Читать книгу Kod śmierci - Zbigniew Wojtasiński - Страница 7
2
Оглавление– Piękny widok, prawda? – powiedział dr Mrówka. Stali na wzgórzu w Kurzętniku, gdzie sterczą wciąż ruiny, a raczej resztki dawnego zamku krzyżackiego. Stąd widać całe Nowe Miasto i okoliczne tereny. Ale Nowe Miasto wcale nie jest nowe, powstało w czasach średniowiecza na terenach dawnego Zakonu Krzyżackiego.
Mądrala stał i słuchał, choć dzieje tego miasta najmniej go interesowały. Nie miał, na razie, innego wyjścia.
– Wie pan, że niewiele brakowało, a tutaj Jagiełło w lipcu 1410 r. starłby się z Krzyżakami? Ulrich von Jungingen zastawił na niego pułapkę nad wijącą się w dole rzeką Drwęcą. A Polacy nie dali się nabrać. Ominęli to miejsce i poszli dalej. Spotkali się dopiero pod Grunwaldem. Historia tego miasta mogła zupełnie inaczej wyglądać.
Ciekawe…
Mądrala zmarszczył brwi i nadymał policzki. Ale Mrówka nie zwracał na to uwagi. Od dawna czekał na swoją ofiarę. Archeolog miał na sobie martensy, dżinsy i skórzaną pilotkę.
– Widzi pan w dole zakola Drwęcy? Na lewo od nich są mokradła i bagna. Tu jest ukryta cała historia tych terenów i wiele tajemnic do rozwikłania.
Ciekawe…
– Na razie odkryliśmy tylko jedną z nich, a ledwie ruszyliśmy to miejsce. Może kiedyś odkopiemy rycerza krzyżackiego w pełnej zbroi, z hełmem na głowie, razem z koniem! – dr Mrówka zaśmiał się. Był w swoim żywiole.
Zeszli w dół do rozlewiska. Teraz dopiero było widać, że poza bagnami są tam również torfowiska. W pobliżu stała koparka i maszyna do rozdrabniania torfu, obok barak dla pracowników. Prace w pełni, choć teraz nikogo tu nie było. Mądrala miał już o to zapytać, ale jego przewodnik jeszcze nie skończył:
– Wcześniej nikt nie wydobywał stąd torfu. Ledwie jednak zaczęto prace, a policja je natychmiast przerwała. – Doktor Mrówka spojrzał bacznie na dziennikarza. Nie widząc żadnej reakcji, jedynie bladą twarz, kontynuował: – Całe szczęście, bo skorzysta na tym nauka.
Archeolog ścignął prawy policzek i po raz kolejny mrugnął okiem. Ale to nie było to, o czym myślał Mądrala. Żadna poufałość ani próba skrócenia dystansu. Tik nerwowy. Musiał włożyć sporo wysiłku w to, żeby powstrzymać mimowolny grymas.
– Jakiś wypadek? – zapytał, bo dalsze milczenie źle by się dla niego skończyło.
– Wypadek? – zdziwił się Mrówka. – Nie, przynajmniej nie taki jak pan myśli. Pracownicy byli jednak mocno przerażeni.
– Pewnie przestraszyli się duchów – zagadnął. – Bagna, mgła, a nierzadko i dziwne odgłosy, to znakomita pożywka dla horrorów. Nawet zagorzały ateista może zwątpić – zażartował, ale to nie był jego najlepszy dowcip.
Archeolog ściągnął twarz. Chyba nie bardzo wiedział, co za osobnik do niego przyjechał. Raczej spodziewał się czegoś więcej.
– Dwóch pracowników torfowiska przyszło do pracy tuż przed siódmą rano, jak zwykle – opowiadał. – Przebrali się w tym oto baraku – wskazał ręką – i uruchomili sprzęt. Po kilkunastu minutach jeden z nich krzyknął: „Zatrzymać maszynę do rozdrabniania torfu!”. Doktor Mrówka zawiesił głos i wytrzeszczył oczy jak ryba wrzucana na patelnię.
– Coś go zdziwiło? – zapytał Mądrala, uzmysławiając sobie, że toruński archeolog byłby świetnym showmanem. Wyobraził sobie, jak muszą wyglądać jego wykłady na uczelni.
– Jakby pan przy tym był, redaktorze. – W podajniku znajdował się oblepiony czarną mazią przedmiot przypominający piłkę. Dziwne, prawda? Jeden z mężczyzn nawet żartował, że to może jajo dinozaura. „Albo głowa twojej teściowej” – powiedział drugi.
Mądrala nieco się rozluźnił i wszedł w narrację archeologa.
– Podejrzewam, że rację miał ten drugi?
– Zafrapowani pracownicy postanowili oczyścić znalezisko z torfu, zobaczyli wtedy czaszkę człowieka. Ze skórą, zębami, włosami i jednym okiem. Była niemal kompletna, jakby ktoś ją tu niedawno ukrył. Jeden z mężczyzn zemdlał od razu. Drugi, bardziej rozgarnięty, owinął głowę w ręcznik, wrzucił do bagażnika samochodu. I jak tylko ocucił kolegę, pojechał na policję. „Znalazłem głowę Baranowskiej” – oznajmił na komisariacie w Nowym Mieście.
– Jaka Baranowska? Mądrala był już całkowicie zdezorientowany. Archeolog chyba to dostrzegł.
– Niech pan wybaczy, muszę to opowiedzieć, inaczej nic pan nie zrozumie. – Alicja Baranowska zaginęła ponad 20 lat temu – wyjaśnił – i przez wszystkie te lata plotkowano, że została zamordowana przez swego zazdrosnego męża. Była dużo młodsza od niego i podobno zdradzała go z miejscowymi wielbicielami, a było ich wielu. Czasami nie wracała na noc. A mąż? Po prostu cierpliwie na nią czekał, nie robił jej wyrzutów. Wyobraża pan sobie?
Dziennikarz z Warszawy nie wyobrażał sobie tego. Czekał cierpliwie jak widz w kinie, który pomylił seans i zastanawia się, co ma robić dalej.
– Któregoś dnia Baranowska nie wróciła do domu. Mąż zgłosił jej zaginięcie. Śledztwo nic jednak nie wykazało. Ludzie wiedzieli jednak swoje. Że to mąż ją zamordował i zakopał w lesie lub utopił w pobliskim jezierze. Albo wrzucił do Drwęcy.
– A ciało?
– Jakie ciało?
– Baranowskiej.
– Ciała Baranowskiej nigdy nie odnaleziono. Podejrzewano, że mogła być w ciąży i faktycznie została zamordowana, ale przez jednego z jej kochanków – opowiadał Mrówka. – Również i tej wersji nie potwierdzono. Uznano ją za zaginioną, a śledztwo umorzono. Oczywiście, mieszkańcy Baranowskiemu nie dowierzali. Stał się wyrzutkiem, żył samotnie, nawet w niedzielę na msze przestał chodzić. Czasami widywano go na spacerze z psem, który też był jakiś dziwny, bo gonił koty i gryzł się z psami z sąsiedztwa. Potem nie widziano ani jego, ani psa.
– Wyjechał? – wtrącił Mądrala.
– Panie redaktorze, powiesił się na wewnętrznej klamce drzwi wejściowych do domu. Mieszkańcy, święcie wierząc w swoją wersję tragedii, powtarzali, że popełnił samobójstwo. Ponoć ruszyło go sumienie.
Nie wiadomo jak długo tak leżał po śmierci, nikt go nie odwiedzał. Jego zwłoki odkryto dopiero wtedy, gdy do drzwi domu zapukał przedstawiciel urzędu miasta w towarzystwie komornika i ślusarza. Mężczyzna nie płacił podatków, nie reagował na wezwania. Odcięto mu prąd, wodę i gaz, miał jeszcze inne długi wobec miasta.
Z opowiadania dr. Mrówki wynikało, że ślusarz sforsował zamki, ale nie był w stanie otworzyć drzwi. Pomógł komornik i urzędnik. Wszyscy trzej z taką mocą napierali, aż przewracając się, wpadli do mieszkania. Wprost pod nogi nieżyjącego Baranowskiego.
Ten leżał martwy, nie przypominał człowieka, przynajmniej tego, którego znali. Na czarno ubrany, miał długie posiwiałe włosy, nienaturalnie podłużną głowę oraz wysuszone ciało, a ubranie wyglądało na nim jak u stracha na wróble.
Jedynie ślusarz był w stanie wezwać policję. Urzędnik natychmiast wybiegł z mieszkania i odnaleziono go dopiero na drugi dzień w kościele, kiedy na wpół żywy leżał krzyżem na zimnej posadzce pod posągiem Chrystusa.
Komornik blady na twarzy rzucił się na rozkładające się zwłoki Baranowskiego, obejmując jego głowę. – Prosił o wybaczenie. Wyobraża pan sobie? – Mrówka spojrzał Mądrali prosto w oczy. – W takiej pozycji go znaleziono: szlochającego i obejmującego trupa. I nigdy już nie wrócił do siebie. Był w takim szoku, że trzeba było go odwieźć na leczenie do szpitala psychiatrycznego.
Komornik z poczuciem winy powtarzał, że Baranowski nadal żyje, i że go odwiedza. Jedynie sfingował swoje samobójstwo, żeby ludzie dali mu spokój. Prowadzi z nim długie dysputy. Mieszkańcy jak zwykle plotkowali, że nawiedza go duch Baranowskiego, który się mści za romans z jego żoną.
– To bardzo interesujące, ale chyba odeszliśmy trochę od tematu – wtrącił Mądrala, kiedy archeolog nabrał powietrza. – Nie widzę w tym związku…
Doktor Mrówka podniósł głowę.
– Pan wybaczy, to nie koniec tej historii. Na posesji za domem znaleziono ślady świeżej ziemi. Zaczęto w tym miejscu kopać, sądząc, że może być tam pochowana Baranowska. Że po latach wszystko się wreszcie wyjaśni. „Chciał się z nią pożegnać przed śmiercią”, plotkowano. Jednak w ziemi znaleziono jedynie szczątki psa.
– No tak, tego chyba można było się spodziewać – wtrącił pogodzony z losem Mądrala.
– Tak pan sądzi? Teraz ta stara historia ożyła. Na torfowisko pojechali miejscowi policjanci. Wspólnie z pracownikami w pośpiechu zaczęli przerzucać kolejne bryły torfu. Towarzyszyli im okoliczni mieszkańcy, którzy tłumnie się zbiegli. Wydobyto różne fragmenty ciała: stopę, rękę, część nogi i pośladki, a potem rozczłonkowany tułów. Wszystkie rozrzucone w promieniu 15 m. I wszystkie w dobrym stanie.
„Porąbał ją na kawałki i wrzucił do torfowiska, drań”.
Dopiero wtedy wezwano ekipę śledczą z Torunia. – Ktoś jednak poszedł po rozum do głowy i na wszelki wypadek zwrócono się również do naukowców – powiedział dr Mrówka, znowu mrugając okiem. – Nasze badania antropologiczne szybko wykazały, że mumia z torfowiska to nie Baranowska. W ogóle były to szczątki mężczyzny, a nie kobiety.
Po całkowitym oczyszczeniu głowy wyraźnie widoczne były fragmenty brody, wąsów i bokobrodów. Włosy na głowie były przycięte, najprawdopodobniej dokonano tego tuż przed śmiercią. Również anatomia ciała nie pozostawiła żadnych wątpliwości: to szczątki osobnika płci męskiej.
– Ludzie jednak wiedzą swoje. I nic ich nie przekona. Rozpuszczono plotki, że policjanci z Torunia podmienili odkryte w torfie fragmenty ciała, bo chcieli ukryć nieudolność poprzedniego śledztwa.
Doktor Mrówka badawczo popatrzył na swojego gościa, badając, czy ten na pewno rozumie, o czym mówi. Tym razem się nie zawiódł.
– Trudno się przyznać do błędu, a jeszcze bardziej do zaszczucia człowieka – powiedział Mądrala.
Archeolog rozejrzał się po torfowisku, potem odwrócił się do dziennikarza. – Może zmienią zdanie jak obejrzą zrekonstruowaną głowę mężczyzny i niemal całe poskładane ciało. Pracujemy nad tym. Mam zamiar wystawić je na środku rynku w centrum miasta, między kościołem a ratuszem.
– Radzę dobrze je chronić, szczególnie nocą. A gdzie teraz jest mumia? – zapytał Mądrala.
Mrówka zawahał się, jeszcze raz rozejrzał się po wykopaliskach, potem machnął ręką. – Niedaleko stąd. – Spojrzał na mini coopera, który niewiele wystawał ponad trawnik na pobliskiej łące. Znowu mrugnął okiem i powiedział: – Chodźmy, pojedziemy moim samochodem. Tylko proszę zachować tajemnicę.
Jaką?
Nowe Miasto liczy zaledwie 10 tys. mieszkańców. Wystarczyło kilka minut, by znaleźli się na skraju tego miasteczka, gdzie kończy się ulica, a zaczynają pola, łąki i lasy, a za nimi jeziora. Tam, gdzie znajdował się jedyny w okolicy dom wybudowany w stylu zakopiańskim.
Dom i jego obejście były trochę zaniedbane. Trawnik raczej rozjeżdżony przez samochody niż przycięty. Drewniany stolik oraz krzesła ogrodowe w kontrolowanym nieładzie. Ktoś tu mieszkał, ale brakowały w tym ręki kobiety.
– Dom Baranowskiego? – zapytał nieśmiało Mądrala, kiedy samochód się zatrzymał.
– W rzeczy samej. Użyczyło go nam miasto na czas wykopalisk – powiedział dr Mrówka. – Mamy tu sprzęt i wydobyte przedmioty, a także noclegownię, bo cały dzień i tak spędzamy na torfowisku. Jest nas tylko kilka osób, a dom dość duży. Dziś wyjątkowo nikogo tu nie ma.
Kiedy weszli, Mądrala przyjrzał się drzwiom wejściowym, na których powiesił się właściciel domu, niemal dotykając klamki nosem. – Nie zmienialiśmy jej, nie była zepsuta. Nam to nie przeszkadza – powiedział Mrówka.
Przystanęli w głównym korytarzu mieszkania, jakby się zastanawiali, od czego zacząć zwiedzanie tego domu. Mądrala rozglądał się zakłopotany. Nagle usłyszał:
– Jest pan gotowy?
– Oczywiście, ale na co?
– Na spotkanie ze śmiercią. To nie był żart, archeolog powiedział to z całą powagą. Mądrala jedynie przełknął ślinę. Ze śmiercią miał już do czynienia.
– Chce mnie pan zniechęcić?
– Ani trochę. Odwiedził mnie burmistrz miasta. Kazał pokazać mumię, chciał osobiście się przekonać, że niczego nie ściemniamy. Przyprowadziliśmy go tutaj. Spocił się jak tylko weszliśmy do budynku. Wie pan, ludzie mają wyobraźnię. Kiedy pokazaliśmy wykopane szczątki, zrobił się blady i zemdlał. Twierdził potem, że jest osłabiony, bo złapał grypę. Nigdy więcej już tu się nie zjawił. Idziemy?
Zeszli do piwnicy, gdzie mieścił się garaż i kotłownia oraz sporych rozmiarów pomieszczenie. Było chłodno, podpiwniczenie dość głęboko wkopane w ziemię. Mądrala zauważył mumię niemal od razu. Po prawej stronie stał przeszklony sarkofag, podobny do tych, jakie widział w katakumbach pod klasztorem Kapucynów w Palermo na Sycylii.
Wciąż miał przed oczami zmumifikowane ciała duchownych i świeckich, dziewic, starców i dzieci, które leżą, stoją lub wiszą na ścianach. Część mumii przechowywana była w przeszklonych sarkofagach. Najbardziej zapamiętał Rosalię Lombardo. Dziewczynka zmarła w 1920 r. na zapalenie płuc. Miała zaledwie 2 lata. Jej ciało zabalsamowano. I wciąż wygląda, jakby spała.
Mumia mężczyzny z nowomiejskich torfowisk wyglądała podobnie, choć nie była kompletna. W głowie nie było jednego oka, lewa noga to tylko stopa, a z prawej zachowało się udo i fragment kończyny. Tyle, ile udało się wykopać z torfowiska. Wszystko to poskładano w postać ludzkiego ciała, z niemal całym tułowiem. Podobnie po katastrofie składa się szczątki samolotu, by ustalić, jak do niej doszło.
– W sarkofagu utrzymujemy stałą temperaturę i odpowiednią wilgotność, zastosowaliśmy również środki konserwujące. Wszystko po to, żeby zapewnić warunki podobne do tych, dzięki którym ciało to przetrwało kilkaset lat – wyjaśniał dr Mrówka. Nie ukrywał, że jest dumny ze swych badań.
– Zrobiliście datowanie mumii? Z jakiego okresu pochodzi? – Mądrala miał nadzieję, że archeolog wreszcie odpowie na jego pytania. Wymownym wzrokiem mówił: „Zmiłuj się nade mną”.
– Badaliśmy. Oczywiście. Mamy niemal pewność, że odkopane ciało jest z czasów średniowiecza, może nawet z okresu, kiedy na tych terenach miejscową ludność zaatakowała epidemia dżumy. Czy to pana interesuje? Wysłaliśmy już próbki tkanek do zbadania na obecność patogenów. Czekamy na wyniki.
Mądrala wypuścił powietrze. Po tych słowach był nawet gotów spędzić tu noc razem z mumią.
– Odkopaliście pozostałości innych osób?
– Poza mężczyzną natrafiliśmy w torfowisku na szkielety kobiety i dwojga dzieci. To mogła być cała rodzina, która zmarła na dżumę i pochowano ją razem, na bagnach, żeby nie stanowili zagrożenia dla innych mieszkańców. Na razie nie chcemy tego nagłaśniać. Znowu będziemy mieli na karku mieszkańców twierdzących, że to Baranowska, jej kochanek oraz ich dzieci, których pewnie razem zamordowano.
– A gdzie wysłaliście próbki do badania na obecność drobnoustrojów? – To Mądralę interesowało najbardziej.
– Jak to, gdzie? Do prof. Bazylego Lipszyca, szefa Ośrodka Badań Biologicznych w Warszawie – powiedział dr Mrówka.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.