Читать книгу Cyngiel - Artur Górski - Страница 7
TRYBIKI NIE GŁOSUJĄ
ОглавлениеNie pytaj mnie, czy wierzę w Boga. Albo – dlaczego w niego nie wierzę. Tak po prostu jest i tyle. Jedni wierzą, inni nie wierzą. Jedni mają sińce na kolanach od klęczenia w kościele, inni zdzierają sobie gardło, krzycząc, że Bóg nie istnieje. Ja nie należę do żadnej z tych kategorii – nie jestem ani fanatykiem religijnym, ani wrogiem Kościoła. Mam swoją drogę, która prowadzi w zupełnie innym kierunku, i mam w dupie to, że ludzie potrafią się zabijać o jakieś tam wierzenia. Można się zabijać o hajs, o kobietę, o szacunek… Ale żeby się zabijać o to, że ktoś wierzy w jakieś niebo, a ktoś inny to neguje? Kurwa, to przecież śmieszne…
Powtarzam: ja w Boga nie wierzę. Nie wierzę, ale to nie znaczy, że odrzucam możliwość istnienia jakiegoś większego, czy może: ważniejszego, bytu, który jest tam gdzieś ponad nami i rządzi całością.
Nie uważam, że jesteśmy tylko my, ludzie mieszkający na ziemi, otoczeni jakąś czarną dupą, do której spadamy i rozpływamy się jak masło na patelni. I koniec pieśni.
Owszem, czarna dupa jest, ale ona też z czegoś wynika.
Jestem pewien, że ponad nami istnieje jakaś może nie siła, ale inteligencja, która steruje całym tym burdelem. Powiedzmy, że wierzę w jakiś wyższy porządek; w jakąś logikę, która powoduje, że czarne jest czarne, a białe – białe. W logikę, która uzasadnia to, co się tu wydarza, i która robi porządek, jeśli te wydarzenia zmierzają w złą stronę.
Generalnie nie lubię filozofować, bo od tego robią się odciski na mózgu, ale czasami nie ma innego wyjścia. Szczególnie jeśli siedzisz w małym pokoju z czterema takimi samymi jak ty herbatnikami i jakimś cudem nie jesteście w stanie otworzyć drzwi. Wszyscy macie na tyle wysokie wyroki, że nie ma co liczyć, że zaraz pójdziecie do domu, więc trzeba jakoś sobie organizować ten nadmiar czasu wolnego. Jak długo możesz robić pompki? Jak długo możesz męczyć kabla? Jak długo możesz leżeć na koju i tępo gapić się w niebo przez żelazne firanki?
Czasami można, a nawet warto pomyśleć, zastanowić się nad życiem i tym, co po życiu. Bo to, chuj wie kiedy, może się przydać… Człowiek musi znać odpowiedzi na trudne pytania, nawet jeśli to on sam je sobie zadaje.
Kiedy tak leżysz na koju i akurat kabel cię nie swędzi, zaczynasz kombinować: jak to się stało, że jestem tu, a nie gdzie indziej? I nie chodzi o to, dlaczego leżysz pod celą, bo akurat odpowiedź na to pytanie dał ci najpierw prokurator, a potem sędzia, tylko o to, co w ogóle robisz na świecie. Na cholerę w ogóle zostałeś powołany do życia i dlaczego poszedłeś taką, a nie inną drogą. Jeśli wierzysz w Boga, w którego ja nie wierzę, to walisz się w piersi i błagasz o wybaczenie. Bo masz poczucie, że zrobiłeś coś bardzo złego i nie dość, że ukarano cię na ziemi, to jeszcze czeka cię nieprzyjemna dogrywka w zaświatach. Jakieś piekło, jakiś upierdliwy czyściec, jakieś głosy potępienia.
A jeśli, tak jak ja, wierzysz w najwyższą logikę, to nie pękasz, bo wiesz, że wszystko dzieje się według gdzieś tam ustalonego planu. Zostałem przestępcą, bo ktoś nim zostać musiał – jeden jest piekarzem, drugi klawiszem, trzeci baletmistrzem. Opcji są miliony, dla każdego coś miłego…
Dla mnie na przykład została napisana rola gangstera – czy tego chcę, czy nie – i ja się na to godzę. A nawet jeśli coś tam się we mnie buntuje, to umiem sobie wytłumaczyć, że kim innym po prostu nie umiałbym być. Jako lekarz, któremu ta logika nie napisała roli lekarza, narobiłbym jeszcze więcej szkód niż jako gangster. Każdy musi znać swoje miejsce w życiu. Zdarza się oczywiście, że zmieniasz skórę i nagle z przykładnego urzędnika stajesz się alfonsem, ale to też nie jest przypadek – tak widocznie zostało gdzieś postanowione. Gdzie jest to „gdzieś”? Gdzieś… Ja tego nie wiem, ty tego nie wiesz, być może nigdy się nie dowiemy. A po śmierci już w ogóle nie będzie nas to interesowało, bo spadniemy do czarnej dupy. Spadniemy, bo za naszą obecność na świecie wrzucono tyle a tyle żetonów i kiedy przestają działać, nikt już nie dorzuca kolejnych. Wypad!
Dlatego nie ma co się martwić, że tak zwani porządni ludzie uważają nas – przestępców – za wyrzutki społeczeństwa. Jesteśmy tym, na kogo się urodziliśmy. Tak samo profesorowie nie powinni się nadmiernie puszyć swoimi tytułami i mirem – gdyby ktoś im nie wyznaczył takiej roli, byliby zwykłymi gównojadami i o szacunku mogliby tylko pomarzyć.
Czy to znaczy, że świat jest niesprawiedliwy? Człowieku! A co to jest sprawiedliwość? Czy wiesz, ilu chłopaków niewinnie leży w chliwie na mocy tak zwanych sprawiedliwych wyroków? Bo ktoś się pomylił, bo ktoś pomówił, bo ktoś miał zły dzień…
Ale to jeszcze nie znaczy, że sprawiedliwość jest niesprawiedliwa. To nie jest tak, że wszystkie wybory i decyzje są dobre – żyjemy w niedoskonałej rzeczywistości i ten, kto to zaakceptuje, jest wygrany.
A poza tym od kiedy to trybiki zastanawiają się nad tym, czy machina służy dobrej sprawie? Trybiki mają zapierdalać i nie głosować!
Ja jestem trybikiem. Ty też. Oni też.
I tak jest dobrze…