Читать книгу Wiedźmin. Historia fenomenu - Adam Flamma - Страница 8
ОглавлениеWIEDŹMIN
Dziś powstanie opowiadania Wiedźmin owiane jest legendą i wśród wielu miłośników fantasy uchodzi za coś w rodzaju mitu założycielskiego tego gatunku w naszym kraju. Nie jest to do końca prawda, bo pierwsze polskie opowiadania należące do tego gatunku zostały wydane na początku lat 80. XX wieku, a wielu historyków literatury wskazuje czasy jeszcze wcześniejsze. Niezależnie od tego teraz już wiemy, że Geralt z Rivii nie podbiłby serc czytelników, gdyby nie Krzysztof, syn Andrzeja Sapkowskiego.
To on czytywał regularnie „Fantastykę” i w dużej mierze to dzięki niemu pisarz wziął udział w konkursie ogłoszonym w marcowym numerze czasopisma w 1985 roku. Jak wspomina AS: „Dowiedziałem się z numeru „Fantastyki” [o konkursie – przyp. autora], który walał się w mieszkaniu, rzucony przez mojego nieporządnego syna, wtedy trzynastolatka”. Z kolei w innym wywiadzie pisarz wyjaśnia: „Zupełnie szczerze: chciałem zrobić przyjemność mojemu synowi, który jest zagorzałym miłośnikiem tego typu literatury i stałym czytelnikiem Waszego pisma [„Fantastyka”]. Zapytał mnie kiedyś: »Dlaczego nie napiszesz czegoś takiego?«. »Nie ma problemu, powiedziałem, napiszę«. No i tak powstał Wiedźmin. Zresztą właśnie od syna dowiedziałem się o Waszym konkursie i jego warunkach”[7].
Jak widać zasługi Krzysztofa Sapkowskiego są niepodważalne. Dlatego też przez wielu uważany jest on za najbardziej wpływowego czytelnika w historii rodzimej fantastyki. Być może bez niego Geralt nigdy by się nie narodził...
Pierwsze opowiadanie powstawało dość długo[8], bo blisko pół roku, i do redakcji czasopisma zostało wysłane w ostatnim terminie – w grudniu 1985 roku. „Począwszy od pierwszych numerów rocznika 1986, na długo przed zakończeniem prac jury i rozstrzygnięciem konkursu, „Fantastyka” zamieszczała opowiadania »zauważone wśród prac nadesłanych«. A mojego Wiedźmina nie ma, ani widu, ani słychu. Ha, pomyślałem, ja tu z ambicjami do wyróżnienia, może i nagrody – a tu nawet nie zauważyli. Aż wreszcie przyszedł numer grudniowy – i jest Wiedźmin. Hurra!” – tak okres czekania na publikację pierwszego opowiadania o Geralcie wspominał po latach pisarz w jednym z wywiadów.
By jednak w całości zrozumieć, kim dla polskiej fantastyki okazał się Sapkowski, należy wspomnieć o tym, że wcześniej ta gałąź rodzimej literatury zdominowana była przez autorów science fiction ze Stanisławem Lemem na czele. Podobne preferencje dominowały też w środowisku osób związanych z „Fantastyką” oraz powstającymi w całym kraju lokalnymi klubami miłośników tego gatunku. Fantasy rodem z powieści J.R.R. Tolkiena czy Roberta E. Howarda o wojownikach walczących mieczem, elfach i krasnoludach była krytykowana i traktowana po macoszemu przez rodzimych pisarzy. Tomasz Pindel w swoich Historiach fandomowych przywołuje współczesne, dość sceptyczne (nawet po tylu latach!) opinie Marka Oramusa i Lecha Jęczmyka, jednych z najbardziej wpływowych postaci środowiska „Fantastyki”. Pierwszy z nich mówi wprost: „Tak, przyszła ta fala fantasy [...], ale ja jestem za science fiction. Z fantasy staram się nie mieć do czynienia. No, czasem coś czytam, ale to mnie umacnia w nienawiści”. Z kolei Jęczmyk deklaruje: „Fantasy? Nie jestem anty, ale to dla dziewcząt... Bardzo łatwo pisać takie rzeczy. Jedna trzecia to skomplikowane nazwy i imiona. Zostawiam to kobietom”. Te wypowiedzi pozwalają zrozumieć, dlaczego przez lata to właśnie Jęczmyk i Oramus z dużym powątpiewaniem odnosili się do twórczości Sapkowskiego, ale także przede wszystkim do samego gatunku w ogóle. Dowodzi tego słynne spotkanie w klubie „Jajko” na terenie Szkoły Głównej Planowania i Statystyki w Warszawie (dzisiejsza Szkoła Główna Handlowa). Maciej Parowski, będący z kolei jednym z największych orędowników twórczości AS-a, wspomina zdarzenie w taki sposób:
„Wiosną w tym samym roku 1986, pod koniec którego zjawił się Geralt z Rivii, był spęd fantastów w SGPiS-ie. Jakiś oczytany w przekładach czytelnik złożył wówczas obywatelskie zamówienie na polską fantasy. I wszyscy, jak tam byli – Baraniecki, Oramus, Ziemkiewicz, Żwikiewicz – tak wszyscy się zarzekali, że nie chcą mieć nic wspólnego z podobnymi głupotami. W grudniu zjawił się Sapek i jednym opowiadaniem zmienił układ”[9]. Jakby tego było mało, na konkurs, w którym wziął udział również AS, przysłano wiele opowiadań właśnie fantasy, a nie science fiction, tak dotychczas gloryfikowanej w Polsce. Świadczy to dobitnie o tym, że Andrzej Sapkowski ze swoim Wiedźminem nie tylko wykazał się literackim kunsztem, ponieważ pokonał sporą konkurencję, ale również doskonale wpisywał się w budzącą się potrzebę fanów na coś innego niż to, co dotychczas polski czytelnik mógł znaleźć z gatunku fantastyki.
M. Parowski: W grudniu 1986 pojawił się Sapek i jednym opowiadaniem zmienił układ.
Co ciekawe, pisarz nie wygrał konkursu. Zajął III miejsce, razem z Aleksandrem Bukowieckim i Markiem Dyszlewskim. Zwyciężył Marek S. Huberath (z opowiadaniem Wrócieeś Sneogg, wiedziaam), natomiast drugie miejsce zajął Jan Maszczyszyn (z opowiadaniem Ciernie). Jury w składzie Adam Hollanek (ówczesny redaktor naczelny czasopisma), Maciej Parowski, Lech Jęczmyk, Andrzej Niewiadowski i Jacek Rodek, a więc osoby znane i poważane w środowisku miłośników fantastyki, nagrodziło AS-a za „sprawność warsztatową i walory czytelnicze”. Poza oczywistym uznaniem wisienką na torcie była również nagroda w wysokości ówczesnych 10 tysięcy złotych, co, jak pisarz przyznawał później w wywiadach, stanowiło wartość jego miesięcznej pensji. Po latach Maciej Parowski przyznawał: „Sapkowski nie wziął w »Fantastyce« pierwszej nagrody, bo... za dobrze się czytał, bo jego lekkość była myląca, maskowała kulturowe głębie i warsztatową maestrię. A Huberath, też przecież wielki autor, podbił nas fantastyką ponurą, problemową, broniącą nieszczęsnych kalek w postatomowym świecie. Tego atomu baliśmy się wówczas najbardziej”[10]. Z perspektywy czasu te słowa dobrze oddają klimat, w jakim przyszło debiutować twórcy wiedźmina, który, jak się wkrótce miało okazać, wywrócił świat polskiej literatury fantastycznej do góry nogami. Niewiele jednak brakowało, by opowiadanie przepadło w stosie prac nadesłanych na konkurs. Szczególne zasługi należy tutaj przypisać Markowi Zalejskiemu, ówczesnemu grafikowi czasopisma. To on latem 1986 roku zaczepił Parowskiego i pokazał mu opowiadanie Sapkowskiego, mówiąc, że choć nie jest specem od literatury, to opowiadanie po prostu mu się spodobało. Redaktor posłuchał kolegi i po lekturze zadecydował o publikacji Wiedźmina. Początkowo było z tym sporo komplikacji, ponieważ tekst był zwyczajnie za długi i trzeba go było skrócić o blisko dziesięć stron. Parowski był jednak nieugięty i mimo nacisków wykreślił tylko jeden akapit, którego AS nigdy do tekstu nie przywrócił. By jednak zachować wymogi czasopisma, wymieniono opowiadanie zagraniczne.
M. Parowski: Sapkowski nie wziął w „Fantastyce” pierwszej nagrody, bo... za dobrze się czytał.
„Później mówiono, że człowiek ten nadszedł od północy, od bramy Powroźniczej” – tym zdaniem Geralt z Rivii objawił się światu w opowiadaniu zatytułowanym Wiedźmin. Czytelnicy poznają w nim bohatera, najemnego zabójcę potworów, który trafia do miasta Wyzima, by na zlecenie króla Foltesta odczarować królewnę zaklętą w strzygę. Pierwsze wrażenie, jakie sprawia Geralt, jest dość specyficzne. Jest małomówny, wręcz mrukowaty, i konkretny, a jeśli już coś mówi, bywa cyniczny. Również jego wygląd budzi grozę – ma mlecznobiałe włosy, jest blady, a jego twarz bynajmniej nie wzbudza sympatii. Taką postać zarysował Sapkowski, pokazując jednocześnie wycinek interesującego świata, a konkretnie dworu królewskiego oraz kulisy jednej z jego intryg, i dając odbiorcom ciekawe dialogi oraz wartką, fascynującą akcję. Publikacja przeszła do historii również z innego powodu. Widzimy w niej prawdopodobnie pierwszą próbę zilustrowania wiedźmina. Grafika Grzegorza W. Komorowskiego przedstawia postać siedzącą na koniu, odzianą w pelerynę i mającą na sobie dziwne nakrycie głowy. Najważniejszy jest jednak fakt, że czytelnikom opowiadanie się spodobało. Podobno znalazł się nawet jeden, który wysłał do redakcji „Fantastyki” tysiąc złotych z prośbą o przekazanie autorowi. Legenda głosi, że hojnego darczyńcę nękał później z tego powodu urząd skarbowy...
Pierwszy wizerunek (prawdopodobnie) Geralta z Rivii autorstwa Grzegorza W. Komorowskiego. „Fantastyka” 1986
Źródło: fot. Patryk Młynek, materiały własne autora
Dziś należy powiedzieć otwarcie, że literacka kariera Andrzeja Sapkowskiego zaczęła się od sukcesu, za którym ciągnęły się liczne nieporozumienia i stale towarzysząca krytyka ze strony innych pisarzy i redaktorów. Już samo środowisko „Fantastyki” było mocno podzielone. Za AS-em mocno opowiadali się Maciej Parowski i Rafał A. Ziemkiewicz[11], zwolennik tak zwanej fantastyki rozrywkowej, który intensywnie popularyzował twórczość Sapkowskiego. Inni jednak, w tym wspomniani Lech Jęczmyk czy Marek Oramus[12], zwracali uwagę między innymi na fakt, że świat wiedźmiński pełen jest sprzeczności, nadużywa magii, a nawet (na co pomstowali czytelnicy) nie oddaje rzeczywistych realiów epoki średniowiecza, do której uniwersum rzekomo nawiązywało. Z podobnymi opiniami Sapkowski zmagał się zresztą dość długo. Już przy okazji pierwszego tekstu zarzucano mu zbytnią inspirację historią o pogromcy strzygi, którą w XIX wieku spisał Roman Zmorski. Przy kolejnych opowiadaniach krytyczne głosy zwracały uwagę na detale, które podobno „raziły” wielu czytelników. Do najbardziej absurdalnych należy pretensja o to, że księżniczka Renfri w opowiadaniu Mniejsze zło, opublikowanym na łamach „Fantastyki” w 1990 roku, nosi... batystową bieliznę, a w świecie wiedźmina, wyraźnie zdaniem czytelników inspirowanym średniowieczem[13], batyst jeszcze nie istniał. Oczywiście dziś te zarzuty mogą wydawać się śmieszne, ale nie były to jedyne kwestie, które poddawano krytycznemu osądowi. Praktycznie każdy tekst odnosił ogromny sukces i zdobywał popularność wśród czytelników, jednocześnie zaś wzmagał głosy, twierdzące głównie, jak bardzo standardowe, wręcz uniwersalne są dylematy, które Sapkowski przedstawia za pomocą perypetii swoich bohaterów.
Zarzucano Sapkowskiemu, że jest „autorem jednego opowiadania”.
Nie można jednak zaprzeczyć, że publikacja Wiedźmina okazała się swoistym przełomem, którego skutkiem, poza rosnącą popularnością pisarza, były kolejne opowiadania, również ukazujące się w „Fantastyce”[14]. Pierwsze z nich, Droga, z której się nie wraca, wydrukowane po dłuższej przerwie w czerwcu 1988 roku, nie traktowało jednak o wiedźminie, a o przygodzie z udziałem jego matki, Visenny. Początkowo spotkało się to z mieszanym odbiorem, zarzucano autorowi, że to już nie opowieść o wiedźminie, a on sam sprawia wrażenie „autora jednego opowiadania”. Mimo to tekst znalazł swoich zwolenników. Dzięki niemu czytelnicy mogli dowiedzieć się nieco więcej o samym świecie, który powoli zaczynał budować Sapkowski. Wiele światła rzuca na to zagadnienie wywiad, jakiego autor udzielił Rafałowi A. Ziemkiewiczowi w sierpniowym numerze „Fantastyki” z 1988 roku. Tytuł wywiadu był wielce proroczy – Rozpędzam się. Sapkowski mówi w nim wprost między innymi, że nie lubi postaci Conana ani twórczości Roberta E. Howarda, wyjaśniając tym samym, że nie inspirował się nim, tworząc Geralta. O uniwersum pisarz twierdzi natomiast: „Istnieje na ten temat parę nieporozumień. Brakowało mi czystej, klasycznej fantasy [...], dysponujemy materiałem nie gorszym niż mitologia celtycka czy normańska” – wskazując na to, że inspirował się rodzimymi baśniami i legendami. Nie jest to do końca prawda, gdyż u Sapkowskiego odnaleźć można wiele nawiązań do tekstów, legend i baśni z całego świata (w zasadzie czyni on z nich wręcz antybaśnie), w tym jego ulubionych legend arturiańskich. Nie pierwszy raz pisarz wodzi swoich rozmówców (co stanie się jego domeną w przyszłości) za nos, tak samo jak czytelników, prowadząc z nimi od początku intelektualną grę. Dowodzą tego kolejne opowiadania, na przykład Ziarno prawdy opublikowane w marcu 1989 roku w „Fantastyce”. Dowiadujemy się z niego nieco więcej o Geralcie, jego podejściu do wiedźmińskiego fachu – często mu obcego i sprzecznego z jego poglądami – i do potworów, których czasami nie chce zabijać. Między innymi za to opowiadanie pisarz otrzymał Śląkfę, czyli nagrodę Śląskiego Klubu Fantastyki w kategorii Twórca, pierwszą z wielu nagród, jakie mu przyznano.
Z kolei Mniejsze zło z marca 1990 to specyficzne potraktowanie baśni o królewnie Śnieżce i siedmiu krasnoludkach. Z tym że Biały Wilk mierzy się, owszem, z królewną, ale o imieniu Renfri, będącą wyzwoloną seksualnie kobietą, a przy tym krwawą morderczynią podróżującą z siedmioma gnomami, uchodzącymi za jedną z najgroźniejszych band opryszków w okolicy. To opowiadanie przyniosło Sapkowskiemu pierwszą nagrodę im. Janusza A. Zajdla, którą w przyszłości zgarniał jeszcze czterokrotnie.
W 1990 roku „Fantastyka” zniknęła z rynku prasowego wskutek zmiany wydawcy. W jej miejsce powstała „Nowa Fantastyka”. Sapkowski publikuje w nowym czasopiśmie opowiadanie Kwestia ceny, traktujące o Pavetcie i Dunym, rodzicach Ciri – bohaterki mającej dopiero powstać sagi. Tym razem czytelnicy dowiadują się więcej o naturze wiedźminów, o ich pochodzeniu, czyli tak zwanym Prawie Niespodzianki. I znów, ze wspomnianych opowiadań wyłania się obraz Geralta jako z jednej strony bohatera heroicznego, czasami wręcz patetycznego, ale z drugiej – targanego licznymi wątpliwościami dotyczącymi wiedźmińskiego fachu, świata i jego natury, a także ludzi i ich dylematów. Już w opowiadaniach Sapkowski sprytnie łączył patos towarzyszący niekiedy wiedźminowi z humorem i cynizmem, do czego stopniowo przyzwyczajał zarówno kolejnych czytelników, jak i kolegów po piórze.
Uzdrowicielka Visenna i wojownik Korin, prawdopodobni rodzice Geralta (tu kadr z komiksu B. Polcha, M. Parowskiego i A. Sapkowskiego pt. Droga bez powrotu. Wydawnictwo Prószyński Media)
Źródło: fot. Patryk Młynek, materiały własne autora