Читать книгу Wykluczeni - Artur Domosławski - Страница 5
Оглавление(kręgi wykluczenia)
Przez dwadzieścia ostatnich lat odbywałem reporterskie podróże do krajów Południa. Na mapie dłuższych wypraw i krótszych wypadów znajdowały się przede wszystkim kraje Ameryki Łacińskiej, rzadziej Afryki i Bliskiego Wschodu, a ostatnio również jeden z krajów południowo-wschodniej Azji. Opowieści, które przywoziłem z odległych zakątków, zazwyczaj miały za bohaterów reformatorów społecznych, naprawiaczy świata, społecznych marzycieli, byłych i obecnych bojowników, niegdyś z bronią, dziś uzbrojonych w idee i pragnienie zmiany; najczęściej – zwykłych ludzi, po których przetaczał się walec Historii.
Niemal zawsze moją uwagę zwracali przegrani, poniewierani, wydziedziczeni, niekoniecznie tylko z dóbr materialnych. Ludzie bez głosu, bez reprezentacji, bezsilni, którzy rzadko, czasem od święta, bywają bohaterami codziennych newsów.
Wielu z nich zamieszkuje wielkomiejskie slumsy lub obszary podobne w swym ubóstwie do slumsów – na wsi lub w przestrzeni, dla której trudno znaleźć nazwę, bo to ani miasto, ani wieś; na terytoriach okupowanych, w obozach lub osadach dla uchodźców, koczowiskach. Żyją za nędzne grosze i – jak to ujął jeden z moich rozmówców w Brazylii – „z powietrza i łaski Boga”, na obrzeżach świata dostatku. Dosłownie i symbolicznie. Są sąsiadami uprzywilejowanych, czasem żyją tuż obok nich, lecz nie mają dostępu do zdobyczy cywilizacyjnych, z których korzystają ci urodzeni po lepszej stronie życia. Nie chodzi o telefon komórkowy, telewizor, odtwarzacz DVD – te zazwyczaj, choć nie zawsze, są w zasięgu ich skromnych dochodów.
Nie chodzili do szkoły bądź uczyli się krótko. Niektórzy od dziecka pracowali. Albo nie robili nic. To ludzie, którzy mają ograniczony dostęp do lekarza lub nie mają go wcale; podobnie – do formalnego rynku pracy, ubezpieczeń. Niekiedy to migranci – wędrujący z kraju do kraju albo tylko jednego regionu swojego kraju do innego, bo wygnała ich nędza, wojna czy innego rodzaju konflikty. Połamani w środku, wyuczeni bierności. Ludzie, których historie tu opowiadam, są znacznie bardziej niż wielkomiejscy prekariusze naszego czasu – często przecież wykształceni, nieraz o wysokich kwalifikacjach – narażeni na eksploatację ze strony silniejszych i represje władzy. Represje dotykają ich czasem z powodu popełnionego przestępstwa, a często tylko dlatego, że są ubodzy, bezbronni albo szukają szczęścia tam, gdzie im nie wolno.
To wykluczeni. Współczesna refleksja nazywa ich najczęściej homo sacer – ludźmi przeklętymi, a źródłem określenia jest dawne prawo rzymskie. Przeklętych homo sacer wolno było każdemu zabić bez konsekwencji. Nie posiadali praw, ich życie nie przedstawiało żadnej wartości. Nie można ich było nawet złożyć bogom w ofierze. Ludzie – nieludzie.
W opowieściach z Południa wykluczonymi nazywam mężczyzn, kobiety i dzieci, którzy żyją w biedzie, bez perspektyw, nieraz w przedsionkach otchłani, wyzutych z praw – politycznych, obywatelskich albo ekonomicznych, a czasem wszystkich naraz. Stan wykluczenia, o czym przekonałem się w trakcie wielu podróży, ma wiele kręgów, różne wymiary i przyczyny. Spotkałem również i takich ludzi, którzy żyją na niezłym poziomie materialnym, bynajmniej nie w slumsach, lecz są wykluczeni z powodu przynależności etnicznej, orientacji seksualnej, wyznawanej wiary. Albo płci.
Kręgi wykluczenia niekiedy na siebie zachodzą. Kobiety w Ciudad Juárez są mordowane dlatego, że są kobietami, i dlatego, że są biedne. Palestyńczycy z terytoriów okupowanych, niezależnie od materialnego statusu poszczególnych jednostek i rodzin, są zamykani w enklawach, a Rohingjowie z Mjanmy (dawniej Birmy) – w gettach i obozach dla uchodźców z powodu tożsamości etnicznej, a także nędzy, która sprawia, że są bezbronni. Ktoś może powiedzieć, że niektóre grupy, wspólnoty, społeczności nie są pozbawione wszelkich praw i dóbr, a „jedynie” dyskryminowane. Rzecz w tym, że granice między dyskryminacją a wykluczeniem nie są ostre. To stany współzależne, niekiedy tożsame. Nie ma wykluczenia bez dyskryminacji. Każda dyskryminacja stanowi wykluczenie z jakiejś części praw, które przysługują innym.
Wykluczeni są niemal zawsze obiektem umizgów ze strony politycznych kacyków i manipulatorów – mięsem armatnim, wyborczym, kartą przetargową.
Są wykluczeni bierni – ci mają spuszczone głowy. Nie potrafią powiedzieć „nie”, nawet nie wyobrażają sobie, że mogliby zdobyć się na sprzeciw. Pozwalają się oszukiwać, godzą ze swoim losem, poddają. Inni rzucają losowi wyzwanie: ciężko pracują, nawet jeśli to wysiłek beznadziejny. Jeszcze inni proszą o pomoc, odrobinę solidarności. Albo żądają uznania należnych im praw.
Niektórzy schodzą na drogę występku, zakładają uliczny gang albo armię wyzwolenia, ruch polityczny, wywołują rebelię. O tych nikt nie powie „potulni”.
Szczególnie zasmucające są przypadki, kiedy jedni wykluczeni wykluczają innych – jeszcze słabszych od siebie.
Gdy udawało mi się zbliżyć do nich, namówić do rozmów, czasem zwierzeń, spędzić wspólnie trochę czasu, mogłem szkicować ich sylwetki w zbliżeniach i półzbliżeniach – by przywołać język planu filmowego. Czasem podejście zbyt blisko było z różnych powodów zbyt trudne, niemożliwe bądź redukowało zanadto pejzaż wkoło, przesłaniając innych ludzi i kontekst. Wówczas spoglądałem z większego dystansu – próbowałem opowiadać historie zbiorowości, ujęte w planach dalekim i ogólnym. Albo panoramicznie.
Niektóre sytuacje i konteksty, których byłem świadkiem, uległy mniejszym bądź większym przeobrażeniom, mają dalszy ciąg – rzeczywistość płynie, nie da się jej zatrzymać. Podobnie jest z losami spotkanych w trakcie podróży, a potem opisanych tu ludzi.
Początkowo chciałem napisać, że wykluczeni, których spotkałem w trakcie wielu podróży, są bohaterami zebranych w tej książce opowieści. Po namyśle skłaniam się ku stwierdzeniu, że są właściwie ich autorami, którzy – niekiedy świadomie, a częściej nieświadomie – wykorzystali dostępne medium, jakim był spotkany na drodze reporter.
Już w trakcie pracy nad tą książką ruszyła ku Europie wielka wędrówka ludów z Bliskiego Wschodu, Azji, Afryki – uchodźców wojennych, ludzi wyzyskiwanych, wykluczanych, naznaczonych różnymi nieszczęściami, które popychają ich do opuszczenia domu i szukania lepszego życia, nowej szansy. Nie spodziewałem się, że sprawy, które poruszam w zebranych tu opowieściach, nabiorą tak niesłychanej dynamiki i tak szybko staną się bliskie naszemu bezpiecznemu i relatywnie beztroskiemu światu.
Wykluczeni załomotali do bram naszej twierdzy. Zapragnęli wejść do naszego raju.