Читать книгу Na dnie duszy - Anna Sakowicz - Страница 9

WSPÓŁCZESNOŚĆ

Оглавление

Donata idealnie wymytą i prawie wydezynfekowaną dłonią sięgnęła po dokument. Jego opieczętowane strony wzbudziły w niej niezdefiniowane napięcie. Niemalże oczekiwała fizycznego bólu mającego za chwilę przeszyć jej ciało. Wystarczyło zetknąć opuszki palców z kartkami, które stały się nagle ważnym rekwizytem w grze, w jaką wszyscy zostali wciągnięci w momencie śmierci Rozalii. Jej matka nigdy nie wspominała o testamencie. Ani jednym słowem się nie zdradziła, że przygotowuje córce taką niespodziankę.

– Rany – jęknęła.

– A testamentu nie odczytuje prawnik? – spytała Ewa. – W filmach amerykańskich to zawsze jest jakiś gościu w garniaku.

Nikt jednak się nie zaśmiał, nikt nie raczył też odezwać się słowem. Oczy wszystkich były wyczekująco wpatrzone w Donatę, w której dłoniach drżała biała kartka. Kobieta przeskakiwała wzrokiem po literach, pędząc do ostatniej kropki. Wreszcie opadła na fotel i podała dokument mężowi.

– No mówcie, bo zaraz zwariuję – rzuciła Iwona, jakby sprawa mogła dotyczyć jej osoby. – Co tam jest?

– Słuchajcie – zaczął Stanisław i również usiadł. Inga miała wrażenie, że z matki i ojca uszło nagle powietrze. Chwyciła więc kartkę i zaczęła głośno czytać. Rodzina słuchała z uwagą, choć z jednych ust wyrywały się lekceważące prychnięcia.

– Rozumiecie coś z tego? – spytała po wybrzmieniu ostatniego zdania.

– Babcia przepisała mieszkanie na mamę – powiedział rzeczowo Paweł. – To było oczywiste, bo nie miała więcej dzieci, ale że tobie daje jakieś swoje dzienniki? – Spojrzał uważniej na siostrę. – Po co? A ten tekst tutaj, że przeprasza za przyszłość? Chyba coś się babce pomieszało, bo za przeszłość powinna jednak przeprosić swoją córkę.

– No, ale podzieliła między nas też swoją biżuterię – dodała Iwona. – Zbyt dużego majątku to ona się raczej nie dorobiła.

– Czy ty naprawdę musisz gadać tylko o kasie? – zdenerwowała się Inga.

– Słuchajcie. Uspokójmy się – wtrącił Stanisław. – I tak trzeba zgodnie z zaleceniem babci pójść do tego notariusza i odebrać klucz do skrytki bankowej. Nie wiemy dokładnie, co tam jest. Nikt z nas raczej nie pamięta, żeby babcia w ogóle posiadała drogą biżuterię, więc nie ma co się ekscytować. Zaraz zadzwonię do tego prawnika i się wszystkiego dowiem.

– Tombaku chyba tam nie trzymała, co? – zakpiła Iwona.

– Dla mnie to wszystko dziwne… – zamyśliła się Inga. Skrytka bankowa i babcia pasowały do siebie jak pięść do nosa. Co prawda, nikt z rodziny nigdy nie pałał wielką miłością do staruszki, bo wyrządziła wiele krzywd swojej córce, ale chyba by wspomniała coś o testamencie czy też swoim skarbie. O ile jakiś skarb w ogóle istniał.

– O rany – zapiszczały bliźniaki. – Prababcia może była szefem mafii!

– Jak w filmie, nie? – Uśmiechnęła się Ewa. – Nie wiedziałam, że w Polsce można mieć sejf w banku. Każdy może sobie taki wykupić?

– Tak – odparła Inga. Jako księgowa wiele nasłuchała się od swoich klientów. Wiedziała, że sporo osób wynajmuje skrytki bankowe. Nie można było przecież trzymać wszystkich kosztowności w domu. Jak kogoś było stać na brylanty, to i na sejf w banku. – To nawet nie jest takie drogie w skali roku. Kilkaset złotych chyba.

– Ale że babcia? – nie dowierzał Paweł. – Przecież ona niczego nigdy nie miała poza tym mieszkaniem. Nawet samochodu się z dziadkiem dorobili na krótko. Czym oni jeździli? Syrenką czy dużym fiatem?

– W tamtych czasach to były świetne auta, nie każdego było na nie stać – skomentował Stanisław.

– Widzisz, jaka niespodzianka? – burknęła Inga.

– Ale czekajcie – zawahał się nagle. – Babcia jednak wykupiła to mieszkanie z dziadkiem – powiedział i przeciągnął wzrokiem po zgromadzonych.

– No, a co to zmienia? – wzruszyła ramionami Iwona, jakby przeczuwając, że zaraz wszystko przepadnie.

– Dużo. Przecież dziadek Olek nie był z nami spokrewniony, tak? A naszej mamy nigdy nie adoptował. A z tego wynika, że babcia nie może całego mieszkania przepisać, komu chce, przecież po Olku może dziedziczyć jego rodzeństwo.

– Puknij się w łeb – rzuciła Inga. – Dziadek nie miał rodzeństwa. A zresztą babcia musiała uregulować to chyba po jego śmierci.

– No tak, ale kogoś chyba miał, więc…

– Proponuję jednak nie spekulować – wtrącił ojciec. – Musimy i tak pójść do prawnika.

– Dobra. – Donata uniosła dłonie. – Jak my się zachowujemy? Moja mama jeszcze niepochowana, a my tylko o pieniądzach mówimy?! Trzeba się pomodlić za jej duszę, a nie takie dyrdymały gadać! – Otarła łzę, która próbowała spłynąć po policzku. Po chwili zerwała się z miejsca i pobiegła do łazienki. Pewnie właśnie szorowała dłonie. Pocierała je mocno, aż palce zrobiły się czerwone. Potem spojrzała w lustro. Była podobna do matki. Miały te same oczy. Wielkie, ciemne… I te rzęsy… Tak samo też marszczyły czoło. I włosy. Kruczoczarne. Olek też miał takie, więc spokojnie mogła uchodzić za jego córkę, szkoda, że tak późno pojawił się w życiu jej matki.

– Zdenerwowałeś mamę – Inga rzuciła w stronę brata. Ten jednak nie zwracał na to uwagi. Jeszcze raz dokładnie czytał ostatnią wolę babci. Szukał czegoś pomiędzy słowami, gdyby mógł, przecedziłby je przez sito, by pozbyć się prawniczego bełkotu i wydobyć jedynie esencję przekazu.

– Pewnie u notariusza są wszystkie dokumenty – powiedział jakby sam do siebie. – Kto by pomyślał, że babka była taka przezorna?

– Mógłbyś jednak okazać trochę szacunku, jutro pogrzeb – zgromił go ojciec. Zabrał mu dokumenty i po chwili cała rodzina wróciła do pakowania rzeczy w worki. Tylko on zamknął się w sypialni babki i zadzwonił do notariusza, by umówić ich na spotkanie.

Ewa ściągnęła z wieszaka stary płaszcz babci, zobaczyła dwa mole, które przestraszone brakiem kryjówki, poleciały w głąb mieszkania. Nastolatka wzdrygnęła się na widok owadów i z obrzydzeniem odrzuciła płaszcz.

Na dnie duszy

Подняться наверх