Читать книгу Wiedźmin. Historia fenomenu - Adam Flamma - Страница 7
ОглавлениеPOCZĄTKI
Życie w powojennej Polsce nie było usłane różami. Kraj z wolna odbudowywał się po drugiej wojnie światowej, a ludzie próbowali przystosować się do nowych, niełatwych realiów. Nie inaczej działo się w Łodzi, choć akurat to miasto stosunkowo łagodnie, na ile to w ogóle możliwe, przeszło przez koszmar okupacji. To właśnie tutaj, 21 czerwca 1948 roku, na świat przyszedł Andrzej Sapkowski, syn nowo przybyłej do Łodzi pary. Jego ojciec, Eugeniusz, pochodził spod Wilna, natomiast matka, Krystyna, z podkieleckiej wsi, dlatego też przyszły pisarz czasami określa sam siebie łodzianinem w pierwszym pokoleniu. Od samego początku szczególny wpływ na autora miał ojciec, wojskowy, weteran walk pod Berlinem w ramach tak zwanej operacji berlińskiej. To właśnie on zasugerował nastolatkowi, by ten, zamiast iść do rejonowego ogólniaka[1], uczęszczał do prestiżowego liceum im. Bolesława Prusa[2]. Z perspektywy czasu decyzja okazała się słuszna, ponieważ słynna „dwudziestka jedynka” uchodziła za szkołę o profilu mocno humanistycznym, co być może jeszcze bardziej pogłębiło zainteresowania pisarza.
Andrzej Sapkowski zagorzałym czytelnikiem był od dziecka. Już we wczesnych latach narodziła się jego fascynacja Trylogią Henryka Sienkiewicza. Jak sam opowiada, już w wieku kilku lat poznał niektóre z Kronik marsjańskich Raya Bradbury’ego, wcześnie miał też styczność z prozą Harry’ego Harrisona, przy czym już w dzieciństwie czytał książki obcojęzyczne w oryginale, co chętnie podkreśla w wywiadach.
XXI LO im. Bolesława Prusa w Łodzi. W tym liceum kształcił się Andrzej Sapkowski
Źródło: fot. Krzysztof Jasiński/Afa Pixx/Getty Images Poland
Dalsze, policealne losy Sapkowskiego są nieco zaskakujące. Ojciec bardzo chciał, żeby syn został inżynierem, co gwarantowało wtedy dobre zarobki i spory szacunek w społeczeństwie. Niestety, jak na złość potomek nie był tym zupełnie zainteresowany. „Materiał ze mnie na inżyniera był żaden”[3], mówił wiele lat później. Wybawieniem dla przyszłego twórcy Wiedźmina okazał się... handel zagraniczny, nowo otwarty kierunek na wydziale ekonomiczno-socjologicznym łódzkiego uniwersytetu. Dziś Andrzej Sapkowski przyznaje, że do studiowania akurat tej dziedziny natchnął go ojciec. „Mój tatunio stwierdził, że taki pracownik handlu zagranicznego to taki półinżynier, więc może być”, opowiada z charakterystyczną dla siebie swadą. Był to kierunek specyficzny, ponieważ jak wspomina Sapkowski, stawiano głównie na naukę języków obcych. Z pozostałych przedmiotów można było zdawać egzaminy poprawkowe, ale jeśli ktoś nie zaliczył egzaminu z języka, musiał przenieść się na inny fakultet. Co ciekawe, pisarz podkreśla, że już w chwili rozpoczęcia nauki na wyższej uczelni w roku 1966 biegle mówił w trzech językach obcych, co również miało wpływ na wybór studiów[4]. Do dziś zresztą autor ma opinię poligloty. W wywiadzie z Barbarą Mitkowską wyjaśnił: „Znam biegle kilka języków, w tym: angielski, rosyjski, niemiecki, włoski i czeski. W tych językach w środku nocy, będąc obudzony telefonem, mogę rozmawiać i odpowiadać na pytania, zanim jeszcze skojarzę, w jakim języku pytają. W kilkunastu kolejnych językach potrafię powiedzieć dzień dobry, dogadać się z recepcją hotelu, sprawdzić rozkład jazdy pociągów, przeczytać gazetę”[5]. Bez wątpienia te umiejętności przysłużyły się Sapkowskiemu później w trakcie pracy twórczej.
Andrzej Sapkowski to poliglota, zna biegle kilka języków, w tym angielski, rosyjski, niemiecki, włoski i czeski.
Okres studiów okazał się ważny dla przyszłego twórcy z jeszcze jednego powodu, to wtedy zetknął się bowiem z twórczością J.R.R. Tolkiena, która z miejsca go zafascynowała. Z czasem do panteonu ulubionych twórców łodzianina dołączył również Umberto Eco, do dziś przedstawiany przez Sapkowskiego jako jego literacki ideał. Po ukończeniu wyższej uczelni pisarz trafił do łódzkiego Skórimpexu, przedsiębiorstwa zajmującego się międzynarodowym handlem futrami, by z czasem przejść do Textilimpexu, odpowiadającego za obrót tekstyliami. W ten sposób rozpoczęła się trwająca ponad dwie dekady przygoda autora z handlem. Jak sam podkreśla, był to czas obowiązkowego chodzenia w krawacie, na co szczególną uwagę mieli zwracać jego szefowie.
W „Wiadomościach Wędkarskich” z 1984 roku mogliśmy przeczytać pierwsze opowiadanie Andrzeja Sapkowskiego o polowaniu... na pstrąga
Źródło: fot. Patryk Młynek, materiały własne Krzysztofa Chodorowskiego, fotografia okładkowa Sylwester Bajor
Jednak z punktu widzenia rozwoju twórczego lata poświęcone wykonywaniu profesji są ważne z innego powodu. Przede wszystkim w trakcie licznych podróży zagranicznych Sapkowski nabywał literaturę fantastyczną, o czym otwarcie i z nieskrywaną dumą mówi w wywiadach. Dzięki temu był zaznajomiony z pozycjami, które do Polski jeszcze nie dotarły, co wpłynęło również na jego warsztat. Poza tym to w doświadczeniach zawodowych należy upatrywać źródeł obecności w dziełach pisarza zagadnień handlu i ekonomii – odgrywających ważną rolę zwłaszcza w sadze o Geralcie – i tak dobrego oddania wpływu kwestii ekonomicznych na wojnę.
Nim jednak świat usłyszał o Białym Wilku, łodzianin próbował mierzyć się z literaturą jako tłumacz. W czerwcu 1983 „Fantastyka” opublikowała na swoich łamach jego tłumaczenie opowiadania Cyrila M. Kornblutha pod tytułem Słowa Guru. Był to „pierwszy raz” Sapkowskiego z tym miesięcznikiem, który później okaże się niezwykle istotny w jego karierze. Po latach popularny AS[6] przyznawał, że nie myślał o karierze pisarskiej, planował i przygotowywał kolejne tłumaczenia między innymi opowiadań Rogera Zelaznego, Fritza Leibera czy Briana Aldissa. Mimo to w roku 1984 opowiadanie Stalogłowy ukazało się w „Wiadomościach Wędkarskich”. Tekst dotyczył połowu pstrąga stalogłowego, jednego z najtrudniejszych przedstawicieli tego gatunku do złowienia. I choć opowiadanie nie ma w sobie nic z fantasy, widać w nim swadę i charakterystyczny styl, którym później Sapkowski podbił serca publiczności. Początkującego pisarza od razu doceniono, przyznając mu II miejsce w konkursie literackim. Był to pierwszy twórczy przejaw jednej z największych pasji łódzkiego autora (obok kotów i myślistwa) – łowienia ryb.