużego komputera elektromechanicznego, czyli maszyny Mark I zbudowanej dla Harvardu przez IBM. Autorka pierwszej z nich, Grace Hopper, była jedną z programistek komputera i skupiła się na osobie jego głównego pomysłodawcy, Howarda Aikena. IBM zrewanżował się własną wersją. Opisywała ona przede wszystkim poczynania zespołów szarych inżynierów, czyli ludzi odpowiedzialnych za opracowanie krok po kroku wszystkich innowacyjnych podzespołów – liczników, czytników kart i tak dalej – które znalazły się w maszynie.
Podobny spór toczy się od dawien dawna w kwestii tego, co należy bardziej podkreślać: rolę wielkich osobistości czy nurtów kulturowych. W połowie XIX wieku Thomas Carlyle wyraził opinię, że „historia świata jest niczym innym jak biografią wybitnych jednostek”, na co Herbert Spencer odpowiedział teorią podkreślającą rolę sił społecznych. Akademicy zwykle widzą tę kwestię inaczej niż sami uczestnicy przemian. „Jako profesor miałem w zwyczaju myśleć o historii jak o wypadkowej bezosobowych sił – opowiedział dziennikarzom Henry Kissinger podczas jednego ze swoich wyjazdów mediacyjnych na Bliski Wschód w latach siedemdziesiątych. – Dopiero w praktyce okazuje się, jak wielką różnicę robią osobowości”1. Innowacje ery cyfrowej, podobnie jak przebieg procesu pokojowego na Bliskim Wschodzie, są wypadkową najróżniejszych czynników charakterologicznych i kulturowych, które postarałem się spleść w tej książce w spójną całość.
Internet powstawał przy założeniu, że będzie wspomagał współpracę. Z kolei komputery osobiste, szczególnie te projektowane z myślą o użytkownikach domowych, pierwotnie miały być narzędziami wspierającymi indywidualną kreatywność. Przez ponad dziesięć lat, poczynając od początku lat siedemdziesiątych, sieci komputerowe rozwijały się niezależnie od sprzętu domowego. Ścieżki te zaczęły splatać się dopiero pod koniec lat osiemdziesiątych wraz z rozwojem modemów, usług online i stron internetowych. Analogicznie do silnika parowego, który podłączony do pomysłowych maszyn napędził rewolucję przemysłową, komputery w kombinacji z sieciami rozproszonymi umożliwiły rewolucję cyfrową, która pozwoliła każdemu, kto tego zapragnął, tworzyć, rozpowszechniać i wykorzystywać dowolne informacje z dowolnego miejsca na świecie.
Niektórzy historycy nauki niechętnie nazywają okresy wielkich przemian rewolucjami, bo wolą postrzegać postęp w ujęciu ewolucyjnym. Książka profesora Stevena Shapina na temat rewolucji naukowej rozpoczyna się ironicznym zdaniem: „Niczego takiego jak rewolucja naukowa nie było i o tym mówi ta książka”. Jednym ze sposobów, którymi posłużył się Shapin, by uwolnić się od logicznych skutków tej przytoczonej półżartem sprzeczności, jest podkreślanie, że najważniejsze osobistości tamtych czasów „z pasją wyrażały pogląd”, jakoby brały udział w rewolucji. „To głównie czytając ich wypowiedzi, nabraliśmy przeświadczenia, że dokonywały się wtedy radykalne zmiany”2.
Podobnie dziś większość z nas ma wrażenie, że rozwój technologii cyfrowej, do którego doszło na przestrzeni ostatniego półwiecza, zupełnie zmienił czy wręcz zrewolucjonizował nasze życie. Wciąż pamiętam, jakie emocje budził we mnie każdy kolejny przełom. Mój ojciec i obaj wujkowie byli elektrotechnikami i podobnie jak wiele postaci, które przedstawiam w tej książce, miałem dostęp do piwnicznego warsztatu pełnego płytek drukowanych do lutowania, odbiorników radiowych do rozbierania, lamp próżniowych wymagających testowania i pudeł pełnych tranzystorów i oporników do wykorzystania po uprzednim posortowaniu. Ponieważ namiętnie konstruowałem urządzenia z zestawów Heathkit i przesiadywałem przy radiu amatorskim (znak wywoławczy: WA5JTP), pamiętam moment, kiedy lampy próżniowe ustąpiły miejsca tranzystorom. Na studiach uczyłem się programowania z wykorzystaniem kart perforowanych i do dziś wspominam dzień, w którym koszmar przetwarzania wsadowego ustąpił miejsca rozkoszy bezpośredniego kontaktu z komputerem. W latach osiemdziesiątych podniecałem się trzeszczeniem i skrzypieniem, które dobywało się z modemu, kiedy otwierał drzwi do urzekająco magicznego świata usług internetowych i BBS-ów, a na początku lat dziewięćdziesiątych pomagałem prowadzić dział cyfrowy „Time’a” i Time Warnera, w ramach którego uruchomiliśmy nowe usługi sieciowe i szerokopasmowe połączenie z internetem. Jak pisał Wordsworth o entuzjastycznych uczestnikach pierwszych dni rewolucji francuskiej, „rozkoszą w świt ten było, że się żyje”3.
Zacząłem pisać tę książkę ponad dziesięć lat temu. Skłoniła mnie do tego fascynacja postępem technologii cyfrowej, który dokonał się na moich oczach, oraz praca nad biografią Benjamina Franklina – innowatora, wynalazcy, wydawcy, pioniera usług pocztowych, a przy tym doskonałego przedsiębiorcy i kolportera informacji. Zależało mi też, by zrobić sobie przerwę od typowych biografii podkreślających znaczenie wybitnych ludzi i raz jeszcze napisać książkę w stylu The Wise Men, („Światli”), w której wspólnie z kolegą opisaliśmy pełną wyobraźni współpracę szóstki dobrych znajomych, którzy kształtowali politykę Stanów Zjednoczonych w czasach zimnej wojny. Pierwotnie planowałem skupić się na zespołach, którym zawdzięczamy istnienie internetu. Bill Gates w trakcie wywiadu przekonał mnie jednak, że znacznie ciekawsza będzie opowieść o równoległych i splecionych ze sobą narodzinach internetu i komputerów osobistych. W 2009 roku przerwałem pracę nad tą książką, żeby napisać biografię Steve’a Jobsa. Jego historia upewniła mnie, że Gates miał rację, tak więc kiedy tylko skończyłem Steve’a Jobsa, wróciłem do pracy nad opowieścią o innowatorach ery cyfrowej.
Protokoły internetowe opracowano na drodze współpracy, w związku z czym system, który powstał, ma zapisane w kodzie genetycznym cechy ułatwiające realizację wspólnych przedsięwzięć. Każdy węzeł posiada pełne prawo generowania i dystrybucji nowych informacji, a struktura sieci umożliwia obejście wszelkich prób narzucenia kontroli bądź hierarchii. Nie trzeba brnąć w pułapkę teleologii i przypisywać technologii intencji czy osobowości, by móc przyznać, że system zbudowany z prywatnych komputerów podłączonych do otwartych sieci miał w sobie coś, co umożliwiło wyrwanie kontroli nad dystrybucją informacji z rąk decydentów, centralnej władzy, podobnie jak kiedyś prasa drukarska uwolniła ludzi od monopolu instytucji zatrudniających kopistów i skrybów. Internet umożliwił zwykłym ludziom łatwiejsze tworzenie i rozprowadzanie treści.
Nie wszyscy współtworzący erę cyfrową byli rówieśnikami – w jej powstawaniu brało udział również wcześniejsze pokolenie, które przekazywało swoje pomysły w ręce młodszych innowatorów. Przy okazji zgłębiania tematu dostrzegłem jeszcze inną prawidłowość: użytkownicy większości innowacyjnych technologii cyfrowych wykorzystywali je jako narzędzia do porozumiewania się i budowania sieci społecznościowych. Zainteresowało mnie również, że próby stworzenia sztucznej inteligencji – czyli urządzeń zdolnych do samodzielnego myślenia – jak dotychczas zawsze okazywały się mniej owocne niż wymyślanie nowych sposobów współpracy bądź symbiozy człowieka i maszyn. Innymi słowy, twórcza współpraca charakterystyczna dla ery cyfrowej obejmuje też współpracę pomiędzy ludźmi i maszynami.
Ostatnią rzeczą, która mnie uderzyła, było uświadomienie sobie, że te najbardziej twórcze pomysły ery cyfrowej są autorstwa osób działających na styku światów sztuki i nauki. Ludzi, którzy doceniali znaczenie piękna. „Jako dzieciak zawsze widziałem w sobie przyszłego humanistę, ale lubiłem elektronikę – powiedział mi Jobs, kiedy zaczynałem pracę nad jego biografią. – Potem jednak przeczytałem coś, co jeden z moich idoli, założyciel Polaroida, Edwin Land, powiedział o wielkim znaczeniu ludzi, którzy stoją na skrzyżowaniu nauk humanistycznych i ścisłych, i zdecydowałem, że kimś takim właśnie chciałbym być”4. Ludzie, którzy czuli się komfortowo na skrzyżowaniu humanizmu i technologii, pomogli innym nawiązać symbiotyczną więź z maszynami, stanowiącą rdzeń tej historii.
Podobnie jak wiele innych aspektów ery cyfrowej pomysł, że o innowacyjne rozwiązania najłatwiej na styku sztuki i nauki, nie jest nowy. Doskonały przykład tego, jak kreatywność rozkwita, kiedy umysł potrafi pogodzić nauki humanistyczne ze ścisłymi, stanowił Leonardo da Vinci. Einstein, kiedy utykał w pracach nad ogólną teorią względności, wyciągał skrzypce i grał Mozarta, aż odzyskał kontakt – jak to nazywał – z harmonią sfer.
Jeśli chodzi o komputery, to jest z nimi związana pewna postać historyczna, która choć nie cieszy się taką sławą jak da Vinci i Einstein, również uosabia zespolenie sztuk pięknych i nauki. Podobnie jak jej słynny ojciec ceniła romantyzm poezji. Jednak w odróżnieniu od niego dostrzegała też romantyzm matematyki i maszynerii. To od niej rozpoczyna się ta historia.