Читать книгу Jak przechytrzyć nieboszczyka - Agnieszka Jeż - Страница 7

Rozdział 3. Trzy miesiące wcześniej

Оглавление

Rozdział 3

Trzy miesiące wcześniej

Po nijakiej zimie przyszła bardziej zdecydowana wiosna. Słońca nadal było jak na lekarstwo, ale gdy już się pojawiło, przyjemnie ogrzewało twarze i plecy. Zmarznięte brudne bryły lodu – pamiątka po krótkotrwałych opadach śniegu – dogorywały na ulicach. Ziemia powoli odtajała, uwalniając zapach nowego życia.

Elwira już zupełnie zrezygnowała z tradycyjnych porad terapeutycznych i całkowicie przestawiła się na coaching. Nieprzyjazność aury i brak interesujących mężczyzn dokoła pomogły jej się zmobilizować i stworzyć program, który ułatwiał jej klientom przechodzenie przez trudne sytuacje życiowe. „Zmiana w życiu, życie w zmianie – praktyczny plan odnowy”. Chętnych nie brakowało. Elwira wpadła bowiem na świetny pomysł – wydrukowała trzy tysiące ładnych ulotek ze swoją ofertą i razem z Lusią roznosiły je po biurowcach Mordoru. „Klient na wyciągnięcie ręki – cieszyła się Elwira. – Na pewno chwyci. To jak sprzedawać paski cukrzycowe w cukierni albo plastry na placu zabaw. Zbyt gwarantowany”.

Rzeczywiście. Klienci się posypali. Lucyna uważała, że to smutne – tyle niespełnionych ludzi dokoła niej. Mija ich na wąskich uliczkach, w windzie, w stołówce, przechodząc przez parking. Chcieliby mieć pasieki na Mazurach, plantację lawendy w Prowansji, piec ekologiczne wegańskie ciasta albo szyć stroje dworskie, a muszą co rano wskakiwać w garsonkę lub garnitur, półtorej godziny przebijać się do biura, osiem godzin wpatrywać w monitor, nie przysypiać na przeciągających się zebraniach, za jedyne rozrywki mając wyjazdy integracyjne, wyprzedaże w Galerii Mokotów, abonament do siłowni i bezpłatne szczepienia przeciw grypie. Elwira zaś podchodziła do sprawy pragmatycznie. Po pierwsze, dzięki nim ma na chleb. Po drugie, jeśli przychodzą, to znaczy, że jeszcze nie jest z nimi tak źle, bo mają marzenia i wiarę w ich spełnienie. Próbowała nawet namówić Luśkę, żeby i ona się przyjrzała swojemu życiu, czy aby na pewno najbardziej na świecie kręcą ją bidety i kabiny prysznicowe, ale – jak podejrzewała – duch rewolucjonisty jeszcze się w przyjaciółce nie obudził. Może zresztą zawsze będzie sobie smacznie i nieświadomie pochrapywał? Lusia bowiem wydawała się generalnie zadowolona ze swojego życia. Z jego przewidywalności i gładkości. Metro i tramwaj co rano, kanapka kupowana w sklepie za rogiem, poranna kawa latte z podwójnym mlekiem, paprotka na parapecie, katalog z ofertą łazienkową cztery razy w roku, firmowy świąteczny obiad we włoskiej knajpie na Ochocie, miłe wakacje.

Właśnie, wakacje. Może w tym roku wyjątkowo zabierze się do kupowania letniego outfitu wcześniej? Potem to jednak są problemy – niby wszystkiego w tych sklepach po kokardę, ale kiedy człowiek chce czegoś konkretnego, to albo rozmiaru brak, albo kolor inny został. Lusia będzie się denerwowała, że nie zdążą, że źle wygląda w tym kostiumie, że znowu wszystko na ostatnią chwilę. To niech ma. Na tym polega przyjaźń – myśli się o potrzebach drugiej osoby.

Lucy, idziemy w sobotę na zakupy? Do Factory? Kostium, klapki, pareo

– wystukała SMS.

Czas najwyższy. W piątek pensja, sobota pasuje.

Załatwione. Tak powinno wyglądać życie.

Jak przechytrzyć nieboszczyka

Подняться наверх