Читать книгу Dla niej wszystko - Alexa Riley - Страница 8

Rozdział drugi Mallory

Оглавление

– Jameson. Czysty! – przekrzykuję muzykę w klubie.

Po kolacji ja i Paige udałyśmy się taksówką na Upper East Side, bliżej naszego mieszkania. Twierdziła, że wypijemy po prostu po dwa drinki i na tym koniec, co mnie cieszyło, gdyż nie chciałam, aby ten wieczór skończył się zbyt późno. Następnego dnia musiałam wcześnie wstać i zabrać się do nauki. Zostały mi tylko dwa dni do rozpoczęcia nowej pracy. Powinnam była przewidzieć, jak to się skończy, kiedy zatrzymałyśmy się przed klubem, do którego czekała spora kolejka. Paige spojrzała na mnie, unosząc brwi, po czym wyskoczyła z taksówki i od razu podeszła do bramkarza.

Nie zdążyłam nawet usłyszeć, co mu powiedziała, uniósł jednak aksamitny sznur i wpuścił nas do klubu. Nie dowiedziałam się, jak tego dokonała, bo kiedy znalazłyśmy się po drugiej stronie drzwi, ze wszystkich stron zaatakowała nas głośna, dudniąca muzyka.

Seven Eight Nine to bardziej klub niż bar. Dość elegancki lokal, jednak pośrodku znajduje się parkiet, a DJ nadaje tak, jakby był sylwester. Poza parkietem jest ciemnawo, a w kątach stoją wielkie, obite pluszem kanapy. Opieram się o bar, czekam na drinka i obserwuję, jak Paige rozmawia z jakimś facetem.

Wyczuwa chyba moje spojrzenie, gdyż podnosi wzrok i puszcza do mnie oko.

Grają tu całkiem dobrą muzykę, a że jestem już po jednym drinku, to miejsce coraz bardziej zaczyna mi się podobać. Ostatecznie włożyłam czarne rurki, kozaczki Paige na wysokim obcasie i czarną bokserkę z jedwabiu. Czerwiec w Nowym Jorku cechuje zabójcza wilgotność powietrza. Wokół baru nieźle daje klimatyzacja, zamykam więc oczy, ciesząc się chwilą wytchnienia.

Dzięki krótkim włosom czuję przyjemny powiew na ramionach. Nagle włoski na karku stają mi dęba, jakby ktoś mnie obserwował.

Otwieram oczy i w tym momencie barmanka przesuwa w moją stronę drinka. Kładę na blacie pieniądze, wtedy wyłania się dłoń trzymająca czarną kartę American Express, a barmanka przyjmuje ją bez mrugnięcia okiem.

Odwracam się lekko i dostrzegam mężczyznę z ciemnymi włosami i krótkim, ciemnym zarostem. Ma na sobie garnitur i skrywa się nieco w cieniu, uśmiecha się jednak do mnie, odsłaniając białe, proste zęby. Uśmiech ma sympatyczny, więc odpowiadam tym samym.

– Nie zapytałeś – mówię, kiedy barmanka zwraca mu kartę.

– Co byś powiedziała? – pyta.

Odsuwam się nieco i z rozmysłem lustruję go wzrokiem. Jest ciemno, ale to, co widzę, całkiem mi się podoba.

Wychowując się w systemie opieki zastępczej, nigdy nie miałam niczego ładnego. Ale ponieważ byłam naprawdę bystra i doskonale się uczyłam, prawie zawsze otaczały mnie dzieci z rodzin dobrze sytuowanych. Dorastałam na obrzeżach Manchesteru w stanie Connecticut, a okoliczni mieszkańcy reprezentowali niższą klasę średnią. Moja rodzina zastępcza nie należała do zamożnych, ale opiekujący się nami ludzie byli mili i dbali o to, abyśmy wszyscy zdobyli porządne wykształcenie. Przebywałam w pobliżu ludzi bogatych, widziałam więc, czym są ładne rzeczy. Może sama takich nie mam, ale doskonale zdaję sobie sprawę, co można kupić za pieniądze.

Mierzę wzrokiem nowo poznanego mężczyznę i widzę, że jego buty są warte więcej niż miesięczny czynsz za nasze mieszkanie w Lenox Hill. Następnie garnitur, z całą pewnością szyty na miarę. Rozpina marynarkę i rozchyla lekko poły, jakby pozwalał mi na dokładniejsze oględziny. Koszulę ma śnieżnobiałą, a krawat w kolorze ciemnego fioletu z drobnymi białymi kwiatkami. Kiedy podnosi rękę, aby go wygładzić, zauważam, że spinki do mankietów są w tym samym odcieniu. Do tego zegarek, za który na pewno niemało zapłacił.

Kiedy unoszę wzrok, okazuje się, że nie stoi już w cieniu i że ma ciemnoniebieskie oczy. Płoną blaskiem jak szafiry. Kiedy widzi, że mu się przyglądam, jego uśmiech staje się jeszcze szerszy, a wokół oczu pojawiają się niewielkie zmarszczki.

– No i? – pyta.

Pochyla się lekko w moją stronę w oczekiwaniu na odpowiedź.

– Z pewnością bym odmówiła. – Przełykam whisky i pozwalam, aby ciepły aromat rozchodził się po języku.

Posyłam mu spojrzenie znad krawędzi szklanki, a on śmieje się cicho. Wygląda na takiego, który często się uśmiecha. A to jest bardzo seksowne. Ciemne, pofalowane włosy ma obcięte krótko, wydają się jednak wystarczająco długie, żeby przeczesać je palcami. Założę się, że gdyby je zapuścił, miałby na głowie fantastyczne loki. To niesprawiedliwe, że facet jest taki ładny.

– Dobrze więc, że nie zapytałem – stwierdza, a kiedy nieznacznie się do mnie przysuwa, wyraźnie czuję jego zapach.

Pachnie jak ciepły bursztyn i miód, a ja odruchowo robię krok w jego stronę.

Wyjmuje mi z ręki szklankę, ale nasze palce się nie stykają. Jak urzeczona, nie protestuję, kiedy to robi.

Obserwuję, jak obraca szklankę, przykłada usta tam, gdzie jeszcze przed chwilą spoczywały moje, i pociąga łyk whisky. Moje spojrzenie ześlizguje się na jego szyję i wydatne jabłko Adama. Przełyka, odsuwa lekko usta i zlizuje z krawędzi szklanki pozostałą kroplę.

Ten gest jest tak niesamowicie erotyczny i seksowny, że aż mi miękną kolana.

– Pomyślałem, że skoro za nią zapłaciłem, przynajmniej powinienem spróbować.

Odwraca szklankę tak, że to samo miejsce znajduje się na wprost mnie, i wkłada mi ją delikatnie w dłoń. Tym razem jego palce muskają moje. Milczę, gdy tak stoimy połączeni niewidzialnym uściskiem, a opuszki jego palców wędrują w stronę mojego nadgarstka. I znowu się przy tym uśmiecha.

Uśmiech tego mężczyzny mógłby rozświetlić całą ulicę.

Unoszę szklankę do ust i smakuję miejsce, którego przed chwilą dotykały jego wargi. Sama nie wiem, dlaczego to robię, ale nie mogę się powstrzymać. Nigdy dotąd się tak nie zachowywałam, nigdy aż tak nie kokietowałam mężczyzny, którego przecież nie znam.

Dopijam whisky, czując przy tym pieczenie w gardle. Odrywa dłoń od mojego nadgarstka i bierze ode mnie szklankę. Odstawia ją na bar i posyła mi uśmiech.

– Powiedz, jak masz na imię.

Chce ode mnie coś, co nie wiem, czy chcę mu dać. Jeśli mu powiem, nie będziemy już nieznajomymi i czar może prysnąć. Jest nieziemsko przystojny i na pewno zamożny, ale to nie ten typ mężczyzny, z którym chciałabym się związać.

Na podobnych do niego napatrzyłam się w Yale. Zaprosiłby mnie na randkę i nawijał o swoim koncie bankowym, gdy tymczasem ja próbowałabym poruszyć temat ostatniego twierdzenia Fermata. Jest zbyt czarujący jak na mój gust, poza tym to nie w takim miejscu chciałabym poznać mężczyznę mojego życia.

– Może lepiej nie, dobrze? – pytam i odwracam się w stronę baru, żeby zamówić kolejnego drinka. Rozglądam się za barmanką, a przez ramię rzucam: – Udawajmy, że to Emerald City, a ty jesteś czarnoksiężnikiem kryjącym się za kurtyną.

Niespodziewanie jego dłoń prześlizguje się na moje biodro, a ja nieruchomieję. Odwracam głowę i patrzę mu w oczy. Dostrzegam w nich coś na kształt desperacji, jakby błagał, abym mu coś dała. Cokolwiek. Uśmiech zniknął mu z twarzy, a jego miejsce zajął bezbronny strach.

– Proszę.

Widzę, jak jego usta się poruszają, ale przez głośną muzykę nie słyszę tego, co mówi. Robię krok w jego stronę i szepczę mu do ucha:

– Mallory.

Kiedy się odsuwam, odczuwam nagłą nieśmiałość, jakbym tym wyznaniem za mocno się przed nim odsłoniła. To tylko imię. Czemu w tej chwili wydaje mi się czymś tak intymnym?

Spoglądam na koniec baru i widzę, że Paige nadal tam stoi, rozmawiając z tym samym facetem, co przed chwilą. Chyba wyczuwa, że na nią patrzę, bo również zerka w moją stronę. Jej spojrzenie przesuwa się na stojącego obok mnie mężczyznę, po czym wraca do mnie. Moja przyjaciółka unosi brwi. Ledwo zauważalnie wzruszam ramionami i czuję, jak na policzki wypełza mi rumieniec. Nie robię niczego złego. Nie rozumiem, skąd to zakłopotanie.

Kiwa głową i stuka palcem w zegarek. To nasz sygnał mówiący, że zaraz się zwijamy. A potem odwraca się z powrotem do swojego towarzysza.

– Wychodzisz?

Uśmiecham się.

– Na to wygląda.

– Daj mi swój numer.

Kolejne żądanie. Bezpośredni facet, nie ma co. Widać, że zawsze dostaje to, na co ma ochotę. Rozglądam się z wahaniem i szukam w myślach dobrej wymówki.

– Czy jeśli poproszę o to twoją koleżankę, da mi go?

Uśmiecham się z zadowoleniem, zerkając na Paige.

– Nie ma mowy.

Paige zawsze trzyma facetów z dala ode mnie. Twierdzi, że muszę poczekać na tego właściwego i nie marnować czasu na nieudaczników. Miała rację, kiedy utrzymywała, że większość chłopaków z uczelni to snoby, i możliwe, że ten facet też taki jest. A ja… W kwestii mężczyzn nigdy nie dałam sobie szansy na to, aby popełnić błąd, więc teraz, w wieku dwudziestu dwóch lat, jestem zupełnie niedoświadczona.

Mój rozmówca sięga do kieszeni i wyjmuje telefon. Stoi i czeka, a ja w końcu się poddaję.

Wzdycham, po czym dyktuję swój numer. To niemożliwe, żeby w ogóle go usłyszał w hałasie panującym w klubie. My się przecież zupełnie nie znamy. Czemu miałby chcieć do mnie dzwonić? Nie mam zamiaru wylądować u niego w domu, a przecież właśnie tego faceci oczekują od lasek spotkanych w takich miejscach.

Chowa telefon i w tej chwili podchodzi do nas Paige. Patrzy to na niego, to na mnie.

– Gotowa?

– Aha. Idź, a ja cię zaraz dogonię – mówię i odprowadzam wzrokiem jej oddalające się plecy.

Kiedy po chwili spoglądam w szafirowe oczy, znowu jestem zgubiona. Mam wrażenie, jakbym się znalazła w oku cyklonu. Tyle że nie wiem, czy ten mężczyzna jest wiatrem siejącym spustoszenie czy też spokojnym środkiem, w którym nic mi nie grozi.

Wyciąga rękę i knykciami przesuwa wzdłuż mojej brody, jakby sprawdzał miękkość skóry.

– Chciałem czegoś więcej. – Ledwie go słyszę.

Nie wiem, co ma na myśli, i nie mam pewności, jak zareagować. Stoję jak wrośnięta w ziemię. Powinnam kazać mu przestać albo po prostu odejść, ale jest w nim coś, co mnie hipnotyzuje, i nie potrafię się temu czemuś oprzeć.

– Ona czeka.

Odwracam się i widzę, że Paige stoi oparta o ścianę. Przygląda nam się i wiem, że powinnam już iść.

Mężczyzna opuszcza rękę i robi krok do tyłu, uśmiechając się do mnie tak, jak na początku. Uśmiech jednak nie dociera do jego oczu. Jest w nich coś, czego nie umiem rozszyfrować, choć bardzo tego pragnę. Pragnę dowiedzieć się wszystkiego o tym nieznajomym.

Biorę głęboki oddech i odsuwam się od niego o kilka kroków. Czar pryska. Czuję się znowu sobą. Odwracam się i widzę, że mi się przygląda. Tym razem jego oczy także się uśmiechają.

Kiedy już jesteśmy na ulicy, wibruje mój telefon. Wyjmuję go z kieszeni spodni, aby się przekonać, czy to on. Paige zagania mnie do taksówki i podaje kierowcy adres. Odczytuję wiadomość.

Smakowałaś bardziej słodko, niż to sobie wyobrażałem.

Przepełniona ekscytacją odpisuję:

Jak mam mówić na mężczyznę za kurtyną?

Uśmiecham się w oczekiwaniu na odpowiedź.

OZ

Dla niej wszystko

Подняться наверх