Читать книгу Agent. Naga prawda o kulisach futbolu - Anonimowy agent - Страница 7
Lekcja pierwsza:
Poznaj swojego wroga
ОглавлениеNIE POTRZEBOWAŁEM dużo czasu, aby zrozumieć, w co się wpakowałem, pracując z R. Gwoli ścisłości, spełnił wszystkie swoje obietnice. Wydrukował mi nawet wizytówki z nazwą i logo jego firmy oraz moim nazwiskiem z napisem „Skaut”.
Za tym określeniem kryje się wiele grzechów. Osoby, które nie chciały rzucać się w oczy, pracują w branży jako skauci lub konsultanci i należą do dwóch różnych kategorii. To kandydaci na agentów, tacy jak ja, pełni energii i optymizmu, chodzący na tyle meczów w ciągu tygodnia, ile się da. I byli profesjonalni piłkarze, którym nie chciało się zdać egzaminu, ale na dobrą sprawę i tak odgrywają rolę agentów piłkarskich.
Już na początku zrozumiałem, że moim wrogiem jest FA, a głównym wyzwaniem, przed którym stoję, ominięcie jej okropnych przepisów (Regulamin w Sprawie Agentów Zawodników), stworzonych kilka lat wcześniej, aby wprowadzić trochę porządku na tym istnym Dzikim Zachodzie. Uczestnicząc w spotkaniach Stowarzyszenia Agentów Piłkarskich, słyszałem wypowiedzi, które koncentrowały się na tym, że powracają czasy Dzikiego Zachodu, tyle że według mnie one się nigdy nie skończyły i dla ludzi, którzy dorobili się wtedy fortun, były to po prostu „stare, dobre czasy”.
System miał działać w sposób, który był marzeniem urzędnika i koszmarem biznesmena. Według niego tylko licencjonowani agenci mogli wykonywać tak zwane działania agenta. Obejmowały one praktycznie wszystko, od pierwszego telefonu do klienta, przez spotkanie z nim i podpisanie umowy, po znalezienie mu klubu i negocjowanie kontraktu. Federacja stworzyła dokument gabarytów Wojny i Pokoju, opisujący każdy krok tego procesu. Jeśli podpiszesz kontrakt z piłkarzem, potrzebne są trzy kopie. Musisz powiedzieć zawodnikowi, aby poradził się kogoś bezstronnego. Wysyłasz kontrakt do FA, gdzie jakiś biurokrata sprawdza, czy wszystkie kropki są na swoim miejscu. Kiedy dojdzie już do rejestracji, tylko agent wymieniony w kontrakcie może kontaktować się z klubem, który z kolei jest teoretycznie zobligowany do kontaktowania się wyłącznie z tym agentem.
W rzeczywistości było zupełnie inaczej. Wyjaśnię to później, kiedy przejdziemy do brudnych interesów, w które byłem zamieszany. Złożenie kontraktu w federacji oznaczało również, że w przypadku uzgodnienia warunków z klubem wszystkie strony uczestniczące w zawieraniu umowy (klub, zawodnik oraz agent) musiały złożyć podpisy na kilku kopiach dokumentów. Kiedy należały ci się pieniądze, klub płacił FA, po czym związek przesyłał ci kasę. I tutaj zaczyna się robić ciekawie.
Zapłatę mógł otrzymać tylko agent uczestniczący w podpisywaniu kontraktu. Musiał on poinformować FA, jeśli płacił komuś innemu. Ta, jasne. Zakładam, że R faktycznie mogło ujść na sucho przyznanie się przed Związkiem Piłkarskim, że płacił premie swoim skautom, ale nie wyobrażam sobie, aby mówił o pieniądzach, które lądowały w kieszeniach menedżerów i rodziców (przeważnie ojców) piłkarzy, a czasem również samych zawodników.
Zależało mi na zrozumieniu, jak takie transakcje miały przebiegać według FA. Kiedy spotkałem się z potencjalnym klientem, rzeczywistość okazała się zgoła inna.
Byłem na kilku meczach drużyn z akademii piłkarskich. Pochlebiałem sobie, że umiem odróżnić dobrego zawodnika od kaleki, ale problem polegał na tym, że wszyscy inni też byli w stanie to zrobić. Nie było łatwo dostać się na teren akademii, ponieważ potrzebowałeś pozwolenia z klubu albo musiałeś tam kogoś znać. Szybko nauczyłem się rozpoznawać rodziców młodych piłkarzy i zrozumiałem, że jeśli uda mi się porozmawiać z nimi poza obiektem treningowym i przeciągnąć rozmowę aż do momentu, gdy znajdziemy się w środku, ochroniarz przy bramie uzna, że jesteśmy spokrewnieni. Było to trudne w przypadku czarnych chłopaków, więc przeważnie przyczepiałem się do rodziców białych zawodników i udawałem starszego brata.
Jeśli chwaliłeś dzieciaka po meczu, rozmowa się kleiła. Oczywiście większość rodziców myślała, że ich synowie odliczają już czas do zostania piłkarzem Manchesteru United czy Barcelony. Jeżeli dzieciak zagrał gorszy mecz, to tylko dlatego, że trener wystawił go na złej pozycji. Wina nigdy nie leżała po stronie chłopaka. Zauważyłem, że jeżeli powiem rodzicom, iż mam koneksje z dużym klubem, są skłonni dać mi swój numer i umówić się na spotkanie.
Był tylko jeden mały szkopuł. Poczciwa FA zabrania kontraktowania zawodników, którzy nie ukończyli szesnastego roku życia; w zasadzie nie można nawet się z nimi kontaktować. Jeśli jednak będziesz czekał, aż zawodnik – o ile jest dobry – osiągnie odpowiedni wiek, niemal na pewno zostanie przechwycony przez inną agencję. Są piłkarze, którzy mają agentów w wieku dziesięciu, jedenastu lat. Uwodzenie dzieci przez internet jest niczym w porównaniu z tym, jak agencje uwodzą młodych graczy i ich rodziców, więc podstęp, dzięki któremu zdobywałem numer telefonu i umawiałem się na spotkanie, był niczym w porównaniu do rzeczy odchodzących gdzie indziej. O czym miałem się dowiedzieć w trakcie pierwszej rozmowy z piętnastoletnim chłopcem i jego rodzicami.