Читать книгу Rozrywki milionera - Arnold Bennett - Страница 5
II.
ОглавлениеDevonshire Mansion, wspaniały jedenastopiętrowy gmach w stylu Fostera i Dicksee (roboty żelazne Homana, windy Waygooda, dekoracje Waringa) jest położony na krańcach Hyde Parku. Fundament tego skomplikowanego budynku jest umocowany w tunelu kolei podziemnej, nad nim są piwnice, następnie obszerne pralnie, wyżej (za szeregiem okien ledwo dosięgających poziomu ulicy) klub sportowy, sale bilardowa i restauracyjna, oraz sklep tytuniowy, którego właściciel nosi nazwisko, kończące się na „opulos“. Na pierwszem piętrze mieści się znakomita restauracja Devonshire Mansion. W Londynie jest zazwyczaj jedna tylko restauracja, gdzie dobrze wychowany człowiek może zjeść przyzwoite danie. Podobny lokal zmienia się co sezon, lecz w pewnym okresie jest jedyny. W tym sezonie był nim Devonshire. „Chef“ Devonshiru wymyślił kolacje z flaków, „tripes à la mode de Caen“ (siedem szylingów i sześć pensów), które stanowiły szaloną atrakcję. Rzecz prosta, iż wszyscy ludzie z towarzystwa jadali w Devonshire, z chwilą gdy nie było innego odpowiedniego lokalu. Sława restauracji wpływała dodatnio na sławę dziewięciu pozostałych pięter, które zawsze były zajęte. Nawet sięgające pod niebiosa facjaty, gdzie służba zdejmowała strojną liberję i przybierała ludzką postać, były urządzone z komfortem. Na trzeciem piętrze mieścił się Kitcat klub, utrzymywany w najnowszym stylu.
Było nieco po wpół do ósmej, kiedy Bruce Bowring dumnie wstępował na schody tego wytwornego przybytku. Przez chwilę postał przy ogniu ogromnego kominka (wrzesień był przejmujący) i zapytał głównego garsona, czy pani Bowring zamówiła stolik. Lecz Marie nie przyszła, Marie, która nie spóźniała się nigdy. Zmartwiony i niespokojny poszedł pod eskortą garsona do błyszczącej sali Louis Quatorze i ze względu na swój dzienny strój wybrał stół nawpół schowany za onyksowym filarem. Nie bacząc na sezon, w sali było niewiele osób, wśród nich piękne kobiety i bogaci panowie. Jakaś młoda para (mężczyzna lepiej ubrany, niż kobieta) zajęła stolik po drugiej stronie filaru. Bowring zaczekał parę minut, następnie zamówił rybę Mornay i butelkę Romanée Conti i znów czekał. Był dziwnie niespokojny o swoją żonę i nie chniał bez niej rozpocząć kolacji.
— Nie możesz przeczytać? — zwrócił się głośno młody człowiek przy sąsiednim stoliku do zezowatego lokaja, który, stał przed nim z blankietem telegraficznym w ręku — Solidne... solidne, przyjacielu. „Sprzedać — solidne — za wszelką — cenę — jutro — I — poniedziałek“. Zrozumiałeś? A więc wyślij natychmiast.
— Zrozumiałem, milordzie — powiedział lokaj, spiesznie odchodząc. Młody człowiek utkwił roztargniony wzrok w Bowringu, jakgdyby poprzez niego patrzył na tapety. Ten zaczerwienił się ku swojemu silnemu niezadowoleniu. I chcąc ukryć rumieniec opuścił głowę i zabrał się do jedzenia. Zresztą było już trzy na ósmą i pozostawało mało czasu do odejścia pociągu. Po paru minutach lokaj wrócił, podał młodemu człowiekowi resztę pieniędzy i ku zdumieniu Bowringa podszedł doń i wręczył mu kopertę, z napisem „Kitcat kłub“. Wewnątrz był bilecik od jego żony: „W tej chwili przyszłam. Zatrzymał mnie bagaż. Jestem zbyt zdenerwowana, by wejść do restauracji. Na szczęście niema tu nikogo. Jestem sama przy kolacji. Przyjdź po mnie jak najprędzej.“
Bowring był zły. Nienawidził klubu swojej żony i ten szereg wiadomości telefonicznych, telegraficznych i kaligraficznych doprowadzał go do rozpaczy.
— Niema odpowiedzi! — rzekł krótko i skinął na lokaja — Kto jest ten pan przy sąsiednim stoliku? — szepnął.
— Nie wiem dokładnie — była cicha odpowiedź. — Jedni twierdzą, że jest poważną osobistością w hippodromie, inni, że jest amerykańskim miljonerem.
— Ale mówiłeś do niego „milordzie“.
— Właśnie wtedy myślałem, że jest tą poważną osobistością — powiedział lokaj odchodząc.
— Rachunek! — zawołał Bowring wściekły.
W tej samej chwili siedzący obok niego państwo wstali i poszli.
W windzie spotkał zezowatego lokaja.
— To ty i windziarzem jesteś?
— Dziś wieczór spełniam wiele funkcyj, panie. Tak się stało, że windziarz został przed paru godzinami szczęśliwym ojcem bliźniąt.
— Dobrze. Kitcat klub.
Winda z rozpędem pojechała do góry i miał wrażenie, że lokaj omylił się o piętro. Lecz kiedy dotarł do kurytarza, ujrzał nad wejściem znajomą złotą tablicę z napisem „Kitcat klub. Wejście tylko dla członków“. Pchnął drzwi i wszedł.