Читать книгу Jesteś moja dzikusko - Agnieszka Lingas-Łoniewska - Страница 6
ROZDZIAŁ 4
ОглавлениеNastępny tydzień minął jak sen, na wspólnym jeżdżeniu do szkoły, rozmowach głupotach i oczywiście na tradycyjnych wspólnych obiadach. Nata, zgodnie ze swoimi wcześniejszymi zapowiedziami, dawała sobie radę wśród „trudnej” młodzieży naszej szkoły, martwiła mnie jedynie jej wątpliwa według mnie przyjaźń z Martą. Moja domniemana dziewczyna była przykładem dobrej przyjaciółki, ale nie wątpiłem w jej prawdziwe pobudki i intencje, wiedząc podświadomie, że długo to nie potrwa.
Do wydarzeń z weekendu żadne nas nie wracało, chociaż podejrzewałem, że dla niej, tak jak i dla mnie, stanowiły one kroki milowe w naszych wzajemnych stosunkach. Zbyt delikatne byłoby powiedzenie, że się unikamy. Przebywaliśmy ze sobą tylko tyle, ile musieliśmy, i nigdy, przenigdy, staraliśmy się nie zostawać sami.
Nadeszła sobota i wszyscy od rana żyli imprezą u Barta. Radek szykował sprzęt i oprawę muzyczną, ja pojechałem z gospodarzem po sprzęt innego rodzaju, dziewczyny szykowały jedzenie. Zawiozłem Natalię do Patrycji – koleżanki z jej klasy – gdyż tam dziewczyny szykowały jakieś sałatki czy inne cuda. Po skończonych zakupach i zawiezieniu napojów mniej i bardziej wyskokowych pojechałem po Natę. Wszedłem do domu Pati. Były tam wszystkie koleżanki z klasy, oczywiście Marta również.
– Hej, Tony, już zrobiliście zakupy?
– Tak, wszystko zawiezione – mruknąłem. – Gotowa? – Kiwnąłem głową w kierunku Natalii.
– Tak, już, zapakujemy tylko te rzeczy do samochodu Marty. – Nata, nie patrząc na mnie, zaczęła wraz z Patrycją pakować nasze zapasy jedzenia na imprezę.
– Czekaj, pomogę wam. – Podszedłem i chciałem wziąć z rąk Natki wielką misę z sałatką.
Moje ręce dotknęły jej chłodnych dłoni, spojrzałem jej w oczy i znowu poczułem, jakby mnie coś trafiło. Taka mała burza z piorunami.
– O rany, dziewczyny, zrobiłyście żarcia na tydzień – powiedziałem szybko i wyszedłem na dwór w stronę samochodu Marty.
Ona sama wyszła za mną, niosąc jakieś inne frykasy, i spojrzała na mnie dziwnie. Nie miałem zamiaru podejmować z nią w tym momencie jakiejkolwiek rozmowy, pobiegłem do domu, żeby powynosić resztę rzeczy. Zapakowaliśmy wszystko do bagażnika i Marta wsiadła do swojego auta.
– Przyjedziesz po mnie? – zapytała przez otwarte okno.
– No co ty, przecież ja nie jadę do Barta samochodem, to impreza, zapomniałaś? – powiedziałem ostro.
– No to przyjedź po mnie taksówką – powiedziała Marta.
– Taksówką jadę do Barta, a to trochę nie po drodze, nie uważasz? – Zaczynałem się lekko gotować.
– No ale to chyba na tym polega wspólne wyjście na imprezę, nie sądzisz? – drążyła temat, nie patrząc na mnie, tylko na Natalię.
Ach, jak ja nienawidziłem być stawiany pod ścianą, powinna o tym dobrze wiedzieć.
– No ale chyba trafisz do Barta sama, zresztą Patrycja mieszka obok ciebie, możecie razem pojechać, a na imprezie się spotkamy. – Byłem już naprawdę bardzo zły, zwłaszcza że widziałem, jak Natalia patrzy to na mnie, to na Martę.
– Ale Antek… – odezwała się nagle – przecież możesz wziąć taksówkę i przyjechać po Martę, a ja pojadę z Radkiem i Anką – dokończyła.
No to super! – pomyślałem.
– Świetny pomysł, Natalia. Tony, to o szóstej u mnie? Okej? – Marta popatrzyła na mnie uważnie.
– Okej – mruknąłem. – A teraz jedźmy wreszcie, skoro już wiemy, kto, gdzie i jak ma dotrzeć do Barta, jakby to było co najmniej na pieprzonym księżycu – warknąłem.
Wsiedliśmy z Natą do auta, nie zdążyłem nawet ruszyć spod domu Patki, a już poczułem, jak ciśnienie rozsadza mi czaszkę.
– Pozwolisz, że sam będę decydował, kiedy, jak i z kim będę jeździł? Musisz uszczęśliwiać wszystkich na siłę? – wysyczałem.
– Ale o co ci chodzi? – wyjąkała.
Zatrzymałem gwałtownie samochód, aż głowa poleciała jej do przodu. Całe szczęście, że była zapięta pasami.
– Chodzi o to, że nie chcę, byś się wtrącała w nieswoje sprawy i odgrywała samarytankę, zwłaszcza w stosunku do Marty! – krzyczałem.
– Ale nie rozumiem, Antek, nie krzycz – powiedziała spokojnie.
– Nie krzyczę!!! – wyryczałem. – Tylko nie cierpię, jak ktoś się wpieprza tam, gdzie powinien siedzieć cicho!
– Nie będę z tobą w ten sposób rozmawiać! – Natalia szarpnęła pasy, złapała torebkę i wyskoczyła z samochodu, trzaskając drzwiami tak, że cały samochód się zatrząsł.
– Natychmiast wsiadaj! – wrzasnąłem, wylatując za nią. – Nie rób scen – powiedziałem już o ton ciszej.
– Ja? Ja robię sceny? Myślałam, że to zwykła uprzejmość z mojej strony. Wiem, że Marta bardzo chciała iść z tobą na tę imprezę, o niczym innym w szkole nie mówiła. A ty się jakoś dziwnie zachowywałeś, więc była to z mojej strony zwykła koleżeńska uprzejmość, nie musisz być moją pieprzoną niańką, jak kiedyś powiedziałeś!
Ooo, nasza grzeczna dziewczynka używa niecenzuralnych słów.
– Ona nie jest twoją koleżanką i nie jesteś jej nic winna, nie musisz robić żadnych uprzejmości – powiedziałem, już w miarę spokojnie. – A teraz chodź do auta, porozmawiamy w drodze.
– Dobrze, ale nie podnoś na mnie głosu! – ostrzegła, wsiadając do samochodu.
Gdy ruszyliśmy, panowała cisza. Natalia patrzyła przez boczne okno, nie mając zamiaru się odezwać.
– Przepraszam za mój wybuch, ale miałem ku temu powód – zacząłem.
– Ciekawe jaki? A poza tym, co miało znaczyć, że Marta nie jest moją koleżanką? Uważasz, że nie nadaję się na jej kumpelę? – zapytała gwałtownie.
– Uważam, że ona nie nadaje się na twoją. Słuchaj, to trochę chore, ale wiem, że jej intencje nie są szczere i tylko czeka, aż powinie ci się noga – powiedziałem ostrożnie.
Bo jak miałem jej oznajmić, że to właśnie dzięki dzisiejszej mojej obecności przy boku Marty miała łatwe wejście w środowisko szkoły? Wiedziałem, że z diabłem paktów się nie zawiera, że takie interesy w końcu odwrócą się przeciw mnie.
– Na razie nasze układy są okej, jakoś sobie radzę. Fakt, Marta jest specyficzna, ale na pewno nie jest zła – powiedziała, patrząc na mnie.
– Taaa, uwierz mi, znam to środowisko od podszewki, wiem, na co ją stać, wiem, jak potrafi zranić, jeśli bardzo chce. Wolałbym, żebyś zawsze o tym pamiętała.
Dojeżdżaliśmy już do domu, wjechałem do garażu, wysiadłem i podążyłem za Natalią do przedsionka. Weszliśmy na górę. Ja w prawo do mojego pokoju, ona w lewo. Już miałem wchodzić do pokoju, gdy zawołałem:
– Nata!
– Tak? – Odwróciła się natychmiast.
– Do Barta chciałem jechać z kimś innym… – powiedziałem szybko.
Kiwnęła głową, odwróciła się w stronę swojego pokoju i spokojnie odparła:
– Ja też.
*
Byłem już gotowy, jednak wcale, ale to wcale nie chciało mi się jechać na tę imprezę. Trudno, nie mogłem się teraz wycofać, zwłaszcza że Nata na pewno pojedzie, a nie chciałem, żeby była tam bez mojego nadzoru. Zamówiłem taksówkę i czekałem, siedząc na łóżku i zastanawiając się, czy nie powinienem pójść i z nią porozmawiać. Jednakże to ona przyszła do mnie.
– Mogę? – zapytała przez drzwi.
– Tak, jasne! – Zerwałem się z łóżka.
Weszła do pokoju, a mnie z wrażenia wbiło w podłogę. Była ubrana w zieloną obcisłą sukienkę, która pięknie opinała jej zgrabne ciało, w ręku trzymała skórzaną czarną kurtkę, na nogach miała równie czarne wysokie kozaki. Włosy, zawsze splecione w schludny warkocz, teraz były rozpuszczone i spływały łagodnymi falami na plecy i ramiona. Nie miała makijażu, tylko usta błyszczały, jakby je dopiero co oblizała. Zaschło mi w gardle.
– Moja taksówka już jest, jadę po Ankę i Radka, zobaczymy się na miejscu – powiedziała, patrząc na mnie uważnie.
– Okej. – Nie byłem w stanie powiedzieć nic bardziej inteligentnego.
– To idę. – Popatrzyła jeszcze raz na mnie, odwróciła się i wyszła.
Super, zapowiadał się fascynujący wieczór!
Po chwili zadzwonił domofon i moja matka zawołała mnie z informacją, że taksówka właśnie podjechała. Wsiadłem, rzuciłem adres i zamyśliłem się, patrząc przez okno w ciemność.
Czemu ja oszukiwałem siebie i wszystkich dookoła? Podobała mi się ta dziewczyna, aż do bólu, wzbudzała we mnie różne sprzeczne uczucia, od wściekłości po rozczulenie, a wszystko razem zmierzało do pożądania. Tak, właśnie, nazwijmy rzeczy po imieniu, chłopie. Chcesz tej dziewczyny, pragniesz jej każdą cząstką swego ciała. I wiesz, że nie dasz rady długo tego ukrywać.
Zorientowałem się, że jestem już pod domem Marty. Poprosiłem taksówkarza, żeby chwilę zaczekał i zadzwoniłem do niej.
Odebrała po pierwszym sygnale.
– Wychodź, czekam w taksówce.
– A nie wejdziesz na chwilę? – zapytała.
– Marta, to popijawa u Barta, a nie bal maturalny, czekam w taksówce – powiedziałem ostro i wyłączyłem telefon.
Za chwilę wybiegła z domu i wsiadła do samochodu. Ruszyliśmy.
– Witaj, kochanie, nieźle wyglądasz – powiedziała.
– Hej, słuchaj, a nie zabierasz Patki, przecież ona mieszka tu obok? – zapytałem, chociaż generalnie miałem to gdzieś.
– Nie, ją zawiezie brat – odparła.
– No to po co było to zamieszanie z transportem? – zapytałem, trochę zły.
– Chciałam jechać z tobą, Natalia wiedziała, o co mi chodzi, i przyszła z pomocą. Tylko ty byłeś jakiś taki niedomyślny – powiedziała z wyrzutem.
– Dobra, już nieważne – uciąłem, bo nie chciało mi się gadać na ten temat.
– Nawet nie powiedziałeś, czy ładnie wyglądam… – W jej głosie znowu słychać było wyrzut.
– Ładnie wyglądasz, jak zawsze – powiedziałem szczerze.
Marta zerknęła na mnie, ale już nic nie powiedziała. Ja za to nie mogłem się doczekać, kiedy dojedziemy do domu Barta, bo chciałem jak najszybciej znaleźć się blisko Naty.
Wreszcie dojechaliśmy, odgłosy imprezy słychać było na całej ulicy – znak, że Radek już podłączył sprzęt. Weszliśmy do środka, Marta złapała mnie za rękę i mocno trzymała.
Było już sporo ludzi, ale jeszcze nie pojawiła się nawet połowa stałego składu. Szukałem wzrokiem Natalii, lecz nigdzie jej nie widziałem. Pociągnąłem moją partnerkę w stronę Radka, który stał przy konsoli.
– Siemka, Radek, widziałeś gdzieś Natę?
– Siema, widziałem, stała w salonie i gadała z Rolandem.
– Z Rolandem? – Tym dupkiem, kapitanem drużyny futbolowej, napakowanym mięśniakiem, z móżdżkiem wróbelka, który dzięki kasie swojego tatusia prześlizgiwał się po kolejnych etapach prywatnej edukacji – tyle zdążyłem pomyśleć przez ułamek sekundy.
– Uważaj na nią, stary. Widziałem, jak patrzył na nią ten frajer – dokończył Rado.
– Dzięki.
– Myślę, że nie musisz jej tak pilnować, w końcu nie ma dziesięciu lat – powiedziała trochę naburmuszona Marta. – Ledwo tu weszliśmy, a ty już zajmujesz się wszystkim, tylko nie mną!
– Słuchaj, to ty chciałaś iść ze mną, pamiętasz?
– Postawiłeś warunek i ja go spełniłam, ale nie takiego partnera sobie wyobrażałam! – wysyczała.
– No to masz pecha. Idź się czegoś napić, ja muszę poszukać Natki, jestem za nią odpowiedzialny. – Odwróciłem się i wszedłem do drugiej części salonu.
Natalia siedziała na kanapie, a obok niej, właściwie prawie na niej, wisiał Roland, opowiadając coś z wielkim przejęciem. Gdy mnie zobaczyła, wyraźnie dała mi znak oczami: Help!
– Cześć, Roland, zabieram Natalię na trochę. – Złapałem ją za rękę i lekko pociągnąłem.
– Nie no, wielki bracie, dopiero się zacząłem zapoznawać z twoją siostrą! – Roland był wyraźnie wkurzony. Jednak od czasów pierwszej klasy, kiedy to chciał wypróbować na mnie swoje wyćwiczone na siłowni i wykarmione chemią mięśnie, a skończył z rozciętym łukiem brwiowym, już nie zbliżał się na odległość bliższą niż to konieczne.
– To już skończyłeś. A dla twojej wiadomości: ona nie jest moją siostrą! – odparłem z uśmiechem i pociągnąłem Natalię w stronę baru.
– Dzięki, przyczepił się do mnie od wejścia, nie chciałam być niemiła czy coś, ale nie lubię, jak podczas pierwszej rozmowy ktoś próbuje wsadzić mi język do ucha – powiedziała do mnie z lekkim uśmiechem.
– Mówiłem ci, pamiętasz?! – Też się uśmiechnąłem.
– A gdzie Marta? Nie przyjechaliście razem?
– Przyjechaliśmy, tak bardzo chciała przejechać się ze mną taksówką, że moje towarzystwo podczas tej jazdy powinno jej wystarczyć na cały wieczór – odparłem ze złością.
– Pokłóciliście się?
– Nieważne, nie mamy innych tematów, tylko humory Marty? Daj spokój, chodź, lepiej zatańczmy. – Pociągnąłem ją w stronę podrygującego tłumku ludzi.
– Dobrze, zatańczmy – odparła, uśmiechając się.
Kątem oka zobaczyłem wściekłą Martę zmierzającą zamaszystym krokiem w stronę Rolanda. Widziałem też zdziwione twarze innych ludzi, ale miałem to w dupie. Chciałem jak najszybciej znaleźć się z Natalią w ramionach, w samym środku szalejącego tłumu.
Tańczyliśmy chyba z godzinę, Nata wyglądała na wyluzowaną i szczęśliwą, ja czułem to samo. Jej policzki zaczerwieniły się, wyglądała prześlicznie.
– Wiesz, lubię twoje rumieńce – powiedziałem jej na ucho.
Spojrzała na mnie tymi swoimi zielonymi oczyskami i chyba zaczerwieniła się jeszcze bardziej.
– Czasami są kłopotliwe. Rumienię się z reguły w niekomfortowych dla mnie sytuacjach. – Uśmiechnęła się.
– Czy ta sytuacja jest dla ciebie niekomfortowa? – zapytałem.
– Nie. – Pokręciła głową, nie patrząc już na mnie.
Nagle muzyka zwolniła, pary zaczęły się kołysać do „Wire to Wire” Razorlight – mojego ulubionego kawałka.
– Mogę? – zapytałem, rozkładając ręce.
Uśmiechnęła się i podeszła do mnie bliżej. Objąłem ją w pasie, przytuliłem do siebie, trzymając jej dłoń w swojej. Była naprawdę bardzo drobna, jej mała rączka ginęła w mojej, mogłem praktycznie oprzeć brodę na czubku jej głowy. Poczułem, jak cichutko wzdycha i opiera głowę na mojej klatce piersiowej. Krążyliśmy powoli w takt muzyki i w tym momencie, w tej sekundzie naprawdę nie liczyło się dla mnie nic innego. Widziałem kątem oka spojrzenia innych ludzi, dostrzegłem ściągniętą złością twarz Marty, zauważyłem uśmiechniętego i mrugającego do mnie Radka, ale w tej chwili najważniejszą rzeczą było to, że trzymam w ramionach tę kruchą dziewczynę i że ona też tego pragnie.
Muzyka ucichła, Natalia spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem.
– Obawiam się, że będzie to temat na najbliższe tygodnie – powiedziała.
– A ja myślę, że na najbliższe miesiące, ale mało mnie to obchodzi – mruknąłem. – Chodźmy się czegoś napić.
Podeszliśmy do baru. Wziąłem wódkę, Natalia wodę, nie chciała nic więcej, a ja jej nie namawiałem.
– Czy będę mogła porwać na chwilę twojego brata? – zapytała Natalię podchodząca do nas Marta.
– Pomijając kwestię, że to nie mój brat, to może jego zapytaj, stoi obok. – Natalia zmrużyła oczy.
Ooo, pani szefowo klubu VIP-ów, nie wiedziałaś, że nasza dziewczynka też potrafi pokazać pazurki?
– To, że to nie twój brat, było widać – syknęła złośliwie Marta. – Tony – zwróciła się w moją stronę – możemy porozmawiać?
– Okej. Nata, zaraz wracam – powiedziałem, bo nie chciałem robić niepotrzebnych scen.
– Jasne, idę odpocząć – odparła spokojnie moja rudowłosa i ruszyła w stronę salonu.
– Słuchaj, ja nie wiem, co ty sobie myślałeś – zaczęła Marta, starając się opanować drżenie głosu. – Nie lubię być traktowana jak idiotka, a właśnie dzisiaj mi to zafundowałeś!
– Nic ci nie fundowałem, jesteśmy na imprezie, dobrze się bawimy i to wszystko – odparłem, nie patrząc na nią.
– Może ty się bawisz! Wszyscy wiedzieli, że będziemy tu razem, tymczasem olałeś mnie i zabawiasz się cały czas z tą swoją pseudosiostrą! Tak cię to kręci, że masz pod dachem ciepłe ciałko do dyspozycji? Jeśli to prawda, co mówią o jej matce, to córeczka jest chyba niezła w te klocki! – wycedziła mi w twarz.
– Zamknij się!!! – Ścisnąłem jej policzki. – Nie masz pojęcia, o czym mówisz. Dlatego nie mów nic więcej, chyba że chcesz do końca spieprzyć tę imprezę! – rzuciłem wściekłym tonem i odwróciłem się szybko.
– To ty wszystko spieprzyłeś. Nie sądzisz chyba, że ja tak to zostawię? – Usłyszałem na odchodne.
Byłem wściekły, wiedziałem, że nie było to dobre posunięcie, ale nie mogłem nic na to poradzić, w sumie było w tym dużo mojej winy, jednak, do cholery, nie będę postępował wbrew sobie. Nigdy! Ruszyłem na poszukiwanie Natalii, ale nigdzie jej nie było. Kiwnąłem głową do Radka z bezgłośnym pytaniem na ustach: „Widziałeś Natę?”, ale ten rozłożył ręce i pokręcił głową. Poszedłem do salonu, do aneksu kuchennego, wyszedłem na taras, gdzie ludzie palili, bo Bart nie pozwalał zadymiać domu, jednak nigdzie nie widziałem Naty. Zadzwoniłem do niej. Odezwała się poczta głosowa. Zacząłem się denerwować. Podszedłem do mojego przyjaciela.
– Rado, nigdzie jej nie ma – powiedziałem, rozglądając się wokół.
– Dzwoniłeś na jej komórkę?
– Jasne, odzywa się poczta głosowa, zadzwoniłbym do domu, ale nie chcę przyprawić mojej matki o zawał serca. Cholera, gdzie ona jest? – zdenerwowałem się.
– Stary, zaraz ci pomogę jej poszukać, moment, przecież nie zapadła się pod ziemię – powiedział Radek, puszczając nową płytę. – Chodźmy.
Przeszliśmy wszystkie pomieszczenia na dole, zajrzałem nawet do garażu, okrążyliśmy też dom i ogród. Nigdzie jej nie było, czułem, że zaraz dostanę pieprzonej apopleksji.
Zobaczyłem Martę tańczącą z jakimś kolesiem i patrzącą na mnie z głupim uśmieszkiem.
– Marta, nie widziałaś gdzieś Natalii? – zapytałem, podchodząc do niej.
– Natalii? Nie, nie widziałam – odpowiedziała, nadal głupio się uśmiechając.
– Daj spokój, nie mogę jej znaleźć. – Nie chciałem się z nią kłócić.
– Może postanowiła wykorzystać swe wątpliwe wdzięki na kimś innym – odpowiedziała złośliwie. – Może ktoś jej da to, czego ty jej nie dałeś – dokończyła, mrużąc oczy.
– Wiesz, zawsze wiedziałem, że jesteś małą zdzirą! – wysyczałem w jej kierunku.
Odwróciłem się do Radka.
– Radek, chodźmy na górę, może gdzieś tam jest, może się źle poczuła i poszła odpocząć, nie wiem…
– Dobra.
Pobiegliśmy po schodach na górę, mijając pary, które schodziły z piętra bądź wchodziły na górę w wiadomym celu. Bart miał tam pięć pokoi. Wpadłem do pierwszego z brzegu. Jakaś para była tak zajęta sobą, że nawet nie zauważyła intruza. Zamknąłem drzwi i ruszyłem do następnych. Tam nie było nikogo. Rado otworzył kolejne i szybko zamknął.
– Tu jej nie ma – powiedział, nie patrząc na mnie.
Coś mnie uderzyło w jego uciekającym wzroku.
– Odsuń się – warknąłem.
– Stary, nie chcesz tam wchodzić! – Próbował mnie powstrzymać, ale równie dobrze mógłby powstrzymywać pędzący pociąg.
Prawie wyrwałem drzwi z zawiasów, a to, co zobaczyłem, spowodowało, że na oczy spadła mi gęsta mgła. Natalia leżała z podniesioną powyżej ud sukienką, na niej leżał Roland, który zaczynał właśnie rozpinać spodnie. Jednym szarpnięciem poderwałem go w górę i rzuciłem na przeciwległą ścianę.
– Zostaw ją, ty skurwielu! – ryknąłem.
Ze strachem zauważyłem, że Nata była kompletnie nieprzytomna. Zacząłem nią potrząsać, żeby się obudziła, ale zupełnie nie kontaktowała. Poprawiłem jej sukienkę i zacząłem podnosić do góry. Roland zaczął się zbierać do kupy po drugiej stronie pokoju.
– Daj spokój, Tony, podziel się lasencją, ona by nawet nie wiedziała, że się z nią zabawiliśmy – powiedział z lubieżnym uśmieszkiem.
W tym momencie widziałem tylko czerwone plamy zalewającej mnie wściekłości. Oparłem Natalię o Radka, który próbował złapać mnie za rękę, krzycząc: „Stary, nie warto!”, wyrwałem się i rzuciłem na śmiejącego się Rolanda. Uderzyłem go pięścią w brzuch. Zgiął się wpół, z całej siły rzuciłem nim o podłogę, zacząłem okładać jego wredną mordę pięściami, aż zalał się krwią i zaczął pluć zębami. Chyba zabiłbym go tam w tym pokoju, gdyby mnie od niego nie odciągnęli kumple, którzy usłyszawszy zamieszanie, ruszyli na górę.
– Zabierzcie stąd tę kupę gówna – wysapałem.
Nie patrząc na nikogo, odwróciłem się do Radka, wziąłem Natalię na ręce i zszedłem na dół, położyłem ją na sofie w salonie i wezwałem taksówkę.
– Tony, ona jest nieprzytomna, a przecież nic nie piła – powiedział do mnie cicho mój przyjaciel.
– Cholera wie, może ma niską tolerancję na alkohol, teraz się muszę pogłowić, jak to wyjaśnię mojej matce!
– Ooo, widzisz, mówiłam, że z młodszym rodzeństwem są same kłopoty! – powiedziała stojąca obok Marta.
– Odpuść sobie, co? Powiedz mi lepiej, kto ją tak urządził. Niemożliwe, żeby w ciągu piętnastu minut się upiła! Zresztą ona nie pije – powiedziałem cicho.
– No, może nie pije w małych ilościach, ha, ha! – Marta w odpowiedzi zaśmiała się. – Widać będę musiała weryfikować listę ludzi, których zapraszamy na imprezy, ta mała nie ma klasy.
Całe szczęście nadjechała taksówka, wziąłem Natalię, która coś tam mamrotała pod nosem, i razem z Radkiem wyszliśmy na zewnątrz.
Całą drogę leżała oparta o mnie, a ja intensywnie myślałem o tym, co się stało, i o tym, co się stanie w domu. Nie mogłem uwierzyć, że mogłaby być na tyle głupia, żeby załatwić się w taki sposób, że nawet nie wiedziałaby, że przeleciał ją ten pieprzony mięśniak. Czułem się winny, że spuściłem ją z oczu, może faktycznie, nienauczona wcześniej zachowania na takich imprezach, postanowiła zaszaleć? Zwłaszcza że po naszym wspólnym tańcu zostawiłem ją i rozmawiałem z Martą? Może była zła na mnie i postanowiła się odegrać? Jeśli tak, to bardzo się co do niej myliłem i świetny sposób sobie znalazła, nie ma co. Ciekawe, jak ona się teraz pokaże w szkole? Ja sobie poradzę, gorzej z nią. Nawet jeśli ludzie sobie odpuszczą ze względu na mnie, to Marta na pewno nie. Jest zbyt dumna, aby tak łatwo się poddać. Potarłem oczy i poczułem, jakbym miał z dziesięć lat więcej.
– Stary, dojeżdżamy, co powiesz mamie? – zapytał cicho Radek.
– Nie mam pojęcia, może się nie obudzi – odpowiedziałem z nadzieją.
Wkrótce moje nadzieje okazały się płonne, gdyż drzwi otworzyła moja matka ze ściągniętymi brwiami.
– Dzwonili rodzice Rolanda, są z nim na pogotowiu, stracił dwa zęby, co możesz mi na ten temat powiedzieć, Anthony? – Kiedy mówiła do mnie pełnym imieniem, nie było dobrze. Było cholernie źle! – Spojrzała na słaniającą się Natalię, przytrzymywaną przez Radka, potem na mnie i wchodząc do salonu, rzuciła: – Połóżcie ją do łóżka, jutro porozmawiamy.
I wyszła.
– Świetnie – mruknąłem. – Rado, mam przejebane.
– Masz przejebane! – potwierdził Radek.
– Dzięki! Chodź, pomożesz mi.
Weszliśmy na górę, położyliśmy Natalię do łóżka. Nadal coś mamrotała.
– Dzięki, stary, jutro się zdzwonimy – powiedziałem do mojego przyjaciela.
– Antek, Antek… – mamrotała Natalia.
– Będziesz miał ciężką noc – mruknął Radek, klepiąc mnie w plecy.
– Na pewno lepszą od dnia.
– No pewnie. Dobra, idę, bo taksówka czeka, muszę wrócić po Ankę, jak coś, to jutro dzwoń. – Kiwnął głową i wyszedł.
Natalia nadal się kręciła i coś niewyraźnie mówiła. Stwierdziłem, że nie mogę jej tak zostawić, więc zmoczyłem ręcznik i przyłożyłem jej do twarzy. Zaczęła otwierać oczy i patrzeć wokół nieprzytomnym wzrokiem.
– No, wreszcie! – powiedziałem zniecierpliwiony. – Obudź się, dziewczyno!
– Co się stało? Gdzie ja jestem? – wymamrotała, patrząc wokół nieprzytomnym wzrokiem.
– W domu, w swoim pokoju – odpowiedziałem.
– Ale kiedy? Przecież tańczyliśmy… – Dalej patrzyła błędnym wzrokiem.
– Podobno nic nie pijesz, a nawaliłaś się jak atom! – Byłem zły, ale nie chciałem zaznajamiać ją ze szczegółami tej nocy.
– Ja? Nie piłam… tylko szampan… – mamrotała.
– No właśnie, szampan, ale po co od razu cała butelka? Zostawmy to, teraz śpij, jutro czeka nas przeprawa z moją mamą. Przyjeżdża ojciec, będzie niezły młyn. Zostawię drzwi otwarte, jak coś, to mnie obudź. – Przykryłem ją kołdrą i poszedłem do swojego pokoju.