Читать книгу Osiedle odmieńców - Anna Klejzerowicz - Страница 12

Dwa dni później

Оглавление

Dwa dni później

Felicja wracała do Adamowa u boku „nasłanego” – jak wściekała się w myślach – faceta. Nasłanego przez Gretę, która jednak stwierdziła, że na razie nie będzie bezpośrednio mieszać się w jej dziennikarskie śledztwo. „Przemek powiedział, żebym nie narażała powagi urzędu. Że łażący po domach i wypytujący ludzi wójt to coś niepoważnego” – wyznała Felicji przez telefon i dodała, że wprawdzie nie do końca zgadza się z mężem, ale na razie się powstrzyma, przydzieli jednak dziennikarce asystenta z urzędu. I zrobiła to, pomimo sprzeciwu Felicji, argumentując swoją decyzję tym, że łatwiej będzie rozmawiać z lokalsami, mając wsparcie ze strony autorytetu gminy. „Rozumiesz, twoje dochodzenie nabierze przez to urzędowej rangi” – dodała. Stefańska, chcąc nie chcąc, musiała się zgodzić. Buntowała się, bo przy poprzednich sprawach radziła sobie bez oficjalnego wsparcia, domyślała się jednak, że Grecie chodzi przede wszystkim o jej bezpieczeństwo. Fakt, że co najmniej dwa razy znalazła się w opałach. Greta zresztą też. Wtedy jeszcze była tylko radną. I pewnie o to też chodziło Pazikowi, nie o żadną „powagę urzędu”.

Wymogła jednak na przyjaciółce obietnicę, w myśl której asystent nie będzie wtrącał się w jej robotę. Sama nią będzie kierować. Jako dziennikarka musi być wolna i niezależna. Greta zgodziła się na to mimo uwagi, że jako rzeczniczka prasowa urzędu gminy Stefańska nie jest i nie może być do końca niezależna. Tu nastąpiła ich odwieczna kłótnia na temat etyki pracy dziennikarza, jak zwykle niezakończona. Na szczęście i tak dobrze się rozumiały, więc pewne kwestie mogły zostawić w zawieszeniu. Koniec końcem Stefańska jechała teraz gminnym samochodem z kierowcą – co za wypas, nawet Greta zwykle poruszała się własnym autem – a obok niej siedział milczący brodaty czterdziestokilkulatek w swetrze i marynarce, nawet całkiem miły, choć i tak działający na dziennikarkę jak płachta na byka. Pachniał subtelnie tatarakiem. Stefańska nie rozpoznawała marki tej wody toaletowej, ale musiała być dobra. Przedstawił jej się jako Sebastian Czepecki. Wiedziała już wcześniej od Grety, że jest radnym z jej komitetu. Greta zapewniała, że można mu ufać w stu procentach. Kierowcą był z kolei znudzony młody chłopak i Felicja od razu zdecydowała, że będzie to pierwszy i ostatni raz. Na następny wypad – który z pewnością nastąpi – pojedzie własną reanimowaną starą renówką, ignorując urzędową powagę. Poprzedniego dnia nauczyła się niemal na pamięć nazwisk osób, z którymi będzie rozmawiać. Trzeba też będzie dowiedzieć się czegoś więcej o ofiarach… ofiarach przestępstwa, nie nieszczęśliwego wypadku, ponieważ już było wiadomo, że Domańskich podpalono z premedytacją. Dom został oblany substancją łatwo palną w kilku miejscach, by jego mieszkańcy nie mogli się uratować. Wyjątkowo perfidna zbrodnia, zwłaszcza że śmierć w płomieniach poniosły także niewinne dzieci…

Rozmyślając, nie zauważyła, że dojechali już na miejsce.

– Gdzie teraz? – zapytał kierowca, zwalniając przed krzyżówką.

Zanim Felicja zdążyła się odezwać, zareagował Czepecki.

– Zaparkuj na parkingu przy kościele i idź do pubu. My się już dalej przejdziemy. Zamów sobie obiad i kawę na koszt gminy, tylko nie zapomnij wziąć rachunku. Mamy u nich swoją pulę. Będziesz musiał na nas trochę poczekać.

– Nie ma sprawy! – ucieszył się chłopak. – Tam mają kanał sportowy. Może jakiś meczyk się trafi!

– Od razu mówiłam, że bez sensu było brać kierowcę. Tylko kłopot i koszty – powiedziała Stefańska, gdy wysiedli z auta, a kierowca włączył alarm i oddalił się w kierunku jedynej we wsi knajpy.

„Asystent” machnął na to ręką.

– Nic nie szkodzi. To tylko na początek – odparł – żeby zrobić wrażenie. Za chwilę cała wieś będzie wiedziała, że przywieźli urzędników z gminy. Z pełnym majestatem. To co, przespacerujemy się ten kawałek? Dasz radę? Bo może wolałabyś, żeby nas podwiózł pod osiedle, a potem po nas wrócił?

Dziennikarka parsknęła śmiechem.

– Wyglądam na inwalidkę czy co? To nie jest aż tak daleko! Pogoda ładna. Nawet chętnie się przejdę.

– To dobrze. – Czepecki uśmiechnął się, kiedy już ruszyli w górę szosy, do nowszej części Adamowa. – Będziemy mieli chwilę, żeby po drodze dogadać szczegóły naszej współpracy. Na początek.

– Może to i racja, warto pogadać. Żebyśmy mieli jasność. Bo widzisz, ja przywykłam do tego, że pracuję sama…

– Rozumiem – odpowiedział od razu, gdy tylko zawiesiła głos. – Nie chcę ci wchodzić w drogę. To nie był mój pomysł, Greta poprosiła mnie, żebym ci pomagał. Jak już pewnie wiesz, jestem jej radnym, ale nie tylko, prywatnie również przyjacielem. Bardzo ją cenię i nie mogłem odmówić. Zresztą nawet gdybym odmówił, i tak znalazłaby na moje miejsce kogoś innego. Odnoszę wrażenie, że bardzo jej zależy na wyjaśnieniu tej sprawy, a nie do końca polega na… hmm… na tutejszej policji. Chce też, żeby gmina włączyła się w to. Trudno jej się dziwić, taka historia zaraz na początku kadencji…

– To fakt, nic miłego. – Stefańska pokiwała głową, podziwiając jednocześnie pokryte wiosennymi kwiatami łąki i zielone poletka za gospodarstwami. Byle tylko nie patrzeć na tego faceta. Zrobiło jej się głupio.

On tymczasem kontynuował:

– Więc mam taką propozycję. Nie będę się narzucał, ale podzielimy się obowiązkami. Na przykład ja wezmę na siebie miejscowych, a ty osiedle. Mnie będzie łatwiej z naszymi mieszkańcami, tobie z miastowymi. Potem wymienimy się informacjami. Na tym się raczej nie skończy, więc będziemy na bieżąco uzgadniać, co komu przypadnie, a raz w tygodniu możemy urządzać burzę mózgów. Co ty na to? Coś przecież muszę robić, inaczej będziesz miała na głowie Gretę. Ona nie odpuści…

Felicja zerknęła wreszcie na niego z sympatią. Mało tego, zauważyła, że jest całkiem przystojny. I miły. Naturalny, nie nadęty. Fajny gość. Pomału zbliżali się do celu. Wyjęła z kieszeni paczkę papierosów. Teraz można zapalić, bo potem, rozmawiając z ludźmi, nie będzie wypadało.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Osiedle odmieńców

Подняться наверх