Читать книгу Sen o Rzymie - Xulio R. Trigo - Страница 10

3.

Оглавление

Llerda, lato 26 r. p.n.e.

Lukanos za każdym razem dochodził do tego samego wniosku: podróż do Llerdy była dobrym pomysłem, biorąc pod uwagę wydarzenia, które wkrótce miały nastąpić w Tarraco. Gubernator cieszył się, że jego syn miał zamiar poznać terytorium i wyzwania, z jakimi musieli zmierzyć się Rzymianie, podbijając i pacyfikując Hispanię. Rozwój eksportu różnorodnych surowców, jakie Półwysep Iberyjski mógł zaoferować imperium rzymskiemu, tym bardziej wskazywał, że syn gubernatora nie mógł zwlekać ze swym zadaniem. Rzym rozrastał się i potrzebował ogromnych ilości towarów: minerałów, wina, oliwy. Rzym chciał być wielki, a Lukanos miał zamiar skorzystać na tej nienasyconej zachłanności.

Jego niedawna kłótnia z siostrą, kiedy Manni nakrył ich szarpiących się w triclinium, jedynie przyspieszyła termin wyjazdu. Gubernator uznał, że rozłąka dobrze zrobi rodzeństwu, i choć początkowo Lukanosa to zabolało, bez wahania przyjął propozycję ojca, postanawiając, że nadszedł moment, by wprowadzić w życie swój plan.

– Natychmiast zostaw ją w spokoju! Oszalałeś? – krzyknął gubernator na widok Lukanosa ciągnącego z całą siłą siostrę za ramię.

– Oczywiście, ojcze! Tylko się wygłupialiśmy, prawda, Adriano?

Dziewczyna nie odpowiedziała, więc Manni kazał Lukanosowi opuścić pomieszczenie. Jednak nawet kiedy zostali sami, Adriana nie wyjawiła ojcu powodów sprzeczki, a tym bardziej tego, że Lukanos wprost oświadczył, że szaleje z miłości do niej i jeśli tylko ona się zgodzi, mogą stać się sobie znacznie bliżsi.

Jednak główny powód, dla którego Lukanos jechał doliną rzeki Segre, był zupełnie inny. Mało go obchodziło, że cel jego podróży, Llerda, była miastem wzorcowym, chociaż nadal zbyt małym, aby konkurować z Tarraco; jego myśli przez całą podróż po Cardo Maximus ulatywały ku Rzymowi, gdzie pomimo młodego wieku udało mu się zawrzeć korzystny układ z kilkoma rzymskimi senatorami. Całkiem niedawno podjął również decyzję, w jaki sposób pokonać wszelkie czyhające na niego trudności.

Pierwszy transport win wyprodukowanych nad brzegiem Ebru spotkał się z fantastycznym przyjęciem, a jemu udało się przekonać wspólników o innych możliwych źródłach zysków. Trudno było stwierdzić, po kim syn gubernatora odziedziczył obsesję na punkcie władzy i bogactwa.

Otoczona rozległymi żyznymi polami Llerda była ponurą fortecą, którą stosunkowo niedawno zaczęto rozbudowywać w miasto w rzymskim rozumieniu tego słowa. Lukanos był tu kilka miesięcy wcześniej z ojcem, zanim poznał Wergiliusza, którego Manni uważał za intryganta i podejrzaną postać.

Pomimo że Lukanos był od Wergiliusza o dziesięć lat młodszy, mężczyźni doskonale rozumieli się w prowadzonych wspólnie interesach. Wergiliusz Poncjusz, syn rzymskiego senatora, jako duumwir mianowany przez Oktawiana Augusta sprawował pieczę nad gospodarką oraz prawodawstwem miasta, a jego dom mieścił się przy Decumanus Maximus.

– Lukanosie! Wiedziałem, że wkrótce się zjawisz – zawołał Wirgiliusz na widok młodzieńca wprowadzanego przez jednego z niewolników.

– Nie wątpię. Jesteś przecież najlepiej poinformowanym człowiekiem w cesarstwie, przyjacielu. Zapewne wiesz zatem, że nasz plan właśnie wszedł w stadium realizacji. Szczerze mówiąc, mam nadzieję, że dzięki niemu rozwiążemy wszystkie nasze problemy.

– Niech ci się tak do tego nie spieszy. Jeśli, jak twierdzisz, wszystkie problemy znikną, co wtedy poczną tacy ludzie jak my?

Lukanos odpowiedział na ten komentarz jedynie uśmiechem. Nie lubił charakterystycznej dla Wergiliusza ironii i wybuchowości, ale duumwir był jego najpotężniejszym sojusznikiem i łącznikiem z Rzymem, do którego syn gubernatora miał zamiar kiedyś się udać, żeby skorzystać z przyjemności, jakie podobno to miasto oferowało. Lukanos urodził się w roku śmierci Juliusza Cezara i spędził dzieciństwo bawiąc się na ulicach stolicy imperium, kiedy jeszcze świadomość otaczającego go świata równała się świadomości mrówki wśród olbrzymów, ale marzył o powrocie do Rzymu i czerpaniu tam z życia garściami, pławiąc się w luksusach i wykorzystując możliwości opisywane przez kronikarzy. Co więcej, był przekonany, że taki los przewidzieli dla niego bogowie.

Tymczasem w skrytości ducha pożądał Adriany. Zafascynowała go wiele lat wcześniej, już gdy jako dzieci kąpali się razem i odkrywali swoje nagie ciała podczas niewinnych dziecięcych zabaw. Kiedy oboje weszli w wiek nastoletni, nie mógł zrozumieć jej powściągliwości. Adriana instynktownie wyczuwała jego pragnienia i zauważyła, że wykorzystywał każdą okazję, żeby się do niej zbliżyć z zamiarami, które nie miały teraz w sobie nic z niewinności. Dziewczynie udawało się trzymać go na dystans tylko dzięki temu, że w ich domu, zawsze pełnym ludzi, trudno było pozostawać sam na sam. Trwało to do czasu, dopóki Lukanos nie zrozumiał, że posiadł podstawowe narzędzia dla osiągnięcia swoich zamiarów – siłę fizyczną i determinację osiemnastolatka.

Wergiliusz zaprosił go do triclinium, gdzie czekał na nich obfity posiłek. Lukanos był mu za to wdzięczny z całego serca. Po podróży, podczas której żywił się jedynie czerstwym chlebem i suszonym boczkiem, odczuwał wilczy głód. A na ucztach u przyjaciela nie brakowało niczego, począwszy od delikatnych kurcząt po doskonale przyprawione popielice w aromatycznych sosach, zwłaszcza bardzo zachwalanym przez Wergiliusza garum, zrobionym na bazie oliwy z oliwek i sfermentowanych ryb liquamen, którego syn gubernatora jednak nie znosił. Lukanos wolał słodkości, a tych również na stole było pod dostatkiem. Przepadał na przykład za przepyszną mieszanką miodu z makiem.

Miał właśnie zamiar oddać się tej wspaniałej uczcie, gdy wydarzyło się coś nieoczekiwanego: w sali zjawiła się grupa kobiet ubranych w niemal przezroczyste lniane tuniki, pod którymi wyraźnie widoczne były ich wdzięki.

– Mam nadzieję, że docenisz moją gościnność – rzekł Wergiliusz, kiedy jedna z niewiast usiadła Lukanosowi na kolanach.

– Możesz być pewien – syn gubernatora skłamał, nie widząc nic pociągającego w wyuzdanym zachowaniu prostytutek.

– W takim razie korzystaj. Właśnie przybył posłaniec z Tarraco z dobrą dla was wiadomością. Twój drogi ojciec Manni nie żyje. Może rzeczywiście nadeszła pora, żeby, jak to masz w zwyczaju powtarzać, rozwiązać nasze problemy.

Lukanos uśmiechnął się, jednocześnie rozważając w myślach, co czuje. Czy powinien odczuwać ból? Radość? Wyrzuty sumienia? Obrzydzenie? Jednak odczuwał obojętność, a w głowie kołatała mu jedna myśl: od tej chwili stosunki z jego siostrą ulegną zmianie. Osiągnął już wystarczający wiek, żeby stać się pater familias, i jeśli Adriana chce pozostać w rodzinnym domu, będzie musiała dostosować się do jego zasad.

Z zamyślenia wyrwał go dotyk ocierającego się o niego ciała nierządnicy. Z początku nie doświadczył żadnego rodzaju przyjemności. Kobieta położyła się na posadzce i próbowała ręką odnaleźć jego męskość, ale ta – jak to się już wcześniej zdarzało – nie reagowała.

Nagle Lukanos wpadł na pewien pomysł. Próbował już tego w zaciszu sypialni, ale nigdy w obecności ludzi. Odłożył jedzenie, które trzymał w rękach, na najbliżej stojącą tacę, wyciągnął się wygodnie i zamknął oczy. Następnie wyobraził sobie, że ciało prostytutki zmieniło się w delikatne i tak bardzo przez niego pożądane ciało Adriany. Efekt był natychmiastowy. Po chwili kobieta z zadowoleniem objęła dłonią jego pęczniejący członek i włożyła go sobie między nogi. Lukanos domyślił się, że Wergiliusz ich obserwuje, ale nie przeszkadzało mu to, ponieważ obraz, jaki miał w głowie, był tak rzeczywisty, że chwilami myślał, iż znalazł się w sypialni siostry, oboje nago, jak w dzieciństwie. Czar jednak prysł, kiedy zachęcona okazywanym przez niego pożądaniem kobieta wcisnęła mu do ust swój sutek, który Lukanos natychmiast wypluł, jakby podano mu do jedzenia coś obrzydliwego. Nie był już w stanie wyobrazić sobie dziecięcego ciała Adriany. To było wiele lat temu. Kontrast pomiędzy tamtym wspomnieniem a widokiem kołyszącej się nad nim olbrzymiej piersi prostytutki, pomimo młodzieńczej witalności Lukanosa, popsuł mu całą przyjemność.

Wypchnął prostytutkę z triclinium z taką siłą, że zaskoczona upadła na ziemię, ale on nie poruszył się, by jej pomóc. Był zbyt zajęty powstrzymywaniem gniewu, słysząc irytujący śmiech Wergiliusza. Nie zareagował porywczo tylko przez wzgląd na łączące ich interesy.

Sytuację uratowało pojawienie się jednego z ludzi Wergiliusza. Niewolnik stanął w progu, czekając, by jego pan pozwolił mu się zbliżyć. Lukanos w tym czasie zaczął porządkować strój, więc nie słyszał, o czym rozmawiali. Zamroczona upadkiem prostytutka wciąż leżała na ziemi, nie mając pojęcia, co się wokół niej dzieje.

Wergiliusz rozkazał kobietom i niewolnikom opuścić salę. Lukanos domyślił się, że chciał powiedzieć mu coś ważnego. A może Manni wcale nie umarł? Może został tylko zraniony? Gubernator był postawnym mężczyzną, wprawionym w trudnych bojach, i nigdy nie przydarzyło mu się nic złego.

– Stało się coś niespodziewanego – odezwał się Wergiliusz, kiedy zostali sami.

– Co? Czy mój ojciec żyje?

– Nie, nie. Operacja się udała, ale poinformowano mnie, że pojmano jego zabójcę. Wiesz coś na ten temat?

– Nie mam pojęcia. Jak to się stało? Nakazałem jasno, żeby moi ludzie rozbiegli się po mieście, a następnie ukryli w jednym z portowych magazynów. Jeśli wszystko poszło zgodnie z planem, mieli czekać na mój powrót, nie robiąc wokół siebie zamieszania.

– W żadnym razie nie śmiałbym wątpić w twoją skuteczność – powiedział Wergiliusz, chociaż w jego głosie zabrzmiał fałsz. – Zdajesz sobie przecież sprawę, że waga naszego planu nie pozwala nam pozostawiać nic przypadkowi. Uważam, że powinieneś natychmiast wracać do Tarraco. Pozostawienie przez dłuższy czas tych ludzi samych może zadziałać na naszą niekorzyść. Jeśli ich wszystkich wyłapią, możemy mieć poważne kłopoty. Zgadzasz się ze mną?

– Oczywiście – odrzekł Lukanos, wiedząc, że była to jedyna dobra odpowiedź w tej sytuacji. – Ale jestem przekonany, że nie chodzi o żadnego z moich ludzi.

– Przykro mi, że przerwałem ci igraszki... – stwierdził z ironią Wergiliusz, ignorując jego ostatnie słowa.

– Nic się nie stało. Mamy teraz ważniejsze sprawy od zajmowania się cielesnymi rozkoszami.

– Cieszy mnie, że tak myślisz, przyjacielu. Wydałem już rozkazy, by osiodłano wypoczęte konie i powiadomiono twoich ludzi. Innym razem skorzystamy z przyjemności, jakie oferuje nam życie. W tej chwili gramy o wysoką stawkę.

Młodzieniec opuścił dom duumwira z wielkim niepokojem. Jak to możliwe, że złapano zabójców jego ojca? Wszystko zostało przecież szczegółowo zaplanowane. Może to pomyłka? W przeciwnym wypadku jego życiu groziło niebezpieczeństwo, a jeśli zmuszono by go do mówienia, także życiu Wergiliusza. Nagle zrozumiał, dlaczego wśród żołnierzy, których dał mu do eskorty jego wspólnik, nie widział znajomych twarzy. Powinien mieć się na baczności i zaraz po dotarciu do Tarraco otoczyć się ludźmi zdolnymi go ochronić. Nie miał pojęcia, jak daleko sięgały wpływy duumwira. Od tej chwili jego życiową maksymą powinna stać się nieufność. Jedynie wspomnienie Adriany, którą miał już teraz tylko dla siebie, oderwało na chwilę jego myśli od impasu, w jakim się znalazł. Jego siostra należała do niego, do końca życia, chociaż nie był pewien, czy w zaistniałej sytuacji zdąży się nią nacieszyć.

Sen o Rzymie

Подняться наверх