Читать книгу Nawrócony - Artur Kawka - Страница 6

Rozdział IV

Оглавление

John był w duchu wdzięczny koledze. Powrotna droga do ambasady zabrała im nieco ponad godzinę, ale Tom nie zadawał zbyt wielu pytań, choć zapewne doskonale zdawał sobie sprawę, że jego kolega nie jest po rozmowie z tajemniczym człowiekiem w najlepszym nastroju. McDowell bił się z myślami. Fundament, na którym budował swą przyszłość, runął niczym domek z kart. Kochał Joannę, ale przecież związek oparty na kłamstwie nie miał najmniejszego sensu. Jeśli rzeczywiście go pokochała, to już dawno powinna powiedzieć mu prawdę. Wybaczyłby, zrozumiał. Ona jednak milczała, grała. Dostanie więc to, czego chciała. On też zagra. Będzie udawał głupio zakochanego durnia, który niczego się nie domyśla. W odpowiednim czasie i miejscu ten głupiec, ten omamiony idiota sam przejdzie do ataku. Trzeba tylko jeszcze pamiętać, by wyciąć część nagranej rozmowy, która dotyczyła Joanny. Ta gra była tylko jego sprawą.

Gdy wszedł do ambasady, natychmiast udał się do ambasadora.

– Przeproś ambasadora i przekaż, że to naprawdę ważna sprawa – nalegał, gdy sekretarka oznajmiła, że musi poczekać, bo jej szef właśnie przyjmuje kogoś ważnego z ambasady Francji.

Dziewczyna zapukała i zniknęła za drzwiami. Po chwili wyszedł ambasador. Widząc Johna, uśmiechnął się, wyraźnie rozbawiony.

– Słyszałem, że zażywałeś joggingu pod nogami mojej żony. Tylko mam prośbę, John, nie rozpowszechniaj wiedzy, jakiego koloru bieliznę nosi moja szanowna małżonka. – Szef poklepał Johna po ramieniu, śmiejąc się dobrodusznie.

– Panie ambasadorze, proszę o pięć minut natychmiastowej rozmowy w klatce – poprosił John poważnym tonem, przerywając wesołkowate komentarze szefa. Wiedział, że każdy w życiu ma swoje pięć minut, chwilę, która decyduje o zwycięstwie lub klęsce. Jemu los zesłał owe pięć minut właśnie teraz. Albo je wykorzysta i wróci do centrali w glorii chwały, albo wyleją go na zbity pysk, a być może – po ujawnieniu informacji o Joannie – oskarżą o szpiegostwo na rzecz obcego mocarstwa.

Ambasador spoważniał i obrzucił go uważnym spojrzeniem.

– Wiesz, że nie lubię zostawiać gości samych. Pani Ania – kiwnął porozumiewawczo głową w stronę sekretarki – będzie musiała dokończyć partię szachów za mnie i rozweselać ambasadora kochanej Francji.

Kiedy znaleźli się w klatce, czyli pomieszczeniu zabezpieczonym przed podsłuchami, John zdał relację ze spotkania, poprosił o zezwolenie na powiadomienie centrali CIA, a także pośrednictwo w kontakcie z sekretarzem stanu. Ambasador po krótkim zastanowieniu wyraził zgodę. Doskonale rozumiał powagę sytuacji. Ta sprawa – jeśli okazałaby się wiarygodna – zapewni temu młodemu oficerowi awans, a i na niego samego także spłynie część splendoru.

John po wyjściu z klatki, mimo iż w Stanach było już późno, wykonał telefon do centrali w Langley i poprosił o rozmowę ze swoim szefem, Kennethem Murphym, odpowiadającym za Europę Środkowo-Wschodnią. Szef był pracoholikiem i przesiadywał w biurze do późnych godzin wieczornych. I rzeczywiście, po minucie usłyszał w słuchawce znajomy głos.

– Mam niedobre wiadomości. Odnowiła mi się kontuzja z wojska, straciłem na chwilę przytomność. Obawiam się, że to coś poważnego. Badał mnie doktor Jones i twierdzi, że powinien zobaczyć mnie także doktor Hancock. Zwłaszcza ostatnie wyniki moich badań. Nalega, bo liczy się każdy dzień – powiedział John, starannie wypowiadając każde zdanie.

– Dobrze – odparł Kenneth. – Jeśli stan twojego zdrowia nie ulegnie poprawie, daj znać, a jutro wyślę doktora Hancocka do Bonn. To najlepszy neurolog, jakiego znam. Będzie w stanie ci pomóc.

– Dzięki, szefie – rzucił krótko John i odłożył słuchawkę.

Był to rodzaj umówionego kodu, który oznaczał, że w Polsce wydarzyło się coś bardzo ważnego, co wymaga interwencji i oceny centrali. Po godzinie Kenneth otrzymał następny telefon, tym razem od sekretarza stanu, z prośbą, by do Niemiec poleciał także szef CIA. Kenneth zrozumiał, że w Warszawie wydarzyło się coś naprawdę ważnego.

John, choć mógł liczyć na natychmiastową pomoc szefa, zdawał sobie sprawę, że czas goni. Musiał przejrzeć mikrofilmy w ciągu godziny i ocenić ich przydatność. Zbiegł po schodach do piwnic ambasady, w których mieściły się pomieszczenia gospodarcze i ciemnia. Tom pracował z technikiem ambasady posiadającym zezwolenie na dostęp do tajnych materiałów. Człowiek ten nie mógł opuścić terenu ambasady bez obstawy dwóch agentów. Starannie wywoływali i obrabiali zawartość każdej paczuszki dostarczonej przez Piotra.

McDowell po upewnieniu się, że wszystko idzie zgodnie z planem, wrócił na górę do siebie i postanowił wykonać jeszcze jeden telefon.

– Cześć, kochanie, mam złe wiadomości – oznajmił spokojnie, gdy usłyszał znajomy głos narzeczonej. – Zemdlałem trzy godziny temu w pracy. Jeżeli doktor się uprze, będę musiał lecieć do Niemiec do naszej klinki na badania.

– John, mogę ci załatwić wizytę w klinice MSZ – w jej głosie pobrzmiewała nuta prawdziwego niepokoju.

John już sam nie wiedział, czy jeszcze ufa czemukolwiek, co mówiła. Wszelkie rozważania jednak zepchnął gdzieś na dalszy plan. Trzeba było kontynuować grę pozorów.

– Znasz nasze procedury i wiesz, że jeśli ten cholerny doktor Jones każe mi jechać, to nie będę miał wyjścia – kłamał jak z nut. – Jutro rano zadzwonię. Kocham cię – dodał czule i zakończył rozmowę.

Oparł łokcie na blacie biurka i przetarł dłońmi zmęczoną twarz. Wiedział jednak, że nie ma czasu rozczulać się nad własną sytuacją. Dochodziła północ, a noc zapowiadała się na pracowitą i nieprzespaną. Trzeba było wraz z Tomem przejrzeć wywołane mikrofilmy. Choć potrzebny był biegły tłumacz języka polskiego, to jednak wstępna ocena materiałów należała do niego. Powiększone zdjęcie „żebraka” – jak nazywał pułkownika w myślach John – mogło też pozwolić na zidentyfikowanie go w bazie CIA.

Zbiegł znowu na dół i zaopatrzony w materiały przygotowane przez technika wszedł do sali operacyjnej. Zdjęcia „żebraka” wrzucił do skanera i połączył się z komputerową bazą CIA. Specjalny program zaczął przeszukiwać bazę, porównując rysy twarzy i zarys sylwetki z fotografią. John wiedział, że jeżeli pułkownik wykonywał zadania na zachodzie Europy, na przykład pod przykrywką dyplomaty, to istnieje szansa, że został zarejestrowany w bazie. Kim pan jest, pułkowniku Mróz? – zastanawiał się John, wpatrując się w migające na monitorze obrazy. Po paru minutach komputer wyrzucił wyniki poszukiwań. Na ekranie pojawiły się dane osobowe i zdjęcia „żebraka”. A nawet całe serie zdjęć. Pierwsze pochodziły z 1973 roku i zostały wykonane w ambasadzie PRL w Bonn. Na zdjęciach pułkownik miał kruczoczarne włosy, sportową sylwetkę, która – co John musiał przyznać – mimo upływu lat się nie zmieniła. Druga seria pochodziła z 1985 roku i wykonano ją w Monachium, Hamburgu i Kolonii. Według informacji z bazy danych podczas pierwszej wizyty pułkownik podawał się za Henryka Piskułę, za drugim razem za Tomasza Gawrońskiego. Za każdym razem przedstawiany był jako attaché kulturalny przy ambasadzie PRL.

John postanowił sprawdzić również nazwisko, pod którym występował pułkownik obecnie. Wpisał Piotr Mróz i czekał na wynik wyszukiwania. Na ekranie pojawił się komunikat o braku danych. Ledwie oderwał wzrok od monitora, gdy wszedł Tom.

– Chodź! To niezła lektura. Jeżeli to jest autentyczne i dostaniemy całość archiwum, to w centrali będą mieli niezły orzech do zgryzienia – kolega Johna był bardzo podekscytowany.

Przeszli do sąsiedniego pomieszczenia. John zaczął przeglądać klatki mikrofilmu. Czytał kolejne nazwiska i dane. Powoli docierało do niego, że ma przed sobą tajne archiwum. Zastanawiał się, kto, jak i po co zebrał te informacje.

– Ta wiedza warta jest grube miliardy dolarów – zwrócił się do Toma, nie odrywając oczu od powiększalnika.

Na ekranie pojawiało się właśnie zdjęcie klepsydry z nazwiskiem oraz zdjęcia artykułów prasowych na temat tajemniczej śmierci w lipcu tego roku wysokiego rangą urzędnika NIK, który zajmował się aferą FOZZ. John zrozumiał, że pułkownik chciał dać mu do zrozumienia, że posiadanie tej wiedzy i próba przekazania jej innym to pewny wyrok śmierci.

– Idę zadzwonić do Kennetha, wdepnęliśmy w niezłe bagno. Oby nas tylko nie wciągnęło – stwierdził z niepokojem John. – Jutro spotkasz się z panem X i zapytasz go o Piotra Mroza. Dowiedz się, kim był i co robił. Zaproponuj mu tysiąc dolarów za jego teczkę. Tylko nie możesz się zdradzić, że z nami rozmawiał. Ja muszę jak najszybciej lecieć do Niemiec. Trzeba działać szybko, tylko tak, aby z tamtej strony nikt się nie zorientował, że coś się dzieje.

Nawrócony

Подняться наверх