Читать книгу Powrót - Ben Shephard - Страница 6

Оглавление

ROZDZIAŁ PIERWSZY

KARMIENIE

MACHINY WOJENNEJ

„Nalot Gestapo na nasz szpital odbył się z zaskoczenia”. Pewnego wiosennego poranka Niemcy zjawili się bez zapowiedzi w krakowskim szpitalu i aresztowali cały personel. Lekarzy brano, jak stali, pielęgniarki dostały pięć minut, żeby się przygotować do odjazdu. „Byliśmy w szoku, niektórzy zapomnieli odłożyć igły i termometry. Wciąż trzymali je w ręku, kiedy wsiadali do ciężarówek”, wspominała Anna, studentka akademii sztuk pięknych pracująca jako pielęgniarka. Pacjentów pozostawiono bez żadnej opieki.

Personel przewieziono na dworzec kolejowy. Czekali, a na ich oczach rozgrywały się małe tragedie: chłopiec biegnący za tatą został zatrzymany przez bagnety esesmanów, młodzieniec, który spróbował ucieczki, ocierał krew z twarzy. Potem wszyscy załadowali się do pociągu.

Dwie noce później pociąg zajechał na dworzec w Hamm w Westfalii, przykryty szklanym dachem. Trwał właśnie alarm przeciwlotniczy. „Panowała ciemność, rozświetlana tylko przez promienie reflektorów kreślących na niebie figury geometryczne”. Jeńców zabrano do schronu. Widzieli, jak strażnicy jedzą kanapki i popijają piwem. Sami od kilku dni nie mieli nic w ustach.

O świcie przemaszerowali dziesięć kilometrów na targ. Idąc wzdłuż autostrady, mijali długą kolumnę wynędzniałych, brudnych ludzi, powłóczących opuchniętymi nogami, pilnowanych tylko przez kilku wymuskanych esesmanów na motocyklach. Spotkali też grupę francuskich jeńców wojennych w znoszonych mundurach. W mieście w każdym oknie wisiała czerwona flaga ze swastyką i sztandary z okazji zbliżającej się wizyty Mussoliniego. „Na targu czekali na nas przyszli pracodawcy – pisała Anna. – Oglądali nas z każdej strony, zwłaszcza mężczyzn. Macali nas, jak się maca gruszki na straganie albo cielaka przed zakupem. Nie było wielu chętnych na studentki, toteż zostałyśmy w hali jako ostatnie”. Dziewczyny pragnęły trzymać się razem, ale w końcu je rozdzielono i wysłano do roboty w różnych częściach kraju. Anna trafiła na farmę. Całe życie spędziła w mieście; praca na roli była dla niej ciężkim znojem.

Innych Polaków spotykała tylko raz w tygodniu, w kościele. Ale wkrótce i tego Niemcy zakazali. Polaków, którzy próbowali się skarżyć, batożono lub wysyłano do obozów koncentracyjnych. Inni po prostu usłyszeli, że odtąd nie wolno im chodzić do kościoła i że już nigdy nie zobaczą Polski. „Upokorzeni, wróciliśmy do pługów i do krów, o wiele milszych i łaskawszych niż ich właściciele”1.

Losy Anny, dziewczyny porwanej ze szpitala i zmuszonej do pracy na roli w obcym kraju, nie należą do niezwykłych. Niemiecka machina wojenna niemal od samego początku potrzebowała robotników z zagranicy.

W Trzeciej Rzeszy panował ustawiczny niedobór rąk do pracy, zwłaszcza w rolnictwie. Pod koniec lat trzydziestych, kiedy ożywienie gospodarcze i zbrojenia nabrały tempa, szacowano, że na terenie Rzeszy Wielkoniemieckiej brakuje około miliona pracowników i to już po uwzględnieniu dobrowolnych migrantów. W gospodarstwach rolnych ogromną część obowiązków musiały brać na siebie chłopskie żony. Kiedy we wrześniu 1939 roku wybuchła wojna, władze starały się chronić rolnictwo, lecz pobór do wojska ośmiuset tysięcy młodych mężczyzn wywołał panikę. Ministerstwo Rolnictwa i Zaopatrzenia obawiało się, że wieś nie zdoła wyżywić miast i dojdzie do powtórki sytuacji z czasów pierwszej wojny światowej, nalegało więc, by pozyskać pracowników z podbitych terytoriów. Wkrótce po zajęciu Polski wysłano do Rzeszy trzysta tysięcy jeńców wojennych, to jednak nie wystarczało. Przygotowano plany przerzucenia miliona kolejnych ludzi z terenów Generalnego Gubernatorstwa. W pierwszych miesiącach 1940 roku każdego dnia do Niemiec przybywało dziesięć pociągów, wypełnionych tysiącami robotników przymusowych2.

Zatrudnianie Polaków stało się przyczyną ogromnych napięć ideologicznych w szeregach nazistów. Z jednej strony uważano, że posłanie Niemek do pracy podczas pierwszej wojny światowej doprowadziło do zapalnej sytuacji społecznej i politycznej. Poza tym, zgodnie z linią nazistowskiej polityki społecznej, miejsce kobiety było w domu, a nie w fabryce. Nie chciano także zbytniego obniżenia stopy życiowej przeciętnej niemieckiej rodziny, jak w 1917 i 1918 roku. Z powyższych powodów ściąganie Polaków do pracy stanowiło sensowne rozwiązanie.

Z drugiej jednak strony – co z nazistowską doktryną rasową? Historyk Ulrich Herbert zauważał: „Sprowadzenie milionów ludzi z zagranicy, zwłaszcza Polaków, do pracy na terenie Rzeszy stało w sprzeczności z zasadami narodowego socjalizmu, gdyż stwarzało zagrożenie dla czystości niemieckiej krwi”. Co więcej, w SS pod kierownictwem Himmlera przygotowywano właśnie plan masowej likwidacji Żydów i Polaków w Europie Wschodniej – przesiedlanie Polaków do pracy wydawało się zatem przejawem politycznej niekonsekwencji3.

Problem rozwiązano, narzucając Polakom „system więziennego apartheidu”. Nie pozwalano im mieszkać pod jednym dachem z Niemcami – zamiast tego przydzielano im osobne baraki. Musieli nosić opaski z literą P i otrzymywali gorsze wynagrodzenia. Za wszelkie naruszenie reguł wymierzano srogie kary, a za kontakty seksualne między Polakami i Niemcami groziła śmierć. W lipcu 1941 roku pewien mężczyzna (o nieposzlakowanej dotychczas opinii) został powieszony, „gdyż wsunął rękę pod spódnicę niemieckiej dziewczynie, pracującej jako pomoc w gospodarstwie rolnym”. Niemcy czasami sarkali, zwłaszcza że egzekucje wykonywano w trybie przyspieszonym i publicznie – ale to nic dziwnego, służyć bowiem miały za ostrzeżenie zarówno dla Polaków, jak i dla niemieckich kobiet4.

Niemieckie władze okupacyjne w Polsce z zaskoczeniem przyjęły fakt, że około dwustu tysięcy Polaków zgłosiło się do pracy dobrowolnie. Jako że brakowało żołnierzy, by wyłapać siłą setki tysięcy robotników, Niemcy ogłosili przymusowy pobór dla wszystkich mieszkańców Generalnego Gubernatorstwa między czternastym a dwudziestym piątym rokiem życia. Świat w niewielkim stopniu zdawał sobie sprawę z tych wydarzeń – uwagę przyciągała raczej niemiecka inwazja w Europie Zachodniej w maju 1940 roku.

Blitzkrieg otworzył dostęp do ogromnych zasobów siły roboczej i wydawało się, że niedobory pracowników znikną raz na zawsze. Do października 1940 roku na tereny Rzeszy (przede wszystkim do gospodarstw rolnych) trafiło milion dwieście tysięcy francuskich i brytyjskich jeńców wojennych. Wbrew powszechnym wyobrażeniom większość brytyjskich jeńców nie spędziła wojny w obozach, wystawiając amatorskie przedstawienia teatralne, oddając się homoseksualizmowi z braku lepszych opcji lub opracowując szalone plany ucieczki. Pracowali na roli, a w późniejszym okresie – w fabrykach.

Równocześnie Niemcy prowadzili w krajach Europy Zachodniej kampanię rekrutacyjną zakrojoną na wielką skalę, dzięki czemu udało im się przyciągnąć tysiące kolejnych pracowników. Wprowadzono specjalne przepisy dotyczące traktowania, wynagradzania i warunków lokalowych dla różnych grup. Na szczycie hierarchii plasowali się Niemcy. Następnie Gastarbeitnehmer z państw Osi, na przykład z Włoch, potem Westarbeiter z Europy północnej i zachodniej, jeńcy wojenni i wreszcie, na samym dole, Polacy. Oczekiwano, że niemieccy obywatele będą się odnosić inaczej do przedstawicieli każdej z tych czterech kategorii: „do Polaków jako «rasa panów», do jeńców z rezerwą, do Włochów przyjaźnie, a do Belgów neutralnie”. W praktyce jednak istniały różne porządki. Włosi uchodzili za leniwych i aroganckich, zdecydowanie niezasługujących na wysokie wynagrodzenia, które otrzymywali. Irytujące było również, że narzekali na niemiecką kuchnię: na kartofle, kiszoną kapustę, kiełbasę i ciemny chleb. Polacy natomiast dobrze wpasowali się w pejzaż niemieckiej wsi. Większość cywilów z Zachodu, zwłaszcza z Francji i Belgii, uważano za solidnych pracowników. Dostawali względnie niezłe pieniądze, a ich warunki życia były niewiele gorsze niż przeciętnego niemieckiego robotnika5.

Strategia oparta na wykorzystywaniu obcej siły roboczej miała zapobiec powtórzeniu błędów z przeszłości. Nazistowskich przywódców ciągle prześladowały wspomnienia pierwszej wojny światowej, kiedy to – jak uważali – przyczyną klęski nie była postawa armii na polach bitewnych, lecz brytyjska blokada morska, wzięcie głodem mieszkańców kraju i odebranie im woli walki. Defetyzm z frontu domowego przeniósł się na żołnierzy i tak oto Niemcy otrzymały „cios w plecy”. Teraz więc za wszelką cenę trzeba było zadbać, by dla zwykłych ludzi nie zabrakło żywności6.

Kiedy 22 czerwca 1941 roku trzymilionowa niemiecka armia uderzyła na Związek Radziecki, Hitler i jego generałowie spodziewali się, że kampania potrwa kilka tygodni, najwyżej kilka miesięcy. Ich uwagę coraz bardziej zaprzątała następna wielka rozgrywka z Wielką Brytanią i Stanami Zjednoczonymi. Mężczyźni powołani do wojska mieli zaś wkrótce wrócić do fabryk i na rolę.

Mniej więcej przez dwa miesiące wszystko szło zgodnie z planem. Armia Czerwona nie stawiała poważniejszego oporu. Dzięki serii potężnych okrążeń bitewnych udało się wziąć do niewoli setki tysięcy radzieckich żołnierzy. Pod koniec lipca, w atmosferze radosnego triumfu, nazistowscy przywódcy opracowywali ambitne plany dotyczące podbitych terytoriów. Potem jednak tempo natarcia zwolniło i pojawiły się pierwsze kłopoty. Wehrmacht posuwał się co prawda w głąb kraju – przed końcem września zajął Kijów i wyparł radzieckie wojska z republik bałtyckich – lecz optymizm w Berlinie słabł. Na długo, nim w grudniu 1941 roku Sowietom udało się przeprowadzić skuteczny kontratak w obronie Moskwy, było już jasne, że zapowiada się długa i żmudna kampania.

Miało to oczywiste skutki dla niemieckiej siły roboczej. Okazało się, że nie tylko żołnierze nie wrócą w najbliższej przyszłości z frontu, ale wręcz potrzeba ich coraz więcej, a werbować można ich było wyłącznie z fabryk. To z kolei wymuszało pozyskiwanie kolejnych robotników z zagranicy. Raz jeszcze w systemie doszło do napięć. Nazistowska propaganda przedstawiała sowieckich jeńców jako „zwierzęta”, dlatego sprowadzenie ich na teren Rzeszy, a także pozwolenie, by pracowali ramię w ramię z niemieckimi kobietami, wydawało się nie do pomyślenia. (Z tego samego powodu, pod pretekstem, że Związek Radziecki nie podpisał konwencji genewskiej, nie zapewniano odpowiedniego wyżywienia 3,3 miliona ludzi wziętych do niewoli w 1941 roku. Przeszło połowa z nich poniosła śmierć: ginęli z głodu, z zimna, wyczerpania albo po prostu byli zabijani. Łączna liczba sowieckich jeńców podczas wojny sięgnęła 5,7 miliona, z czego 3,5 miliona nie przeżyło). Ale z drugiej strony jakaż była alternatywa? W roku 1942 radzieccy jeńcy zaczęli otrzymywać żywność i skierowano ich do pracy. Tymczasem nowy pełnomocnik do spraw zatrudnienia, okrutny gauleiter Saksonii Fritz Sauckel zabrał się do pozyskiwania pracowników przymusowych z podbitych terenów na Wschodzie. „Niemiecki rynek pracy dysponuje teraz dwustu pięćdziesięcioma milionami pracowników”, oznajmił mu Hitler7.

Na Ukrainie Niemców witano chlebem i solą jako wyzwolicieli. Z początku wielu Ukraińców rozważało wyjazd za pracą do Rzeszy, zwłaszcza że przekonywano ich, iż standard życia jest tam znacznie wyższy. W gazetach pojawiały się materiały propagandowe. W zakładach pracy rozwieszano plakaty zachęcające do emigracji. W kinach wyświetlano także film Przybywajcie do słonecznych Niemiec, przedstawiający młodych Ukraińców tanecznym krokiem zmierzających na sielską niemiecką farmę. Przez pewien czas starania te przynosiły skutki. Zgłosiło się wielu ochotników do pracy, wiedzionych ciekawością, chęcią zarabiania przyzwoitych pieniędzy lub po prostu tym, że nie mieli nic do stracenia. W połowie stycznia 1942 roku, przy dźwiękach orkiestry dętej, tysiąc pięciuset młodzieńców z Kijowa wsiadło do pociągu przyozdobionego kwiatami i transparentami i wyruszyło do Niemiec. W lutym wysłano dwa kolejne pociągi. „Liczyliśmy, że tam zarobimy na życie i kupimy sobie przyzwoite ubrania – wspominał później jeden z ochotników – bo Niemcy nosili porządnie szyte ubrania z dobrego materiału”8.

W maju Francuzka pracująca w Niemczech pisała w pamiętniku: „Przyjechały ukraińskie dziewczęta, młodziutkie, praktycznie dzieci. [...] Większość przecudnej urody. Noszą tradycyjne chusty lub białe chustki na głowach. Są skromne i nieśmiałe niczym stado wróbelków. [...] Jakże one śliczne, niewinne, naiwne z tą swoją tanią biżuterią i w znoszonych sukieneczkach”9.

Jednak po kilku miesiącach rzeka imigrantów wyschła. Ukraińcy przestali zgłaszać się na ochotnika. Do okupowanego kraju docierały wieści o złym traktowaniu robotników w Rzeszy, o fatalnych warunkach kwaterunkowych, kiepskim wyżywieniu i upokorzeniach. W rzeczywistości bowiem Ukraińcom przyznano w hierarchii miejsce gorsze nawet niż Polakom. Byli zamykani w obozach za ogrodzeniami z drutu kolczastego, „żeby nie mogli rozsiewać komunistycznej propagandy”. Każdy musiał też nosić plakietkę z napisem „Ost”. Kiedy chętnych zabrakło, Sauckel użył siły. Ukraińskim władzom najróżniejszych szczebli zagrożono śmiercią, jeśli nie dostarczą kontyngentu rekrutów. W wioskach starszyzna często stosowała bardzo arbitralne kryteria, chroniąc własnych krewnych i wysyłając na roboty swoich przeciwników, komunistów, uchodźców, Polaków, osoby wątłe albo kiepsko radzące sobie z pracą. „Wystarczyło, że szef wskazał cię palcem, i jechałeś do Niemiec”, wspominał pewien robotnik10.

„Orałem właśnie pole, kiedy zjawili się policjanci i powiedzieli, że zabierają nas do Rzeszy”, opowiadał po latach Anatolij Lutikow. Anatolij, wówczas siedemnastoletni parobek z południowej Ukrainy, został spawaczem w fabryce amunicji niedaleko Bremy. Nikołaj Sioma miał piętnaście lat, kiedy „policjant kazał mi się stawić następnego dnia o czwartej rano w punkcie zbornym, skąd miałem zostać wysłany do Niemiec. [...] Dodał, że jeśli spróbuję ucieczki, spali nasz dom i powiesi moją matkę”. Parę miesięcy później Nikołaj pracował w podziemnej hali fabrycznej w okolicach Hildesheim. „Latem czterdziestego drugiego wywieźli mnie do Niemiec – wspominała Kławdia Oczkasowa, dziewczyna z wioski pod Kijowem. – W punkcie zbornym każdemu przypisano numer. Na miejscu panowie czekali już na swoich niewolników. Wybierali nas, jak się wybiera krowy na targu. Mnie trafił się przyzwoity pan. Był antyfaszystą. Zawsze mnie dobrze traktował, i pozostałe dziewczyny także”. Kławdia napisała jednak list do domu, w którym ostrzegała przed wyjazdami do Niemiec, gdzie Ukraińców czeka wyłącznie brutalna przemoc, upokorzenia i szyderstwa. List wpadł w niepowołane ręce; Kławdię zamknięto w więzieniu, a potem w obozie koncentracyjnym11.

Jednak ani próby przynęcenia ochotników, ani rozkaz wydany ukraińskim władzom nie przyniosły oczekiwanych rezultatów, toteż Niemcy zaczęli po prostu organizować łapanki. Ta taktyka okazała się znacznie skuteczniejsza. Od stycznia 1942 roku do końca czerwca 1943 ludzie Sauckela dostarczyli do Niemiec 2,8 miliona pracowników przymusowych. Przez osiemnaście miesięcy niemiecką siłę roboczą każdego tygodnia zasilały średnio trzydzieści cztery tysiące osób12.

Nowi pracownicy trafiali nie tylko do przemysłu zbrojeniowego czy na rolę. W roku 1942 Hitler zgodził się wreszcie, aby urzędy pracy kierowały Niemki trudniące się służbą domową do cywilnego personelu armii, pracodawcom zaś pozwolono zatrudniać na ich miejsce dziewczęta ze Wschodu. Ten ideologiczny zwrot dokonał się, gdyż parę miesięcy wcześniej Führerowi pokazano grupę Ukrainek. Zaskoczyło go, że mają jasne włosy i „aryjską” urodę. Uznał, że w ich żyłach musi płynąć nieco germańskiej krwi i zapewne są potomkiniami Gotów, którzy zapuścili się kiedyś za Bug, toteż nadają się na pomoc domową. W marcu 1944 Niemcy zatrudniali około stu tysięcy służących z zagranicy. Prawie połowa pochodziła ze Związku Radzieckiego. Wiele ówczesnych dzieci zapamiętało swoje opiekunki, „stepowe Mary Poppins”, poubierane w „watowane kurtki, w chodakach lub ciężkich butach, z włosami spiętymi w kok. Nie znały niemieckiego, nigdy nie widziały waterklozetu ani wanny. Panie domu zaczynały zazwyczaj od wyszorowania niań do czysta i nauczenia ich niemieckich standardów higieny”. Służba bezpieczeństwa donosiła, że Niemki ceniły zagraniczną pomoc domową za „posłuszeństwo, gotowość do ciężkiej pracy i chęć do nauki”. Niemieckie służące uchodziły tymczasem za „bezczelne, leniwe i rozwiązłe”. Pozwalały sobie na wiele „w przekonaniu, że są niezastąpione”. Dziewczętom ze Wschodu można było ponadto płacić bardzo niskie wynagrodzenia, nie dawać dni wolnych i „przydzielać im dowolne zadania, choćby nie wiadomo jak męczące lub wstrętne”13.

Wiosną 1942 roku program pozyskiwania pracowników z podbitych terytoriów padł ofiarą własnego sukcesu. Podaż robotników przymusowych, których Sauckel bezlitośnie ściągał z całej Europy, przewyższała popyt. Nie dawało się zapewnić im odpowiedniego wyżywienia ani warunków lokalowych. Pracodawcy niechętnie wydawali pieniądze na to, by pracownicy, których uważali za prowizoryczną, tymczasową siłę roboczą, mieli dach nad głową. Poza tym ze względu na wojenne braki w zaopatrzeniu trudno było o materiały budowlane. Wiele firm nie mogło sobie nawet pozwolić na postawienie baraków według planów przygotowanych przez Ministerstwo Uzbrojenia i Amunicji (istniały trzy typy baraków: pierwszy zdolny pomieścić osiemnastu robotników, drugi dla trzydziestu sześciu ostarbeiterów, trzeci zaś dla dwunastu kobiet). W grudniu 1942 roku delegację urzędników wizytujących Zagłębie Ruhry zaszokował stan lokali; przedstawiały one „obraz nędzy i rozpaczy”, którego „nie da się zapomnieć”14.

Najpoważniejszy problem stanowiło jednak wyżywienie. Niemieckie rezerwy żywności i tak były mocno ograniczone, tymczasem pojawiła się cała rzesza ludzi do wykarmienia. Kiedy pierwszy raz rozważano sprowadzenie robotników ze Wschodu, Göring lekceważąco stwierdził, że da się im do żarcia koninę i kocie mięso. De facto tygodniowa racja żywnościowa robotnika przymusowego była taka sama jak w przypadku czterystu tysięcy radzieckich jeńców wojennych pracujących w Rzeszy: 16,5 kilograma rzepy, 2,6 kilograma chleba z trocinami, 3 kilogramy ziemniaków, 250 gramów koniny albo skrawków mięsa, 130 gramów tłuszczu, 130 gramów drożdży, 70 gramów cukru oraz 2⅓ litra chudego mleka na osobę. Dawało to około 2500 kilokalorii dziennie, z czego spora część pochodziła z węglowodanów. Brakowało natomiast tłuszczów i białek, niezbędnych ludziom wykonującym ciężką pracę fizyczną. Niemieccy pracodawcy szybko się o tym przekonali. Okrutne kary i groźba posłania do obozu koncentracyjnego miały ograniczoną skuteczność w motywowaniu pracowników. Prawdziwym powodem ich niskiej wydajności była zła dieta. Pewna firma z branży zbrojeniowej skarżyła się, że „praktycznie każdego dnia Ukraińcy, chętni skądinąd do pracy, mdleją przy maszynach”, i występowała o więcej żywności (wyłącznie w celu zwiększenia produktywności), „co pozwoli najefektywniej wykorzystać ukraińskich robotników, bez wątpienia sumiennych i użytecznych”. Tymczasem ostarbeiterzy próbowali uciekać. W drugim kwartale 1942 roku zbiegło około 42 174 robotników przymusowych; Gestapo złapało 34 457. Dziesiątki tysięcy wycieńczonych ludzi niezdolnych już do pracy wysłano z powrotem na Wschód. Wielu nie przeżyło podróży; ponoć wzdłuż torów kolejowych napotykano zwłoki wyrzucone z wagonów. Sauckel otwarcie dawał wyraz swojej irytacji i dopytywał, po co ściągać tylu robotników do Rzeszy, skoro ich potencjał jest marnowany z powodu fatalnej diety, wyznaczonej przez Ministerstwo Rolnictwa i Zaopatrzenia15.

Co najgorsze, skutki kryzysu żywnościowego dotknęły także Niemców. W kwietniu 1942 roku Ministerstwo Rolnictwa i Zaopatrzenia musiało zredukować racje dla obywateli. Był to drastyczny krok, jeśli weźmiemy pod uwagę, jak bardzo władze starały się dbać o morale i o to, by nie dopuścić do powtórzenia się sytuacji z lat 1917–1918. Obawy przed skutkami racjonowania żywności szybko okazały się słuszne. Służba bezpieczeństwa donosiła, że krok ten miał „fatalne” konsekwencje i „jak żadne inne wydarzenie od początku wojny” spowodował „ogromne niezadowolenie ludności cywilnej”. Gauleiterzy pisali w raportach, że utyskują nawet wierni członkowie partii16.

Kryzys żywnościowy z 1942 roku był jedną z nielicznych sytuacji, kiedy nazistowscy przywódcy zareagowali w sposób przemyślany i skoordynowany. Hitler zdymisjonował Richarda Waltera Darré, ministra rolnictwa i zaopatrzenia, i powołał na to stanowisko jego zastępcę Herberta Backe. Backe, człowiek umiejący myśleć strategicznie i podejmować śmiałe decyzje, opracował w 1941 roku plan mający na celu zagłodzenie około trzydziestu milionów Słowian (nie doszło to do skutku tylko dlatego, że Wehrmacht nie zdołał zająć Moskwy ani Leningradu). Objąwszy resort, przy wsparciu Himmlera i Göringa nakazał zmianę systemu dystrybucji żywności. Zamiast korzystać z prowiantu wysyłanego z Niemiec na front, Wehrmacht miał odtąd żywić się na własną rękę. Natomiast podbitym krajom – zwłaszcza Francji, Ukrainie i Polsce – kazano dostarczać zboże do Niemiec. Żydzi, Ukraińcy i Polacy mieli stracić przydziały jedzenia. Datą wyznaczoną dla Polaków był marzec 1943 roku. Natomiast w przypadku 1,2 miliona Żydów (nie licząc 300 tysięcy zaklasyfikowanych jako robotnicy) decyzję tę wprowadzono w życie od razu. Żydów z terenów Polski, którzy nie byli potrzebni do pracy, planowano do końca roku poddać eksterminacji.

Kryzys z 1942 roku nie był co prawda przyczyną „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”, lecz zapewne je przyspieszył. Od zajęcia Polski w 1939 roku nazistowscy przywódcy zastanawiali się, co począć z Żydami. W roku 1940 rozważano przez krótki czas wysłanie ich na Madagaskar – ale pomysłu tego nie dałoby się urzeczywistnić z powodu poczynań brytyjskiej marynarki wojennej. Następnie pojawiły się ogólne plany skoncentrowania ich w Generalnym Gubernatorstwie. Na początku 1941 roku, kiedy opracowywano atak na Związek Radziecki, pojawiła się nowa koncepcja: Żydzi zostaną deportowani w głąb ZSRR do prac przymusowych i z czasem zagłodzi się ich na śmierć. Nacierająca niemiecka armia z pomocą Einsatzgruppen SS, niemieckich policjantów i lokalnych ochotników mordowała „judeobolszewików” na zajmowanych terenach – początkowo zabijano tylko mężczyzn, potem również kobiety i dzieci, a wreszcie całe żydowskie społeczności. Liczba ofiar była ogromna. W Babim Jarze niedaleko Kijowa zginęło 33 771 Żydów. Nie zrobiono jednak ostatniego kroku, nie zdecydowano się na ludobójstwo na skalę przemysłową. Hitler najwyraźniej wciąż się wahał.

Pod koniec 1941 roku nabrał pewności. Po pierwsze stało się jasne, że nie ma co liczyć na szybkie zwycięstwo na Wschodzie, a więc i na szybkie rozwiązanie kwestii żydowskiej, o ile nie zostanie opracowana nowa strategia. Po drugie Stany Zjednoczone przystąpiły do wojny i trzeba było porzucić plany wykorzystania Żydów jako „zakładników” (Hitler od lat poważnie to rozważał). Zaczęła się wojna światowa, a Żydzi, którzy zdaniem Hitlera ją rozpętali, musieli zostać ukarani. Goebbels zapisał w dzienniku, że 12 grudnia 1941 roku Führer oznajmił gauleiterom: „Rezultatem toczącej się obecnie wojny światowej musi być unicestwienie narodu żydowskiego”.

Równocześnie na niższych szczeblach zaczęto podejmować inicjatywy, by usprawnić zabijanie. Gorliwi pretorianie Himmlera po raz pierwszy zastosowali trujący gaz, wykorzystywany wcześniej do mordowania ludzi chorych psychicznie w ramach programu przymusowej „eutanazji”. Przy szlakach kolejowych w Polsce budowano nowe obozy. Po wielu miesiącach nacisków ze strony nazistowskich oficjeli niemieckich Żydów zaczęto deportować na Wschód. W styczniu 1942 roku podczas konferencji w Wannsee, dzielnicy na obrzeżach Berlina, ustalono, że Żydów trzeba poddać eksterminacji jeszcze przed końcem wojny i nie na terenie Związku Radzieckiego, lecz w okupowanej Polsce.

W ciągu kilku następnych miesięcy polscy Żydzi byli masowo zabijani w Bełżcu, Sobiborze i Treblince. Niemiecki personel obozów nadzorował ukraińskich ochotników, zapędzających ludzi do nowo wybudowanych komór gazowych. Wkrótce akcja objęła zasięgiem całą Polskę. Latem 1942 roku istniał już kompletny plan eksterminacji europejskich Żydów. Wkrótce potem zaczęto go wdrażać. Auschwitz stał się obozem zagłady w połowie 1942 roku. Odtąd ginęli tam Żydzi z okupowanych terytoriów Francji, Belgii, Holandii i Luksemburga, ale też ze Słowacji, Polski i Ukrainy.

19 października 1942 roku znacząco zwiększono racje żywnościowe dla niemieckich obywateli i pracowników przymusowych na terenie kraju.

Od początku 1942 roku Trzecia Rzesza musiała stawiać czoło trzem sprzymierzonym przeciw niej potęgom gospodarczym: Stanom Zjednoczonym, Związkowi Radzieckiemu oraz imperium brytyjskiemu. Jedyną jej nadzieję stanowiło maksymalnie efektywne wykorzystanie wszelkich dostępnych zasobów, a w szczególności pracy. Sytuacja uległa pogorszeniu po klęsce pod Stalingradem pod koniec 1942 roku. Niemcy traciły na froncie wschodnim sto pięćdziesiąt tysięcy żołnierzy miesięcznie. Powoływanie do wojska robotników z fabryk i gospodarstw rolnych na terenie Rzeszy pozwalało uzupełnić zaledwie połowę tych strat17.

Ale mimo niedoborów rąk do pracy i mimo intensywnych alianckich nalotów niemiecka produkcja przemysłowa ciągle rosła, osiągając szczytowy poziom w roku 1944. Po części wynikało to z poprawy efektywności zarządzania (w owym czasie przypisywano przesadne zasługi w tym zakresie ministrowi uzbrojenia i amunicji Albertowi Speerowi; dziś natomiast jego rola jest niesłusznie marginalizowana), po części zaś z bezlitosnego wyzysku pracowników wszelkich kategorii.

Aby zapełnić pustki w halach fabrycznych, Niemcy, mimo odmiany losu pod Stalingradem, zdołali pozyskać kolejne miliony pracowników z zagranicy, zarówno w Europie Zachodniej, jak i Wschodniej. Planiści gospodarczy Hitlera przekonywali, że ze względu na większą wydajność niemieckich fabryk bardziej opłaca się wysyłać francuskich robotników do Rzeszy niż zostawiać ich we Francji.

Francuzów pracujących w tym okresie na terenie Niemiec da się podzielić z grubsza na trzy grupy. Około dwustu pięćdziesięciu tysięcy ludzi przyjechało tam dobrowolnie. Mniej więcej tyle samo było jeńców wojennych. I wreszcie od połowy 1943 roku istniała grupa trzecia: młodzi ludzie werbowani w ramach programu Przymusowej Służby Pracy (Service du Travail Obligatoire, STO). Społeczeństwo okupowanej Francji postrzegało wyjazd młodego człowieka do Niemiec jako cenę za pozostawienie w spokoju jego rodziny lub społeczności, naciskało więc, by młodzi szli bez szemrania i spełnili swój obowiązek. Przyszły powieściopisarz Alain Robbe-Grillet spędził dziewięć miesięcy w fabryce czołgów Pantera w Norymberdze, bo został przekonany przez rektora szkoły gospodarstwa wiejskiego, w której studiował, że powinien wyjechać do Niemiec. Jego brygadzistą był Turek. Ale chociaż francuscy robotnicy cieszyli się lepszymi warunkami niż Polacy czy Sowieci, program STO miał fatalną reputację, a jego wprowadzenie dało wielu ludziom bodziec do przystąpienia do ruchu oporu. Osoby zamożne, mające odpowiednie powiązania, potrafiły się często wykręcić od wyjazdu. Grandes écoles chroniły część uczniów, zapisując ich na górnictwo – kierunek chroniony. Najbardziej zagrożone okazały się dwie grupy społeczne: lumpenproletariat i ludzie z marginesu oraz osoby wykonujące prace mało istotne z punktu widzenia gospodarki wojennej, na przykład sklepikarze, urzędnicy bankowi i listonosze18.

Od listopada 1942 do grudnia 1943 roku zwerbowano do pracy przeszło siedemset tysięcy Francuzów, Belgów i Holendrów. Miało to jednak swoją polityczną cenę. Działania Sauckela doprowadziły do znaczącego spadku popularności rządów w owych trzech państwach. Wielu młodych ludzi zaczęło wstępować w szeregi ruchów oporu. A kiedy w czerwcu 1944 roku alianci wylądowali we Francji, źródło pracowników z Zachodu wyschło ostatecznie.

O ile w Europie Zachodniej naziści pozyskiwali ludzi do pracy, wywierając presję na rządy okupowanych państw, o tyle na Wschodzie wystarczały po prostu łapanki. Co prawda po Stalingradzie armia niemiecka zaczęła się wycofywać, coraz bardziej nękana przez partyzantów, lecz „w każdym opuszczanym sektorze żołnierze brali osoby sprawne fizyczne”. Deportowano również dzieci. Prymitywne metody okazały się skuteczne. Jesienią 1944 roku na terenie Rzeszy przebywało 2,8 miliona pracowników ze Związku Radzieckiego; prawie połowa z nich trafiła tam już po klęsce pod Stalingradem. Jednak najważniejsza zmiana, jeśli chodzi o pracowników z zagranicy, miała zupełnie inne źródło.

W lipcu 1943 roku alianci wylądowali na Sycylii, w Rzymie zaś doszło do zamachu stanu. Mussolini został odsunięty od władzy, a nowy włoski rząd kierowany przez marszałka Badoglio w zasadzie przeszedł na stronę sprzymierzonych. Niemcy zareagowali błyskawicznie. Zajęli tereny na północ od stolicy Włoch i rozbroili pięćdziesiąt sześć włoskich dywizji stacjonujących na Półwyspie Apenińskim, we Francji i na Bałkanach. Żołnierzy wysłano następnie do Niemiec. Około sześciuset tysięcy Włochów zasiliło niemieckie fabryki, gospodarstwa rolne i co najważniejsze, kopalnie19.

Zaostrzyły się spory między niemieckimi ideologami i pragmatykami. Z jednej strony środowiska świadome szerszego kontekstu społecznego – jak Ministerstwo Propagandy i Oświecenia Publicznego kierowane przez Goebbelsa czy Ministerstwo do spraw Okupowanych Terytoriów Wschodnich, na którego czele stał Alfred Rosenberg – próbowały wymusić nieco bardziej ludzkie traktowanie pracowników pochodzących z zagranicy. Wojnę przedstawiano teraz jako niemiecką krucjatę przeciwko bolszewizmowi. Wobec tego sensowne byłoby złagodzenie stosunku do ostarbeiterów, aby poczuli się bardziej solidarni z Niemcami. Naciski zwolenników takiej polityki sprawiły, że doszło do debaty na temat pewnych ustępstw, na przykład wprowadzenia mniej upokarzających odznak, poprawy warunków lokalowych i zlikwidowania różnic między pracownikami z Zachodu i ze Wschodu. Z drugiej jednak strony partia i aparat bezpieczeństwa stanowczo sprzeciwiały się wszelkim pomysłom godnego i przyzwoitego traktowania ludzi ze Wschodu. Nie zamierzały też ani trochę rezygnować z nadzoru nad nimi.

Konflikt między „zwycięstwem” a „bezpieczeństwem” dawał się też odczuć w samych zakładach pracy. Kryzys żywnościowy z 1942 roku dowiódł, że nie ma sensu oczekiwać od pracowników z zagranicy wydajnej roboty, jeśli zarazem głodzi się ich na śmierć. Ale jak pracodawcy mieli ich traktować, zwłaszcza teraz, kiedy tylu wykwalifikowanych Niemców powołano do armii? Czy da się przyuczyć przyjezdnych do bardziej skomplikowanych zadań? Czy można powierzyć im obsługę skomplikowanych maszyn bez surowego nadzoru? W niektórych gałęziach niemieckiej zbrojeniówki kierownicy zakładów przemysłowych trochę zmienili nastawienie. Początkowo, kiedy przybywali robotnicy ze Wschodu, robiono im „szkolenia z przestrzegania norm społecznych”: „Musieliśmy wpoić Rosjanom, że mają się myć, używać chustek do nosa i prawidłowo korzystać z ubikacji – utyskiwał pewien niemiecki przedsiębiorca. – Nie dotyczyło to wyłącznie mężczyzn; Rosjanki nie znały zupełnie podstawowych zasad kobiecej higieny, nie umiały używać najprostszych artykułów higienicznych. Organizowaliśmy dla nich kursy, żeby wiedziały, jak zachowuje się nowoczesna, cywilizowana niewiasta”20.

W roku 1943 drastyczna redukcja niemieckiej siły roboczej zmusiła część pracodawców do powierzenia ludziom ze Wschodu większej inicjatywy, przyuczenia ich do bardziej złożonych prac, a nawet dopuszczenia do obsługi skomplikowanych maszyn i urządzeń. Gdzieniegdzie nowy system okazał się skuteczny. Jedna z firm donosiła, że „robotnicy ze Wschodu są teraz lepiej oceniani przez brygadzistów i zasadniczo potrafią pracować samodzielnie”. Osłabły też tarcia między robotnikami z Niemiec i Związku Radzieckiego. Zdaniem historyka Ulricha Herberta, „kiedy większość firm uczyniła priorytetem poprawę wydajności, dostrzeżono, że przybysze ze Wschodu są doskonałymi pracownikami”. Zarząd koncernu optycznego Carl Zeiss Jena chwalił wschodnie kobiety za „sumienność i rzadką absencję w pracy” – poza tym, w przeciwieństwie do Niemek, nie mogły pójść na urlop, co zapewniało lepszą ciągłość produkcji. Pod właściwym nadzorem mogły wykonywać więcej zadań. „Z tych właśnie powodów chcemy więcej pracownic ze Wschodu!”21.

W górnictwie natomiast podobna taktyka (a także lepsze wyżywienie) nie przyniosła równie dużej poprawy wydajności. Panowała tam surowa męska kultura pracy. Pod ziemią często dochodziło do aktów przemocy fizycznej wobec radzieckich jeńców wojennych i byłych włoskich żołnierzy – ba, „zdradzieckich Włochów” traktowano z jeszcze większą wrogością niż „znienawidzonych Sowietów”. „Dotąd musieliśmy się z nimi obchodzić łagodnie, bo inaczej doszłoby do incydentu dyplomatycznego. Teraz śpiewka się zmieni”, stwierdził pewien niemiecki brygadzista. Z raportu przygotowanego pod koniec 1943 roku wynika, że górnicy z obcych krajów byli często poddawani karom chłosty, nie dostawali porządnych ubrań i koców, a lekarze niespecjalnie interesowali się niesieniem im pomocy. Zarządy kopalń ignorowały tę sytuację. Nic dziwnego, że Włosi i Sowieci padali jak muchy22.

Trudno o uogólnienia na temat warunków, w jakich żyli pracownicy zagraniczni, aczkolwiek lepiej mieli się ci, którzy trafili do gospodarstw rolnych, a nie do fabryk. Po przeprowadzeniu inspekcji w wielu obozach dla pracowników ze Wschodu latem 1943 roku niemiecki urzędnik raportował, że osoby tam przebywające żywią się głównie zupą z rzepy, są nękane przez westarbeiterów, a ryzyko zachorowania na gruźlicę utrzymuje się na wysokim poziomie. Z innych raportów wynika jednak, że ogólny poziom zdrowia był zaskakująco dobry.

Robotnice spotykały się nie tylko z wyzyskiem, ale również z molestowaniem seksualnym. Istniała jednak ważna różnica w sposobie postrzegania dwóch grup: Francuzek, które zgłosiły się do pracy na ochotnika na początku wojny, oraz kobiet ze Wschodu, wyłapanych w ramach akcji Sauckela. Francuskie relacje ukazują koszmarny obraz:

Moralność. Degeneracja milionów robotników jest wręcz odrażająca. Bierze się z życia w barakach, gdzie tłoczą się lubieżne tłumy mężczyzn, kobiet, chłopaków i dziewczyn wszelkich ras. [...] Hałastra wyrwana ze swoich naturalnych środowisk: ze wsi, z miasteczek, dzielnic, parafii, jakże ważnych dla zachowania moralności. Przygnębienie, utrata godności, nuda, zmęczenie, niedożywienie – wszystko to skłania, aby wyżyć się w najbardziej prymitywny sposób23.

Francuscy katolicy, jak choćby autor cytowanej przed chwilą relacji z sierpnia 1943 roku, potępiali swoje rodaczki pracujące na ochotnika w Niemczech za to, że nie zdołały oprzeć się tej moralnej zgniliźnie. Przedstawiano je jako „łowczynie fortun”, „szmaty”, spragnione udziału w niemieckich łupach wojennych. W rezultacie często były „skazane na konkubinat lub prostytucję”. Ogólnie rzecz biorąc jednak, autor uważał ich zachowanie za „hańbę dla większości francuskich robotników i jeńców”.

Zdaniem historyka Pietera Lagrou podobne opinie były niesprawiedliwe i przesadzone, formułowali je bowiem świętoszkowaci młodzieńcy, nieobeznani ze światem klasy pracującej i pragnący wspierać interesy Kościoła katolickiego. Zapewne ubarwiała je „mizoginia kleru” oraz ideologia rządu Vichy kierowanego przez marszałka Pétaina, „wedle której kobiety nie powinny pracować poza domem, a co dopiero samodzielnie podróżować za granicę”. Niemniej relacje obfitowały w szczegóły, które sugerowały, że życie pracownic w Rzeszy było okrutne i upokarzające i nie sprowadzało się do łatwej rozwiązłości przywodzącej na myśl powieści Zoli.

Co do drugiej grupy – kobiet ze Wschodu – wątpliwości jest znacznie mniej. Kobiety stanowiły przeszło połowę cywilów wywiezionych na roboty przymusowe z Polski i Związku Radzieckiego. Ich średnia wieku wynosiła mniej niż dwadzieścia lat. „Typowy niewolnik w Niemczech w 1943 roku był osiemnastoletnią uczennicą z Kijowa”, pisał historyk Ulrich Herbert[*]. Urzędnik niemieckiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, który tamtego lata z własnej inicjatywy przeprowadził inspekcję w wielu obozach, pisał:

[Pracownice ze Wschodu] mimo ogólnie słabego stanu zdrowia muszą wykonywać ciężką albo bardzo ciężką pracę fizyczną. Żeby trochę poprawić swoje warunki bytowe, spółkują z niemieckimi dowódcami obozów lub innymi mężczyznami o wyższej pozycji. Z tego powodu sytuacja w obozach bywa wprost nie do opisania. [...] Kwitnie stręczycielstwo, kobiety znajdują „przyjemne źródło dodatkowego zarobku” u niemieckich przełożonych i innych robotników cudzoziemców, dzięki czemu mogą kupować chleb i inne produkty na czarnym rynku – a i tak uchylamy tu tylko rąbek kurtyny, za którą każdego dnia dzieją się rzeczy doprawdy ohydne24.

W lipcu 1943 roku, czternaście miesięcy po przybyciu obywatelek Związku Radzieckiego do fabryki sztucznego jedwabiu w Krefeld, francuski więzień polityczny pisał:

Przez rok dokonała się olbrzymia zmiana. Nie są co prawda maltretowane fizycznie, a ich praca jest całkiem znośna. Ale rozwiązłość, w której muszą żyć te nieszczęsne dziewczęta, haniebne warunki, jakie im tu zgotowano, upodliły je do cna i zabiły w nich resztki ducha. Gdzież się podziały tamte śliczne dziewuszki o młodych, niewinnych twarzach, noszące tradycyjne chusty na głowach? Większość musiała porzucić ludzką godność. Teraz kręcą sobie włosy, malują się krzykliwie, cały czas wrzeszczą do siebie, sypiają z belgijskimi i holenderskimi robotnikami najgorszego sortu. Wiele z nich złapało już chorobę weneryczną. Dwadzieścia pięć zaszło w ciążę. Te, które zdołają wrócić na Ukrainę, zabiorą ze sobą piękną pamiątkę po „zachodniej cywilizacji”25.

Brzemienne kobiety początkowo odsyłano do domu. Ale macierzyństwo stało się sposobem ucieczki, zmieniono więc politykę. W roku 1943 działało już wiele „domów opieki dla cudzoziemskich dzieci”, założonych przez niemieckie przedsiębiorstwa, a nadzorowanych przez władze odpowiedzialne za politykę rasową. Istniał ścisły podział na dzieci „dobrej krwi” (czyli potomstwo niemieckich ojców) i resztę. Te pierwsze miały zostać wychowane na Niemców, te drugie, jako „gorsze osobniki”, trafiały do domów dziecka, gdzie przeważnie umierały zaniedbane i niedożywione.

W roku 1943 inna jeszcze kwestia odgrywała olbrzymią rolę w życiu cudzoziemskich robotników w Niemczech. Co prawda brytyjska strategia bombardowania terenów przemysłowych obowiązywała od 1942 roku, ale trzeba było czasu, żeby nauczyć się prowadzenia skutecznych, zakrojonych na szeroką skalę operacji. W połowie 1943 roku na Hamburg spadł deszcz ognia. W Zagłębiu Ruhry, przemysłowym sercu Niemiec, gdzie przebywało najwięcej cudzoziemskich robotników, każdej nocy zrzucano dziesiątki tysięcy ton ładunków wybuchowych i bomb zapalających. Cudzoziemców z reguły nie wpuszczano do potężnych schronów przeciwlotniczych, a skromne baraki nie dawały absolutnie żadnej osłony. Po ataku na Essen 5 marca 1943 roku przeszło dziesięć tysięcy robotników zostało bez dachu nad głową26.

Bombardowania budziły więc grozę. Wielu robotników próbowało ucieczki. Francuzi, którzy mieli prawo wyjeżdżać do ojczyzny na przepustkę, coraz częściej nie wracali. Robotnicy ze Wschodu migrowali do bezpieczniejszych części Niemiec w poszukiwaniu pracy. W lipcu 1944 roku Albert Speer skarżył się Hitlerowi, że liczba zbiegów sięga pół miliona rocznie.

Bombardowania zmusiły Niemców do kolejnego desperackiego kroku. Ponad połowę produkcji przemysłowej przeniesiono do podziemnych hal fabrycznych. Większy nacisk zaczęto kłaść ponadto na pracę w obozach koncentracyjnych. Od początku służyły one po części jako obozy pracy; stąd na przykład selekcje w Auschwitz (Goebbels pisał w dzienniku, że mniej więcej sześćdziesiąt procent więźniów powinno się zabijać od razu, a resztę zaharować na śmierć). Cały system, nadzorowany przez SS, był jednak po pierwsze nieefektywny, a po drugie funkcjonował niejako osobno od reszty niemieckiej gospodarki. Jednak pod koniec 1942 roku, po przejęciu Ministerstwa Uzbrojenia i Amunicji, Albert Speer wprowadził nowy program, w ramach którego prywatni przedsiębiorcy mogli ubiegać się o przydział pracowników z lagrów. Kwaterowano ich w specjalnych obozach budowanych na obrzeżach miast. Na początku 1944 roku zaszła kolejna zmiana. Postanowiono, że skoro wciąż brakuje rąk do pracy, a większość Żydów z podbitych krajów została już wymordowana, żydowskich więźniów należy skierować na roboty do Rzeszy. Niektórzy pracowali dla SS, innych wysłano do prywatnych przedsiębiorstw.

Wskutek bombardowań część więźniów obozów koncentracyjnych trafiła również do podziemnych fabryk, gdzie miała powstawać tajna niemiecka broń typu V. Szacuje się, że pod koniec roku łączna liczba więźniów (nie tylko Żydów) z obozów koncentracyjnych wynosiła 600 tysięcy ludzi, z czego 480 tysięcy rzekomo nadawało się do pracy. 140 tysięcy z nich pracowało w podziemnych fabrykach, 130 tysięcy w Organizacji Todta, a 230 tysięcy zatrudniały prywatne firmy, między innymi Daimler-Benz, Messerschmitt i Heinkel.

Zmiana priorytetów, zaprzestanie eksterminacji i postawienie na wyzysk siły roboczej ocaliły wielu Żydom życie, choć naziści i tak zamierzali ich ostatecznie zabić. Warunki, zwłaszcza pod ziemią, były koszmarne. Całe wyżywienie stanowiła zupa z rzepy, trochę chleba i mięsa. „Pod koniec roku 1944 – pisał Ulrich Herbert – oczekiwana długość życia więźnia wynosiła kilka miesięcy. Człowiek był wart tyle, ile miał siły fizycznej na następnych parę tygodni. Dla setek tysięcy ludzi z obozów praca oznaczała śmierć”27.

Na tym etapie wojny cudzoziemcy znowu zaczęli przyjeżdżać do Niemiec dobrowolnie – mowa o tych, którzy uciekali przed Sowietami.

Po klęsce ogromnej ofensywy niemieckiej na łuku kurskim w lipcu 1943 roku Armia Czerwona przeprowadziła kontratak i zaczęła odzyskiwać terytoria Związku Radzieckiego. We wrześniu dotarła nad Dniepr, a 6 listopada zajęła Kijów. W styczniu 1944 roku doktor Aleksandr Woropaj i jego żona postanowili udać się na Zachód. Woropaj był agronomem. Przed wojną nie wiodło mu się, gdyż miał „niewłaściwe pochodzenie”. Przetrwał okupację i uznał, że odniesie większe korzyści, jeśli ucieknie wraz z wycofującymi się Niemcami. Podróż konnym zaprzęgiem była pełna niebezpieczeństw, w końcu jednak małżeństwo dotarło do Berlina. Najpierw umieszczono ich w obozie dla obcokrajowców, potem jednak dzięki pomocy lokalnego Ukraińskiego Komitetu Pomocowego dostali pracę w gospodarstwie rolnym w Bawarii28.

Parę miesięcy później Armia Czerwona rozpoczęła na całym froncie ogromną ofensywę o kryptonimie operacja Bagration. W lipcu i sierpniu 1944 roku, kiedy alianci wypierali nazistów z Francji, Sowieci zajmowali kraje bałtyckie i zachodnią Ukrainę. Helena, młoda dziewczyna z Estonii, nie zamierzała czekać na ich przybycie:

Było to w letni dzień we wrześniu 1944 roku. Opuściliśmy nasz dom i ojczyznę. Pracę, obowiązki i radości wielu lat zostawiliśmy w tyle. Moja matka zawołała: „Zamknij fortepian i wyrzuć kluczyk przez okno”. Na koniec wzięłam trzy kwiaty z krzaku róży rosnącego przy bramie i zasuszyłam je w tomiku poezji. To była moja jedyna pamiątka.

Wkrótce białe mury rodzinnego domu zniknęły przesłonięte przez świerki. W porcie w Tallinie panował chaos. Na nabrzeżu tłoczyły się tysiące ludzi, wszędzie pełno było koni i ciężarówek, a tymczasem radzieckie samoloty zrzucały bomby. Rodzina Heleny zdołała się dostać na statek. Tego wieczora dziewczyna stała na pokładzie u boku matki i brata i patrzyła na kraj majaczący w oddali. Przypomniały jej się wtedy słowa pewnego pisarza: „Kto traci ojczyznę, traci wszystko”.

Statek został ostrzelany z powietrza, w końcu jednak dotarł do „złotych bram Gdańska”. Helena znalazła pracę – „brudną i wstrętną” – w przedszkolu na prowincji. Krótko potem napisała do pewnej śląskiej baronowej, którą poznała jeszcze przed wojną, i została zaproszona do „wspaniałych komnat jej pałacu”. Zdołała nawet przekonać Arbeitsamt [urząd pracy] w Breslau, żeby jej rodzina dostała pozwolenie na pracę na terenie posiadłości baronowej. Wieczorami, kiedy wszyscy poszli już do łóżka, mogła przez godzinę ćwiczyć grę na fortepianie. W styczniu 1945 roku ofensywa Armii Czerwonej raz jeszcze zmusiła rodzinę do ucieczki. Długo nie zagrzali nigdzie miejsca, póki Helena nie została pomocnicą kuchenną w szpitalu polowym w Saksonii29.

1 stycznia 1945 roku Hitler wygłosił jedno z ostatnich przemówień radiowych do narodu. Zamiast typowej dla siebie buńczuczności kpił z alianckich planów dotyczących przyszłości Europy. Z pogardą mówił o „powoływaniu na papierze coraz to nowych komisji do spraw rozwiązywania kwestii europejskich po wojnie i tworzeniu stowarzyszeń mających się zajmować racjonowaniem dostaw żywności po upadku Niemiec”. Alianci, powiadał Führer, „zawsze zachowują się, jak gdyby już zwyciężyli, jak gdyby już mogli swobodnie przygotowywać plany rządzenia Europą”30.

W rzeczywistości plany działań niezbędnych do podjęcia po wojnie zaczęto pisać, kiedy tylko padły pierwsze strzały.

Przypisy

1 Relacja pielęgniarki, niepublikowane wspomnienia spisane w 1946 roku, załącznik w: Marta Korwin, No Man’s People, cz. 2: pamiętniki dipisów, 1946, archiwum Willa Arnolda-Fostera, prywatny właściciel, Londyn.

2 Adam Tooze, The Wages of Destruction. The Making and Breaking of the Nazi Economy, London 2006, s. 166–199.

3 Ulrich Herbert, Forced Labour, w: I.C.B. Dear, M.R.D. Foot (red.), The Oxford Companion to World War II, Oxford 1995.

4 Tooze, Wages of Destruction, dz. cyt. Ulrich Herbert, Hitler’s Foreign Workers. Enforced Foreign Labor in Germany under the Third Reich, Cambridge 1997, s. 132.

5 Herbert, Hitler’s Foreign Workers, dz. cyt., s. 105.

6 Taki punkt widzenia przyjmował Hitler w Mein Kampf. Obecnie historycy – między innymi Avner Offner – uważają, że blokada wcale nie była tak skuteczna, jak wówczas sądzono. Hew Strachan podkreśla jednak: „Pamięć o blokadzie była kluczowym elementem niemieckiego myślenia o wielkiej wojnie i planów militarnych, bez względu na to, jak solidne były po temu przesłanki”. E-mail do autora, 11 lutego 2008. Bardzo dziękuję profesorowi Strachanowi za te uwagi.

7 Tooze, Wages of Destruction, dz. cyt., s. 515–522. Mark Mazower, Imperium Hitlera, przeł. Anna i Jacek Maziarscy, Warszawa 2011. Gitta Sereny, Albert Speer. His Battle with Truth, London 1996, s. 313–316. Alexander Dallin, German Rule in Russia, London 1980, s. 405–450.

8 Karel C. Berkhoff, Harvest of Despair. Life and Death in Ukraine under Nazi Rule, Cambridge 2004, s. 25–74.

9 Agnes Humbert, Résistance. Memoirs of Occupied France, Paris 2008, s. 132–133.

10 Berkhoff, Harvest of Despair, dz. cyt., s. 261.

11 Hans-Heinrich Nolte (red.), Häftlinge aus der UdSSR in Bergen-Belsen: Dokumentation der Erinnerungen. „Ostarbeiterinnen” und „Ostarbeiter”, Kriegsgefangene, Partisanen, Kinder, und zwei Minsker Jüdinnen in einem deutschen KZ, Frankfurt am Main 2001, s. 54–59.

12 Tooze, Wages of Destruction, dz. cyt., s. 517.

13 Określenie „stepowa Mary Poppins” zapożyczyłem od Nicholasa Stargardta. Zob. Nicholas Stargardt, Witnesses of War. Children’s Lives under the Nazis, London 2005, s. 157. Berkhoff, Harvest of Despair, dz. cyt., s. 265–266. Herbert, Hitler’s Foreign Workers, dz. cyt., s. 188–189, 439. Badacze spierają się o to, ile było takich opiekunek: Berkhoff mówi o pięćdziesięciu tysiącach, Stargardt o pół milionie „przymusowych niań”, Herbert o stu tysiącach „cudzodziemskich piastunek”.

14 Edward Homze, Foreign Labor in Nazi Germany, Princeton 1967, s. 264–271. Herbert, Hitler’s Foreign Workers, dz. cyt., s. 313–325.

15 Tooze, Wages of Destruction, dz. cyt., 539–540.

16 Mazower, Imperium Hitlera, dz. cyt. Tooze, Wages of Destruction, dz. cyt., s. 538–551.

17 Herbert, Hitler’s Foreign Workers, dz. cyt., s. 256–358.

18 Richard Vinen, The Unfree French. Life under the Occupation, London 2006, s. 247–312. Alain Robbe-Grillet, Ghosts in the Mirror, London 1988, s. 89–91, 103–108.

19 Herbert, Hitler’s Foreign Workers, dz. cyt., s. 282–283.

20 Tamże, s. 303.

21 Tamże, s. 304–308.

22 Tamże, s. 239–247.

23 Pieter Lagrou, The Legacy of Nazi Occupation. Patriotic Memory and National Recovery in Western Europe, 1945–1965, Cambridge 2000, s. 144–145.

24 Gotthold Starke, Notes on the Situation of Eastern Workers in Germany, cyt. za: Herbert, Hitler’s Foreign Workers, dz. cyt., s. 322–333. Ulrich Herbert nie podaje żadnych innych informacji na temat Starkego, nie wyjaśnia też, dlaczego sprawą zajmował się dyplomata.

25 Humbert, Résistance, dz. cyt., s. 200–201.

26 Herbert, Hitler’s Foreign Workers, dz. cyt., s. 317–323. Wielu historyków uważa, że gdyby RAF pod koniec 1943 roku skoncentrował się na dalszych bombardowaniach w Zagłębiu Ruhry, a nie w Berlinie, wojna zostałaby rozstrzygnięta szybciej, a w każdym razie sytuacja Rzeszy stałaby się dużo trudniejsza.

27 Mazower, Imperium Hitlera, dz. cyt. Tooze, Wages of Destruction, dz. cyt., s. 618–624.

28 Olexa Woropay, On the Road to the West. Diary of a Ukrainian Refugee, Wetherby 1982, s. 1–20.

29 Relacja estońskiej dziewczyny, niepublikowane wspomnienia spisane w 1946 roku, załącznik w: Marta Korwin, No Man’s People, dz. cyt., cz. 2: pamiętniki dipisów, 1946, archiwum Willa Arnolda-Fostera, prywatny właściciel, Londyn.

30 Mazower, Imperium Hitlera, dz. cyt.

[*] Latem 1944 roku około jednej czwartej niemieckiej siły roboczej stanowili cudzoziemcy – łącznie 7,8 miliona ludzi. Z tego 5,7 miliona to cywile, a reszta – jeńcy wojenni. Ze Związku Radzieckiego pochodziło 2,8 miliona ludzi, z Polski 1,7 miliona, z Francji 1,3 miliona. Ogółem w Niemczech zatrudniano osoby z prawie dwudziestu państw europejskich (przyp. aut.).

Powrót

Подняться наверх