Читать книгу Limassol - Yishai Sarid - Страница 8
ОглавлениеStarałem się przekonać Chaima, żeby mnie zwolnił z tej chałtury. Chaim był ostatnim ze swojego pokolenia, który jeszcze został w służbie. Prawie pięćdziesięciolatek ze zmiażdżoną nogą, pamiątką po nieudanej akcji w Libanie, pracoholik. Kiedy go poznałem, nie nosił już jarmułki, choć nadal był pobożny. Ale w ostatnich latach znów założył czarną kipę.
– Możesz do tej sprawy przydzielić kogokolwiek – powiedziałem. – Wybierz sobie kogoś z działu żydowskiego, weź sobie jakąś dziewczynę, bo ja naprawdę nie mam czasu na lekcje literatury. Pędzę jak szalony, od wczoraj się nie kąpałem i śmierdzę bardziej niż aresztanci. Chaim, zrób to dla mnie i daruj mi to.
Zagniewany odrzekł, że jestem jedynym, który może wykonać to zadanie. Historia tej kobiety jest tak dziwna i złożona, że tylko ja się do tego nadaję. Nie może przecież wysłać do niej żadnego ze swoich „rzeźników” ani też żadnej dziewczyny. Poza tym pięknie piszę, podobają mu się moje raporty z przesłuchań, bo nie są szablonowe jak u innych. Nie powinienem też zapominać, że w czasie rozmowy o przyjęcie do pracy powiedziałem, że chodzę na kurs kreatywnego pisania.
– Jak to usłyszeliśmy, zabrzmiało to gorzej, niż gdybyś powiedział, że wstrzykujesz sobie heroinę. – Zaśmiał się. – Ledwo ich przekonałem, żeby cię przyjęli, bo nie chcieli tu żadnych artystów. Bali się, że jesteś jakimś pieprzonym szpiegiem z gazety. A ty sam nie żałujesz czasami, że nie zostałeś pisarzem?
Powiedziałem Chaimowi, żeby się odwalił.
– Naprawdę mógłbyś zostać pisarzem – podlizywał się teraz. – Masz przenikliwy wzrok, a naprawdę najlepsi korzystają z rozumu, a nie z siły. Do tego trzeba mieć pewność siebie, pozwolić sobie na wrażliwość i nie poddawać się zezwierzęceniu. Trzeba patrzeć na człowieka, starać się wejść w jego głowę, a nie od razu walić go w mordę.
Starałem się przypomnieć sobie zatrzymanych, których przesłuchiwałem w ostatnich dniach, ale żadna gęba nie utkwiła mi w pamięci.
– Chaim, tracę już swoje zdolności. Ja sam staję się już rzeźnikiem. Nie mam cierpliwości, żeby odnosić się do nich subtelnie, tu od razu trzeba pokazać siłę. Oni cię nie zrozumieją, jeśli jesteś wobec nich delikatny. Również oni działają według pewnych zasad gry, spodziewają się poniżenia, czekają na cios, na gacie pełne gówna, by potem mieć usprawiedliwienie, że się przyznali. Nienawidzą nas i chcą uczciwie zapracować na tę nienawiść. Jest tego za dużo, brakuje spokoju, nie ma czasu na nocne rozmowy, żeby poczęstować papierosem i usłyszeć historyjkę o dziadku, który uciekł na osiołku w czasie Nakby[12] i pozwoli dotrzeć do jego brata, który właśnie poszedł się wysadzić w zamachu. Chaim, elegancja umarła, już nie jest tak jak w dawnych czasach.
Chaim popatrzył na mnie i wyglądał na przestraszonego. Zazwyczaj nie mówiłem aż tyle.
– Musisz odpocząć – powiedział jakby z oddali. – Kiedy ostatni raz byłeś w domu? Kiedy spędziłeś wieczór z żoną?
– Przestań, Chaim, nie mówisz przecież tego poważnie. Nie mogę się teraz zatrzymać w środku wyścigu, Chaim. Nie muszę ci przecież tłumaczyć, jak jest. Nawet gdy jestem w domu, moje myśli znajdują się tam, na dole.
– Musisz od czasu do czasu odpocząć – powiedział z zaniepokojonym spojrzeniem, którego dotychczas nie znałem. – Musisz przewietrzyć głowę, pomyśleć o innych sprawach. Przynajmniej w sobotę, a już wkrótce święta. Nie wolno mieszać modlitwy z innymi myślami, nie wolno myśleć o pieniądzach, to z tego powodu wróciłem. Z czasem uświadamiasz sobie, że w tym tkwi cała wielkość. Pobądź z żoną. Posiedź z nią przy stole, zróbcie sobie jeszcze jedno dziecko, bo potem pożałujesz, że się spóźniliście. Zdejmij z tego ciężaru na plecach kilka gramów, nic się nie stanie. I nikogo nie bij, bo w ten sposób sam się niszczysz.
Spojrzenie Chaima towarzyszyło mi potem przez wiele godzin i dni, ale tamtego wieczoru, kiedy zamierzałem wrócić do domu i zdążyć wykąpać dziecko, moja komórka płonęła od kolejnych raportów o arabskim chłopaku, który gdzieś zaginął, nosząc na ciele pas z dynamitem, niczym pan młody w dniu swoich zaślubin. Pojechałem natychmiast tam, gdzie miałem jechać, a nad ranem byłem już zachrypnięty od krzyków. Tamtej nocy z nikim się już nie cackałem.
12 Nakba (arab. katastrofa) – pojęcie określające masową deportację lub ucieczkę arabskich mieszkańców Palestyny w czasie izraelskiej wojny wyzwoleńczej w 1948 r.