Читать книгу Agent. Naga prawda o kulisach futbolu - Anonimowy agent - Страница 5
Wstęp
ОглавлениеZAWSZE WIEDZIAŁEM, że chcę zajmować się w jakiś sposób piłką nożną, podobnie jak wiedziałem, że chcę być bogaty. Problem w tym, że jako dziecko byłem koszmarnym piłkarzem. Kiedy mieszkasz w londyńskiej komunalce, a twoi rodzice ledwo wiążą koniec z końcem, szanse na sukces są niewielkie.
Ponieważ zostanie kolejnym Davidem Beckhamem lub kupienie sobie klubu nie wchodziło w moim przypadku w rachubę, miałem ograniczone pole działania. Świetnie wychodziło mi prowadzenie statystyk. Ale Jeff Stelling zajmował już najlepszą posadę w tej branży, a bez blond włosów i kobiecych kształtów nie miałem przyszłości w Sky Sports[1]. Myślałem o zostaniu trenerem, jednak to długa i żmudna droga. Wiedziałem, że bez gry na najwyższym poziomie, czy na jakimkolwiek innym (nie licząc roli rezerwowego w szkolnej drużynie, co nie było dużym osiągnięciem, zważywszy na to, że zespół liczył dwudziestu chłopaków), jestem przegrany na starcie.
I wtedy obejrzałem program, który zmienił moje życie. A przynajmniej spowodował, że podjąłem przełomową dla siebie decyzję. Był to program w stylu Uwaga!, ujawniano w nim przekręty i korupcję, do których dochodziło w świecie agentów piłkarskich. Wiecie, co mam na myśli: płacenie łapówek menedżerom za umowy, oczernianie konkurencji, aby podkraść jej zawodnika, okłamywanie rodziców w żywe oczy, żeby móc zająć się małym Tommym, i co najgorsze (przynajmniej według twórców programu) – zarabianie wielkich pieniędzy.
Wiem, że wielu by to zniechęciło. Kto chciałby zaliczać się do grupy najbardziej piętnowanych menedżerów na świecie? Miałem nazwać to profesją, lecz w istocie nikt na ekranie nie używał tego słowa (poza agentem zarzekającym się, że jest niewinny, po tym, jak został przyłapany na gorącym uczynku). Ale mając dwadzieścia jeden lat, będąc na ostatnim roku medioznawstwa (cóż, musiałem zdecydować się na studia, w innym wypadku pozostałoby mi iść do pracy prosto po szkole), uznałem, że to moja szansa.
Wszystkich agentów występujących w programie poza chciwością i fałszem łączyła przede wszystkim głupota. Wszyscy posiadali kontakty (dwóch było zawodowcami, więc nie mogło być inaczej), ale nie mieli ani krzty rozumu. Potwierdzał to fakt, że wszyscy zostali przyłapani podczas zakupu kontrolowanego. Wtedy uznałem, że może mi pójść lepiej niż im.
Była to dość dziwna decyzja. Nigdy nie zrobiłem niczego nieuczciwego, a jednak nagle zdecydowałem, że rozpocznę życie przestępcy. Nie miałem być uzbrojonym bandytą czy kimś w rodzaju Berniego Madoffa (choć muszę przyznać, że w głębi duszy czułem dla niego podziw i byłem zawiedziony, kiedy go złapano), przemawiała do mnie jednak szansa na rozpoczęcie, jak by się mogło wydawać, zwykłej kariery ryzykanta. Z pozoru nie różniła się specjalnie od pracy bankierów czy maklerów, a jednak była dużo ciekawsza.
Mój plan miał jednak pewne mankamenty. Nie znałem osobiście żadnego piłkarza, aczkolwiek wiedziałem o nich bardzo dużo dzięki obsesyjnie prowadzonym profilom oraz statystykom wszystkich piłkarzy w Anglii, wliczając w to również zagraniczne gwiazdy. Wszystkich ich rozgryzłem, od Premier League do Football Conference[2], uwzględniając również szkockie rozgrywki. To niesamowite, co możesz stworzyć, używając internetu, czytając gazety, nie wspominając już o starym, dobrym YouTubie, Twitterze czy Facebooku.
Moją pierwszą decyzją było stworzenie dość pomysłowego CV. Nie szukałem przecież dobrze płatnej pracy w dużej firmie księgowej czy prawniczej, dlatego też doszedłem do wniosku, iż nikt nie będzie mnie dokładnie kontrolował. Byłem przekonany, że wzbudzę podziw, jeżeli tylko zostanę zaproszony na rozmowę kwalifikacyjną, co okazało się trudniejsze, niż przypuszczałem.
Każdy agent musi zarejestrować się w Football Association (FA)[3], która udostępnia w internecie listę licencjonowanych agentów. Przebrnięcie przez wszystkie nazwiska zajęło mi cały dzień. O niektórych menedżerach słyszałem w mediach, niektórzy należeli do dużych agencji, inni działali na własną rękę, pracując z domu. Wtedy jeszcze do mnie nie docierało, że aby rozpocząć karierę w tym fachu, będę musiał zdać egzamin; strona podawała informacje na temat następnego organizowanego przez FA egzaminu na agenta, była tam też instrukcja, jak otrzymać sylabus. Zdawanie egzaminów zawsze przychodziło mi z łatwością, ale nie miałem bladego pojęcia o skali trudności, z jakimi spotkam się w tej instytucji. O wielu rzeczach nie miałem wówczas bladego pojęcia, ale w ciągu następnych pięciu lat rozwikłałem wszystkie te zagadki i wiele innych.
Kiedy rozsyłałem aplikacje oraz maile, gdzie tylko mogłem, czułem się nadzwyczaj podekscytowany. Wiedziałem, że mi się uda. Miałem przekonanie, że będę w tym dobry. Ktoś musiał tylko dać mi szansę.