Читать книгу Sen o Rzymie - Xulio R. Trigo - Страница 9

2.

Оглавление

Każdej nocy po pożegnaniu z Sullą Adriana martwiała ze strachu, nie mogąc przez chwilę złapać oddechu. Chłopak przeskakiwał przez niski mur otaczający ogród, a ona, stojąc w drzwiach i patrząc jak znika, biła się z myślami, czy nie powinna pójść za nim. Wiedziała, że wierny i milczący Lucjusz czuwał nad nimi w pałacu, ale poza jego murami świat wyglądał zupełnie inaczej, a na ulicach Tarraco jeszcze nie można było czuć się równie bezpiecznie jak w Rzymie.

– W moim towarzystwie nic ci się nie może stać, ale jeśli ktoś zobaczy cię samego, może sobie pomyśleć bóg wie co – mówiła mu, przestraszona.

– Jesteś córką gubernatora, na razie nikt nie może zobaczyć nas razem – odpowiadał Sulla, po czym znikał w ciemnościach, ryzykując spotkanie z legionistami patrolującymi tę część miasta.

Chociaż czasami napomykali o przyszłości, zazwyczaj w rozmowie unikali tego tematu, ponieważ nie potrafili dojść do zadowalających oboje wniosków.

Sulla zniknął w uliczce już jakiś czas temu, ale Adriana nadal patrzyła w dal, jakby oczekując, że zaryzykuje i wróci, by skraść jej ostatni pocałunek. Wmawiała sobie, że paraliżujący ją strach wynikał ze zmartwienia o nocne eskapady jej ukochanego, chociaż wiedziała, że w rzeczywistości istniała o wiele poważniejsza przyczyna. Sulla był pierwszym mężczyzną, z którym była tak blisko. Podczas gdy wszyscy spali, oni ukrywali się w zaroślach w północnej części ogrodu i całowali się, a ich serca zaczynały bić w piersiach jak oszalałe. Żeby je uspokoić, wystarczyło zrobić jeszcze ostatni krok, jednak Adriana nadal nie mogła się na to zdobyć, chociaż spotykali się potajemnie już od miesiąca.

Tymczasem niespokojny Lucjusz czuwał nad nimi ukryty wśród drzew. Mimo że już wcześniej postanowił, iż pozwoli Adrianie samodzielnie odnaleźć szczęście, przez cały czas dręczyła go myśl, jak powinien się zachować, jeśli pewnego dnia dojdzie do zbliżenia, które wydawało się nieuniknione. Wielokrotnie prosił córkę gubernatora, żeby spotykała się z Sullą nieco rzadziej, ale młodzieńcza namiętność była silniejsza od rozumu.

Adriana dziwiła się, że Sulla nie protestował, gdy powstrzymywała jego miłosne zapędy. Zamiast dalej nalegać, chłopak zaczynał opowiadać jej na przykład o ostatniej podróży ojca do Rzymu lub o wykładach Apollodorosa, który był również jej nauczycielem i dzięki któremu ich drogi przypadkiem się zetknęły.

– Wczoraj poznałem nowego ucznia, niejakiego Perthusa, wieśniaka z gór Ausy. Jest tak nieśmiały, że Apollodoros nie będzie miał z nim łatwo, ale zdaje się, że został polecony przez Antoniusza Musę, osobistego medyka Oktawiana... – opowiadał pewnego razu, jak zwykle trzymając ją za ręce; kiedy to robił, serce Adriany zaczynało bić spokojnym rytmem.

– Nie powinieneś tak o nim mówić – oburzyła się wtedy. Córka gubernatora nie lubiła, kiedy pogardzano tubylcami, a tym bardziej, jeśli robił to Sulla. – Ty również pochodzisz z hiszpańskiej rodziny, a wkrótce zostaniecie uznani za pełnoprawnych rzymskich obywateli.

– Najpierw Rzymianie muszą wygrać wojny na północy, a obawiam się, że to nie będzie łatwe. Mówiłem ci przecież, że moja rodzina została zromanizowana dwadzieścia lat temu, za panowania wielkiego Juliusza Cezara, który wyniósł Tarraco do kategorii kolonii. Poza tym szkoda, że nie widziałaś tego Perthusa. Nadal ubiera się w owczą skórę. Apollodoros będzie musiał się napracować, żeby go czegoś nauczyć, i wygląda na to, że będziemy mieli razem niektóre lekcje.

Adriana wiedziała, o czym mówi jej ukochany. Ona również pobierała nauki u starego nauczyciela – Rzymianina, który zdobył sławę w Grecji dzięki swoim niekończącym się sporom dialektycznym prowadzonym z mędrcami ze szkoły ateńskiej. Od roku każdego ranka Apollodoros zjawiał się w domu gubernatora, by do południa zajmować się edukacją dziewczyny. Jego ulubionym tematem było prawo miejscowej ludności do życia w pokoju oraz to, że Rzymianie powinni zapewnić rdzennym mieszkańcom wykształcenie i pomagać w rozwijaniu takich dziedzin jak rolnictwo czy handel.

Dzsiaj o Asuańczyku zaczęła mówić Adriana, lecz Sulla zręcznie zmienił temat i zaczęli rozmawiać o pogłoskach krążących po mieście. Gubernator wydał rozkaz podwojenia liczby patroli, ale nikt tak naprawdę nie wiedział, przed jakim niebezpieczeństwem miały chronić ani przeciwko komu skierowany był spisek, który podobno szpiedzy wykryli w najgorszych spelunach Tarraco.

– Twój ojciec, gubernator Manni – powiedział Sulla – powinien uważać na obcych, a Perthus jest jednym z nich.

– Nie przesadzaj – odrzekła Adriana. – Kiedy cesarz przebywa w mieście, nikt nie odważy się nic zrobić. To byłoby samobójstwo. Czasy, w których twój lud sprzeciwiał się zaciekle panowaniu rzymskiemu, już dawno minęły. Generałowie walczący na północnych ziemiach w końcu stłumią ostatnie ogniska zapalne buntu. Gdy tylko Oktawian August wyzdrowieje, ponownie stanie na czele wojsk.

Rozmawiali jeszcze przez chwilę, po czym nadszedł czas pożegnania. Adriana, patrząc z niepokojem na sączące się do atrium światło księżyca, pozostała w ogrodzie i poprosiła przed lararium opiekuńcze bóstwa domowe, by czuwały nad jej ukochanym.

Stosownie do woli cesarza, jako dobra Rzymianka, została wychowana zgodnie z najstarszymi rzymskimi zwyczajami. Nie wierzyła jednak w żadnych bogów. Wydawało jej się niemożliwe, by za wszystkimi sprawami stało tak wiele potężnych istot wyższych. Jak one się dogadywały między sobą?

To właśnie Apollodoros nauczył ją takiego myślenia. Nie bez powodu jej nauczyciel był gorliwym zwolennikiem Arystotelesa. Z tym większą przyjemnością tłumaczył swej uczennicy podstawy logiki, że dziewczyna potrafiła korzystać z niej w praktyce. Każdy powód był dla niej dobry, aby tworzyć sylogizmy, na podstawie których, po ustaleniu istoty pewnych rzeczy, dochodziła do zupełnie nowego wniosku. Kiedy rozmyślała o pięknie otaczającego ją świata, dziwiła się jednocześnie, że było dziełem tak różnych od siebie bogów. Zaprzeczenie temu faktowi wydawało jej się niemal obłudą. Być może naprawdę istniało wielu bogów i każdy miał pod opieką coś innego. Nie wydawało się jej to logiczne, choć wiarę w nich Rzymianie odziedziczyli po greckich mędrcach.

Tymi wątpliwościami nie mogła dzielić się z Sullą. Jednak nie dlatego, że był prymitywny jak inni tubylcy, o których słyszała, ale z powodu jego odmiennego spojrzenia na życie. Sulla chciał z niego korzystać, osiągnąć dobrą pozycję w rzymskim społeczeństwie i zapomnieć o swoich korzeniach.

Te różnice między nimi, zamiast odstraszać, zachwycały Adrianę. Ich dyskusje, z czasem coraz bardziej żarliwe, wynikały z czegoś trudnego do określenia, jakiegoś nigdy niezaspokojonego do końca pragnienia. A rodzące się między nimi uczucie nie pozwalało Adrianie dłużej zwodzić ukochanego.

Córka gubernatora z trudem stłumiła ziewanie i postanowiła wrócić do swej komnaty, żeby oddać się zasłużonemu odpoczynkowi. Postanowiła, że spróbuje zasnąć, chociaż z góry wiedziała, że będzie to trudne, ponieważ jej myśli cały czas krążyły wokół Sulli. Być może była to kara bogów za to, co o nich myślała.

– Czy coś się stało, centurionie? – zapytała ze zdziwieniem na widok Lucjusza, który pojawił się nagle przed nią, nie zachowując ustalonych norm.

Lucjusz nie odpowiedział, ale po wyrazie jego twarzy można było wnioskować, że coś musiało się wydarzyć. Centurion ze smutkiem często wspominał zmarłą matkę Adriany; z powodu częstych nieobecności gubernatora i Lukanosa Lucjusz stał się opiekunem dziewczyny i chociaż traktował ją niemal jak własną córkę, nie potrafił mierzyć się z trudnymi sytuacjami. Manni został gubernatorem Tarraconensis – jednej z prowincji, na które została podzielona Hispania – wkrótce po przybyciu Oktawiana Augusta do miasta. Dziewczyna odziedziczyła po nim talent do zarządzania, czym często zaskakiwała żołnierzy.

– Pani...

– Wyduś to wreszcie! Nie mogłam spać, dlatego wyszłam do ogrodu, ale nie mam zamiaru czekać w nieskończoność, żebyś powiedział mi, o co chodzi.

Pomimo pozornej stanowczości dziewczyny centurion zauważył w jej spojrzeniu błysk niepewności. Tym razem jednak nie miał zamiaru karcić jej za jakiś wybryk czy schadzki z Sullą. I, prawdę mówiąc, Lucjusz wolałby umrzeć, niż przekazać jej tę nieuchronną wiadomość.

– Chodzi o waszego ojca...

– Co z nim? Przecież jest na jakimś spotkaniu. Chcesz mnie uprzedzić, że może wrócić do domu pijany? Zdążyłam już poznać męskie zwyczaje.

– Nie, pani. Wasz ojciec... – Lucjusz przełknął ślinę. – Wasz ojciec nie żyje! Został zamordowany!

– Co ty wygadujesz? Mogę cię ukarać za tego rodzaju żarty!

– To nie żart. Jak mógłbym w ten sposób żartować? – Zaskoczony i nieświadomy, że dziewczyna nie zrozumiała jego słów, nagle poczuł ogarniającą go słabość. W tym momencie nie byłby w stanie stawić czoła żadnemu przeciwnikowi. Jakby raptem przypomniał sobie o wszystkich stoczonych przez siebie bitwach, być może zbyt wielu jak na ogrom potworności, jakie był w stanie znieść człowiek.

Tymczasem Adriana w końcu zrozumiała, co się stało. Objęła rękami brzuch i zgięła się w pół. W głębi duszy zawsze obawiała się, że to może się kiedyś wydarzyć. Manni żył pod ciągłą presją oraz w otoczeniu coraz większej liczby zdeklarowanych wrogów, których zyskał po objęciu funkcji gubernatora, jakiej pragnęli dla siebie sławni i zasłużeni generałowie.

Po policzkach Adriany zaczęły spływać łzy. Wątpliwość ustąpiła miejsca pewności, poczuła ból, wewnętrzną pustkę i dziwne zawroty głowy. Spojrzała na centuriona, jakby chciała dać mu szansę, by wszystkiemu zaprzeczył.

– Pojmano jego zabójcę z rękami splamionymi krwią. Wszystko wskazuje na to, że z całą pewnością...

Lucjusz chciał ją pocieszyć tą wiadomością, jednak miał świadomość, że nie może powiedzieć całej prawdy. Kiedy dziewczyna w końcu ją pozna, poczuje o wiele bardziej przeszywający ból niż ten po stracie ojca, z którym tak naprawdę niewiele ją łączyło.

Sen o Rzymie

Подняться наверх