Читать книгу Na dnie duszy - Anna Sakowicz - Страница 8

DONATA (PRZESZŁOŚĆ)

Оглавление

Donata czuła, jak burczy jej w brzuchu. Nie zjadła dzisiaj śniadania, bo mama wstała bardzo wcześnie do pracy. Jej nastawiła budzik. Musiała sama ubrać się, wyjść i zamknąć za sobą dokładnie mieszkanie. To było niezwykle odpowiedzialne zadanie. Dziewczynka poczuła się dorosła. Pod noskiem mamrotała jakąś wyliczankę, by dodać sobie otuchy. Mama dzień wcześniej pięć razy tłumaczyła, że jak zgubi klucze, to jej nogi z tyłka powyrywa. Dziecko doskonale wiedziało, że to nie są słowa rzucone na wiatr. Rozalia szybko wybuchała gniewem, często bywała rozdrażniona. Czasami krzyczała przez sen. Natka nie lubiła, kiedy mama tak się zachowywała, starała się więc jej nie prowokować i zawsze być posłuszną.

Kiedy siłowała się z zamkiem, usłyszała, że za drzwiami mieszkania naprzeciwko ktoś rozmawia. Dotarły do niej kobiece głosy. Wzdrygnęła się przestraszona.

Kilka dni temu z korytarza dobiegały odgłosy przeprowadzki. Meble uderzały o ściany, a mama komentowała, że chyba obok nich zamieszkają dwie wiedźmy, bo takie chude. Natka ich jeszcze nie widziała. Trochę się bała tych nowych sąsiadek, więc zaraz po tym, jak zamknęła drzwi mieszkania i upewniła się, że zrobiła to dobrze, zbiegła szybko po schodach. Na wszelki wypadek nie oglądała się za siebie.

Tego dnia zapomniała zrobić sobie kanapkę. Teraz siedziała w szkolnej ławce i trudno było się jej skupić na tym, co pokazywała nauczycielka. Uczyli się litery o dwóch brzuszkach. To była poważna sprawa. Natka chciałaby już czytać samodzielnie. Nie mogła się doczekać, kiedy pozna następne literki. Kiedyś mama przeczytała jej jedną historię. Bardzo się jej spodobała. Prosiła mamę, by zrobiła to jeszcze raz, ale ta później powtarzała, że nie ma czasu. Dziewczynka więc przeglądała obrazki i przypominała sobie to, co mama wcześniej czytała. Starała się rozpoznać w literach kształty domów i krasnoludków, ale niestety nie umiała.

– Otwórzcie zeszyty – powiedziała nauczycielka. – Będziemy rysować szlaczki.

Donata wyprostowała się w ławce. Lubiła szlaczki! Starała się je robić jak najpiękniej. Nie odrywała za często ręki, umiejętnie nabierała atrament i pani kilka razy ją za to pochwaliła. Nie zrobiła ani jednego kleksa!

Siedząca koło niej koleżanka jak zawsze zachlapała zeszyt i umorusała sobie palce. Nauczycielka kilka razy podchodziła do niej i pokazywała, jak trzymać obsadkę ze stalówką.

Natce znów coś zaburczało w brzuchu. Skuliła się lekko, nie chciała, żeby ktoś to usłyszał.

– Ej – syknął kolega z ławki obok. Dziewczynka spojrzała w jego kierunku, a łobuz chlapnął w nią atramentem. Krzyknęła. Nauczycielka od razu odwróciła się w jej stronę i upomniała, żeby się dzieciaki nie wygłupiały. Klasa zaczęła się śmiać, bo Natka miała atrament na policzku i kołnierzyku szkolnego fartuszka, który matka niedawno kupiła za pieniądze odłożone specjalnie na szkolne wydatki. Serce załomotało w drobnej piersi. Spuściła głowę i z jeszcze większą zaciętością rysowała szlaczki. Nie pozwoliła spłynąć łzom. Zacisnęła paluszki na obsadce.

Atrament nie chciał się zmyć. Na twarzy pozostał jej niebieski ślad, na kołnierzyku duża plama. Wracając po szkole do domu, płakała. Nienawidziła chłopaków ze swojej klasy. Szczególnie tego wrednego Jaśka.

– Mamo, mamo – zawołała od progu i płaczliwym tonem poskarżyła się na kolegę.

Rozalia spojrzała na to swoje, pożal się Boże, dziecko. Widziała w nim podobieństwo do Konopki, chociaż starała się za wszelką cenę tego nie dostrzegać. To było jednak silniejsze od niej.

– Aleś się upaprała!

– To nie ja – zapłakała. – To ten głupi Jasiek.

– Jesteś niezdarą – skomentowała matka. – To ja od ust sobie odejmuję, żeby ci fartuch kupić, a ty po kilku dniach już go zniszczyłaś?!

– To nie ja – broniła się.

– Jak nie ty?! A kto ma upaprany kołnierz? Ja?

– Mamo… – zachlipała. A Rozalia nagle chwyciła ją i zdzieliła ręką w tyłek. Raz, drugi i trzeci. Zapiekło. Natka zaczęła płakać. Nie wiedziała jednak, że matka nie biła jej, ale Juliana Konopkę.

– Następnym razem nie daj się ochlapać, bo złoję skórę pasem!

Na dnie duszy

Подняться наверх