Читать книгу Od Zmartwychwstania do Zesłania Ducha Świętego - Anna Katharina Emmerich - Страница 7
Zdjęcie z krzyża
ОглавлениеW tym czasie, gdy przy krzyżu zostało na straży tylko kilku żołnierzy, widziałam, jak od Betanii nadeszło doliną pięciu mężów. Zbliżyli się ostrożnie do placu egzekucji, patrzyli przez chwilę na krzyż i znów się oddalili – mniemam, iż byli to uczniowie. Józefa z Arymatei i Nikodema widziałam dziś trzy razy w tej stronie, jakby przemyśliwali nad czymś i coś układali. Pierwszy raz widziałam ich tu w pobliżu podczas ukrzyżowania (zapewne wtedy, gdy wysłali ludzi, by odkupić suknie Jezusa). Później obaj przyszli popatrzeć, czy tłum się rozszedł, po czym odeszli do grobowca poczynić pewne przygotowania. Stamtąd znów przyszli aż pod krzyż, przyglądnęli mu się dobrze i zbadali teren wokoło, układając plan zdjęcia ciała Jezusa, po czym powrócili do miasta.
Teraz zajęli się przygotowaniem przyborów do balsamowania. Służący ich, oprócz innych przyborów do zdjęcia Świętego Ciała, wzięli także dwie drabiny ze stodoły, stojącej obok wielkiego domu Nikodema. Drabiny te to długie żerdzie, z powbijanymi rzędem z obu stron kołkami, służącymi jako szczeble. Drabiny opatrzone były hakami, dającymi się wedle potrzeby przesuwać wyżej lub niżej, tak by można było ją dowolnie przymocować. Na takim haku można było też powiesić jakieś narzędzie, gdy obie ręce były zajęte.
Pobożna niewiasta, u której zakupili przybory do balsamowania, zapakowała wszystko bardzo wygodnie. Nikodem kupił 100 funtów ziół i wonności, co według naszej wagi daje około 18,5 kg, jak to kilka razy wyraźnie się dowiedziałam. Wszystko było zapakowane w małych baryłeczkach z łyka, które nieśli zawieszone na szyi; w jednej z nich był jakiś proszek. Pęki ziół złożone były w sakwach z pergaminu lub skóry. Józef niósł także drogą wonną maść w ładnej, czerwonej puszce z niebieską obwódką; nie wiem, z czego była zrobiona. Słudzy, jak już wspomniałam, nieśli na noszach naczynia, wory, gąbki i narzędzia. Ogień nieśli w zamkniętej lampie.
Słudzy poszli nieco naprzód i wyszli z miasta inną bramą, zdaje się, że Betlejemską. Idąc przez miasto, przechodzili obok domu, w którym znajdowała się Najświętsza Panna z niewiastami i Janem. Wróciwszy z góry Kalwarii, chcieli postarać się o przedmioty potrzebne do pochówku. Widząc sługi, idące na górę Kalwarię, niewiasty wraz z Janem poszły za nimi w pewnym oddaleniu. Było ich około pięciu, a niektóre niosły pod płaszczami spore zawiniątka z chustami. Niewiasty, wychodząc z domu pod wieczór lub w ogóle na wykonywanie jakichś praktyk religijnych, zwykłe były otulać się starannie długą chustą, na ponad łokieć szeroką. Począwszy od jednego ramienia, całe owijały się szczelnie i kończyły na drugim ramieniu; nawet głowa była tą chustą okryta. Tak owinięte, mogły stawiać tylko małe kroki. Dzisiaj ten strój wyjątkowo im odpowiadał, był to bowiem strój żałobny.
Józef i Nikodem także ubrani byli w szaty żałobne. Mieli czarne przedramiączka i takież manipuły, dalej szerokie pasy, a od góry do dołu otuleni byli w długie, obszerne płaszcze, barwy brudno-szarej; płaszcz osłaniał nawet głowę. Szli nie za sługami, lecz ku bramie, którą wyprowadzono Jezusa.
Na ulicach było cicho i pusto. Mieszkańcy, nie ochłonąwszy jeszcze z przestrachu, siedzieli zamknięci w domach. Wielu ze skruchą czyniło pokutę, tylko mała część pamiętała o wykonywaniu ceremonii przypisanych do święta. Gdy Józef i Nikodem przybyli pod bramę, zastali ją zamkniętą. Najbliższe ulice i mury obsadzone były żołnierzami, których Piłat przysłał faryzeuszom na ich żądanie, kiedy to po godzinie drugiej lękali się powstania rozruchów. Dotychczas nie odwołano tych oddziałów, stały więc wciąż na straży. Józef pokazał żołnierzom rozkaz Piłata na piśmie, by go przepuszczono. Żołnierze oświadczyli na to, że chętnie by go puścili, ale brama tak się zacięła, widocznie przez trzęsienie ziemi, że w żaden sposób nie można jej otworzyć. Dlatego też i siepacze, wracając po połamaniu kości łotrom, nie mogli przejść tędy, lecz musieli iść do Bramy Narożnej. Rzeczywiście nikt nie mógł otworzyć bramy, ale gdy Józef i Nikodem ujęli za rygle, ku ogólnemu zadziwieniu brama otworzyła się nadzwyczaj lekko.
Pogoda była posępna i mglista. Przybywszy na górę Kalwarię, Józef z Nikodemem zastali tam już swych służących i święte niewiasty, które siedziały zapłakane naprzeciw krzyża. Kasjusz i nawróceni żołnierze stali w pewnym oddaleniu, przejęci trwożną czcią i uszanowaniem. Józef i Nikodem opowiedzieli Janowi i świętym niewiastom, jakie to starania czynili, by uratować Jezusa od sromotnej śmierci, a one nawzajem opowiedziały im, jak z trudem udało im się odwieść siepaczów od połamania kości Jezusowi i jak spełniło się proroctwo, gdy Kasjusz przebił włócznią bok Jezusowi. Gdy nadszedł jeszcze setnik Abenadar, z oznakami wielkiego smutku i czci rozpoczęto najświętsze dzieło miłości. Przyjaciele i wyznawcy Jezusa rozpoczęli zdejmowanie z krzyża i przygotowanie do pogrzebu Świętego Ciała ich Pana, Mistrza i Odkupiciela.
Najświętsza Panna i Magdalena usiadły po prawej stronie pagórka, między krzyżem Jezusa a krzyżem Dyzmasa; inne niewiasty zajęły się porządkowaniem wonności, chust, gąbek i naczyń. Kasjusz zbliżył się do przybyłego Abenadara i opowiedział mu, jak to doznał cudownego uzdrowienia wzroku ciała i duszy. Wszyscy byli głęboko wzruszeni i przejęci smutkiem; na twarzach malowała się uroczysta powaga i przebijała miłość głęboka, nie potrzebująca wielu słów na wyrażenie swych uczuć. Święta czynność odbywała się z pośpiechem, a zarazem troskliwą uwagą. Czasami wydzierał się z czyjejś piersi jęk żałosny lub westchnienie. Szczególnie Magdalena poruszona była gwałtownie i pogrążona w bezmiernej boleści, poza którą nie miała względu na nic i na nikogo.
Nikodem i Józef przystawili drabiny z tyłu do krzyża i wyszli na górę, wziąwszy z sobą wielką chustę, do której w trzech miejscach przyszyte były trzy szerokie rzemienie. Owinąwszy Pana chustą, przeciągnęli rzemienie pod pachami i pod kolanami i przymocowali nimi ciało Jezusa do pnia krzyża; tak samo ręce przymocowali chustami do ramion krzyża. Tułów, przy skonaniu ciążący całym ciężarem ku kolanom, spoczywał teraz w postawie siedzącej na wielkiej chuście, przerzuconej przez ramiona krzyża i przymocowanej. Ręce nie wisiały już na gwoździach i nie rozdzierały się, bo ciało, podciągnięte do góry i przymocowane, nie ciążyło ku dołowi. Do wyjmowania gwoździ wzięto się w ten sposób, że wybijano je z tyłu prętami, przyłożonymi do końców gwoździ. Wstrząśnięcia, wywołane uderzeniami, nie dawały się bardzo odczuć rękom Jezusa, gwoździe łatwo wypadały z szerokich ran, tym bardziej, że ręce nie były już naciągnięte jak przedtem. Wybiwszy lewy gwóźdź, Józef lekko spuścił owiniętą rękę Jezusa w dół. Nikodem tak samo, przywiązawszy mocno prawą rękę Jezusa i głowę cierniem ukoronowaną, opuszczoną dotychczas na piersi, wybił prawy gwóźdź i odwiązaną rękę opuścił lekko na dół. Tymczasem setnik Abenadar z wielkim trudem wybił ogromny gwóźdź przykuwający nogi.
Spadłe gwoździe podniósł ze czcią Kasjusz i złożył je na ziemi obok Najświętszej Panny. Teraz przestawiono drabiny na przód krzyża po obu stronach, tuż obok Najświętszego Ciała. Józef i Nikodem znowu weszli na górę, odwiązali górny rzemień od pnia krzyża i zawiesili go na hakach, wbitych do drabin. To samo uczynili z dwoma innymi rzemieniami, tak że teraz chusta z ciałem Jezusa wisiała wyłącznie na drabinach. Schodząc powoli, odczepiali rzemienie od góry i zawieszali na coraz niższych hakach, a drogocenny ciężar spuszczał się coraz niżej ku ziemi. Setnik Abenadar wyszedł na przesuwane schodki, ujął rękoma nogi Jezusa poniżej kolan i zszedł na ziemię, a tymczasem Nikodem i Józef, trzymając w ramionach ciało Jezusa u góry, schodzili z drabiny stopień po stopniu lekko, ostrożnie, jakby dźwigali najukochańszego przyjaciela, ciężko zranionego. Tak to Najświętsze, umęczone Ciało Zbawiciela dostało się z krzyża na ziemię.
Był to widok nadzwyczaj wzruszający i rozczulający. Wszystko robiono ostrożnie, jakby obawiano się sprawić Panu najmniejszą boleść. Wobec Najświętszego Ciała przejmowała wszystkich taka sama miłość i cześć, jaką czuli względem Najświętszego ze świętych za Jego życia. Obecni bez przerwy mieli oczy zwrócone na Ciało Pana, przy każdym Jego poruszeniu okazywali swój ból, smutek i troskę łzami i całym zachowaniem. Panowała cisza. Ci, którzy zajęci byli zdejmowaniem Ciała, odzywali się tylko wówczas, gdy koniecznie było potrzeba, a i to półgłosem, przejęci mimowolnym szacunkiem dla zwłok Chrystusa. Gdy przy wybijaniu gwoździ rozległy się uderzenia młotka, nowa boleść ścisnęła serce Najświętszej Panny, Magdaleny i wszystkich, którzy byli obecni przy krzyżowaniu. Odgłos uderzeń przypomniał im chwilę okrutnego przybijania Jezusa do krzyża. Zadrżeli, bo wydało im się, że znów usłyszą bolesny jęk Jezusa, ale widząc, że usta te zamknęła już chłodna dłoń śmierci, ponownie zaczęli opłakiwać Jego zgon. Zdjąwszy Ciało, Nikodem i Józef okryli je starannie od kolan aż do pasa, i owinięte w chustę złożyli w ręce Matki Bolejącej, która, przejęta boleścią bezmierną, z tęsknotą wyciągnęła po nie ręce.