Читать книгу Alex Ferguson. Być liderem - Alex Ferguson - Страница 10
Obserwacja
ОглавлениеObserwacja jest kolejnym niedocenianym działaniem, które też nic nie kosztuje. Według mnie może ono przyjąć dwie formy. Pierwsza z nich polega na skupieniu się na szczególe, druga na całościowym oglądzie sytuacji. Zanim zacząłem pracę jako menedżer Aberdeen i zatrudniłem Archiego Knoxa jako asystenta, nie dostrzegałem żadnej różnicy pomiędzy przyglądaniem się detalom a umieszczaniem ich w szerszym kontekście. Wkrótce po swoim przybyciu do Aberdeen Archie zapytał mnie, dlaczego go zatrudniłem. Nie bardzo rozumiałem, o co mu chodzi. Wyjaśnił zaraz, że jego zdaniem w klubie nie ma nic do roboty, bo upieram się, by w zasadzie wszystko robić samemu. Był bardzo natarczywy. Podpuścił go Teddy Scott, główny totumfacki Aberdeen, który się z nim w tej kwestii zgadzał. Archie powiedział mi, że nie powinienem prowadzić treningów, ale stać z boku, przyglądać się i nadzorować. Nie miałem pewności, czy skorzystać z tej rady, czy nie, ponieważ obawiałem się, że stracę w ten sposób kontrolę nad przebiegiem sesji treningowej. Gdy wspomniałem Archiemu, że rozważę jego sugestię, zaczął mocno upierać się przy swoim. Niechętnie, ale w końcu ugiąłem się przed nim. Trochę czasu zajęło mi zrozumienie, że można dostrzec o wiele więcej, nie będąc w centrum wydarzeń, ale obserwując sytuację z zewnątrz. To była moja najważniejsza decyzja, jeśli chodzi o zarządzanie i kierowanie zespołem. Stojąc bowiem nieco z boku, odkrywasz wiele niespodzianek. Należy dać się właśnie zaskakiwać. Gdy samemu z gwizdkiem w ustach prowadzisz trening, skupiasz się tylko na piłce. Kiedy natomiast cofnąłem się i zacząłem obserwować grę z linii bocznej, mogłem zobaczyć pewną całość, wliczając w to nastrój zawodników, poziom ich energii i zwyczaje. To była jedna z najbardziej wartościowych lekcji w mojej karierze i cieszę się, że stało się to 30 lat temu. Uwaga Archiego sprawiła, że jestem tym, kim jestem.
Gdy grałem w piłkę, próbowałem jednocześnie kontrolować futbolówkę, jak i obserwować wszystko, co działo się na boisku. Dopóki Archie nie skomentował mojego podejścia, tak naprawdę nie rozumiałem, że jako menedżer mogłem utonąć w szczegółach. Zajęło mi kilka dni, zanim pojąłem sens jego słów, i od tego czasu zacząłem zajmować taką pozycję, która pozwalała mi zarówno przyjrzeć się szczegółom, jak i dostrzec całość.
Będąc menedżerem, zawsze zwraca się uwagę na bardzo konkretne rzeczy. Można obserwować zawodnika na treningu, aby sprawdzić, czy już doszedł do siebie po kontuzji uda, dokonać oceny obiecującego 12-latka z akademii młodzieżowej, przyjrzeć się rokującym zawodnikom podczas rozgrywanego wieczorem meczu na jakimś stadionie w Niemczech, przyjrzeć się graczowi czy trenerowi przy stoliku podczas lunchu. Można także poszukiwać wzorców i wskazówek na taśmach wideo, analizować mowę ciała podczas negocjacji albo długość trawy na boisku. Czasami bowiem się zdarza, że w jakieś sobotnie popołudnie bądź środowy wieczór potrzeba kogoś, kto widzi więcej i ma szerszą perspektywę.
Łatwo powiedzieć, że należy wierzyć w to, co widzimy na własne oczy, ale trudniej to zrobić. To zdumiewające, jak wiele uprzedzeń i stereotypów siedzi w nas samych, a one nakładają się na to, co widzimy, albo, mówiąc precyzyjnie, na to, co nam się wydaje, że widzimy. Gdyby jakiś skaut powiedział mi, że jakiś zawodnik dobrze gra lewą nogą, ciężko byłoby mi o tym zapomnieć w czasie oglądania go podczas meczu. W ten sposób łatwo przeoczyć inne cechy gracza albo – co byłoby bardziej brzemienne w skutki – zlekceważyć największe błędy, które popełnił. Bez wątpienia interesowało mnie to, co mieli do powiedzenia inni, ale zawsze musiałem zobaczyć wszystko na własne oczy. Nie wystarczało mi czyjeś zdanie.
A oto przykład obserwacji, z której zalet korzystałem przez dziesięciolecia. W 1969 roku drużyna RFN trenowała na stadionie Rugby Park w Kilmarnock. Poprosiłem wtedy Karla-Heinza Heddergotta z niemieckiej federacji o zgodę na obejrzenie treningu. Na boisku znajdowali się jedynie niemieccy zawodnicy, obsługa, konserwatorzy murawy i ja. Przyglądałem się zajęciom przez półtorej godziny. Ekipa niemiecka grała bez bramkarzy. Zawodnicy skupieni byli przede wszystkim na utrzymywaniu się przy piłce. Wydawało się to dziwne w czasach, gdy szkoleniowcy głównie podkreślali znaczenie długodystansowych biegów podczas treningów. To spotkanie wywarło na mnie ogromne wrażenie. Odtąd ja też zacząłem zwracać większą uwagę na posiadanie piłki. Gdy tylko zostałem trenerem St. Mirren, wprowadziłem tak zwane boxes, grę w dziada, podczas której na ograniczonej przestrzeni grało się czterech na dwóch. Zaczęliśmy od kawałka 22 na 22 metry, co poprawiało u zawodników umiejętność gry piłką. Im stawali się lepsi, tym bardziej ograniczaliśmy przestrzeń. Poprawiało to orientację graczy, pomagało przy rzutach rożnych, przyjmowaniu piłki, a ostatecznie skutecznie nauczyło zawodników gry na jeden kontakt. Wykorzystywałem tę metodę aż do mojego ostatniego treningu z United 18 maja 2013 roku. 90-minutowa obserwacja ćwiczeń w Kilmarnock w 1969 roku okazała się dla mnie lekcją na kolejnych 50 lat.
Obserwacja, czyli mierzenie wzrokiem innych i ocena sytuacji, jest niezmiernie ważną częścią przygotowań. W United stało się to nawet tradycją, że zawsze dokładnie przyglądaliśmy się naszym przeciwnikom przed każdymi ważnymi rozgrywkami. Było to może nawet ważniejsze w czasach poprzedzających wyszukane analizy materiału wideo, teraz możemy po prostu przewinąć nagranie do przodu lub do tyłu. Dobrym przykładem potwierdzającym ogromne znaczenie obserwacji był finał Pucharu Zdobywców Pucharów w 1991 roku, w którym United zmierzyło się z Barceloną. To był pierwszy finał europejskich pucharów, w którym mogła wziąć udział drużyna angielska, po zakazie nałożonym po tragedii na Heysel w 1985 roku. Widziałem wcześniej półfinał, w którym Barcelona grała przeciwko Juventusowi ze Steve’em Archibaldem, ekszawodnikiem Aberdeen. W czasie tego meczu Christo Stoiczkow, wysunięty napastnik Katalończyków, wypadł znakomicie i zdobył dwie bramki. W rewanżu w Turynie odniósł kontuzję ścięgna udowego, co wykluczyło go z gry w finale. Był to cios dla całego zespołu. W meczu finałowym postawili na Michaela Laudrupa, który przesunięty ze środka pola, odgrywał główną rolę w ich ataku. Dzięki temu, że oglądaliśmy wcześniej mecze Barcelony, udało nam się to przewidzieć. W związku z tym zastosowaliśmy odpowiednią taktykę. Nie dawaliśmy się wyciągnąć Laudrupowi zanadto do przodu i ostatecznie wygraliśmy 2:1.
Zdarzyło się też wielokrotnie, że kątem oka dostrzegłem zawodnika, który sprawiał mi stuprocentową, ale miłą niespodziankę. W 2003 roku udałem się do Francji, żeby obejrzeć grę młodego Petra Čecha. W tym meczu zagrał też Didier Drogba, o którym nigdy wcześniej nie słyszałem. Był jak dynamo – silny, niezwykle dynamiczny wysunięty napastnik z prawdziwym instynktem strzeleckim. Ostatecznie wyślizgnął nam się z rąk. Nie dopuściliśmy do tego w przypadku Ji-sung Parka. Pojechałem, aby przyjrzeć się grającemu w Lyonie Michaelowi Essienowi podczas meczu tej drużyny w 1/4 finału Ligi Mistrzów w 2005 roku z PSV Eindhoven, a zobaczyłem tę niepohamowaną kulę energii buzującą na boisku niczym cocker spaniel. To był Ji-sung Park. W następnym tygodniu wysłałem Martina, mojego brata i łowcę talentów United, aby go obejrzał i zdał mi relację z tego, co zobaczy. Ujrzał to samo co ja. Podpisaliśmy więc z nim kontrakt. Ji-sung był jednym z nielicznych piłkarzy, który zawsze potrafił znaleźć dla siebie miejsce na boisku.
To były szczególne chwile. Sprawiało mi frajdę odkrywanie nowych talentów w sytuacjach, gdy się tego w ogóle nie spodziewałem. Rzadko zdarza się zobaczyć kogoś tak niewiarygodnego, jakby pochodził nie z tego świata (tak było w przypadku Érica Cantony, gdy znajdował się w najlepszej formie). Te chwile oraz tacy zawodnicy są właśnie nagrodą za baczną obserwację. Żaden z nich nie wyskoczył jak filip z konopi. A to wszystko dzięki temu, że przez cały czas zachowywaliśmy czujność.