Читать книгу Prosiaczek Fryderyk i dzięcioły - Walter R. Brooks - Страница 8

III

Оглавление

Przez następne dwa tygodnie na farmie państwa Bean panowało wielkie ożywienie. Pomysł urządzenia wyborów prezydenckich przyjęto z wielkim entuzjazmem. Wszystkie zwierzęta były zdania, że stworzenie pierwszej republiki zwierząt to niezwykłe wydarzenie. Rzecz jasna, żadne z nich nie wiedziało zbyt wiele ani o polityce – jak zakłada się republikę, czy jak przeprowadza się wybory, jednak Fryderyk sprawdził to w swojej encyklopedii, a i John Quincy służył pomocą. Dzięcioł mieszkał przecież w Waszyngtonie, więc wiedział wszystko na temat sprawowania władzy.

Fryderyk i Jinx oraz jeszcze kilkoro innych chcieli przeprowadzić wybory od razu, ale kiedy John Quincy o tym usłyszał, stwierdził, że powinni zaczekać, aż zacznie działać bank.

– Mówisz tak tylko dlatego, że będziesz prezesem naszego banku – zarzucił mu Fryderyk.

– Zapewniam cię – rzekł John Quincy – że wcale mi nie spieszno do objęcia tej funkcji. Natomiast, o ile dobrze zrozumiałem, chcecie stworzyć republikę głównie po to, żeby skutecznie zarządzać gospodarstwem pod nieobecność pana Beana. Tymczasem, jak słyszałem, pan Bean przecież będzie tu jeszcze przez miesiąc, a w dodatku, jeżeli nie uwierzy, że potraficie spełnić tak odpowiedzialne zadanie, być może nie wyjedzie wcale. Najlepszy sposób, żeby go przekonać, to zacząć właśnie od banku.

– Ale dlaczego nie możemy zrobić obu rzeczy naraz? – zdziwił się Jinx.

– Bo uruchomienie banku potrwa dłużej – oznajmił dzięcioł. – Każdy może w pięć minut założyć sobie republikę. Ale bank. Przecież nie macie jeszcze nawet skarbca.

– Skarbca? – powtórzył Fryderyk.

– No, właśnie – stwierdził John Quincy. – Każdy bank musi mieć skarbiec. Taki, do którego nie dostaną się rabusie. Skarbiec powinien mieścić się pod ziemią, mieć stalowe wrota i ktoś przez cały czas musi go pilnować. Tam przechowuje się pieniądze i kosztowności.

Prosiaczek Fryderyk i dzięcioły

Подняться наверх