Читать книгу Proroctwo krwi - Alyxandra Harvey - Страница 9
ROZDZIAŁ 3
Оглавление♦
Lucy
Niedziela po południu
Spędziłam większość niedzieli, dzwoniąc do Nicholasa, chociaż wiedziałam, że nie odbierze. W obozie nie było zasięgu, ale po cichu miałam nadzieję, że Nicholas wróci na farmę. Był początek listopada i słońce zaszło niecałą godzinę temu. Było za wcześnie, żeby odebrał, niezależnie od tego, gdzie się znajdował. Zadzwoniłam do Bruna, tylko po to, żeby mieć wrażenie, że coś osiągnęłam.
– Jakieś wiadomości? – spytałam.
– Obawiam się, że nie, mała – odpowiedział znużonym głosem. – Za kilka godzin będziemy wysyłać wiadomość. I czekać na informacje z obozu od tych, którzy wciąż są nam wierni.
– A Nicholas? – Samo wymówienie jego imienia sprawiało, że czułam ból. Wszyscy bez przerwy martwili się o to, czy nic złego nie stanie się Solange, bo była taka wyjątkowa, albo mnie, bo byłam człowiekiem. Do tej pory nie uświadamiałam sobie, że Nicholasowi też mogłaby stać się krzywda. Bracia Drake wydawali się mieć szczęście, które przeprowadzało ich przez złe chwile. Nigdy nie sądziłam, że to szczęście mogłoby się skończyć.
Nie mogłam tak myśleć. W końcu Nicholas nie zginął i nie umarł. Właściwie mógł być jedyną nadzieją dla Solange. Musiałam się tego trzymać.
– Madame Veronique jeszcze nikogo nie zamordowała, prawda?
– Nie. Wiesz, że Drake’ów nie tak łatwo zamordować. Nie zamartwiaj się.
– Rany, jedno małe załamanie i wszyscy się nade mną trzęsą – zażartowałam. Kiedy Nicholas zaginął, wspięłam się na dach dormitorium i krzyczałam, dopóki Theo, szkolny pielęgniarz, nie zagroził, że da mi środki uspokajające. Biorąc pod uwagę to, ile przeszłam w tym roku, uznałam, że mogłam sobie pozwolić na małą terapię krzykiem pierwotnym. – Na razie, Bruno.
Moja praca domowa działała na mnie terapeutycznie: kick boxing, kilka okrążeń toru i ćwiczenie w strzelaniu z pistoletu na strzelnicy. Moja mama byłaby przerażona, gdyby wiedziała, jak bardzo się odprężyłam, kiedy patrzyłam na obracające się tarcze. Wracałam do dormitoriów, kiedy zauważyłam Jennę ćwiczącą z kuszą na boisku. Zawróciłam. Łucznictwo było moim ulubionym przedmiotem, a Jenna strzelała tak dobrze jak ja. Obserwowałam, jak bełty uderzają w tarczę i sama miałam ochotę wyciągnąć swoją miniaturową kuszę. Jenna odwróciła się, kiedy usłyszała moje kroki.
– Nic ci nie jest? – spytałyśmy jednocześnie.
Jenna opuściła kuszę.
– Tylko boli mnie głowa. Przez kilka dni jestem zwolniona z lekcji, ale już nie mogłam usiedzieć w miejscu. – Rude włosy miała jak zwykle związane w kitkę, a jej skroń owijał bandaż. – Uratowałaś mnie. Gdybyś nie wysłała Spencera, żeby mnie znalazł, pewnie skończyłabym jako posiłek dla wampirów.
– Nie uratowałam cię – odparłam, krzywiąc się. – To moja wina, że się tam znalazłaś.
Jenna wzruszyła ramionami.
– Kto by pomyślał, że imprezy cywili są takie niebezpieczne?
Prychnęłam.
– Teraz już wiesz. – To było Violet Hill, a tamta impreza nie była najbardziej przerażająca ze wszystkich, na których byłam. – Przepraszam.
– Hej, dzięki tobie wróciłam do domu. Jesteśmy kwita – Zmarszczyła brwi. – Czy to prawda, że widziałaś obóz Krwawego Księżyca?
Skinęłam głową
– Tak. Całkiem fajny. No wiesz, gdyby moja najlepsza przyjaciółka nie wywlokła mnie stamtąd z zamiarem wyssania ze mnie krwi.
– O kurczę.
– No.
Jenna pokręciła głową, po czym skrzywiła się i ręką musnęła skroń.
– Myślałam, że Solange jest krucha i delikatna.
– Jest chora – odparłam pewnie. Pomyślałam o nietoperzach, które wszędzie za nią latały. – Czy od wścieklizny można dostać bzika?
– Nie mam pojęcia. Myślisz, że Solange ma wściekliznę?
– Chyba nie – Zmarszczyłam nos. – Ale nietoperze to coś nowego. I dziwnego. Wszystko jest dziwne.
Kieran wjechał na parking dla uczniów za naszymi plecami, odwracając moją uwagę od innych teorii. W okolicy krążyło teraz tylu Hel-Blar, że szkoła zezwalała na patrole uczniom trzeciej klasy, a nie tylko czwartoklasistom, jak Hunter. Jako trzecioklasistka, musiałam chodzić z kimś z czwartej klasy albo z absolwentem i wolno mi było wychodzić tylko w czasie określonych lekcji. Ponieważ Hunter i ja chciałyśmy mieć Kierana na oku, na zmianę zmuszałyśmy go, żeby chodził z nami na patrole. Poza tym to pozwalało mi opuszczać teren kampusu, co było dodatkowym plusem. Nie byłam dziś w nastroju, żeby mierzyć się z przesądami i chuliganami. I ja, i Kieran potrzebowaliśmy zająć się czymś, kiedy zastanawialiśmy się, co zrobić z Solange i Nicholasem.
Nicholas.
Nie, nie mogę teraz o tym myśleć.
– Do zobaczenia. – Jenna pomachała Kieranowi i ruszyła do dormitorium.
– Wiesz, że ty i Hunter nie jesteście ani trochę subtelne – poinformował mnie Kieran przez otwarte okno.
Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
– Pomachaj w stronę okna na rogu, na samej górze. Lia się w tobie podkochuje.
Uszy Kierana zrobiły się czerwone.
– Skąd ona wie, że tu jestem?
– Powiedziałam jej, że przyjedziesz – odparłam, siadając na fotelu pasażera. Pod nogami położyłam plecak pełen broni.
– Jesteś niebezpieczna.
– Też miałam dwanaście lat. – Wzruszyłam ramionami. – Małe zadurzenie w takim wieku dużo znaczy. Musi myśleć o czymś innym niż wampiry.
– Na przykład o tobie? – zauważył oschle, wyjeżdżając tyłem z miejsca parkingowego
– Daj spokój, jedź, jakby nigdy nic – ponagliłam go, udając, że nie dosłyszałam tej słusznej uwagi. – Stań na tylnych kołach czy coś, żeby mogła omdlewać na samo wspomnienie.
Roześmiał się mimowolnie.
– Nie mogę stanąć na tylnych kołach w SUV-ie, wariatko.
Zostawiliśmy za sobą szkołę i oświetlenie alarmowe i wjechaliśmy pomiędzy ciemne pola i pokryte śniegiem sady. Wystraszyliśmy kota, jakiś kojot przebiegł nam drogę, ale nie zauważyliśmy żadnych kłów ani bladych oczu. Próbowałam obracać kołek w palcach, jakby to była moneta do sztuczek magicznych.
– Skręć w lewo – powiedziałam jakieś piętnaście minut później.
– Wiem, o co ci chodzi – uprzedził, ale i tak skręcił. Droga przecinała gęste krzaki i kępy sosen czerwonych. Księżyc świecił wystarczająco jasno, żeby rzucać niebieskawe cienie na śniegu. Jeśli zmrużyłam oczy, mogłam dostrzec niewyraźne światło domu między drzewami, blisko gór. Minęliśmy znajome miejsca: trafiony piorunem jesion, głaz w kształcie byka, wzgórze, na którym wiosną rosły dzikie żonkile.
Mój telefon zadzwonił w tej samej chwili, w której wjechaliśmy na teren Drake’ów.
– Lucy Hamilton, jedź przed siebie.
Przełknęłam ślinę, słysząc ostry głos Heleny.
– Ups. Do widzenia! – Zmarszczyłam nos i spojrzałam na Kierana. – A niech to. Jedź dalej.
Pojechaliśmy do miasta jedyną asfaltową drogą w Violet Hill. Światło reflektorów lśniło na lodzie, szronie i mokrym, czarnym chodniku. Przez mgłę zaczynały przebijać się światła z okien.
– Dzisiaj mam patrolować kampus – odezwał się Kieran, skręcając w stronę usytuowanego nad jeziorem college’u sztuk pięknych. To miało sens, bo nawet wyglądał, jakby był stąd, chociaż nie był w tatuażach ani w farbie, jak większość tutejszych studentów. College w Violet Hill był niewielki i zajmował się głównie studentami sztuk wizualnych i literatury. Po pewnym czasie poznawało się ich po wyglądzie.
– Wciąż wybierasz się do college’u Helios-Ra w Szkocji? – spytałam.
– Może najpierw przetrwajmy tę noc – odpowiedział.
Przeszliśmy przez trzy imprezy w dormitoriach i dwa puby, ale wszędzie było czysto. Przetrząsnęłam wszystkie zarośla w poszukiwaniu Hel-Blar. Gdziekolwiek karmiły się dziś wieczorem, nie było to tutaj.
Dopiero kilka godzin później, kiedy wracaliśmy do akademii, coś zobaczyliśmy. W jednym z większych pubów skończył się koncert i zimne ulice pełne były studentów i taksówek. Były tam dziewczyny w krótkich spódniczkach, podtrzymujący się nawzajem chłopcy i całujące się pary wracające razem do domu.
I szczupła dziewczyna, która, niewrażliwa na zimno, stała w śniegu w cienkiej sukience. Nie, ona nie tylko stała.
Ona piła krew.
– Stop! – wrzasnęłam. – Stop, stop, stop! To Solange.
Kieran prawie owinął SUV-a wokół skrzynki na listy, tak się spieszył, żeby się zatrzymać. Ktoś uznał to za zabawne i zaczął wiwatować. Wyskoczyłam z samochodu, zanim jeszcze koła przestały się kręcić. Kieran złapał mnie za rękę, kiedy przemknęłam obok niego. Z rozpędu obróciłam się wokół własnej osi i stanęłam twarzą do niego, mamrocząc przekleństwa.
– Cholera, Black.
– To się nazywa być otrożnym – warknął i szarpnięciem zmusił mnie, żebym przykucnęła za SUV-em. Spaliny z działającego silnika w zimnym powietrzu zmieniły się w mgłę i zasłoniły nas. Kieran podał mi kołek, ale ja już miałam jeden w ręce. – I najwyraźniej żadna z was dwóch tego nie potrafi.
Miał rację.
Solange stała w pobliżu kręgu żółtego światła padającego z latarni, ściskając dziewczynę w zachlapanych farbą dżinsach, o krótkich, obciętych na jeża włosach i z kolczykiem w nosie. Jej kły błysnęły, kiedy z cichym warknięciem uniosła czerwone wargi. Jej widok w czerwonej szmince i długiej sukni był prawie tak dziwny, jak wszystko inne w tej scenie. Solange nie znosiła się stroić.
– Ciii – rozkazała Solange, kiedy dziewczyna próbowała się szarpnąć. Ofiara natychmiast umilkła. Nikt ich nie zauważył, Solange miała szczęście. Ale zaraz ktoś zerknie w ich stronę, ktoś krzyknie. Albo dziewczyna umrze.
Bo Solange wciąż piła.
– Wszyscy mogą ją zobaczyć – szepnęłam, przerażona.
– A jej to nie obchodzi – potwierdził ponuro Kieran. – Gdyby jakiś inny Helios-Ra zobaczył ją teraz, nie zadawałby pytań, tylko zabiłby ją na miejscu. I zgodnie z traktatem miałby prawo to zrobić.
Solange ujęła dziewczynę za szyję i przekrzywiła jej głowę pod takim kątem, że jeszcze trochę, i by ją złamała. Wbiła kły głębiej, przez skórę i ciało, jakby wgryzała się w dojrzałą brzoskwinię. Krew pociekła cienką strużką. Dziewczyna zacisnęła dłoń w pięść, ale po chwili jej ręce opadły bezwładnie. Szarpnęła się krótko, a potem po prostu zawisła na rękach Solange. Nie dało się udawać, że to dwie pijane współlokatorki podtrzymują się nawzajem.
Było na to za dużo krwi.
Solange wyglądała na zachwyconą, jak w transie. Była śmiertelnie niebezpieczna. Zrobiłam więc jedyną rzecz, jaka przyszła mi do głowy.
Rzuciłam jej w głowę śnieżką.
Nie zabolało jej to, oczywiście, ale przynajmniej sprawiło, że przerwała. Uniosła wzrok i wykrzywiła usta. Macałam ziemię dookoła, aż znalazłam kamień na brzegu kwietnika za moimi plecami. Rzuciłam go tak mocno, jak potrafiłam. Uderzył ją w głowę. Solange syknęła, a po jej bladej skórze popłynęła krew. Dziewczyna osunęła się na ziemię nieprzytomna, poruszając się tak powoli, że wyglądało to, jakby była z wody, która powoli zamarzała w bryłę lodu.
I wtedy Solange spojrzała prosto na mnie. Mimo otaczających nas oparów ze spalin jej wzrok był zimny i ostry jak igła.
A potem uśmiechnęła się.
– To na pewno nie ona – wymamrotałam. – Przepędzę tę sukę z mojej przyjaciółki.
– Ale nie dzisiaj – ostrzegł Kieran, który wciąż kucał przy mnie. Mięśnie szczęki miał napięte jak cięciwę łuku. – Dzisiaj musimy uratować je obie. I to szybko.
Miał rację.
– Biegasz szybciej ode mnie – powiedziałam, wstając. – Więc ja odwrócę uwagę ludzi, a ty w tym czasie zabierzesz stąd Solange.
Okrążyłam samochód i stanęłam na środku ulicy
– Uhuuuuuuuuuuuuu! – wrzasnęłam, jakbym była pijana i bardzo, bardzo irytująca. Kilka osób zerknęło w moją stronę, ale to było za mało. Spojrzałam na budynek po przeciwnej stronie, niż ta, po której stała Solange i przeczytałam szyld nad drzwiami. – Darmowe piwo w Kinsley Hall! – zawołałam głośno.
Nie wszyscy zawrócili, żeby z tego skorzystać, ale przynajmniej wszyscy patrzyli na wariatkę na drodze, a nie na chłopaka w czarnych bojówkach ścigającego poplamioną krwią, szczupłą dziewczynę, która uciekała ile sił w nogach.