Читать книгу Wiedźmin. Historia fenomenu - Adam Flamma - Страница 9

Оглавление

WIEDŹMIN NIE PODZIELIŁ LOSU INNYCH

Rozmowa z Andrzejem Sapkowskim, autorem wiedźmińskich opowiadań i sagi, twórcą postaci Geralta z Rivii

.


Andrzej Sapkowski podczas promocji netfliksowego serialu Wiedźmin

Źródło: https://www.youtube.com/watch?v=XLZgpMtB6mU [dostęp 20.02.2020], materiały promocyjne platformy Netflix

Stworzył Pan postać, która jest niezwykle charakterystyczna. Ma nietuzinkowy wygląd, nietypową profesję określaną słowem wcześniej nieznanym czytelnikom na całym świecie. Niewielu jest bohaterów w literaturze fantasy, a może nawet w literaturze w ogóle, wykreowanych w taki sposób jak Biały Wilk. Co może być przyczyną takiego stanu rzeczy?

Podejrzewam, że głównie zawinił tu talent autora. A nie bez znaczenia była też jego znajomość kanonu fantasy. Na tyle pełna, by wiedzieć, jak stworzyć postać umykającą oklepanej sztancy, postać, która się wyróżnia. Nie twierdzę, że od początku wiedziałem, że stworzę, jak się teraz mówi, fenomen. Ale pracowałem usilnie w tym właśnie kierunku. A nazwę profesji faktycznie wynalazłem, to neologizm, który przede mną nie istniał. A teraz zaistniał. Szeroko, bo nazwę The Witcher też wymyśliłem ja.

Dziś mówi się, że Geralt to typ nowego bohatera w kulturze – zmęczonego, przegrywającego i niekiedy bardzo gorzkiego. Dlaczego Pana zdaniem taki rodzaj protagonisty cieszy się dziś większym zainteresowaniem odbiorców niż klasyczne, bardziej szablonowe postaci?

Sam pan sobie odpowiedział na własne pytanie. Bohater szablonowy jest po prostu i zwyczajnie nudny. Kiepski to pisarz, co nie ma świadomości, jak ważny jest dla fabuły nietuzinkowy, niebanalny i nieszablonowy główny protagonista, kiepski to pisarz, co nie potrafi takiego wykreować. A gorzki Geralt, tak między nami, za bardzo nowy nie jest. Byli przed nim bohaterowie Conrada. Był Philip Marlowe, Sam Spade i inni detektywi z les romans noirs. Bohaterowie Miki Waltariego. A w fantastyce imię ich jest legion, że wymienię tylko Thomasa Covenanta Stephena Donaldsona czy postacie stworzone przez Rogera Zelaznego.

Kiedyś zarzucano Panu nadmierną uniwersalność dylematów, jakimi targany jest wiedźmin. Z kolei dziś uznaje się to za zaletę, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych. Z czego, Pana zdaniem jako twórcy, obserwatora i konsumenta kultury, wynika ta zmienność trendów?

Trendy mają to siebie, że się zmieniają, mają to ex definitione. Mnie, jako „obserwatora i konsumenta”, problem ten mało interesuje i praktycznie nie dotyczy. Konsumując literaturę, zupełnie nie dbam o to, czy opisane w niej dylematy są uniwersalne, czy też egzotyczne – choćby z racji narodowości autora. Ważne jest, by się dobrze czytało. Niezależnie od opinii krytyków literackich mam podstawy przypuszczać, że rozkład czytelników jest zawsze fifty-fifty. Tyluż ceni sobie i preferuje w lekturze uniwersalność, ilu lokalność i egzotykę. A większości – jak mnie – jest wszystko jedno.

Stworzony przez Pana wiedźmin bywa postacią ironiczną, niekiedy również względem samego siebie. Jakie możliwości daje pisarzowi nadanie bohaterom tej konkretnej cechy?

Nieograniczone. Kłania się Raymond Chandler, w pierwszej setce moich ulubionych autorów. Jesteśmy tym, co czytamy.

Wielu czytelników oraz twórców adaptujących Pana prozę przyznaje, że Geralt przypomina im kogoś w rodzaju rōninów, na przykład z filmu Siedmiu samurajów Akiry Kurosawy. Pana zdaniem to trafione skojarzenie czy wręcz przeciwnie?

Myślę, że dość trafione, toutes proportions gardées.

Pisząc o Geralcie z Rivii, sporządził Pan jego dość oszczędny opis – kolor włosów, oczy i elementy typowe dla wiedźmińskiego fachu, na przykład medalion. Dzięki temu czytelnicy mieli pole do popisu dla wyobraźni i mogli wypełnić brakujące „luki” według swoich upodobań. Istnieje Pana zdaniem jakaś granica, której literatura nie powinna przekraczać w kwestii narzucania czytelnikowi wizerunku postaci?

To, o czym pan mówi, to elementarny warsztat pisarski, bez znajomości i opanowania którego nie warto nawet zaczynać. Zaś co się tyczy granicy, to nie istnieje takowa. W żadnym zresztą z aspektów pisarstwa. Jak to mówią: sky is the limit.

Patrząc na losy Białego Wilka, można dostrzec w nich niezwykle gorzką prawdę o życiu mężczyzny – jego przyjemnościach, obowiązkach, ale też problemach, porażkach i z biegiem czasu coraz bardziej ponurych refleksjach. Uważa Pan, że fantasy jest odpowiednim i obecnie na tyle czytelnym gatunkiem, by przekazywać odbiorcy prawdę o ludzkiej naturze?

A dlaczegóż nie miałaby być? Czy dlatego, że zadufani krytycy raczą nią gardzić jako, jak twierdzą, gorszym sortem literatury, nie kulturą, lecz popkulturą, komercyjną ludyczną rozrywką? Znam gatunek fantasy, nie chwaląc się, dość dobrze, czytam go od bez mała pół wieku, znam wszystkie co do jednej pozycje kanonu. Obecnie każdą liczącą się nowość fantasy czytam najdalej po upływie miesiąca od jej premiery – w oryginale, nie przekładzie. I z całą odpowiedzialnością powiem panu – jeśli chodzi o przekazywanie prawdy o ludzkiej naturze, mainstream sporo mógłby się od fantasy nauczyć.


Laureaci „Paszportów Polityki” za rok 1997. Twórca Wiedźmina drugi od prawej

Źródło: fot. Tadeusz Późniak/Polityka

Jest Pan autorem znanym na całym świecie. Najpierw Pańska twórczość zawitała do innych krajów europejskich, później do USA, a z czasem również do Azji. Co z Pana perspektywy jest najtrudniejsze we współpracy z tłumaczami? Jak w związku z tym zapatruje się Pan na rynek azjatycki, w wypadku którego odrębność kulturowa może stanowić problem w rozumieniu pewnych zjawisk?

Jestem co prawda poliglotą, ale przy językach i alfabetach Orientu, cóż, jak to mówią: smotrit w knigu, widit figu. Nie przeczytam i nie ocenię pracy tłumacza. Uczestniczyłem jednak w licznych spotkaniach autorskich w Chinach i na Tajwanie, a tam zarówno liczebność, jak i aktywność audytoriów wskazywałyby na pozytywny raczej odbiór mojej twórczości. Odrębność kulturowa ma jednak znaczenie. Dam przykład: po jednym ze spotkań w Chinach obecny w audytorium Amerykanin podszedł i zwrócił mi uwagę, że użytą przeze mnie parabolę nawiązującą do świętego Piotra, co po trzykroć się zaparł, mało kto na sali zrozumiał.


Ostatnie życzenie po portugalsku z Michałem Żebrowskim na okładce (kadr z filmu). Wydawca: Livros do Brazil

Źródło: https://luisacortereal.wixsite.com/ameninavendiasonhos/product-page/o-%C3%BAltimo-desejo-livro-da-s%C3%A9rie-the-witcher [dostęp 06.04.2020]

Na przestrzeni lat przygody wiedźmina doczekały się wielu wydań oraz mnóstwa okładek. Dla przykładu z pierwszego portugalskiego wydania Miecza przeznaczenia na czytelników spogląda Michał Żebrowski. Czy któreś konkretne wydanie lub okładkę darzy Pan szczególną sympatią bądź antypatią?

Lubię okładki autorstwa Alejandra Colucciego, oryginalnie hiszpańskie, dziś wykorzystane już przez wiele wydawnictw z całego świata. Podobają mi się rosyjskie okładki i ilustracje Denisa Gordiejewa. Całkiem niedawno ukazało się nowe wydanie niemieckie z wielce artystycznymi okładkami. Sympatyczne okładki – widziałem projekt – będzie miało nowe wydanie angielskie. A których okładek nie lubię? Cóż, jest takich kilka. Wymienię choćby wspomnianą przez pana okładkę portugalską z Żebrowskim. Nie lubię jej choćby za to, że wewnątrz słowem nie wspomniano, że to fotos z polskiego filmu. Nie przepadam też za okładkami wykorzystującymi grafikę z gier komputerowych. Bo lubo niebrzydkie, nie mają nic wspólnego z moimi książkami i konfundują czytelnika.

Wiedźmińskie opowiadania często omawia się w szkole na języku polskim, są również tematem zajęć na studiach. Znajdują także zastosowanie w uczeniu obcokrajowców języka polskiego. Co Pan sądzi o takim wykorzystaniu fantastyki i samego Wiedźmina?

A co ja tu mam do sądzenia? Ktoś – zapewne kompetentny – uznał, że moje książki stanowią właściwy materiał edukacyjny i jako taki dobrze spełnią swoją rolę. Tedy zapewne tak jest i życzę zdrowia oraz szczęścia. Podobnie jest z fantastyką jako całością. Dlaczegóż to nie miałaby SF czy fantasy być godną omawiania na studiach? W czym jest SF gorsza od mainstreamu? Od razu sam sobie odpowiem: w niczym. A w wielu – bardzo wielu – wypadkach jest lepsza.

Obecnie Henry Cavill, a wcześniej wspomniany Michał Żebrowski oraz całkiem niedawno aktorzy teatralni: Modest Ruciński i Krzysztof Kowalski z Teatru Muzycznego w Gdyni. Widział Pan różne aktorskie wcielenia Geralta. Jakie cechy Pana zdaniem powinien mieć aktor wcielający się w tę postać?

Talent aktorski i profesjonalizm powinny wystarczyć. Toć nie chodzi o nic innego, jak dobrze zagrać.

Otrzymał Pan w swojej karierze wiele wyróżnień. Jednym z nich jest tytuł honorowego obywatela Łodzi. W Pana rodzinnym mieście jest także skwer imienia wiedźmina Geralta. Czy rodzinne miasto wywarło jakiś wpływ na Andrzeja Sapkowskiego-pisarza i Andrzeja Sapkowskiego-człowieka?

To trochę tak jak z pewną sławną osobą, której przypisuje się ogrom zasług i osiągnięć, ale gdy przyjdzie wymienić choć jedno konkretne, zapada milczenie. Moje rodzinne miasto Łódź wywarło na mnie wpływ. Z pewnością. Ale jaki i w którym miejscu, za cholerę nie wiem.

Obecnie kolejne pokolenie czytelników w Polsce poznaje gatunek fantasy za sprawą Pana książek. Dostrzega Pan jakieś różnice w podejściu fanów do Pańskiej twórczości teraz i dziesięć, dwadzieścia lat temu?

Oczywiście, różnice są ogromne. Gdy zaczynałem, lat temu trzydzieści, fani gatunku byli wygłodniali, książek fantasy było mało i w większości nie były one bynajmniej z górnej półki, z kanonu tej literatury dostępny – a raczej trudno dostępny – był praktycznie tylko Tolkien. Jest zatem dość prawdopodobne, że pierwotną pozytywną czytelniczą percepcję mojej twórczości w pewnej mierze zawdzięczałem owemu głodowi właśnie. Lata kolejne przyniosły postęp, od fantasy nagle zaroiło się na półkach i wkrótce niedosyt zamienił się w przesyt, a fani mogli zacząć wybredzać. I wybredzali na potęgę. Mało skromnie pochwalę się, że mój wiedźmin nie podzielił losu innych, o których zmilczę, a których wybredni fani – i wybredni wydawcy – wyrugowali z rynku. Wiedźmin dał sobie radę nawet w warunkach ostrej – a nawet bardzo ostrej – konkurencji fantasy zagranicznej i rodzimej. To coś powinno – niech żyje skromność – mówić o sile tej postaci. I jej twórcy. N’est-ce pas?


Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Wiedźmin. Historia fenomenu

Подняться наверх