Читать книгу World of Warcraft - Aaron Rosenberg - Страница 6

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Оглавление

– Ner’zhul!

Krwawy Bies i Gas Rzezidusza wmaszerowali do wioski, jakby do nich należała, obute stopy wybijały pospieszny rytm na ubitej ziemi. Zaciekawieni mieszkańcy wystawiali głowy z okien i zza uchylonych drzwi prostych domostw, by zaraz się cofnąć, gdy intruzi mierzyli ich przeszywającym wzrokiem nienaturalnie płonących oczu.

– Ner’zhul! – krzyknął Krwawy Bies tonem zarazem zimnym i rozkazującym. – Chcę z tobą mówić!

– Nie wiem, ktoś jest – warknął jakiś głos za jego plecami – i nie dbam o to. Wszedłeś nieproszony na ziemie klanu Cienistego Księżyca. Odejdź albo zginiesz.

– Muszę rozmawiać z Ner’zhulem – odparł rycerz śmierci, odwracając się, by stawić czoła potężnemu orkowi, który groźnie stanął za jego plecami. – Powiedz mu, że Teron Krwawy Bies jest tutaj.

Imię to zaniepokoiło orka wyraźnie.

– Krwawy Bies? Jesteś rycerzem śmierci? – Skrzywił się, odsłaniając kły aż do nasady, i obrzucił spojrzeniem Terona oraz jego towarzysza, wyraźnie przy tym zbierał się na odwagę. – Nie wyglądacie mi na niebezpiecznych.

– Jesteśmy wystarczająco niebezpieczni – zapewnił go zimno Rzezidusza. Obrócił się i skinął czemuś, co znajdowało się poza zasięgiem wzroku orka. Kilka postaci o twarzach osłoniętych kapturami, w głębi których widać było płonące oczy, wyłoniło się z cieni zalegających między domostwami. Ustawili się za plecami swych dwóch pobratymców. Teron zaśmiał się, a stojący naprzeciw niego ork z wysiłkiem przełknął ślinę.

– A teraz biegnij, przyprowadź swego pana, w przeciwnym razie spotka cię nagła śmierć.

– Ner’zhul nie chce nikogo widzieć – oznajmił ork, zaczynał się pocić nerwowo, ale najwyraźniej miał swoje rozkazy.

Krwawy Bies westchnął, powietrze wciągane i wypuszczane z martwych płuc zaświstało dziwnie.

– Zatem nagła śmierć – stwierdził. I zanim ork zdążył coś powiedzieć, Krwawy Bies wyciągnął dłoń w rękawicy z kolczej plecionki i wymruczał coś pod nosem. Wojownik próbował zaczerpnąć powietrza, zgiął się wpół, potem osunął na kolana. Teron zacisnął pięść i nagle krew bluznęła z nosa, oczu i ust bezradnego orka. Krwawy Bies odwrócił się w tym momencie, wyraźnie niezainteresowany dręczeniem drobnej niedogodności.

– Mroczna magia! – zakrzyknął jeden z wojowników klanu Cienistego Księżyca, chwytając za topór. – Zabić czarnoksiężników, zanim dopadną jeszcze któregoś z nas! – ryknął, a jego towarzysze natychmiast porwali za broń.

Krwawy Bies odwrócił się w ich stronę błyskawicznie, zmrużył ze złością płonące oczy.

– Skoro wszyscy chcecie umrzeć, niech i tak będzie. Ja porozmawiam z Ner’zhulem! – Tym razem wyprostował obie ręce i z czubków palców polała się ciemność. Eksplodowała niczym lśniący czarny płomień, przewracając orka, który próbował rzucić w Terona toporem, a także jego współbraci. Leżeli, gdzie powalił ich wybuch, wrzeszcząc w agonii.

– Przestań! Dość już było zabijania! – głos starego orka rozbrzmiewał autorytetem. Teron opuścił ręce, a jego towarzysze cofnęli się, obserwując swego przywódcę.

– Tutaj więc jesteś, Ner’zhulu… – zawarczał Krwawy Bies. – Tak też myślałem, że w ten właśnie sposób zwrócę twoją uwagę. – Odwrócił się, by spojrzeć na starego szamana, i z cieniem zdziwienia przyjął fakt, że twarz Ner’zhul miał pomalowaną na biało. Wygląda niemalże jak czaszka, uznał w duchu. Ich spojrzenia w końcu się skrzyżowały; oczy Ner’zhula rozszerzyły się gwałtownie.

– Ja… śniłem o tobie – mruknął. – Miałem wizję śmierci i oto jesteś: jej posłaniec we własnej osobie. – Długimi zielonymi palcami bezwiednie sięgnął do czaszki wymalowanej na twarzy. Drobne płatki bieli posypały się pod dotknięciem. – Od dwóch lat o tym śniłem. Zatem przyszedłeś po mnie. Po nas wszystkich. Przyszedłeś zabrać mą duszę!

– Bynajmniej. Przyszedłem ją ocalić. Ale… po części masz rację: przyszedłem po ciebie, ale nie w tym sensie, który masz na myśli. Chcę, byś nas poprowadził.

Ner’zhul sprawiał wrażenie zmieszanego.

– Poprowadził? Dlaczego? Żebym mógł bardziej jeszcze zaszkodzić Hordzie? Czym nie zrobił już dość? – W oczach starego szamana kryła się udręka. – Nie. Skończyłem z tym. Raz już poprowadziłem nasz lud: prosto w intrygę Gul’dana, prosto w knowania, które skazały ten świat na zagładę, do bitwy, która niemal nas zniszczyła. Gdzie indziej szukaj wodza.

Teron zmarszczył brwi. Sytuacja nie rozwijała się tak, jak tego oczekiwał. Nie mógł przecież zgładzić Ner’zhula jak członków jego klanu.

– Horda cię potrzebuje – spróbował ponownie.

– Horda zginęła! – uciął gwałtownie Ner’zhul. – Połowa naszego ludu przepadła, uwięziona w tym straszliwym świecie, stracona dla nas na wieczność! I temu mam wedle ciebie przewodzić?

– Nie zostali utraceni na wieczność – odparł rycerz śmierci i spokojna pewność w jego głosie sprawiła, że Ner’zhul zaniechał swych protestów. – Portal został zniszczony, ale można go odtworzyć.

Te słowa przykuły uwagę Ner’zhula.

– Co?! Jak?!

– Niewielka szczelina pozostała na Azeroth – wyjaśniał Krwawy Bies – a ta strona jest nienaruszona. Pomogłem stworzyć Mroczny Portal i teraz potrafię go wyczuć. Mogę pomóc ci poszerzyć szczelinę na tyle, by Horda mogła przez nią przejść.

Wydawało się, że szaman rozważa te słowa przez chwilę, ale potem potrząsnął głową, niemal widać było, jak zbiera się w sobie.

– I co dobrego z tego dla nas wyniknie? Przymierze jest zbyt potężnym przeciwnikiem. Horda nigdy nie wygra. Nasz lud jest już właściwie martwy. Jedyne, co możemy zrobić, to wybrać rodzaj śmierci. – I znów jego palce, jakby wiedzione własną wolą, zbliżyły się do wizerunku wymalowanego na twarzy szamana. Jego słabość wzbudziła obrzydzenie w Teronie. Ciężko było uwierzyć, że ten wrak, opętany obsesją śmierci, swojej i innych, był kiedyś tak bardzo szanowany.

I niestety nadal potrzebny.

– Śmierć nie jest jedynym wyjściem, nie jeśli odbudujemy portal i go użyjemy – zapewnił szamana, siląc się na cierpliwość. – Nie musimy wygrać, nie musimy nawet ponownie stawać do walki z Przymierzem. Ja mam względem Hordy całkiem inne plany. Jeśli zdołam dotrzeć do paru artefaktów… Dowiedziałem się o pewnych kwestiach od Gul’dana…

– Gul’dan i jego knowania, nawet zza grobu usiłuje sięgnąć, pochwycić życia innych, zniszczyć je! – Obrzucił Krwawego Biesa spojrzeniem pełnym gniewu. – Ty i twoje plany! Jaką moc zyskasz, gdy się powiodą? Władza i potęga, tylko na tym wam zależało, wy bękarty z Rady Cieni!

Cierpliwość Terona, która nigdy nie była zbyt znaczna, wyparowała teraz w mgnieniu oka. Pochwycił starego szamana za ramiona i potrząsnął nim ze złością.

– Dwa lata minęły od chwili, gdy portal się zapadł, a ty ukrywałeś się w swojej wiosce, podczas gdy klany wybijały się nawzajem. Potrzebują jedynie kogoś, kto wskaże im drogę, by znów stały się potężne! Mając twoich popleczników i moich rycerzy śmierci, możemy zmusić klany, by cię posłuchały. Zgładziciel poległ albo został uwięziony na Azeroth i nie ma nikogo poza tobą, kto mógłby ich poprowadzić. Badałem portal, oceniałem rozmiar zniszczeń i jak ci powiedziałem, mam rozwiązanie. Już kazałem pilnować tego miejsca kilku rycerzom śmierci. Nawet w trakcie naszej rozmowy splatają zaklęcia, przygotowując ponowne otwarcie portalu. Jestem pewien, że możemy zwyciężyć.

– I co to za rozwiązanie? – parsknął z goryczą Ner’zhul. – Odkryłeś może, jak mamy wrócić do Azeroth i wygrać wojnę, którą przegraliśmy dwa lata temu? Nie sądzę. Jesteśmy skazani na zagładę. Nigdy nie zwyciężymy. – Odwrócił się i zrobił krok w stronę swej chaty.

– Zapomnij o wojnie! Słuchaj mnie, starcze! – krzyknął za nim rycerz śmierci. – Nie musimy pokonywać Przymierza, ponieważ nie musimy podbijać Azeroth!

Ner’zhul zatrzymał się i spojrzał przez ramię.

– Ale powiedziałeś, że możesz otworzyć portal ponownie. Po co to robić, skoro nie chcesz tam wracać?

– Wracać tak, ale walczyć nie. – Krwawy Bies znowu zbliżył się do szamana. – Musimy jedynie znaleźć pewne magiczne artefakty. Jak już je zdobędziemy, opuścimy Azeroth i nigdy nie wrócimy.

– I zostaniemy tutaj? – Ner’zhul szerokim gestem objął udręczony słońcem krajobraz wokół. – Wiesz równie dobrze jak ja, że Draenor kona. Wkrótce nie zdoła utrzymać przy życiu nawet tych, którzy tu pozostali.

Teron nie pamiętał, żeby szaman był aż tak tępy.

– Nie będzie takiej konieczności – zapewnił go, mówiąc powoli, jak do dziecka. – Mając te artefakty, będziemy mogli opuścić Draenor i Azeroth i udać się do jakiegoś innego miejsca. Lepszego miejsca.

Teraz udało mu się w pełni skupić na sobie uwagę Ner’zhula. Coś jakby iskra nadziei przemknęło przez wymalowaną na biało twarz. Przez długą chwilę Ner’zhul stał nieruchomy, jak gdyby nie mógł wybrać: czy wycofać się do swego domu i tam nadal użalać nad sobą, czy jednak pochwycić tę nową możliwość.

– Masz jakiś plan, jak tego dokonać? – spytał wreszcie.

– Mam.

Nastąpiła kolejna długa chwila ciszy. Krwawy Bies czekał.

– …posłucham – oznajmił Ner’zhul i cofnął się do swej chaty.

Ale tym razem Teron Krwawy Bies – czarnoksiężnik i rycerz śmierci – udał się wraz z nim.

World of Warcraft

Подняться наверх