Читать книгу Tischner. Podróż - Witold Bereś - Страница 3
ОглавлениеLeszek Kołakowski
Józef Tischner – mój przyjaciel, przyjaciel świata
Pamiętam dzień, w którym po raz pierwszy spotkałem Józefa Tischnera, pamiętam też dzień, w którym widziałem go po raz ostatni. Pierwszy raz było to w Heidelbergu na polsko-niemieckiej konferencji, której tematu, wyznaję, nie pamiętam, a którą przygotował Krzysztof Michalski. Ostatni raz było to w Londynie w szpitalu, gdzie go odwiedziłem; nie mógł już wtedy mówić, komunikował się, pisząc na kartkach albo za pośrednictwem swojego bratanka Łukasza, który się nim opiekował. Nie miał już długiego życia przed sobą; jak mi mówiono, nie przerażało go umieranie. Powiadał przecież, że nie Bóg wynalazł śmierć, ani człowiek, ale diabeł (kto wie, czy tak było, lecz jest to możliwa interpretacja działalności węża w raju). Cierpiał wiele, ale oddawał Bogu swoje cierpienie i nie skarżył się nigdy.
Był jednym z najniezwyklejszych ludzi, jakich przeznaczenie pozwoliło mi poznać. Zaprzyjaźniliśmy się natychmiast, przy pierwszym spotkaniu, i zaraz zaczęliśmy mówić sobie po imieniu. Nie spotykaliśmy się często: czasem gdym Kraków odwiedzał, a co dwa lata w Castel Gandolfo, na parodniowych debatach u papieża. Uczestnicy tych spotkań mogli widzieć, jak bardzo Jan Paweł II lubił i cenił Józefa. Spotkania te były formalnie zebraniami rady wiedeńskiego Instytutu Nauk o Człowieku, zorganizował je i prowadził Krzysztof Michalski razem z Tischnerem. Krzysztof mógłby opowiedzieć o nich więcej, niż ja potrafię.
Nie potrafiłbym też, w pamięci grzebiąc, streścić filozofii Tischnera. Nie sądzę zresztą, by był on w mniemaniu własnym twórcą jakiejś doktryny filozoficznej różnej od wszystkich innych. Był nauczycielem mądrości życiowej, nauczycielem nas wszystkich, cośmy go znali. Miał oczywiście doskonałe akademickie wykształcenie, napisał rozprawę doktorską, pod kierownictwem Ingardena, o Husserlu (nie czytałem tej rozprawy, przyznaję), ale w pismach swoich, w wykładach i dyskusjach nie z tej wiedzy mądrość swoją czerpał. Zapewne uważał, że to, co ważne dla życia naszego i dla naszego widzenia świata, zawiera się w tradycji Nowego Testamentu. Potrafił mówić przekonująco do uczonych, a także, jak mi opowiadano – do dzieci, którym głosił w kazaniach słowo boże. Kochał Polskę, przy czym, jak wszyscy wielcy Polacy, znał też dobrze okropne strony polskości – nienawiść, zawiść, nadęcie i głupotę – i umiał je bez obawy odsłaniać; kochał wolność jako największy dar boży człowiekowi dany, ale umiał też ujawniać jej nadużycia rozmaite, jej paradoksy i nieszczęścia, które można pod jej przykryciem powodować. Kochał Kościół Chrystusowy, ale nie wahał się odkrywać zło, jakie jego wyznawcy produkują, powołując się na chrześcijańskie reguły. Wiedział wszakże, że obok polskości szlachetnej, ożywionej duchem poświęcenia, odwagi i rozumu, istnieje polskość podła, a podobnie obok katolickości natchnionej słowami Kazania na Górze, istnieje katolickość podła, wypełniona nienawiścią i pychą. Wielekroć Józef był ofiarą tej katolickości nikczemnej i nienawidzącej, ale nigdy nie odpłacał jej tą samą monetą.
Bardzo rzadko można chyba spotkać kapłana prawdziwego, Bogu oddanego kapłana z takim jak Tischner zmysłem humoru. Zarówno jego sławne gadki góralskie i porzekadła, jak też reakcje na wszelkiego rodzaju sytuacje ludzkie, kłopoty i zdarzenia pełne były spontanicznego humoru, który czasem samego Pana Boga nie oszczędzał. Łączył ów humor z niezłomną wiarą chrześcijańską, a to, jak wszyscy wiemy, łatwe nie jest. Józef jednak, choć umiał igłą humoru przekłuwać głupotę i samochwalstwo, nie miał w sobie złości. Był życzliwy ludziom i życzliwy światu, widział w bycie całym, choćby złem zatrutym, piękno i blask chwały bożej. Spodziewał się na pewno, że również po przestąpieniu ostatniej przepaści będzie się za nas modlił, nie tylko za przyjaciół.
25 sierpnia 2008 roku
.
TISCHNER: Problemem najciekawszym, najpiękniejszym jest problem jeden, w jaki sposób człowiek może obudzić w drugim człowieku poczucie wolności. Bo zazwyczaj zastanawiamy się nad tym, co ja powinienem zrobić, żeby drugim tak, a nie inaczej pokierować. Ale pokierować drugim to znaczy zagrać z nim w jakąś grę, może nawet zapanować nad nim. Tymczasem najgłębszym problemem wychowawczym nie jest to, w jaki sposób panować nad człowiekiem, ale w jaki sposób obudzić w nim człowieczeństwo. A człowieczeństwem tym jest wolność.
[Tak się toczy moja myśl, reż. Ignacy Szczepański, Studio „Wir”, materiały WFDiF, Warszawa 1990]